1. Getsemani
Zgodnie z relacją
św. Marka Jezus i uczniowie po odśpiewaniu hymnu zamykającego ucztę paschalną
„wyszli w stronę Góry Oliwnej” (Mk 14,26), gdzie u jej podnóża w miejscu zwanym
Getsemani Jezus w towarzystwie trzech uczniów – filarów Kościoła, pozostał na
modlitwie.
Miejsce to było
znane, gdyż wg. św. Łukasza Jezus podczas swojej kilkudniowej działalności w
Jerozolimie, po całodziennym nauczaniu w świątyni, wieczorem „wychodził i noce
spędzał na górze zwanej Oliwną” (Łk 21, 37).
Nazwa Getsemani
jest hellenistyczną formą słów hebrajskich: Gat-Szemane czyli „tłocznia oliwy”.
Być może od znajdującej się tam tłoczni do której okoliczni plantatorzy
przynosili swoje oliwki.
Drzewo oliwne obok
figi i krzewu winnego jest najbardziej charakterystycznym drzewem
w Izraelu. Ponieważ przez cały rok
pozostaje zielone, stało się symbolem człowieka sprawiedliwego,otoczonego Bożym
błogosławieństwem, jak również obrazem mądrości, która prowadzi do
sprawiedliwości.
Zarówno w Izraelu,
jak i w pozostałych krajach starożytnego Wschodu oliwa miała ważne znaczenie w
różnych aspektach życia ludzkiego: spożywana na co dzień odżywiała ciało,
spalana
w lampach dawała światło, a używana w
zabiegach lekarskich przynosiła zdrowie.
Ponadto osoby
poświęcone bogom, czy to kapłani, czy też królowie,
wchodziły w posiadanie powierzonych im urzędów w czasie obrzędu namaszczenia
oliwą. Stąd też w Piśmie św. namaszczenie oliwą
oznaczało błogosławieństwo, poświęcenie, wyraz uznania przez Boga
i wyróżnienie wobec ludzi.
Człowiek
„namaszczony” (po hebr. mašiah,
po gr. christos) stawał się
osobą nietykalną
i świętą, postacią, której należy oddawać
szacunek a nawet cześć religijną. W tym kontekście niezwykłej
wymowy nabiera
fakt, że Jezus Chrystus, czyli „Namaszczony” przez Boga Duchem Świętym i
powołany do spełnienia zbawczego dzieła, w ostatni wieczór przed swą śmiercią
idzie do ogrodu Getsemani aby tam się modlić właśnie pod baldachimem drzew oliwnych,
ze swej natury symbolizujących Jego posłannictwo.
--------------------------------------------------------------------------------
2. Noc
Biblia zawiera
ponad 300 odnośników do słowa „noc”. Mniej więcej 100 razy pojawia się ten
termin w kontekście wyznaczania rytmu dobowego lub też określając minione dni.
Jako dopełnienie dnia, noc jest elementem nadającym ład przyrodzie i ludzkiemu
życiu: „i tak upłynął wieczór i poranek – dzień...” (Rdz 1, 5-31). Dzień i noc jako stworzone przez Boga należą tylko do Niego, istnieją jednak
dla dobra całego stworzenia.
Jako element rytmu
życia, noc może być symbolem zaprzestania pracy, podobnie jak dzień jest
związany z ludzką działalnością. W przypowieści Jezusa o robotnikach w winnicy,
są oni najmowani na dzień, a za wykonaną pracę otrzymują wynagrodzenie po
zapadnięciu zmroku (Mt 20, 1-16). innym razem Jezus powiedział: „Potrzeba nam
pełnić dzieła Tego, który Mnie posłał, dopóki jest dzień. Nadchodzi noc, kiedy
nikt nie będzie mógł działać” (J 9, 4).
Zgodnie z wyobrażeniem
nocy jako połowy doby, wiele biblijnych odnośników na temat nocy to wzmianki na
temat czasu wydarzeń. Niektóre z czynności są stale obecne w życiu: sen,
okazywanie gościnności podróżnym, seksualność.
Liczne są odnośniki
na temat wydarzeń nadprzyrodzonych do których dochodzi właśnie w nocy jak
objawicielskie wizje udzielone przez Boga ludziom np.: Jakub, Samuel, Natan,
Salomon, Daniel, Paweł.
Noc łączy się ze
snami, które miały dla ludzi ogromne znaczenie. Jest to również czas wizyty
aniołów (Łk 2, 8-14; Dz 5, 19; 12, 7; 27, 23), Jezus chodził w nocy po morzu
(Mt 14, 25).
Noc jest czasem
praktykowania pobożności. Jezus spędzał niekiedy noce na modlitwie (Mt 14, 23;
Łk 6, 12). W Księdze Psalmów opisani są ludzie, którzy nocą otrzymują pouczenie
(Ps 16, 7), śpiewają (Ps 42, 9), medytują (Ps 63, 7; 119; 148), rozmyślają w
sercu (Ps 77, 7) i wspominają Boże imię (Ps 119, 55).
Dając wytchnienie
od zajęć pochłaniających całą uwagę, noc może oznaczać przypływ niepokojących
myśli i emocjonalnego cierpienia. Biblijnym archetypem jest bezsenna noc.
Psalmista wielokrotnie opisał noc jako czas płaczu (Ps 6, 7; 30, 6; 42, 4; 77,
3), niepokojów (np. w Ps 121, 6 księżyc razi w nocy ) lub bliżej nieokreślonych
strachów (Ps 91, 5). Hiob mówił o nocy męki wyznając: „gdy nastanie wieczór,
leżę pełen niepokoju aż do świtu” (Hi 7, 3-4).
Od niepamiętnych
czasów noc łączono z czarami i niebezpieczeństwem. Wiele nocy opisanych w
Biblii ma takie cechy: wyjście Izraelitów z Egiptu, Jakub stanął nocą do
budzących grozę zapasów z anielskim przeciwnikiem.
Noc jest czasem
ucieczki przerażonych ludzi: Józef z rodziną uciekł do Egiptu nocą, Piotr
wymknął się podczas ciemności z więzienia, Paweł potajemnie opuścił Damaszek.
Wydarzenia towarzyszące aresztowaniu i procesowi Jezusa przeniknął mrok
ciemności i tajemniczość nocy.
Kolejna grupa
obrazów ma charakter militarny. Świt był tradycyjną porą rozpoczęcia ataku,
podczas nocy rozmieszczano wojska przed bitwą mającą nastąpić następnego dnia.
Nocny atak był śmiałym i ryzykownym przedsięwzięciem, którego sukces w dużej
mierze zależał od zaskoczenia.
Jeden z najbardziej
przejmujących fragmentów dotyczących nocy stanowi odrębną
kategorię. Nocą Judasz zdradził Jezusa. Po spożyciu paschalnego chleba, który
otrzymał z ręki Jezusa „zaraz wyszedł. A była noc” (J 13, 30). Nastąpiło tam połączenie znaczenia dosłownego i duchowego, tworząc
tragiczny obraz duszy pogrążającej się w wiecznej ciemności.
----------------------------------------------------------------------------------------------
3. Trwoga
W opisie godzin
spędzonych w Ogrójcu św. Marek bardzo realistycznie ukazuje ludzką reakcję
Jezusa na przewidzianą i oczekiwaną mękę: „zaczął drżeć i odczuwać trwogę” (Mk
14, 33). Dwa czasowniki użyte przez ewangelistę: thambeisthai
i ademonein zestawione razem wyrażają bardzo intensywne uczucie.
Pierwszy z nich
oznacza przede wszystkim zdumienie, które sprawia, że
człowiek staje oszołomiony i przerażony tym, co ogląda. W ewangelii markowej to
zdumienie, rodzące strach i niemal odbierające dech w piersiach, może być u
różnych osób spowodowane niezwykłymi wydarzeniami: uzdrowienie opętanego (Mk 1, 27), widokiem młodzieńca
siedzącego w białych szatach w pustym grobie Jezusa (16, 5) albo bardzo
wymagającymi słowami Mistrza, które w pierwszym momencie odstraszały uczniów od
dalszego naśladowania Go (10, 24. 32).
W każdym przypadku człowiek
zostaje zaskoczony czymś zupełnie nieprzewidzianym i w pierwszym momencie zdaje
się nawet tracić siły do uczynienia jakiegokolwiek gestu.
Drugi natomiast czasownik
(ademonein) wskazuje na stan wielkiego niepokoju i trwogi. W tym
kontekście bardzo zrozumiałe stają się słowa Jezusa, który w stanie wielkiego
przerażenia, wewnętrznego drżenia i trwogi wyznaje swoim uczniom: „Smutna jest
moja dusza aż do śmierci" (Mk 1, 34).
Noc w Ogrodzie Oliwnym jest dla
Jezusa godziną zmagania się z samym sobą. Podkreśla to nawet św. Łukasz, który
gdzie indziej woli nie wnikać w ludzkie uczucia Jezusa, teraz jednak tylko on
jeden pisze: kai genomenos en agonia
ektenesteron proseucheto – „Pogrążony w udręce
jeszcze usilniej się modlił” (Łk 22, 44).
Agonia w języku greckim nie
oznaczała fizycznego konania, z którym łączy się ustawanie akcji serca, choć
niektórzy komentatorzy i tłumacze chcą temu słowu nadać właśnie taki sens,
biorąc pod uwagę lekarski zawód Łukasza.
Terminem agonia określano w
pierwszym rzędzie walkę zapaśników na igrzyskach, zawody sportowe, występy
oratorów bądź adwokatów w sądzie, ale także duchowy stan czy nastrój, który
mógł towarzyszyć zawodnikowi przed walką i w czasie jej trwania, a zatem tremę,
lęk czy trwogę wynikającą z wątpliwości co do pomyślnego wyniku zawodów lub występu.
Jezus w Ogrójcu walczy sam ze
sobą. Z jednej strony podjął decyzję umrzeć za ludzi, z drugiej jednak odczuwa
trwogę i pojawia się w Nim pokusa uniknięcia męki. Jego walka wewnętrzna jest
tak silna, że aż się poci, a przy tym „Jego pot stał się podobny do gęstych
kropli krwi, sączących się na ziemię" (Łk 22, 44). Owe „krople krwi"
- thromboi haimatos - należą do
greckiego języka medycznego i oznaczają grudki zakrzepłej krwi. Niektórzy
lekarze dowodzą, że tzw. hematidroza, powierzchniowe wydzielanie krwi z potem,
jest normalnym zjawiskiem biologicznym, choć bardzo rzadkim.
Szczególny przypływ strachu,
trwogi czy gwałtowny wstrząs moralny może spowodować przepełnienie krwią włoskowatych
naczyń naskórka, co prowadzi do rozerwania delikatnej ich ścianki. Krew wówczas
przenika do gruczołów potnych bez uszkodzenia naczyń krwionośnych i wraz z
potem wylewa się na zewnątrz.
Nikogo nie powinno gorszyć to, że
Jezus, prawdziwy Bóg i prawdziwy Człowiek, doznawał najgłębszego smutku i
przejmującej trwogi na myśl o zbliżającej się męce i śmierci. Śmierci Bóg nie
uczynił. Ona „weszła na świat przez zawiść diabła i doświadczają jej ci, którzy
do niego należą" - pisał mędrzec starotestamentalny (Mdr 2, 24).
Jezus nie podlegał władzy
szatana, lecz musiał doświadczyć jej okowów po to, aby z tego właśnie jarzma
wyrwać człowieka i uczynić go zupełnie wolnym. Jego noc w Ogrodzie Oliwnym jest
czasem zmagania się z Księciem ciemności, który po pierwszym kuszeniu na
pustyni „odstąpił od Niego aż do czasu" (Łk 4, 13).
Będąc Bogiem, Jezus ma nad nim
władzę, jednakże jako Człowiek musi się liczyć z potęgą jego podszeptów.
Dlatego też uprzedza i prosi swoich uczniów, którzy towarzyszą Mu do Getsemani:
„Módlcie się, abyście nie ulegli pokusie" (Łk 22, 40). Modlitwa okazuje
się więc skutecznym narzędziem w walce z pokusami. „Duch wprawdzie ochoczy, ale
ciało słabe" (Mk 14, 38), dlatego trzeba je wesprzeć nadprzyrodzoną mocą.
Aby pokazać, że właśnie tak jest naprawdę, On sam najpierw „oddalił się od nich
na odległość jakby rzutu kamieniem, upadł na kolana i zaczął się
modlić..." (por. Łk 22, 41).
---------------------------------------------------------------------------
4. Modlitwa
Św. Łukasz wyobrażał sobie Jezusa
modlącego się na kolanach, co nam kojarzy się z postawą przyjmowaną najczęściej
w czasie każdej naszej modlitwy. Tymczasem dwaj poprzedni ewangeliści są w tym
miejscu o wiele bardziej dosadni. Mateusz pisze: Jezus „odszedłszy nieco dalej,
upadł na twarz" (Mt 26, 39), zaś Marek podaje: „odszedłszy nieco dalej,
upadł na ziemię" (Mk 14, 35). Tak postępuje tylko sługa wobec swojego
pana. Jezus modli się w Ogrójcu jak ktoś, kto uznaje ogromny dystans oddzielający
go od wielkości Boga. Postawa ta jest też chyba wyrazem owej walki wewnętrznej,
w której ludzki rozsądek i naturalny lęk przed śmiercią zmagał się ze zbawczą
wolą Boga.
Każdy z ewangelistów nieco
inaczej przekazał tekst modlitwy Jezusa. Najdłuższy i najbardziej wymowny jest
on w Ewangelii św. Marka. Jezus modli się: „Abba, Ojcze, dla Ciebie wszystko
jest możliwe, zabierz ten kielich ode Mnie. Lecz nie to, co Ja chcę, ale to, co
Ty niech się stanie" (Mk 14, 36). Jezus zwraca się tutaj do swego Ojca w
znamienny sposób. Tak Żydzi się nie modlili. Ta aramejska forma zwracania się
do ojca abba należała pierwotnie do
zdrobniałej mowy dziecięcej i zawierała w sobie ten sam ładunek emocjonalny, co
nasze słowo „tata" lub „tatuś”.
Św. Marek podaje w swym dziele na
początku modlitwy formę aramejską tego zwrotu, chcąc przez to zaznaczyć, że w
tym miejscu cytuje autentyczne słowo Jezusa, które wskazuje na głęboką,
serdeczną więź Jezusa ze swym Ojcem. Jego wzorem także chrześcijanie mają wołać
do Boga w Duchu Świętym: „Abba" (por. Rz 8, 15; Ga 4, 6).
Po tym bardzo czułym zwrocie
następne słowa modlitwy w wersji Markowej wyrażają wielką ufność i wiarę
Jezusa: „Dla Ciebie wszystko jest możliwe" (14, 36). Właśnie takiego
zawierzenia uczył wcześniej tych, którzy zwracali się do Niego o pomoc. Do
ojca, którego dziecko było chore na epilepsję, powiedział: „Wszystko jest
możliwe dla tego, kto wierzy" (9, 23), zaś do apostołów, przerażonych i
pytających: kto może się zbawić, jeśli zbawienie jest tak trudno osiągalne dla
bogatych, rzekł: „U Boga wszystko jest możliwe" (10, 27). We wszystkich
tych trzech tekstach słowa są prawie identyczne. W Ogrodzie Oliwnym Jezus
wciela w czyn to, czego nauczał innych: powierza Bogu cały swój los, swe życie
i śmierć. Bóg może wszystko, a to, co uczyni, będzie na pewno dobre.
Następne słowa Jezusa bezpośrednio
wyrażają Jego walkę wewnętrzną: pójść na mękę, czy też nie. Jego modlitwa jest
bardzo śmiała i pełna naturalnych, ludzkich emocji: „Zabierz ten kielich ode
Mnie", czyli (porzucając język symboliczny) nie dopuść, aby dosięgła Mnie
męka, aby spoczęła na Mnie ręka kata, która rozszarpie ciało i zada mu
śmiertelny cios.
Wyrażając przed Ojcem wołanie
swego ciała, prosi: „Oddal ode Mnie ten kielich", ale zaraz natychmiast
stwierdza z całym przekonaniem: „Lecz nie to, co Ja chcę, ale to, co Ty niech
się stanie". Dla Niego wola Ojca jest święta i niepodważalna. Jakakolwiek
by ona nie była, trzeba ją przyjąć z uległością. Niech ona wypełni się w
najdrobniejszym nawet szczególe zarówno w niebie, jak też na ziemi, właśnie
tak, jak On sam polecał się modlić w Ojcze nasz.
Z całej Modlitwy Pańskiej być
może najtrudniejsza do wypowiedzenia jest prośba: „Bądź wola Twoja jako w
niebie, tak i na ziemi". Gdy ją traktujemy na serio, kiedy ją wypowiadamy
świadomie i z pełnym zawierzeniem, wówczas tracimy prawo do przedstawiania
własnej woli.
Tymi słowami składamy swój los w
ręce Ojca kochającego nas nieskończenie i pragnącego tylko i wyłącznie naszego
dobra. Pozwalamy Mu kierować każdym naszym krokiem, nawet jeśli droga także
naszego życia poprowadzi do zbawienia przez krzyż. Wówczas stajemy się podobni
do Piotra, do którego Jezus powiedział: „Gdy byłeś młodszy, opasywałeś się sam
i chodziłeś, gdzie chciałeś. Ale gdy się zestarzejesz, wyciągniesz ręce swoje,
a inny cię opasze i poprowadzi, dokąd nie chcesz" (J 21, 18).
-------------------------------------------------------------------------------------
5. Pojmanie
Choć Góra Oliwna mogła pomóc w
ucieczce, Jezus nie miał zamiaru obrać takiej drogi. Już wcześniej dobrowolnie
wybrał drogę krzyża i dlatego teraz świadomie wyszedł naprzeciw zbliżającemu się
do Niego zdrajcy. Kroczył na spotkanie swych oprawców odważnie, pełen majestatu,
a nawet zdawał się z nich szydzić: „Wyszliście z mieczami i kijami, jak na
zbójcę, żeby Mnie pochwycić. Codziennie nauczałem u was w świątyni, a nie
pojmaliście Mnie" - mówił im i dodał na koniec, wyrażając tym samym
wewnętrzną zgodę na wszystko, co miało się z Nim stać: „Ale Pisma muszą się
wypełnić" (Mk 14, 48-49).
Ten Jego królewski majestat i
dostojeństwo odmalował najlepiej w swej opowieści św. Jan, który tchnął w swój
opis pojmania niepowtarzalną atmosferę: „Jezus wiedząc o wszystkim, co miało na
Niego przyjść, wyszedł naprzeciw i rzekł do nich: «Kogo szukacie? » Odpowiedzieli
Mu: «Jezusa z Nazaretu». Rzekł do nich Jezus: «Ja jestem». Również i Judasz,
który Go wydał, stał między nimi. Skoro więc rzekł do nich: «Ja jestem»,
cofnęli się i upadli na ziemię. Powtórnie ich zapytał: «Kogo szukacie? » Oni
zaś powiedzieli: «Jezusa z Nazaretu». Jezus odrzekł: «Powiedziałem wam, że Ja
jestem. Jeżeli więc Mnie szukacie, pozwólcie tym odejść»” (J 18, 4-8).
Aż trudno uwierzyć, by tak prędko
mogły się zmienić role. Żołnierze, którzy zamierzali rzucić się na Jezusa z
mieczami i kijami, nagle stali się potulnymi sługami, a Ten, który miał być
pojmany jako złoczyńca, odebrał od nich uniżony hołd. Ogród Oliwny w jednej
chwili przeobraził się w świątynię, w której oddaje się cześć Panu Chwały.
Ci, którzy przyszli do Ogrodu
Oliwnego, aby Go pojmać, także nie uwierzyli w Jezusa. Jednakże gdy tylko
przebrzmiały Jego słowa, cofnęli się i upadli przed Nim na twarz, jak się pada
przed samym Bogiem. Oto jak wielką moc ma słowo Boga. Tę właśnie moc sławił
swego czasu psalmista, śpiewając: „Głos Pana wstrząsa pustynią, głos Pana zgina
dęby, ogałaca lasy, a w Jego pałacu wszystko woła: «Chwała»!” (Ps 29, 8-9).
Jest on tak potężny, że potrafi sparaliżować, czy też nieomal zmiażdżyć kruche
stworzenie.
Niestety, nikt z obecnych w
Ogrójcu nie wyciągnął właściwych wniosków z cudu, który się tam dokonał. Na
dźwięk objawionego im imienia: „JA JESTEM” upadli na ziemię, lecz na dźwięk
następnych, można by rzec: już czysto ludzkich słów Jezusa nabrali odwagi,
powstali, po pocałunku Judasza rzucili się na Niego i związali Go powrozami. W
tym momencie już czuli się przy Nim zupełnie bezpiecznie. Słowa nabrzmiałe
boską mocą przeminęły, cud się rozwiał jak nocna zmora, a przy nich znowu stał
Człowiek cichy i pokorny, który nawet skarcił Piotra, gdy ten sięgnął po miecz
w Jego obronie. Mówiąc szczerze, cud się nie skończył. Jezus nie przestał być
cudotwórcą, skoro wielkodusznie uzdrowił ucho zranionemu Malchusowi (por. J 18,
10; Łk 22, 51). Wszakże nikt z oglądających ten gest nie był w stanie pojąć
jego znaczenia, tak bardzo zaćmione były umysły wszystkich.
Kiedy Jezus nie pozwolił Piotrowi
bronić się mieczem, a nawet skarcił go, mówiąc: „Czy myślisz, że nie mógłbym
poprosić Ojca mojego, a zaraz wystawiłby Mi więcej niż dwanaście zastępów
aniołów?” (Mt 26, 53), kiedy uzdrowił zranionego sługę arcykapłana i
dobrowolnie oddawał się w ręce służby świątynnej, wówczas apostołowie, zarówno
przestraszeni, jak też całkowicie bezradni „opuścili Go i uciekli” (Mt 26, 56;
Mk 14, 50).
W taki oto zupełnie nagły,
nieprzewidywany i gwałtowny sposób dokonało się rozstanie apostołów z ich
ukochanym Mistrzem: „Opuścili Go wszyscy i uciekli” (Mk 14, 50). Od tej chwili
Jezus pozostanie zupełnie sam: bez rodziny, bez przyjaciół, bez obrońców w
sądzie. Któż zresztą zdołałby prawdziwie wspomóc Go w zbawieniu świata?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz