Czy
nie mógłby Ksiądz wyjaśnić, o co chodzi świadkom Jehowy, że przywiązują taką
wagę do tego, aby Boga nazywać Jehową?
Proponuję
zostawić na razie na boku doktrynę świadków Jehowy, pomówmy w ogóle o imieniu
Bożym. Zastanówmy się na początku, czym się różni nazwa od imienia.
W
rozważaniach nad ludzką mową często podkreśla się, że coś, czego nie
nazywamy, dla nas prawie nie istnieje. Jeśli na przykład w jakimś języku tym
samym słowem określa się kolor niebieski i fioletowy, ludzie mówiący tym
językiem zwykle nie rozróżniają tych kolorów. Las człowieka dzisiejszego jest
jakby inny niż las naszych dziadków: my w lesie widzimy drzewa, nasi
dziadkowie widzieli raczej graby, buki, modrzewie, sosny itd., umieli nazwać
poszczególne trawy i rozróżniali każdego ptaka, którego w lesie zobaczyli lub
usłyszeli. Podobnie daleko nam do Eskimosów, którzy na określenie śniegu mają
ponad trzydzieści wyrazów; nasze doświadczenie śniegu jest znacznie uboższe.
Nadając
nazwę, w jakiś sposób oswajamy rzecz nazywaną, włączamy ją do naszego świata.
Za pomocą nazw rozróżniamy rzeczy, ale je także łączymy w większe lub
mniejsze grupy. Nazwa wydobywa z rzeczy to, co w niej widzimy przede
wszystkim; wskazuje na jej relacje do innych rzeczy itp. Słowem, dzięki
językowi rzeczywistość układa nam się w jako tako sensowną całość i to
sensowną w sposób jednocześnie obiektywny i subiektywny: jako moja
rzeczywistość.
Jeśli
się nad powyższym zastanowić, człowieka ogarnia niepokój, czy w ogóle wolno
nam nazywać Boga. Bóg jest przecież Kimś Żywym, nie jest rzeczą. W Nim
żyjemy, poruszamy i jesteśmy, On jest u podstaw całego naszego świata,
niezależnie od tego, czy zdajemy sobie z tego sprawę, czy nie -- zatem czy
wolno nam określać Go naszymi nazwami, tak jakby trzeba Go było dopiero do
naszego świata wprowadzić? Kiedy w mojej obecności ktoś mówi o mnie jako o
osobie trzeciej, odczuwam to jako nadużycie i złe wychowanie. Bóg tymczasem
jest wszechobecny, nasze mówienie o Nim nigdy nie dzieje się poza Jego
obecnością. W każdej sytuacji jest On kimś pierwszym, bo jest On nawet
bliższy mnie niż ja sam sobie; nigdy nie jest osobą trzecią, nieobecną przy
rozmowie.
Oto
powody, dla których przynajmniej niektóre sposoby mówienia o Bogu odczuwamy
jako nadużycie. Nie wolno nam o Nim mówić tak, jakby był rzeczą albo jakby
nie był obecny; nie wolno nam wyobrażać sobie, że nazywając Go, można nad Nim
zapanować albo Go do czegoś przymusić. O Bogu trzeba mówić w taki sposób,
żeby to nas do Niego przybliżało. On sam pokazał nam, jak można i należy o
Nim rozmawiać: w Piśmie Świętym, które jest Jego słowem. Otóż z Pisma
Świętego wynika, że Pan Bóg nie pogniewa się na nas, jeśli nasze mówienie o
Nim jest niedoskonałe, a nawet obarczone jakimiś prymitywnymi wyobrażeniami:
najważniejsze, żeby wypływało ono ze szczerego serca i przesycone było
pragnieniem zbliżenia do Niego. Przypomnijmy sobie, jak prymitywne niekiedy
były wyobrażenia o Bogu pierwszych Izraelitów -- a przecież oni rzeczywiście
Boga szukali i Go znajdowali.
W
tym miejscu zastanówmy się nad tym, co to jest imię. Otóż imię wskazuje
prawie zawsze na osobę. Jeśli dajemy imię rzeczom lub zwierzętom, to aby
wydobyć niejako tę rzecz lub zwierzę spośród wszystkich do niego podobnych i
podkreślić jego dla nas jedyność i niepowtarzalność. Zwracanie się po imieniu
wyraża przede wszystkim bliską relację międzyosobową. Dlatego jesteśmy po
imieniu tylko z ludźmi, którzy są nam w jakiś sposób bliscy. Kiedy ktoś bez
mojej zgody zwraca się do mnie po imieniu, jest mi przykro, niezależnie od
tego, czy kryje się za tym upokarzająca mnie protekcjonalność czy
nieuprawnione spoufalanie się.
Z
kolei są liczne rodziny, w których ojca ani matki nigdy nie nazywa się po
imieniu i nie przeszkadza to najserdeczniejszej zażyłości między rodzicami i
dziećmi. W rzeczywistości jednak imionami -- a nie tylko nazwami -- są
wówczas słowa "tato, mamo", a oznaczają one jedyną dla dziecka
osobę na świecie, z którą je łączy najserdeczniejsza bliskość. Zarazem dzięki
zakazowi nazywania rodziców ich imieniem własnym zapewniony jest pożyteczny
dystans.
Odnotujmy
jeszcze symboliczne akty pozbawienia człowieka jego imienia, żeby okazać mu w
ten sposób pogardę, a nawet odsądzić samowolnie od ludzkiej godności. I tak w
obozach koncentracyjnych ludzi po prostu ponumerowano. Z podobnej potrzeby,
choć w formie bez porównania mniej groźnej, bierze się nasza skłonność do
zastępowania imienia inwektywą ("ty ośle!" itp.).
Przenieśmy
te refleksje na teren wiary. Każdego z nas Pan Bóg wezwał do istnienia po
imieniu. Nie bądźmy śmieszni i nie wyobrażajmy sobie tego w sensie
materialnym. Wezwał nas po imieniu, to znaczy umiłował nas, zanimśmy jeszcze
zaistnieli; to, co powiedziano o Jeremiaszu, odnosi się zapewne do każdego z
nas: "Zanim cię utworzyłem w łonie matki, znałem cię" (Jr 1,5).
Kilkakrotnie też powtarza się w Piśmie Świętym obietnica, że Bóg da nam nowe
imię. Co to znaczy? Jest to obietnica, że zaznamy większej jeszcze miłości od
Boga niż obecnie, miłości nieprzemijalnej. Nawet bezpłodnym, jeśli wejdą na
drogę Bożą, "dam miejsce w moim domu i w moich murach, oraz imię lepsze
od synów i córek, dam im imię wieczyste i niezniszczalne" (Iz 56,5).
Każdy z nas, jeśli tylko będziemy wierni Bogu, zazna miłości niepowtarzalnej
i przekraczającej wyobraźnię, każdy z nas otrzyma "imię nowe, którego
nikt nie zna oprócz tego, kto [je] otrzymuje" (Ap 2,17).
Otóż
miłość Boga do człowieka nie jest jednostronna, Bóg chce być również kochany
przez tych, których kocha. Toteż objawił nam swoje imię, chce być z nami po
imieniu, tak jak to się dzieje w każdej miłości. Osobiście wydaje mi się, że
świadkom Jehowy chodzi nie tyle o imię Boże, co o wyraz Jahwe. A przecież
imię to nie tylko wyraz, w ostatecznym wymiarze imię utożsamia się z osobą: w
takim stopniu, w jakim jest mi ona bliska. Jeśli ktoś swoją żonę nazywa
"Basią", Basia nie jest dla niego wyrazem, którym on oznacza swoją
żonę, Basia to jest po prostu jego żona. Ja mojej matki nigdy w życiu nie
nazwałem jej imieniem własnym, nazywam ją "mamą", i to jest
najprawdziwsze imię. "Mama" nie jest wyrazem, jakim określam
kobietę, która mnie urodziła; ja w to słowo wkładam swoje przywiązanie do
matki, kilkadziesiąt lat naszej wzajemnej bliskości.
Tylko
przy takim rozumieniu mają sens liczne wypowiedzi biblijne na temat imienia
Bożego: o ile nie chodzi tu o wyraz, o ile imię Boże utożsamia się z samym
Bogiem. "Wielkie rzeczy uczynił mi Wszechmocny, święte jest Jego
imię" -- śpiewała Matka Najświętsza w Magnificat. "Niech
wielbią imię Twoje wielkie i straszne, bo ono jest święte" -- czytamy w
Psalmie 99. "Ojcze, uwielbij imię Twoje" -- modlił się Pan Jezus (J
12,28).
Starotestamentalne
imię "Jahwe" spełniło wielką rolę w dziejach objawienia. Oznacza
ono "Jestem Który Jestem". Bibliści, analizując specyficzną strukturę
języka hebrajskiego, dopatrują się w owym "jestem" dodatkowej
głębi: "Jestem jako kochający", "jestem jako źródło wszelkiego
istnienia" itp. W czasach powszechnego wielobóstwa imię to zawierało
wyznanie monoteizmu: w różnych bogów ludzie wierzą, ale jeden tylko Bóg jest
prawdziwy. Ten, który kazał się nazywać JA JESTEM.
Później,
kiedy monoteizm utrwalił się, Żydzi zaczęli coraz bardziej lękać się używania
tego imienia. W końcu doszło do tego, że jednemu tylko arcykapłanowi i to
jeden jedyny raz w roku -- kiedy w Dzień Pojednania stawał w Świętym Świętych
sam na sam z Bogiem -- wolno było wezwać tego imienia. Dlaczego do tego
doszło? Wynikało to zapewne z podobnej czci, która wielu ludzi powstrzymuje
przed zwracaniem się po imieniu do własnych rodziców. Może też było w tym
trochę chęci łatwego "zaliczenia" sobie przykazania "Nie
będziesz brał imienia Pana Boga twego nadaremnie".
W
każdym razie faktem jest, że w czasach Pana Jezusa Żydzi zupełnie już nie
używali tego imienia. Nawet czytając Stary Testament, w którym tyle razy
pojawia się to imię, lękano się je wymawiać i zastępowano je słowem
"Adonai", to znaczy "Pan". Również w Ewangeliach ani razu
nie cytuje się tego imienia. Więcej jeszcze, we wszystkich bez wyjątku
cytatach starotestamentalnych w miejsce słowa "Jahwe" Nowy
Testament umieszcza konsekwentnie słowo "Pan". I tak było zawsze od
początku zarówno w Kościele katolickim, jak we wszystkich chrześcijańskich
wyznaniach. Dopiero świadkowie Jehowy zrobili z tego problem.
Dlaczego?
O co im chodzi, że odważyli się wystąpić z pretensją do całego
chrześcijaństwa o zaniechanie używania tego imienia, skoro w pierwszym
rzędzie pretensję tę powinni skierować przeciwko Ewangeliom? Przecież w
gruncie rzeczy nie walczą oni o imię, tylko o wyraz. Zwracam się przecież do
Boga po imieniu, ilekroć w miłości wołam do Niego "Boże mój!", czy
jakkolwiek inaczej, byleby prawdziwie. O co chodzi świadkom Jehowy w tej
kłótni o wyraz?
Otóż
centralnym dogmatem ich doktryny jest nauka o królestwie Bożym, którą oni
jednak rozumieją jako obietnicę raju na ziemi. Przy takim rozumieniu
królestwa Bożego, wewnętrzną koniecznością tej doktryny jest odrzucenie
ewangelicznego orędzia o odkupieniu przez krzyż Chrystusa, o Bóstwie
Chrystusa i o naszym przebóstwieniu, a także o Bożym Ojcostwie wobec nas. I
rzeczywiście wszystkie te prawdy świadkowie Jehowy odrzucają. Otóż wszystkie
te negacje skupiają się jak w soczewce w kłótni o wyraz "Jahwe".
Tymczasem
nie przypadkiem słowo to nie pojawia się w Ewangeliach ani razu -- z
wyjątkiem kilku dość jednoznacznych aluzji, o których za chwilę. Mianowicie
Jezus Chrystus objawił nam nowe imię Boga, doskonalej odsłaniające prawdę
Bożej miłości do ludzi. Kiedy przypatrzyć się zapisanym w Ewangeliach
modlitwom Chrystusa, od razu rzuca się w oczy, że Boga nazywał najczęściej
Ojcem. OJCIEC -- to jest właśnie nowe imię Boga: "Ojcze, nadeszła
godzina! Uwielbij Syna swego, aby Syn Cię uwielbił" (J 17,1);
"Ojcze Święty, zachowaj ich w imię Twoje" (J 17,11); "aby
wszyscy stanowili jedno, jak Ty, Ojcze, we Mnie, a Ja w Tobie, aby i oni
stanowili jedno w Nas" (J 17,21); "Wysławiam Cię, Ojcze, Panie
nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś
je prostaczkom" (Mt 11,25); "Ojcze, w ręce Twoje oddaję ducha mego"
(Łk 23,46). Również nas uczył, abyśmy właśnie w tym imieniu zbliżali się do
Boga: "Ojcze nasz, któryś jest w niebie, święć się imię Twoje" (Mt
6,9).
Jest
jeszcze jedno imię Boże, objawione w Ewangelii. Jest to imię Jednorodzonego
Syna Bożego, równego Przedwiecznemu Ojcu, który dla naszego zbawienia uniżył
się i stał się człowiekiem. JEZUS (hebr. Jehoszua) znaczy "Jahwe
zbawia". W Ewangelii św. Jana znajduje się kilka przejrzystych aluzji
Pana Jezusa, w których daje On do zrozumienia, że On sam jest Jahwe, TYM
KTÓRY JEST: "Gdy wywyższycie Syna Człowieczego, wtedy poznacie, że JA
JESTEM" (J 8,28); "abyście uwierzyli, że JA JESTEM" (J 13,39).
Raz, przy okazji takiej wypowiedzi, słuchacze porwali kamienie, aby Go zabić
(por. J 8, 58n) -- bluźnierstwem bowiem wydawało im się to, że czyni się
równym Bogu. Warto dodać, że świadkowie Jehowy gorąco sprzeciwiają się
takiemu rozumieniu tych wypowiedzi -- potwierdza ono bowiem prawdę o Bóstwie
Chrystusa, którą oni odrzucają.
Wielokrotnie
czytamy w Nowym Testamencie o najwyższym znaczeniu imienia Jezus: "W
Jego imieniu narody nadzieję pokładać będą" (Mt 12,21); "I nie ma w
żadnym innym zbawienia, gdyż nie dano ludziom pod niebem żadnego innego
imienia, w którym moglibyśmy być zbawieni" (Dz 4,12); "I każdy, kto
dla mego imienia opuści dom albo braci lub siostry, ojca lub matkę, dzieci
lub pole, stokroć otrzyma i życie wieczne odziedziczy" (Mt 19,29);
"A przywoławszy apostołów, kazali ich ubiczować i zabronili im
przemawiać w imię Jezusa, a potem zwolnili. Oni zaś odchodzili sprzed Sanhedrynu
i cieszyli się, że stali się godni cierpieć dla Imienia" (Dz 5,40n).
Chrystus, Bóg Człowiek nosi "imię ponad wszelkie imię, aby na imię
Jezusa zgięło się każde kolano istot niebieskich i ziemskich, i podziemnych,
i aby wyznał wszelki język, że Jezus Chrystus Jest PANEM ku chwale Boga
Ojca" (Flp 2,9-11).
Rzecz
jasna, nie chodzi o wyraz "Jezus", ale o imię Jezusa o Jezusa
Żywego, Zbawiciela, który jest naszą Nadzieją i którego chcemy się trzymać
zawsze, nawet w obliczu prześladowań.
|
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz