piątek, 3 sierpnia 2018

Rekolekcje dla rodzin - II turnus

Temat rekolekcji:
„Rodzina Domowym Kościołem”

       W programie rekolekcji: codzienna Eucharystia, rozważanie Pisma Świętego, adoracja i modlitwa, doświadczenie wspólnoty, modlitwa o uzdrowienie duszy i ciała, konferencje, możliwość skorzystania z poradni rodzinnej, warsztaty kosmetyczne.
Tematy konferencji:
Czym jest Małżeństwo i Rodzina chrześcijańska
Wypełnianie przykazania miłości bliźniego podstawą więzi rodzinnej
Wychowanie w Rodzinie chrześcijańskiej
Małżeństwo wspólnotą ludzi grzesznych
Miłość małżonków odzwierciedleniem miłości Chrystusa do Kościoła
Rekolekcje poprowadzi: Ks. Andrzej Szymański, CPPS
Termin rekolekcji: 24.07-29.07.2018
Dzieci i młodzież mają częściowo oddzielny program rekolekcyjny. Podczas konferencji, rozważania Pisma św. i innych punktów programu dla rodziców zapewniamy opiekę nad dziećmi. Dzieci do 3-go roku życia, pozostają pod stałą opieką rodziców.

Miejsce: Dom Misyjny św. Józefa w Swarzewie

SŁOWO ŻYCIA

…Kto by chciał być pierwszym między wami, niech będzie niewolnikiem waszym, na wzór Syna Człowieczego, który nie przyszedł, aby Mu służono, lecz aby służyć i dać swoje życie na okup za wielu(Mt 20,28)

PLAN DNIA

Wtorek – 24.07

18.00 – Kolacja
19.00 – Msza święta na rozpoczęcie rekolekcji – aula
20.00 –  Okazja do poznania się. Konferencja wstępna. Temat: Czym jest Małżeństwo i Rodzina chrześcijańska. Sprawy organizacyjne (dzieci w tym czasie przebywają z opiekunami),
23.00 – Cisza nocna

Środa – 25.07

  7.30 – Pobudka
  8.00 – Modlitwa w kaplicy z całymi rodzinami – Modlitwę przygotowują rodziny
8.15 – Śniadanie
  9.30 – Spotkanie animatorów grup
10.00 – Konferencja. Temat: Wypełnianie przykazania miłości bliźniego podstawą więzi rodzinnej
Po konferencji okazja do rozmów, dyskusji
11.15 – Rozważanie Pisma Świętego. Ewangelia do rozważania: Mt 20,20-28
12.15 – Eucharystia
13.15 – Obiad
Czas wolny dla rodzin – do kolacji
15.00 – Koronka do Bożego Miłosierdzia w kaplicy.
15.15 – 18.00 – Możliwość spowiedzi, rozmowy
16.30 – 18.30 – Warsztaty kosmetyczne (Alicja Biłat)
18.30 – Kolacja
19.45 – Nabożeństwo pokutne – konferencja: Warunki dobrej spowiedzi. Adoracja. Okazja do spowiedzi
22.00 – Zakończenie Adoracji
23.00 – Cisza nocna

Czwartek – 26.07

  7.30 – Pobudka
8.00 – Modlitwa w kaplicy z całymi rodzinami – Modlitwę przygotowują rodziny
 8.15 – Śniadanie
9.30 – Spotkanie animatorów grup
10.00 – Konferencja. Temat: Wychowanie w Rodzinie chrześcijańskiej
Po konferencji okazja do rozmów, dyskusji
11.15 – Rozważanie Pisma Świętego. Ewangelia do rozważania: Mt 13,10-17
12.15 – Eucharystia
13.15 – Obiad
Czas wolny dla rodzin – do kolacji
15.00 – Koronka do Bożego Miłosierdzia w kaplicy.
15.15 – 18.00 – Możliwość spowiedzi, rozmowy
18.30 – Kolacja
19.45 – Sakrament Chorych – dla wszystkich łącznie z dziećmi
20.45 – Konferencja. – Film pt.: O prawdziwych znakach działania Ducha Świętego w duszy – opowiada ks. Piotr Glas – egzorcysta. Po filmie – okazja do spowiedzi.
23.00 – Cisza nocna

Piątek – 27.07

7.30 – Pobudka
8.00 – Modlitwa w kaplicy z całymi rodzinami – Modlitwę przygotowują rodziny
  8.15 – Śniadanie
9.30 – Spotkanie animatorów grup
10.00 – Konferencja. Temat: Małżeństwo wspólnotą ludzi grzesznych
Po konferencji okazja do rozmów, dyskusji
11.15 – Rozważanie Pisma Świętego. Ewangelia do rozważania: Mt 13,18-23
12.15 – Eucharystia
13.15 – Obiad
Czas wolny dla rodzin – do kolacji
15.00 – Koronka do Bożego Miłosierdzia w kaplicy.
15.15 – 18.00 – Możliwość spowiedzi, rozmowy
18.30 – Kolacja
19.45 – Świadectwo Franciszka i Marii Sychowskich z Poradni Rodzinnej i Ruchu Focolari. Po spotkaniu możliwość skorzystania z poradni rodzinnej i okazja do spowiedzi
23.00 – Cisza nocna

Sobota – 28.07

7.30 – Pobudka
8.00 – Modlitwa w kaplicy z całymi rodzinami – Modlitwę przygotowują rodziny
8.15 – Śniadanie
9.30 – Spotkanie animatorów grup
10.00 – Konferencja. Temat: Miłość małżonków odzwierciedleniem miłości Chrystusa do Kościoła
Po konferencji okazja do rozmów, dyskusji
11.15 – Rozważanie Pisma Świętego. Ewangelia do rozważania: Mt 13,24-30
12.15 – Eucharystia w Sanktuarium Matki Bożej Królowej Morza w Swarzewie – Odnowienie Przyrzeczeń Małżeńskich
13.15 – Obiad
Czas wolny dla rodzin – do kolacji
15.00 – Koronka do Bożego Miłosierdzia w kaplicy.
15.15 – 18.00 – Możliwość spowiedzi, rozmowy
18.30 – Kolacja
19.45 – Adoracja. Modlitwa o uzdrowienie duszy i ciała
21.15 – Zakończenie Adoracji. Okazja do spowiedzi
23.00 – Cisza nocna

Niedziela – 29.07

7.30 – Pobudka
  8.00 – Eucharystia
  9.00 – Śniadanie
10.15 – Program przygotowany przez dzieci
11.00 – Wymiana doświadczeń
12.00 – Obiad


XVI TYDZIEŃ ZWYKŁY – ROK II
HOMILIA – wtorek, 24.07.2019
Msza św. na rozpoczęcie rekolekcji dla Rodzin w Domu Misyjnym pw. św. Józefa – Swarzewo
Temat I dnia: Czym jest Małżeństwo i Rodzina chrześcijańska
Mi 7,14-15.18-20; Mt 12,46-50

Drodzy Bracia i Siostry w Jezusie Chrystusie!
Drodzy mężowe, kochani ojcowie, drogie kobiety, żony, kochane matki i kochane dzieci. Serdecznie witam Was na rekolekcjach dla rodzin. Dziękuję Wam, że pozostawiliście wszystko, waszą pracę, domy, codzienne obowiązki, aby wspólnie z innymi, przeżyć rekolekcje, których temat jest Wam znany, a mówi on o tym, że RODZINA JEST DOMOWYM KOŚCIOŁEM.
Spotykamy się tutaj w Domu Misyjnym św. Józefa – opiekuna Świętej Rodziny, więc na samym początku, poprośmy patrona tego domu, aby wspierał nas w naszych poszukiwaniach Boga, miłości wzajemnej, pokoju i Bożej mądrości, aby wasze rodziny były szczęśliwe i Bogiem silne, aby były prawdziwym domowym Kościołem.
Święty Józefie – módl się za nami.
Poprośmy też Maryję, Matkę Boga i naszą, która w Kanie Galilejskiej zatroszczyła się o szczęście pary młodej i gości weselnych, wypraszając u swego Syna, pierwszy cud. Poprośmy wspólnie: Maryjo, Matko Boża módl się za nami i wspomagaj nas nieustannie.
Podczas tych rekolekcji, niech Bóg pomoże nam pogłębić naszą wiarę i wzajemną miłość, aby nasze rodziny były szczęśliwe i Bogiem silne, aby też były żywym świadectwem życia chrześcijańskiego; prawdziwym domowym Kościołem.
Raz jeszcze serdecznie Wam dziękuję za to, że tu jesteście. Dziękuję za wspólnie spędzony czas w obecności Chrystusa, który obiecał kiedyś, że zawsze będzie tam, gdzie są przynajmniej dwaj lub trzej zgromadzeni w Jego Imię. My przecież zgromadziliśmy się w Jego Imię na te kilka dni, więc mam nadzieję, że to spotkanie choć trochę przybliży nas do ideału Chrystusowej miłości, do Kościoła i pomoże we wprowadzaniu Ewangelii w nasze życie codzienne.
Papież Franciszek, w jednej ze swych katechez przed niedzielną modlitwą Anioł Pański, zachęcał do codziennego czytania i rozważania choćby małego fragmentu Ewangelii. Zachęcał też, aby ją mieć

przy sobie, w kieszeni, torebce, aby też dzielić się z innymi Ewangelią.
Papież mówił, że Ewangelia ma moc odziaływania na życie człowieka, że ma moc przemieniania nas. Zatem i ja odpowiadając na słowa papieża, zachęcam także was, abyście żyli Ewangelią na co dzień. Ale żeby żyć, to trzeba ją czytać i rozważać, aby jej słowa odmieniały nasze serca upodabniając je do gorejącego miłością serca Chrystusa. Dopiero doświadczając działania Ewangelii na sobie, możemy innych do tego zachęcać jako ci, którzy są świadkami doświadczania Jej mocy. Nasz wysiłek, nie pójdzie na marne. To nam obiecał Jezus. Zatem nie przypadkowo w codziennym planie naszych rekolekcji znajdujemy czas na rozważanie Ewangelii, aby potem kontynuować podobne rozważanie w naszych rodzinach. Zapewne w niektórych rodzinach jest już to praktykowane, a w tych, w których jeszcze nie ma takiego zwyczaju, warto wprowadzić tę metodę czytania i wyjaśniania Pisma świętego. Przeczytajmy więc fragment i rozważmy Ewangelię, która dotyka tego tematu.
Zwykle podczas rekolekcji, nie zmieniałem czytań liturgicznych z danego dnia, gdyż przyjąłem, że Duch Święty działający w Kościele chce do nas przemówić poprzez liturgię Kościoła gromadząc nas w odpowiednim dla nas czasie.
W dzisiejszej Ewangelii na rozpoczęcie rekolekcji, czytamy, że: Gdy Jezus jeszcze przemawiał do tłumów, oto Jego Matka i bracia stanęli na dworze i chcieli z Nim mówić. Poinformowano Go o tym, lecz Jezus wyciągnąwszy rękę ku swoim uczniom, rzekł: Oto moja matka i moi bracia. Bo kto pełni wolę Ojca mojego, który jest w niebie, ten Mi jest bratem, siostrą i matką.
Kochani! Teraz każdy z nas może sobie zadać pytanie.
Czy ja jestem bratem Jezusa, siostrą lub matką Jezusa wg podanego przez Niego kryterium?
Czy pełnię wolę Bożą nie tylko formalnie, ale tak naprawdę, z serca, z miłości do Chrystusa?
Zanim odpowiemy sobie na to pytanie, w świetle Ewangelii, warto jeszcze zobaczyć, w jakich okolicznościach wypowiedział te słowa Jezus. Otóż Jezus przemawiał do tłumów, nauczał. A wtedy, zamiast natychmiast wyjść, jak zapewne myślano, by spotkać się z nimi, Jezus wyciągnąwszy rękę ku swoim uczniom, rzekł: Oto moja matka i moi bracia. Bo kto pełni wolę Ojca ..., ten Mi jest bratem, siostrą i matką.
Zatem jest też najbliższą Jego rodziną.
– Jezus powiedział to wskazując na tych, którzy Go słuchali, uczniów. Dodał, że tą rodziną są ci, którzy pełnią wolę Bożą. Warto więc zauważyć związek między słuchaniem Jezusa, i pełnieniem woli Bożej.
Może kogoś to trochę zadziwić. Przecież tłum ludzi otaczający Jezusa, nie robił nic, tylko szedł za Nim i słuchał Jego słów. Czyż więc chodzenie za Jezusem, słuchanie Go jest równoważne z pełnieniem woli Bożej?
No tak, ale czy bez poznania tej woli można ją wypełniać? Czyż bez chodzenia za Jezusem, a dziś byśmy powiedzieli, pójścia przez życie drogą, którą sam wskazał można pełnić wolę Bożą?
Jezus właśnie wszystko, co istotne, objaśniał, więc przygotowywał ludzi, do pełnienia woli Ojca, a więc już sam początek polegający na słuchaniu, na przyglądaniu się Jezusowi (obserwowaniu Jego zachowania, czynów, gestów), był zarazem początkiem drogi wypełniania woli Bożej. My w tej chwili właśnie słuchamy, i będziemy słuchać każdego dnia podczas konferencji, homilii, w sercu, na rozważaniach Pisma świętego. Zatem na wstępie każdy z nas powinien teraz zadać sobie pytanie, jak słucham Jezusa, jak zamierzam słuchać podczas tych rekolekcji?
Jakie znaczenie, w praktyce dnia codziennego, mają dla mnie Jego słowa, zapisane w Ewangelii?
Czy zagłębiam się w ich treść? Przecież Ewangelia jest ponadczasowa, zawsze aktualna, a więc poprzez Ewangelię, Jezus mówi też do mnie, poucza mnie, jak mam żyć, aby pełnić wolę Bożą.
Jak najprościej można powiedzieć, co jest wolą Bożą dla nas wszystkich, niezależnie od tego, kim jesteśmy, jaką funkcję pełnimy w naszym życiu? Otóż niewątpliwie wolą Bożą dla nas, jest nasze uświęcenie, tak, abyśmy mogli być zbawieni. To uświęcenie dla Was odbywa się w rodzinie i poprzez rodzinę, aby była domowym Kościołem, znakiem miłości Chrystusa do człowieka, do Kościoła, o czym powiemy sobie podczas kolejnych konferencji.
Ogólnie zaś mówiąc, Jezus po to właśnie przyszedł na świat, aby nas zbawić ofiarując za nas samego siebie. Dzięki tej ofierze, może nie tylko odpuszczać nam grzechy, ale także usprawiedliwiać, czyli uzdalniać nas, abyśmy stawali się coraz lepsi, doskonalsi na drodze realizacji naszego powołania, powołania do życia w rodzinie, w Kościele. Abyśmy szli przez życie drogą, którą On sam nam wskazał. Jezus odpuszcza nam grzechy najpełniej w sakramencie pokuty i pojednania i w ten sposób pozwala nam wciąż zaczynać od nowa.
Nie wolno jednak zapominać o pięciu warunkach dobrej spowiedzi, aby otrzymać wiele łask związanych z tym sakramentem. Chodzi nie tylko o to, aby grzechy wyznawać, ale także o to, aby starać się poprawić, aby nie szczędzić wysiłku w walce ze swymi słabościami, złymiskłonnościami, wadami. To nic jeśli nie od razu się uda, ale chodzi o to, aby po każdej spowiedzi stawać się choć trochę lepszym. Inaczej mówiąc, aby krok po kroku przybliżać się do ideału, jakim jest Chrystus. Trzeba też starać się Go poznawać i prosić Ducha Świętego o pomoc w tym poznaniu, aby na drodze swego życia uczyć się żyć podobnie jak On, myśleć podobnie jak On i czuć podobnie jak On, aby kochać miłością prawdziwą, służebną i ofiarną. Aby też wpaść w zachwyt nad dobrocią Boga i razem z prorokiem Micheaszem ze ST powiedzieć: Któryż Bóg podobny Tobie, co oddalasz nieprawość, odpuszczasz występek Reszcie dziedzictwa Twego? Nie żywi On gniewu na zawsze, bo upodobał sobie miłosierdzie. Ulituje się znowu nad nami, zetrze nasze nieprawości i wrzuci w głębokości morskie wszystkie nasze grzechy.
Niech zatem te słowa towarzyszą nam podczas tych rekolekcji, a potem w dalszym życiu. Skoro Bóg jest miłosierny, odpuszcza nam grzechy, to i my powinniśmy podobnie okazać miłosierdzie członkom naszych rodzin. Podobnie jak Bóg, nie wypominać grzechów, nie przypominać przykrych sytuacji, jakbyśmy wspomnienia o nich utopili w morzu na zawsze. Kochać ich pomimo wszystko i z Bożą pomocą starać się wzrastać w miłości.
A Bóg naprawdę czyni cuda, naprawdę nawet teraz, za chwilę dokona się cud przemiany zwykłego chleba i wina w Ciało i Krew Chrystusa. Ten cud będzie się dział na naszych oczach. Ten cud możemy przyjąć do swego serca. Możemy pozwolić Chrystusowi działać w nas i przez nas. – Co my na to?
A kolejny cud dostępny dla nas na co dzień to sakrament pokuty i pojednania, o czym już mówiłem.
Ilu z nas widzi w tym sakramencie rzeczywisty cud? A ilu z nas ludzi współczesnych widzi w Eucharystii możliwość spotkania z Bogiem w Trójcy Świętej? Ilu wsłuchuje się w słowa wypowiadane przez kapłana podczas liturgii? Tam też za sprawą Ducha Świętego następuje przeistoczenie. Na końcu zaś otrzymujemy błogosławieństwo na kolejne godziny, dni, tygodnie… Co robimy z tym błogosławieństwem? Czy ono nas przemienia, nam pomaga, czy są to tylko słowa, które przechodzą obok nas obojętnie? Niech Bóg otworzy nam oczy naszego serca, abyśmy umieli zobaczyć cuda, których Bóg dokonuje wśród nas i aby one odmieniały nasze życie napełniając nas mocą i Chrystusowym pokojem.
Dziś jeszcze zapraszam na konferencję wprowadzającą w temat rekolekcji, czyli ogólnie o małżeństwie i rodzinie. Tych, którzy się jeszcze nie zapoznali z programem rekolekcji, zachęcam, aby możliwie szybko to zrobili. Amen!


KONFERENCJA I
REKOLECKJE DLA RODZIN – 24 LIPCA 2018

CZYM JEST MAŁŻEŃSTWO I RODZINA CHRZEŚCIJAŃSKA

Kochani. Witam Was na inauguracyjnej konferencji z zakresu tematu o Małżeństwie, o Rodzinie. Będziemy rozważali sprawy dotyczące Małżeństwa i Rodziny w zamyśle Bożym, a w szczególności, Rodzina Domowym Kościołem zgodnie z tematem tych rekolekcji.
Oczywiście temat związany z małżeństwem, a w konsekwencji rodziną i jej problemami w ramach Kościoła jest tak obszerny, że trzeba kilkuletnich studiów, aby go dokładnie zgłębić. Tutaj zaś mamy zaledwie kilka dni i kilka konferencji. Oprócz tego, człowiek ma to w naturze, że ma ograniczoną możliwość chłonności wiedzy w jednostce czasu, jak również ograniczoną możliwość przekazu. Zatem wszystkie tematy konferencji będą jedynie zarysem problemów, z którymi spotyka się rodzina, jeśli tak można powiedzieć, miniaturka Kościoła, a jednocześnie cząstka, z których zbudowany jest Kościół w świecie. Najważniejsze jednak dla nas jest to, że będziemy starali się od nowa spojrzeć na rodzinę tak, jak Bóg to ustanowił na samym początku, a więc postaramy się powrócić do źródła, aby nie szukać rozwiązań po omacku, aby też nikogo nie wprowadzać w błąd. – Tak, w błąd, bo zdaje się że w ciągu dziejów ludzkości, coraz bardziej zaciera się pojęcie rodziny i życia rodzinnego w szczęściu, jak to było w zamyśle Boga, który jest Miłością. Człowieka zaś Bóg stworzył z miłości i dla miłości, dzieląc się z nim możliwością kontynuowania dzieła stwarzania kolejnych istot ludzkich, aby też mogły kochać i być kochane, aby też Kościół mógł się rozrastać dzięki rodzeniu nowych członków. 
– To tak w ogromnym skrócie na samym początku. Może dla kogoś temat tej konferencji brzmi dziwnie, bo być może każdemu się zdaje, że dokładnie wie, czym jest małżeństwo, czym jest rodzina, czym jest Kościół, więc, o czym mówić?
Tu muszę was trochę zaskoczyć, bo z rozmów z ludźmi, z różnych spotkań i prób pomocy w rozwiązywaniu problemów także rodzinnych, można dojść do wniosku, że współczesny człowiek często w ogóle nie rozumie czym jest rodzina katolicka.
Są zaledwie nieliczne wyjątki, które przynajmniej częściowo zachowały naturalne więzi rodzinne, które wiedzą, po co zawierają małżeństwo w Kościele. To do czego się zobowiązują i na tyle szanują siebie i swoje słowo, że starają się zrobić wszystko, aby dotrzymać przyrzeczeń danych drugiej osobie w obliczu Boga, świadków i Kościoła. Gdyby współczesny człowiek naprawdę wiedział czym jest rodzina, nie byłoby nieszczęśliwych rodzin z powodu złego zachowania jej członków, zdrad, rozstań, rozwodów, kolejnych związków. Inaczej mówiąc rodzina byłaby najlepszą z możliwych ostoją szczęścia, pokoju, rozwoju i samorealizacji człowieka. Wiemy zaś, że niestety liczba rozwodów cywilnych wciąż rośnie, mimo małżeństw zawieranych także w Kościele, w którym rozwodów nie ma.
Rośnie liczba dzieci, pozbawionych prawa do poczucia bezpieczeństwa, stabilizacji, miłości. Egoizm, lekceważenie Boga oraz niedojrzałość i głupota dorosłych, niestety, bardzo często ich tego pozbawia. Współczesny człowiek też coraz bardziej traci właściwą hierarchię wartości. Odwraca porządek rzeczy niejednokrotnie myląc cel, ze środkiem. Traci też poczucie własnej wartości, własnej godności dzieci Bożych, która to godność zupełnie wystarcza, by mieć do siebie szacunek i szanować innych, jako podobne nam dzieci Boże.
Podobnie dzieci często traktowane są jak kolejna zabawka, którą trzeba mieć za wszelką cenę, lub odrzucać, niszczyć, gdy ich pojawienie się, zakłóciłoby drogę do kariery, stawianych sobie celów, wymagałoby dopasowania się do nowej rzeczywistości, w której trzeba wyrzeczeń, ograniczenia życia towarzyskiego przynajmniej na początku, no i też często rezygnacji z części dóbr materialnych, bo przecież dziecko kosztuje.
To tak ostro na początek.
Wy zaś kochani, którzy tu jesteście, jesteście już bliscy pojęciu rodziny w zamyśle Bożym, bo przecież staracie się, aby u was było lepiej dzięki zaproszeniu Chrystusa do swych domów, rodzin, a przede wszystkim do własnych serc.
Myślę jednak, że ani wiedzy, ani refleksji, ani dobra, nigdy zbyt wiele.
Jeśli to, co usłyszycie, nie przyda się wam teraz, to może w przyszłości będziecie mogli pomóc komuś, kto się zagubił w tym wirze różnych teorii i praw tego świata.
Kochani! Może ktoś z was powie, że jako kapłan, misjonarz, który nie ma własnej rodziny, cóż mogę wiedzieć i powiedzieć na temat rodziny? – Najmniej chyba.
Ale jeśli choć chwilę pomyśleć, to można zauważyć, że tak naprawdę każdy człowiek wychował się w jakiejś rodzinie i ma rodzinę. – Może nie tak ściśle rozumianą, jako związek małżeński wydający na świat dzieci, ale ma krewnych – rodziców, braci, siostry, ciocie, wujków i ich rodziny. Mniej lub bardziej zna ich problemy i uczestniczy w ich życiu. Obserwuje, wyciąga wnioski, dzieli się nimi z rodziną. Zakonnik ma też swą rodzinę duchową. – Współbraci, z którymi mieszka na co dzień i pracuje podobnie jak w rodzinie naturalnej z wyjątkiem bliskości wynikającej z miłości małżeńskiej.
W moim kapłańskim życiu miałem i mam możliwość uczestniczenia w życiu wielu rodzin, szczególnie borykających się z różnymi problemami. Często jestem gościem w domu u różnych rodzin, do których jestem zapraszany przede wszystkim, aby rozwiązać różne trudne problemy.
Czasami jest tak, że nawet kilka dni mieszkam u jakiejś rodziny, i to najczęściej za granicą przy okazji spotkań z Polonią i często niestety pojawiają się trudne sytuacje. Nieraz małżonkowie mówią, że nic przede mną nie będą ukrywali, ale będą się zachowywać tak jak to jest u nich w domu na co dzień. Podczas takiego pobytu dochodzi także do kłótni, sprzeczek, czasami łez między małżonkami i rodzicami, a dziećmi. Wtedy mogę zwrócić uwagę jako – osoba niezależna, niestojąca po żadnej stronie – i próbować rozwiązać jakiś problem. – To doświadczenia, a przecież nie można zapomnieć, że na świecie wiele osób, a w tym z powszechnie używanymi tytułami naukowymi, zajmuje się problemami rodziny, prowadzi na ten temat wykłady, pisze książki, a także artykuły dostępne w Internecie, które można czytać, przemyśleć i coś z tego wybrać dla siebie lub dla innych.
Każdy kapłan studiował teologię, więc między innymi na studiach zapoznawał się nauką Kościoła dotyczącą rodziny.
 Moi drodzy. Jesteśmy właśnie na rekolekcjach. Zatem rekolekcje to nie wykłady na jakiś temat, bo to nie studia, na których mamy zdobyć jakąś wiedzę i być za to ocenieni. Owszem, powinniśmy zdobyć trochę wiedzy, przybliżyć temat, który także nauka, a przede wszystkim nauka Kościoła, w jakiś sposób omawia, definiuje, systematyzuje. Ale w rekolekcjach chodzi o coś innego.
W duchowości Kościoła katolickiego mówi się o walce duchowej, a czas rekolekcji jest właśnie takim czasem, gdzie też można, a nawet powinno się sobie coś uświadomić, przyjąć jakąś niewygodną prawdę o sobie i pójść z tym do Pana Boga.
Na początku może powstać bunt, że to nie mój problem, a może nawet będę próbował zwalić go na współmałżonka. Jest tak trochę jak u alkoholika, który nie chce przyznać się, że jest alkoholikiem, ale że pije bo lubi i go na to stać. Przyjmijmy zatem słowa Jezusa: Poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli (J 8,32).
Na rekolekcjach ważna jest więc w nas postawa Marii, która z uwagą słuchała słów Jezusa, i taką postawę nagrodził Jezus, który również w swoim nauczaniu mówił: Kto ma uszy do słuchania, niechaj słucha (Mk 4,9). Odkrywszy konkretny problem, warto potem z tym pójść do Jezusa…
Zatem już teraz zaprośmy Ducha Świętego na nasze rekolekcje, słowami znanej nam pieśni: Przyjdź Duchu Święty, ja pragnę...
Kochani, przygotowując te rekolekcje dużo czytałem i zastanawiałem się jak to najlepiej zrobić, aby w krótkim czasie możliwie dużo, jasno przekazać tak, aby owoce tych rekolekcji były dobre w sensie Bożym i ludzkim. Co wybrać? – Doświadczenia ludzi, omówić dobrany fragment z Pisma Świętego, Katechizmu Kościoła Katolickiego, Nauki Kościoła, czy może jakieś ciekawostki, które się łatwo pamięta. Na koniec, po modlitwie, doszedłem do wniosku, że w tej konferencji będę też bazował, na wybranym opracowaniu z Internetu, a mianowicie z portalu: profesor.pl, a konkretnie na opracowaniu Grażyny Jędrych z serii: Wychowanie do życia w Rodzinie. – Model rodziny kreowany przez media katolickie– profesor.pl
Dlaczego? – Bo tam znalazłem dobre opracowanie naszego tematu w sposób prosty i jasny. Oprócz tego chciałem też Was zachęcić, abyście w miarę możliwości, zaglądali też do Internetu, gdzie dziś można znaleźć wypowiedzi i wiadomości niemalże na każdy temat, co jest bardzo istotne w tych czasach, gdzie niemalże wszyscy mamy czasu zbyt mało. Tylko od razu chciałbym was uczulić, abyście uważali, co czytacie i z jakiego źródła, aby nie wprowadzono Was w błąd.
Po tym dość długim wstępie, przejdźmy do tematu dnia dzisiejszego:
CZYM JEST RODZINA?
Grażyna Jędruch autorka wspomnianego opracowania, we wstępie napisała, że rodzina jest środowiskiem życia niemal każdego człowieka. Jest najważniejszym miejscem na ziemi.
Rodzina to pierwsza, a zatem najistotniejsza szkoła życia i miłości. To fundament, na którym człowiek buduje własną tożsamość i osobowość.
Styl życia rodziny, wartości, metody wychowania, kultywowane tradycje, budowanie więzi i okazywanie miłości to posag w dorosłe życie.
Zagadnienie to jest przedmiotem zainteresowania wielu nauk, m.in. socjologii, pedagogiki, psychologii społecznej, prawa, antropologii, teologii...
Zdefiniowanie rodziny – mimo tak oczywistego jej charakteru – nie jest zadaniem łatwym. Trudność ta polega na tym, że przedstawiciele różnych nauk eksponować będą poszczególne jej elementy. Np. psycholog podkreśli charakterystyczny dla tej grupy układ więzi emocjonalnych, prawnik natomiast system więzi formalno – prawnych, przedstawiciele nauk społecznych zaś określone role i pozycje członków względem siebie. Istnieje więc wiele definicji rodziny, np. ...Rodzina jest instytucją ogólnoludzką spotykaną we wszystkich epokach i kulturach. Do jej uniwersalnych, wszędzie spotykanych zadań należy:zaspakajanie popędu seksualnego, zaspakajanie elementarnych potrzeb życiowych oraz rodzenie i wychowywanie dzieci (...). Rodzina stanowi integralną część każdego społeczeństwa, stanowi jego najważniejszą, a zarazem podstawową komórkę. Jest najważniejszą grupą społeczną (...), grupą – która zawsze powinna być oparta na małżeństwie.
Wspólną cechą różnych definicji jest to – iż podstawę rodziny stanowi małżeństwo czyli legalny, względnie trwały związek kobiety i mężczyzny powołany w celu wspólnego pożycia, współpracy dla dobra rodziny, a więc głównie wychowania dzieci (...).
Legalizacja małżeństwa dokonuje się dzięki zawarciu ślubu (cywilnego lub kościelnego). W Kościele katolickim małżeństwo jest sakramentem, związkiem nierozerwalnym do chwili śmierci jednego z współmałżonków.
Sakrament małżeństwa jest specjalnym źródłem nadprzyrodzonej łaski w dziele wychowania dzieci.Konsekruje on rodziców do prawdziwie chrześcijańskiego wychowania dzieci, tzn. powołanie ich do uczestnictwa we władzy i miłości samego Boga Ojca i Chrystusa Pasterza; wzbogaca ich darami mądrości, rady, męstwa i wszystkimi innymi Darami Duch Świętego, po to aby pomagać dzieciom w ich ludzkim i chrześcijańskim wzrastaniu.
Chrześcijańskie małżeństwo powinno być zawsze wspólną drogą miłości. W rozwoju i pielęgnacji tej miłości ogromną rolę odgrywa dialog.Jeśli zabraknie wspólnej rozmowy, dzielenia się nawet małymi treściami życia codziennego, gestów dobroci, uśmiechu, uważnego wsłuchania się w głos i treść słów współmałżonka... powstaje zagrożenie, że poszczególni członkowie małżeństwa i rodziny zaczną żyć obok siebie i niezależnie od siebie – co jest bardzo odległe od ideału chrześcijańskiej miłości.
Jan Paweł II w Adhortacji apostolskiej Familiaris consortioz 22 listopada 1982 r. zachęca więc do nieustannego pogłębiania małżeńskiej miłości.Uważa ją bowiem za niezwykły związek nie tylko ciał, ale związek charakterów, serc, umysłów, dążeń oraz dusz.
W rozlicznych współczesnych mediach katolickich (radio – Radio Maryja, telewizja TRWAM, prasa i literatura katolicka) wiele uwagi i miejsca poświęca się nie tylko rodzinie i małżeństwu, ale także i czystości przedmałżeńskiej.
...Czystość serca, to czystość myśli, słowa i uczynków.Nieopanowanie w tej dziedzinie prowadzi do nieporozumień, konfliktów, bardzo rani bliźnich...
Płciowość wg Kościoła Katolickiego podporządkowana jest więc tylko i wyłączne miłości małżeńskiej (jasno określają to też przykazania Dekalogu – Nie cudzołóż. Nie pożądaj żony bliźniego swego......Miłość małżeńska ze swej natury wymaga więc od obojga małżonków nienaruszalnej wierności. Jest ona jednym z warunków szczęśliwej, kochającej się rodziny.
RODZINA KATOLICKA
Sobór Watykański II nazwał rodzinę katolicką – szkołą człowieczeństwa, szkołą Bożej miłości, domowym Kościołem.Rodzina – jak podaje Katechizm Kościoła Katolickiego – jest podstawową komórką życia społecznego. Jest naturalną społecznością, w której kobieta i mężczyzna są wezwani do daru z siebie w miłości i do przekazywania życia (...). Rodzina jest wspólnotą,w której od dzieciństwa można nauczyć się wartości moralnych, zacząć czuć Boga i dobrze używać wolności (...).
Papież definiuje rodzinę jako "wspólnotę osób, składającą się z mężczyzny i kobiety jako małżonków, rodziców, dzieci i krewnych."
Literatura katolicka wykazuje różnicę między "rodziną" a "rodziną chrześcijańską". W "Encyklopedii chrześcijańskiej" czytamy: "rodzina istniała przed wspólnotą chrześcijańską i nie zależała od niej. Jednak chrześcijaństwo traktuje rodzinę wyjątkowo: postrzega ją nie tylko w oparciu o szczęście lub brak szczęścia jej członków, ale przede wszystkim w oparciu o związek z łaski Chrystusa i służbę Jego Królestwu (...). Wspólnota rodzinna opiera się o miłość Jezusa, co na nowo definiuje rolę i znaczenie więzi rodzinnych (...). W rodzinie chrześcijańskiej człowiek otwiera się na współmałżonka, na dzieci na społeczeństwo, i tak okazuje się ona miejscem, gdzie wiara przejawia się w czynach i gdzie spełnia się królestwo Boże. Życie rodzinne jest rzeczywistą drogą do świętości i wyjątkowym rodzajem szkoły duchowej.
Wzorem rodzin katolickich jest Jezus, Maryja i Józef – jedyna i niepowtarzalna rodzina w dziejach ludzkości. "Święta Rodzina – wzór doskonałego połączenia miłości, ojcowskiej odpowiedzialności i synowskiego posłuszeństwa." 26 XII 2004 r. – w Dniu Świętej Rodziny, w 1 programie Telewizji Polskiej przed modlitwą "Anioł Pański" Ojciec Święty Jan Paweł II, wygłosił rozważania "Rodzina naszą troską", gdzie mówił o wzorowej prawidłowej rodzinie katolickiej. W takiej rodzinie wszyscy są równi w godności, zobowiązani do szacunku, pomocy, odpowiedzialności i sprawiedliwości. Istnieje podział ról, a także praw i obowiązków stosownych do pełnionej roli.
"Rodzina chrześcijańska jest małym Kościołem ustanowionym przez Chrystusa i złączonym ze sobą miłością, wiarą i nadzieją. Codzienna wspólna modlitwa, czytanie Pisma Świętego umacniają rodzinne więzi i prowadzą do jej świętości. Powołaniem rodziny jest jej ewangelizacja."
Ognisko domowe,to miejsce, w którym powinny panować czułość, szacunek, wierność, bezinteresowność.Tu kształtują się cnoty chrześcijańskie: umiejętność przebaczania, wyrzeczenia, roztropności, solidarności, odpowiedzialności, panowania nad pokusami i pychą.Ma to prowadzić do prawdziwej wolności, gdzie dobro duchowe ma przewagę nad dobrami materialnymi.
W rodzinie rozpoczyna się wychowanie do wiary,do pracy i życia społecznego. Rodzice powinni dawać temu świadectwo własnym życiem. Powinni być autentycznym przykładem dla swoich dzieci.
Rodzina to kolebka patriotyzmu i kultury ludzkiej. Dom rodzinny to symbol materialnych i duchowych wartości narodowych.
Rodzina jest wspólnotą ludzi różniących się wiekiem, płcią, usposobieniem, charakterem. Tylko prawidłowa, odpowiednia i dojrzała miłość, pozbawiona egoizmu, może być jej spoiwem.
Miłość w chrześcijaństwie nie jest jakimś dodatkiem, ale jego istotą, podstawową relacją zamkniętą w przykazaniu: Będziesz miłował Pana Boga swego całym swoim sercem, całą swoją duszą i całym swoim umysłem. (...) Drugie podobne jest do niego: Będziesz miłował bliźniego swego jak siebie samego. Na tych dwóch przykazaniach opiera się całe prawo(Mt 22,37-40).
Tylko w kochającej się rodzinie jej członkowie czują się bezpiecznie, spokojnie i tworzą harmonię. To właśnie w rodzinie człowiek uczy się tej miłości, która jest cierpliwa, łaskawa, która nie zazdrości, nie szuka poklasku, nie unosi się pychą, nie dopuszcza się bezwstydu, nie pamięta złego, która wszystko znosi, wszystkiemu wierzy, która wszystko przetrzyma i nigdy się nie skończy...
(zob. 1Kor 13,1-13).Tam gdzie brakuje miłości oraz sprawiedliwości przychodzi smutek i poczucie krzywdy.
Rodzina jest więc pierwszym środowiskiem, które kształtuje człowieka.Klimat miłości i zatroskania, lub klimat zaniedbania i odrzucenia – stanowią elementarne podłoże, w którym rozwija się każde dziecko.
Poprzez codzienny kontakt w rodzinie można zaobserwować więc – jak rozwija się wzajemne zaufanie, ale też i zamknięcie w sobie; szczerość – ale i kłamstwo; dyskrecja, ale i bezmyślna gadanina... Dziecko poszukuje coraz to nowych sposobów znalezienia wspólnego języka z rodzicami, z rodzeństwem i ze starszymi w rodzinie.Na tej płaszczyźnie mogą zdarzać siętrudności i niepowodzenia, ale pomimo zewnętrznych przejawów buntu – młody człowiek bardzo potrzebuje akceptacji, uczucia i bliskości swojej rodziny – a w szczególności rodziców.
Każde dziecko ma prawo do wymagającej miłości ojcowskiej i czułej miłości matki. Każde potrzebuje obojga rodziców, mimo iż każdemu z nich przypada nieco inna rola.
Papież twierdzi, że: „mężczyzna – mimo całego współudziału w rodzicielstwie – znajduje się na zewnątrz procesu brzemienności i rodzenia dziecka (...). Jego rola, tak jak rola matki jest jednak jedyna i niezastąpiona”.
DZIECKO W RODZINIE – MIŁOŚĆ RODZICIELSKA
Każde dziecko jest darem Boga. Bywa niekiedy, że darem trudnym do przyjęcia, lecz zawsze jest darem bezcennym. Tak też w rodzinie katolickiej musi być przyjmowane. Nawet jeśli pojawia się nieoczekiwanie, nigdy nie jest intruzem i agresorem. Dzieci są przyszłością każdego narodu i społeczeństwa.Twórczo oddziaływają też na rodziców i rodzinę. Poczęte dziecko koncentruje na sobie uwagę, tkliwość, opiekuńczość i miłość wszystkich członków rodziny.Wyzwala bezinteresowność, życzliwość, współpracę i miłość. Dziecko nie tylko obdarzone jest miłością, ale jednocześnie samo darzy miłością, nie wiedząc o tym, że daje dar i że ten dar jest największy – jaki człowiek może dać drugiemu człowiekowi [...]. Ta dwukierunkowa otwartość i bezinteresowność dokonuje w rodzinie głębokie przeżycia wartości i godności własnej osoby.
Wychowanie dziecka stawia przed rodzicami wysokie wymagania: rodzice sami muszą być dobrze wychowani, muszą pracować nad sobą, ustawicznie się dokształcać i samodoskonalić, muszą także stworzyć dziecku atmosferę poczucia pewności moralnej i materialnej.
Stosunek rodziców chrześcijańskich do dzieci powinny cechować akceptacja, miłość, szacunek, postawa służby w wymiarze materialnym, wychowawczym i duchowym.
Poprawną relację pomiędzy rodzicami a dziećmi określa IV przykazanie dekalogu – Czcij ojca swego i matkę swoją.Dzieci powinny czcić rodziców czyli afirmować ich człowieczeństwo, ale i rodzice powinni afirmować człowieczeństwo swoich dzieci – niezależnie od tego w jakim są wieku, czy są zdolne, czy upośledzone, czy niepełnosprawne. Właśnie dzieciom chorym i upośledzonym Kościół katolicki poświęca wiele miejsca i uwagi (międzynarodowe kongresy, jubileusze niepełnosprawnych...). Rodzina nie może wyrzec się tej odpowiedzialności i nie powinna pozwalać, aby ktoś inny [...] zajmował jej miejsce w procesie wychowania dziecka niepełnosprawnego.
Miłość rodzicielska pomaga przekształcać rodzinę w komunię osób, w której każdy z jej członków zarówno daje – jak i otrzymuje. Komunia osób w rodzinie tworzy się w oparciu o wymianę wychowawczą: dzieci wnoszą swój wkład przez miłość i posłuszeństwo, natomiast rodzice przez traktowanie władzy rodzicielskiej jako służby dla dobra dzieci. Rodzicielstwo jest więc służbą i obowiązkiem wobec dzieci.
STARSZE POKOLENIE W RODZINIE
W rodzinie katolickiej ogromną opieką otacza się nie tylko dzieci, ale i osoby starsze. W Karcie Praw Rodziny czytamy: osoby starsze mają prawo do tego, by mieć zapewnione miejsce we własnej rodzinie [25], aby godnie żyć – a potem umierać w sposób godny człowieka.
Papież Jan Paweł II zachęca by odkrywać i doceniać osoby starsze, ponieważ ich życie pomaga nam zrozumieć hierarchię wartości ludzkich oraz ukazuje ciągłość pokoleń. Stosunki między starszym pokoleniem a rodzicami dziecka powinny być przepełnione obustronną sympatią, życzliwością i szacunkiem. Utrzymanie takich relacji często nie jest łatwe, gdyż dziadkowie przywykli do swojego, ustalonego trybu życia; a młodzi chcą być wolni i postępować tak, jak im to najbardziej odpowiada.
Wszyscy muszą posiadać wiele taktu, by nie ulegać własnym emocjom. Najwłaściwszy sposób to zachowanie życzliwego umiaru i dystansu.
Dziadkowie bardzo często służą pomocą i cennymi radami w wychowaniu dzieci. Często są dla swoich wnuków wzorem i wielkim autorytetem.
Międzypokoleniowa więź jest ogromnie ważna dla spoistości całej rodziny i zawsze należy czynić wszystko, aby ją zachować. Amen!


KONFERENCJA II
REKOLECKJE DLA RODZIN – 25 LIPCA 2018

WYPEŁNIANIE PRZYKAZANIA MIŁOŚCI BLIŹNIEGO PODSTAWĄ WIĘZI RODZINNEJ

Kochani Bracia i Siostry w Chrystusie Panu.
Kochani ojcowie, matki, dzieci, ciocie, wujkowie. Moi kochani.
Wczoraj na wstępnym spotkaniu rekolekcyjnym, przypomnieliśmy sobie czym tak naprawdę jest Rodzina Chrześcijańska.
Bez wątpienia, każda nowa rodzina chrześcijańska rozumiana jako konsekwencja zawarcia małżeństwa ma u podstaw wypełnienie przysięgi małżeńskiej. W wielkim skrócie wierności, miłości, uczciwościmałżeńskiej oraz przyjęcie i wychowanie potomstwa w wierze. To każdy, kto zawarł ten związek w Kościele może sobie przypomnieć. Może też zajrzeć do Katechizmu Kościoła Katolickiego, poszukać informacji w Internecie, przemyśleć, jak to jest teraz w jego życiu.
Może to dziwnie zabrzmi, szczególnie dla tych, którzy od wielu lat trwają w takim związku – zastanowić się, czy i jak ja rozumiem treść tej przysięgi?
Co dla mnie w praktyce oznaczają słowa dane żonie, mężowi. Jak je rozumiem,
jak wprowadzam w życie codzienne?
Czy zdarzały się łamania przysięgi? Które, dlaczego?
Które z nich były lub są dla mnie najtrudniejsze?
Bez wątpienia przysięga przecież zobowiązuje, chyba, że ktoś był wówczas jeszcze niedojrzały i po prostu jak mówią, wziął ślub bo chciał być z ukochaną osobą, a ślub to formalna przepustka do tego. Żył chwilą obecną nie zastanawiając się nad konsekwencjami, lub może czuł się przymuszony przez rodzinę lub dziecko było w drodze. Są przecież takie przypadki.
To było kiedyś, było dawno, czasu cofnąć się nie da. Może potem było trudno, były zawody, rozczarowania, pojawił się ktoś, kto oczarował swą osobowością, której jeszcze się nie poznało naprawdę, lub wyglądem czy bogactwem. Wówczas miało miejsce powiedzenie: Małżeństwo to taka klatka do której wszystkie ptaszki z zewnątrz chcą się dostać, a z wewnątrz, chcą się wydostać.
Wówczas niestety, szczególnie dziś w tzw. kulturze XXI wieku, pozornie najprostszym rozwiązaniem jest tzw. rozwód, kolejny związek, jeden, potem drugi i trzeci, bo jak twierdzą każdy ma prawo do szczęścia, do ułożenia sobie życia na nowo itd., itp.
Kiedyś pewien mężczyzna po pięćdziesiątce, będący w trzecim związku niesakramentalnym, którego życie w wierze dotrwało do trzeciej klasy szkoły podstawowej, zwierzył się. Nawet pierwszej komunii św. nie przyjął, bo rodzice też już byli w kolejnym związku i woleli by dziecko nie przyjęło tego sakramentu, niż wyjaśnić proboszczowi, dlaczego żyją w związku niesakramentalnym. A więc ów biedny człowiek żył bez podstaw wiary, to tak dla wyjaśnienia. Ale ważne dla mnie i myślę, że i dla innych są jego słowa wypowiedziane krótko przed śmiercią, a była to śmierć jak mówią przedwczesna i bardzo bolesna, bo rak kości. Powiedział mniej więcej tak: Całe życie szukałem szczęścia w małżeństwie, w rodzinie. Zawiodłem się. Najpierw raz doszedłem do wniosku, że była to wielka pomyłka. Potem, znalazłem jak się zdawało miłość swojego życia. Byłem szczęśliwy, bardzo szczęśliwy, ale bardzo krótko. Niestety. Zdawało się, że kochamy się, a tymczasem raniliśmy się wzajemnie coraz bardziej, aż w końcu ona mnie wyrzuciła. Nic nie dało się posklejać. Koniec. Przeżyłem to bardzo boleśnie i po krótkim czasie znalazła się pocieszycielka. Też poraniona osoba, dużo młodsza, żyjąca w związku niesakramentalnym z osobą, która mogłaby być jej dziadkiem. Znów chwilowe szczęście, znów miłość, a potem rozczarowanie. Spodobali się jej młodsi ode mnie, bardziej rozrywkowi, gdy tymczasem ja byłem uwikłany w zarabianie pieniędzy, które jak się okazało, do szczęścia nie wystarczą. Uświadomiłem sobie, że bardzo zraniłem dwie poprzednie kobiety, dwójkę dzieci, po jednym z każdą. Szczęścia nie znalazłem i doświadczenie pokazało, że go nie znajdę. Zatem postanowiłem nie krzywdzić już więcej kobiet, dzieci, i pozostać. Zrobić co możliwe, aby to życie było chociaż znośne. Odpuściłem sobie marzenia, oczekiwania. Zacząłem jeszcze bardziej uciekać w pracę, aby zapewnić byt rodzinie. Teraz chcę jedynie podzielić sprawiedliwie zdobyty przeze mnie majątek, by po mojej śmierci mieli zapewniony byt materialny i pomiędzy sobą się nie kłócili. Żona i trojka dzieci; z każdego związku po jednym, a każdy z nich jak się potem okazało, dostał po 4 mln aktualnych zł. polskich. Część nie była w gotówce, a w dobrach uwikłanych, czyli ziemia, mieszkania, sklepy, towar. Wycenione przez fachowców, ale cóż z tego, gdy niektórzy nie wywiązali się ze swych zobowiązań – głównie ostatnia żona.
Miałem okazję uczestniczyć w pojednaniu się z Bogiem tego człowieka na trzy dni przed jego śmiercią. Po szczerym przyjęciu sakramentu chorych, po raz pierwszy od kilku miesięcy, mimo bólu na jego twarzy pojawił się uśmiech. Twarz jego jaśniała jak wyobrażamy sobie twarz anioła – spokój i radość. Trzeciego dnia od tego zdarzenia, w godzinie miłosierdzia, ODSZEDŁ W POKOJU POJEDNANY z Bogiem, światem, i samym sobą.
Podczas pogrzebu okazało się, że mocno udzielał się charytatywnie dla różnych oficjalnych instytucji, w tym kościelnych. Wtedy dopiero stały się zrozumiałe jego słowa z wcześniejszej rozmowy z wierzącą bratową, która właśnie doprowadziła do jego pojednania z Bogiem: Tylko z tobą mogę rozmawiać o wierze, bo byłaś dla mnie wzorem życia wg tego, co mówiłaś, wg zasad wiary i byłaś w tym konsekwentna. Chciałem żyć jak ty, ale nie potrafiłem formalnie rozpocząć życia w Kościele. Zdawało mi się, że jestem zbyt stary…Teraz chciałbym, ale zbyt późno. Nie zdążę, a nie chciałbym bez przygotowania i głupio, jak w przysłowiu: „Jak trwoga to do Boga.”
A JEDNAK ZDĄŻYŁ POJEDNAĆ SIĘ z Bogiem, i ludźmi, a pewnie też z sobą. Może właśnie Bóg dał mu łaskę między innymi za uczynki miłosierdzia?
Można też zauważyć, jak boleśnie uczył się żyć wg prostych zaleceń naszej wiary, człowiek, któremu nie było dane od dzieciństwa, poznać i doświadczyć jej podstaw. Pod koniec życia doszedł do słuszności szóstego przykazania, miłości bliźniego i szczęścia odnalezionego w Bogu; szczęścia, którego bezskutecznie szukał u ludzi.
Zapewne każdy z Was zwróci uwagę na jeszcze coś innego, bo jesteśmy różni i mamy za sobą różne doświadczenia życiowe. Najważniejsze jednak jest zobaczenie w tym wszystkim tego, co najważniejsze, ostatecznego celu naszego życia, jakim jest zbawienie. O czym często się zapomina na co dzień. Szuka się szczęścia tu na tej ziemi i stąd też wiele nieporozumień nt. miłości bliźniego, jak siebie samego. Wielu psychologów, a nawet teologów, ograniczając to szczęście, miłość do tego świata, popełnia zasadnicze błędy, które prowadzą tak naprawdę nie do miłości, a egoizmu.
Jezus, doskonały nauczyciel miłości Boga i bliźniego, nie szukał wygód, przyjemności dla siebie, aby móc podobnie traktować innych, ale najważniejsze było dla niego pełnienie woli Ojca i ofiara z samego siebie dla innych, dla Ojca aż po krzyż. A wszystko po to, aby móc dzielić także z ludźmi swe szczęście w niebie, aby być razem na zawsze, a nie tylko na tym krótkim spacerze przez ziemskie życie. Ten spacer nazywa się pielgrzymką przez życie do najdoskonalszego sanktuarium, jeśli mogę się tak wyrazić o niebie.
Zatem może trochę na początku, chciałbym zwrócić uwagę na fakt, że miłość Boga i miłość bliźniego jest nierozłączna, bo Bóg musi być na pierwszym miejscu pod każdym względem, aby pragnąć zbawienia, pragnąć Jego obecności, być razem z Nim i w tym sensie kochać innych, by i oni tam się znaleźli, pomagać im w życiu doczesnym, aby mieli siły dotrzeć do celu ostatecznego. Zatem miłość Boga, miłość bliźniego, to tak naprawdę ofiara z siebie, z własnego egoizmu, hedonizmu, pragnień ciała, które dąży do czego innego niż duch, by móc skorzystać z ofiary Jezusa dla nas – zbawienia.
Jezus kiedyś powiedział to w trudnych słowach: Bo kto chce zachować swoje życie, straci je, a kto straci swe życie z mego powodu, ten je zachowa (Łk 9,24). Trudne, ale nie aż tak bardzo. Swoje życie, swoje JA na tej ziemi, dla Jezusa, który jest dawcą prawdziwego życia wiecznego, życia w niebie.
Zatem Bóg, który przedstawił się Mojżeszowi, jako JESTEM, KTÓRY JESTEM, a który jest MIŁOŚCIĄ, wskazał na najważniejszy, a zarazem podstawowy atrybut istnienia – BYĆ. – To być po Bożemu, to być razem w relacji miłości i właśnie w tym sensie chciałbym, abyśmy rozumieli temat tej konferencji mówiącej o więzi. Konkretnie temat ten brzmi:Wypełnianie przykazania miłości bliźniego podstawą więzi rodzinnej.
Kochani. My jesteśmy tutaj, jako chrześcijanie, katolicy, a może nawet członkowie lub sympatycy WKC. Zatem nie będziemy tutaj rozważali naszych problemów ze świeckiego punktu widzenia, tj. podstawowych nauk o człowieku, jak np. biologia, psychologia, medycyna, czy prawo świeckie itp., ale z punktu widzenia naszej wiary. Spotykamy się tutaj przecież na zaledwie kilka dni, a nie na lata studiów, które pozwalają na analizowanie rzeczy z różnych punktów widzenia. Tutaj chodzi nam nie o piękne teorie, mniej lub bardziej istotne, ale o praktykę naszego życia codziennego, aby w tym całym chaosie nadmiaru informacji XXI w., się nie zagubić i nie stracić z oczu istoty problemu, jaki stawia przed nami nasze codzienne życie, które można by porównać do wspólnej wspinaczki ku niebu mówiąc w wielkim skrócie.
Zatem z punktu widzenia naszej wiary, Jezus, przypomniał najważniejsze dwa przykazania miłości Boga i bliźniego.
Można by powiedzieć krótko, że jeśli ktoś nie zachowuje przykazań, to tym samym grzeszy odrzucając miłość do Boga, a nawet Jego samego, więc ktoś taki traci więź z Bogiem, Kościołem, drugim człowiekiem i stacza się w dół ku potępieniu, o ile w pewnym momencie życia się nie zatrzyma, nie nawróci. Droga zaś wypełniania przykazań, jest przeciwieństwem tej wspomnianej, jest więc podstawowym warunkiem więzi z Bogiem, samym sobą i drugim człowiekiem, a mówiąc o rodzinie, jest warunkiem więzi rodzinnej – więzi aż po wieczność.
Bazując na Piśmie św. NT, na Ewangelii, warto przypomnieć wyjaśnienie Jezusa, co do drugiego z tych przykazań. Czując się też członkami Kościoła, warto pamiętać o jego dzisiejszej strukturze z woli Chrystusa. Zatem chcąc uświadomić sobie i Wam tę oczywistą prawdę chciałbym posłużyć się tu wyjaśnieniem także świętego już dziś papieża Jana Pawła II. W swym liście SalvificiDoloris(List apostolski Jana Pawła II o chrześcijańskim sensie ludzkiego cierpienia, z dnia 11.02.1984), papież mówi tak prosto i tak jasno, że wszelkie przeróbki mogłyby tylko zaciemnić jego myśl. Zatem posłużę się cytatami.
Jezus chcąc udzielić odpowiedzi na pytanie człowieka, któż jest moim bliźnim, opowiedział przypowieść o miłosiernym Samarytaninie.
Z pośród trzech bowiem przechodniów na drodze z Jerozolimy do Jerycha, na której leżał obrabowany i poraniony przez zbójców, na pół umarły człowiek, właśnie ów Samarytanin okazał się prawdziwie „bliźnim” owego nieszczęśliwego: „bliźnim”, to znaczy zarazem tym, kto wypełnił przykazanie miłości bliźniego. Tą samą drogą szło dwu innych ludzi, jeden kapłan, a drugi lewita, ale każdy z nich „zobaczył go i minął”. Natomiast Samarytanin, „gdy go zobaczył, wzruszył się głęboko: podszedł do niego i opatrzył mu rany”, następnie zaś „zawiózł do gospody i pielęgnował go”. Odjeżdżając zaś, polecił staranie o cierpiącego człowieka gospodarzowi, zobowiązując się pokryć związane z tym wydatki.
Przypowieść o miłosiernym Samarytaninie należy do ewangelii cierpienia, wskazuje bowiem, jaki winien być stosunek każdego z nas do cierpiących bliźnich. Nie wolno nam ich „mijać”, przechodzić obok z obojętnością, ale winniśmy przy nich „zatrzymywać się”.Miłosiernym Samarytaninem jest każdy człowiek, który zatrzymuje się przy cierpieniu drugiego człowieka, jakiekolwiek by ono było. Owo zatrzymanie się nie oznacza ciekawości, ale gotowość.Jest to otwarcie jakiejś wewnętrznej dyspozycji serca, które ma także swój wyraz uczuciowy. Miłosiernym Samarytaninem jest każdy człowiek wrażliwy na cudze cierpienie, człowiek, który „wzrusza się” nieszczęściem bliźniego.Jeżeli Chrystus, znawca wnętrza ludzkiego, podkreśla owo wzruszenie, to znaczy, że jest ono również ważne dla całej naszej postawy wobec cudzego cierpienia. Trzeba więc w sobie pielęgnować ową wrażliwośćserca, która świadczy o współczuciu z cierpiącym. Czasem owo współczucie pozostaje jedynym lub głównym wyrazem naszej miłości i solidarności z cierpiącym człowiekiem.
Jednakże miłosierny Samarytanin z Chrystusowej przypowieści nie poprzestaje na samym wzruszeniu i współczuciu. Staje się ono dla niego bodźcem do działań, które mają na celu przyniesienie pomocy poranionemu człowiekowi. Miłosiernym Samarytaninem jest więc ostatecznie ten, kto świadczy pomoc w cierpieniu, jakiejkolwiek byłoby ono natury. Pomoc, o ile możności, skuteczną. W tę pomoc wkłada swoje serce, nie żałuje również środków materialnych. Można powiedzieć, że daje siebie, swoje własne „ja”, otwierając to „ja” dla drugiego. Dotykamy w tym miejscu jednego z kluczowych punktów całej chrześcijańskiej antropologii. „Człowiek… nie może odnaleźć się w pełni inaczej, jak tylko poprzez bezinteresowny dar z siebie samego”. Miłosierny Samarytanin – to człowiek zdolny do takiego właśnie daru z siebie samego.
Idąc za ewangeliczną przypowieścią, można by powiedzieć, że cierpienie, które pod tylu różnymi postaciami obecne jest w naszym ludzkim świecie, jest w nim obecne także i po to, ażeby wyzwalać w człowieku miłość, ów właśnie bezinteresowny dar z własnego „ja” na rzecz innych ludzi, ludzi cierpiących. Świat ludzkiego cierpienia przyzywa niejako bez przestanku inny świat: świat ludzkiej miłości — i tę bezinteresowną miłość, jaka budzi się w jego sercu i uczynkach, człowiek niejako zawdzięcza cierpieniu. Nie może człowiek: „bliźni” wobec niego przechodzić obojętnie. W imię najbardziej nawet podstawowej ludzkiej solidarności, tym bardziej w imię miłości bliźniego musi się „zatrzymać”, „wzruszyć”, postępując tak, jak ów Samarytanin z ewangelicznej przypowieści.
Przypowieść sama w sobie wyraża prawdę głęboko chrześcijańską, ale zarazem jakże bardzo ogólnoludzką. Nie bez przyczyny również w języku świeckim nazywa się działalnością samarytańską wszelką działalność dla dobra ludzi cierpiących i potrzebujących pomocy.
Wymowa przypowieści o miłosiernym Samarytaninie, jak też i całej Ewangelii, jest w szczególności ta, że człowiek musi się poczuć powołany niejako w pierwszej osobie do świadczenia miłości w cierpieniu. Instytucje są bardzo ważne i nieodzowne, jednakże żadna instytucja sama z siebie nie zastąpi ludzkiego serca, ludzkiego współczucia, ludzkiej miłości, ludzkiej inicjatywy, gdy chodzi o wyjście naprzeciw cierpieniu drugiego człowieka. Odnosi się to do cierpień fizycznych; o ileż bardziej jeszcze, gdy chodzi o różnorodne cierpienia moralne, gdy przede wszystkim cierpi dusza.
Przypowieść o miłosiernym Samarytaninie należy niewątpliwie do ewangelii cierpienia i razem z tą ewangelią idzie przez dzieje Kościoła, chrześcijaństwa, przez dzieje człowieka i ludzkości. Świadczy ona o tym, że objawienie zbawczego sensu cierpienia przez Chrystusa nie utożsamia się żadną miarą z postawą bierności. Wręcz przeciwnie. Ewangelia jest zaprzeczeniem bierności wobec cierpienia. Sam Chrystus w tej dziedzinie jest nade wszystko czynny. W ten sposób urzeczywistnia mesjański program swego posłannictwa, stosownie do słów Proroka: Duch Pański spoczywa na Mnie, ponieważ Mnie namaścił i posłał Mnie, abym ubogim niósł dobrą nowinę, więźniom głosił wolność, a niewidomym przejrzenie, abym uciśnionych odsyłał wolnymi, abym obwoływał rok łaski od Pana.
Przypowieść ta wejdzie na końcu swoją istotną treścią do tych wstrząsających słów o sądzie ostatecznym, jakie Mateusz zapisał w swej Ewangelii: Pójdźcie, błogosławieni Ojca mojego, weźcie w posiadanie królestwo, przygotowane wam od założenia świata! Bo byłem głodny, a daliście Mi jeść; byłem spragniony, a daliście Mi pić; byłem przybyszem, a przyjęliście Mnie; byłem nagi, a przyodzialiście Mnie; byłem chory, a odwiedziliście Mnie; byłem w więzieniu, a przyszliście do Mnie.
Pytającym zaś sprawiedliwym: kiedy to wszystko Jemu właśnie uczynili, Syn Człowieczy odpowie:Zaprawdę, powiadam wam: Wszystko,co uczyniliście jednemu z tych bracimoich najmniejszych,Mnieście uczynili.Przeciwny wyrok spotyka tych, którzy przeciwnie postępowali:Wszystko, czego nie uczyniliście jednemu z tych najmniejszych, tegoście i Mnie nie uczynili.
Te słowa o miłości, o uczynkach miłości, związanych z ludzkim cierpieniem, pozwalają nam raz jeszcze odkryć samo odkupieńcze cierpienie Chrystusa u podstawywszystkich ludzkich cierpień. Chrystus mówi – Mnieście uczynili… To On sam jest Tym, który doznaje miłości w każdym; tu On sam jest Tym, który doznaje pomocy, gdy ta pomoc bywa świadczona komukolwiek, każdemu bez wyjątku cierpiącemu. To On sam jest obecny w tym cierpiącym, ponieważ Jego odkupieńcze cierpienie raz na zawsze zostało otwarte na wszelkie ludzkie cierpienie.
Kochani. A któż z nas nie cierpi lub nie będzie cierpiał? Któż z nas nie spotyka się na co dzień z ludzkim cierpieniem, z cierpieniem najbliższych członków rodziny? Może i bywają okresy w naszym życiu, gdy tego cierpienia jest mniej lub jest ono prawie nie zauważalne, ale bywają też i bardzo bolesne chwile. Np. matka rodząc dzieci, bardzo cierpi. Cierpi chore maleństwo, cierpi nawet tylko przez ząbkowanie. Cierpi lęk samotności, gdy na chwilę pozostanie samo na tym jeszcze nieznanym mu świecie. Cierpi człowiek przez choroby, niepowodzenia w pracy, w kontaktach z innymi. Cierpi z powodu niezrozumienia, czy obojętności bliskich. Cierpi przez konflikty, brak czasem podstawowych warunków materialnych. Cierpi z bezsilności wobec chorób, niesprawiedliwości i wszelkich trudnych sytuacji nie zawsze zależnych od nas.
Zatem trzeba wrażliwości serca, aby starać się zaradzić cierpieniom innych, lub własne wykorzystać jako swój dar w modlitwach do Boga za innych, aby też nie uciekać od cierpiących, a trwać przy nich.
Tu chciałbym przytoczyć niemalże dosłownie fragmenty jednej z moich homilii, którą wygłosiłem z okazji ślubu, który przecież daje początek każdej nowopowstającej rodzinie.
Cieszymy się razem z całym Kościołem, że dziś dokonaliście wspaniałego wyboru uświęcenia Waszego związku, Waszej Rodziny.
Dziś, choć już nie obce są Wam trudy wspólnego życia i ofiarnej miłości, to zaczynacie nowy etap, gdyż odtąd jak też mówi Ewangelia, posłyszeliście słowa Chrystusa i pragniecie je wypełniać. Zatem można powiedzieć, że swój dom zbudujecie na skale, którą jest Chrystus. A taki dom jest trwały, stabilny. Jezus mówi o nim: Spadł deszcz, wezbrały potoki, zerwały się wichry i uderzyły w ten dom. On jednak nie runął, bo na skale był utwierdzony.
Od tej pory Pan Bóg będzie Was jeszcze bardziej wspierał w pokonywaniu trudów dnia codziennego przez całe Wasze życie, ilekroć się do Niego zwrócicie o pomoc. Natomiast Jezus Chrystus nie odbierze Wam wolności, nie będzie niczego wymuszał lub narzucał, ale cierpliwie czekał, aż zaprosicie Go jako wspaniałego doradcę, który nie tylko posiada mądrość, ale także ma moc zaradzania Waszym potrzebom.
Chce i może pomóc w katolickim wychowaniu dzieci zrodzonych z miłości, dla miłości.
Modlitwa Ojcze nasz, krótka, ale najcenniejsza z modlitw, gdyż nauczył jej nas sam Jezus, niech umacnia Wasz związek, Waszą rodzinę każdego dnia.
W tym szczególnie ważnym dla was i dla nas dniu, warto przypomnieć, czym jest miłość, gdyż ona jest najwspanialszą więzią między ludźmi i łączy nas z Bogiem, który jest Miłością. Po miłości wzajemnej, jak mówił Jezus, wszyscy poznają, że jesteśmy Jego uczniami. Miłość jest też treścią przykazania, które dał nam Jezus: Abyście się wzajemnie miłowali, tak jak Ja was umiłowałem. – Miłością służebną, jak dał przykład w Wieczerniku podczas Ostatniej Wieczerzy umywając nogi apostołom. Miłością ofiarną, jak dał przykład rezygnując ze wspaniałych warunków istnienia w niebie po to, aby dzielić z nami ludzki, trudny los życia na tej ziemi, aż do ofiary z samego siebie na krzyżu po to, abyśmy żyli wiecznie w Jego obecności – szczęśliwi na zawsze, mimo naszych słabości, naszych grzechów. Wystarczy tylko przyjść do Niego, oczyścić się z grzechów w sakramencie pokuty i zostać usprawiedliwionym na życie wieczne. Wy kochani przyszliście do Chrystusa, aby odtąd już zawsze Wam błogosławił.
Skoro miłość jest tak ważna, a ze wszystkich cnót najważniejsza, zatem warto dodać choć kilka słów przypomnienia np. wg słów św. Pawła zawartych w pięknym Hymnie o miłości. Już teraz życzę nie tylko Nowożeńcom, aby słowa tego hymnu, z pomocą Bożą, wcielane były w życie codzienne.
Zatem zobaczmy raz jeszcze, co mówi św. Paweł o Miłości.
– Gdybym mówił językami ludzi i aniołów, a miłości bym nie miał, stałbym się jak miedź brzęcząca albo cymbał brzmiący.
Co to oznacza w małżeństwie, w rodzinie, w relacji osób?
Znaczy to tyle, że chociaż byście kochani wypowiadali najpiękniejsze słowa, dawali najwspanialsze obietnice, ale jeśli te słowa nie odzwierciedlałyby miłości, to na nic się one nie zdadzą. Pozostałyby pustymi dźwiękami, mogącymi nawet przynieść gorycz zawodu. Natomiast słowa wypływające z serca przepełnianego miłością do drugiego człowieka, zarówno miłe jak i nawet czasem gorzkie, w perspektywie czasu przynoszą dobre owoce. Prowadzą one do wzajemnego ubogacania się, do stawania się coraz bliższymi sobie; doskonalszymi.
Dalej św. Paweł mówi o nadzwyczajnych darach i wiedzy. Mówi on:
Gdybym też miał dar prorokowania i znał wszystkie tajemnice, i posiadał wszelką wiedzę, i wszelką możliwą wiarę, tak iż bym góry przenosił, a miłości bym nie miał, byłbym niczym.
Zatem także w rodzinie nie jest aż tak ważne, co się reprezentuje sobą w sensie uznawanych wartości tego świata, jak np. szczególne dary, wiedza, czy wiara we własne możliwości, ale liczy się przede wszystkim miłość.
Dalej warto się zastanowić wraz z Pawłem, jak rozpoznać tę miłość, czym się ona charakteryzuje i jak ją realizować w praktyce. Otóż: Miłość cierpliwa jest, łaskawa jest. – Niby to proste, a jednak tak naprawdę w praktyce życia codziennego niejednokrotnie bardzo trudne. Zwykle współczesny człowiek, przyzwyczajony do niezwykłych wprost możliwości techniki, komunikacji, jest niecierpliwy. Chciałby wszystko rozwiązać natychmiast i mieć natychmiast. Przyzwyczailiśmy się, że np. dzięki telefonom komórkowym, telewizji, gdzie można się porozumiewać szybko bez ograniczeń miejscem, gdzie dzięki TV można oglądać wydarzenia na świecie w czasie rzeczywistym. Te doświadczenia chciałoby się przenieść na inne dziedziny życia zarówno w sferze materialnej, jak i duchowej, czy w relacjach międzyludzkich.
Co jeszcze można powiedzieć o miłości?
Miłość nie zazdrości, nie szuka poklasku, nie unosi się pychą.
Tak, kochani! Miłość nie zazdrości... A jednak doświadczenia współczesnych ludzi jakże często są inne i niestety prowadzą do tragedii. Zazdrość jest często powodem smutku, zarówno tego, kto zazdrości, jak i u osoby, której się czegoś zazdrości. Jeśli jednak ktoś naprawdę kocha, to nie szuka swego, nie unosi się gniewem, nie pamięta złego; nie cieszy się z niesprawiedliwości, lecz współweseli się z prawdą. Wszystko znosi, wszystkiemu wierzy, we wszystkim pokłada nadzieję, wszystko przetrzyma. Miłość nigdy nie ustaje.Zatem miłość jest gwarantem szczęśliwego życia. Ponieważ jednak z natury człowiek nie jest doskonały, więc praca nad sobą, doskonalenie się w miłości tak rozumianej, jest programem na całe życie każdego człowieka, niezależnie od wieku i relacji rodzinnych – ojca, matki, dzieci, krewnych…


ŚW. JAKUBA, APOSTOŁA – ŚWIĘTO
HOMILIA – środa, 25.07.2019
Msza św. w drugim dniu rekolekcji dla Rodzin w Domu Misyjnym pw. św. Józefa – Swarzewo
Temat II dnia: Wypełnianie przykazania miłości bliźniego podstawą więzi rodzinnej
2 Kor 4,7-15; Mt 20,20-28

Kochani moi Bracia i Siostry w Jezusie Chrystusie. Kochani Ojcowie, Kochane Mamy i kochane Dzieci.
Serdecznie witam Was na Mszy św. w drugim dniu naszych rekolekcji. dla Rodzin.
Jak już zauważyliśmy wczoraj, spotykamy się tutaj w Domu Misyjnym św. Józefa – opiekuna Świętej Rodziny, więc poprośmy patrona tego domu, aby wspierał nas w naszych rekolekcjach, aby Wasze rodziny były szczęśliwe i Bogiem silne, aby mówiąc językiem św. Pawła, były świętym i nieskalanym domowym Kościołem
Święty Józefie – módl się za nami.
Poprośmy też Maryję, Matkę Boga i naszą,...
Maryjo, Matko Boża módl się za nami i wspomagaj nas nieustannie.
Duchu Święty pomóż nam pogłębić naszą wiarę i nasze więzi rodzinne na wzór miłości Chrystusa.
Zaś Słowo życia, które będzie nam towarzyszyło i które będziemy się starali wprowadzać w swe życie każdego dnia, to słowa wyjęte z Ewangelii wg Mateusza: …Kto by chciał być pierwszym między wami, niech będzie niewolnikiem waszym, na wzór Syna Człowieczego, który nie przyszedł, aby Mu służono, lecz aby służyć i dać swoje życie na okup za wielu(Mt 20,28).
To słowo tak naprawdę jest wciąż aktualne dla wszystkich, a przede wszystkim w rodzinach, w których wciąż potrzeba ofiarnej służby każdego z jej członków. Gdyby w ten sposób rzeczywiście wszyscy starali się postępować i to z miłości płynącej z serca, to prawdopodobnie nie byłoby nieszczęśliwych rodzin. – Każdy by służył i każdemu by służono. Byłaby symetria w relacjach wzajemnej miłości ofiarnej, a jak pamiętamy, Jezus kiedyś powiedział, że po miłości wzajemnej poznają, żeśmy Jego uczniami. Ta miłość zaś miała być taką miłością, jaką On sam nas umiłował. A jaką nas umiłował, to można dokładnie dowiedzieć się np. wnikliwie czytając i analizując Ewangelię i nauką Kościoła, by zobaczyć też jak jest dziś.
Chciałbym tylko, aby każdy z was w wolnej chwili przywołał sobie w pamięci ten fragment z życia Jezusa, który jest mu najbliższy w aktualnej sytuacji życiowej. Zapewne każdemu z was coś innego przyjdzie do głowy i o to chodzi, bo każdy człowiek jest inny i każdego Bóg przeprowadza przez inne, jemu najbardziej potrzebne doświadczenia, aby właśnie miał okazję doskonalić się w miłości, aby na końcu swego życia być gotowym na spotkanie z Bogiem już na zawsze. Aby inaczej mówiąc, osiągnąć zasadniczy cel swego życia – zbawienie.
Wy wszyscy, którzy tu jesteście, macie tę drogę realizować, przez życie rodzinne, doskonaląc się w miłości małżeńskiej, którą to miłością powinniście darzyć wasze dzieci, aby i one wyrosły na wspaniałych ludzi, miłych Bogu i ludziom, którzy podobnie jak wy, zmierzają do świętości, do nieba. A droga ta nie jest łatwa. I tu, kochani, po raz kolejny można wpaść w zachwyt nad działaniem Ducha Świętego w naszym życiu, a także na ten czas naszych rekolekcji. Otóż dzisiejsze czytania liturgiczne świadczą o tym.
Z jednej strony Ewangelia dotyka problemu miłości matek do dzieci, która to miłość nie zawsze jest taka, jak być powinna, ale o tym później.
Czytanie zaś z Listu św. Pawła do Koryntian, przypomina o trudach znoszonych dla Ewangelii, od których nie są wolne również współczesne rodziny i zapewne Wy także. Paweł mówi też o skarbie wiary, który wszyscy nosimy jakby w naczyniach glinianych, to znaczy w naszym ciele, które jest tak kruche, jak naczynie z gliny. Wystarczy je trącić, wystarczy spuścić na ziemię, aby się potłukło. Tym niemniej, Bóg nam wszystkim tak zaufał, aby mimo wszystko, mimo naszej kruchości, naszych słabości i niedociągnięć, darzyć nas miłością płodną, abyśmy mogli uczestniczyć w Jego stwórczym dziele zaludniania ziemi, po to, aby jak najwięcej istot ludzkich po tym życiu, mogło zapełnić mieszkania w domu Boga Ojca, w niebie.
Warto uświadomić sobie, że w niebie już nikt się nie rodzi, tylko tutaj na ziemi dostaliśmy taką szansę. Zatem wszelkie prace, jakie wykonujecie na tej ziemi, wszelkie trudy podjęte w celu zapewniania godziwych warunków życia sobie, rodzinie i innym, są bardzo ważne, konieczne, ale żadne z nich nie mogą dorównać waszej pracy dla Boga, którą wykonujecie poprzez zrodzenie i wychowanie dzieci w wierze. To cud Bożej miłości, która chce się dzielić szczęściem wiecznym.
Niestety, tak za czasów ST, jak i w czasach Jezusa, w pierwszych wiekach chrześcijaństwa, a także dziś, nie wszyscy rozumieją tę Bożą miłość, Bożą mądrość i wszechmoc. Niektórzy ją odrzucają, inni są obojętni, a wielu wręcz walczy o prawa sprzeczne z Dekalogiem, sprzeczne z Ewangelią Miłości, Ewangelią życia.
Św. Paweł pisze o tym tak: Zewsząd znosimy cierpienia, lecz nie poddajemy się zwątpieniu; żyjemy w niedostatku, lecz nie rozpaczamy; znosimy prześladowania, lecz nie czujemy się osamotnieni, obalają nas na ziemię, lecz nie giniemy. Nosimy nieustannie w ciele naszym konanie Jezusa, aby życie Jezusa objawiło się w naszym ciele. Ciągle bowiem jesteśmy wydawani na śmierć z powodu Jezusa, aby życie Jezusa objawiło się w naszym śmiertelnym ciele. To tak ogólnie, bo jak zapewne zauważyliście, Pismo Święte jest tak napisane, by z niego zawsze można było coś odnieść do siebie, do aktualnej sytuacji, choć mija czas, minęły wieki i nadal będą mijały.
Kochani. Nie wiem jak jest u Was, ale znam osobiście wiele rodzin, w których osoby wierzące są prześladowane, a nawet jakby uśmiercane, bo odsuwa się je od wszelkich spotkań niewierzącej części rodziny. Dokucza się im z powodu pragnienia wprowadzania w życie Ewangelii. Z powodu praktyk religijnych, Kościoła, uczestniczenia we Mszy świętej. Jakże też często są one odrzucane, pozbawiane miłości małżeńskiej tylko dlatego, iż wiadomo, że w ich życiu, aborcja nie wchodzi w grę, że współżycie niezgodne z naturą również nie, że mają inne wartości niż jedynie powierzchowny, ładny wygląd, pieniądze zdobywane za wszelką cenę, drogie auta...
Ja zaś już na początku, chciałbym powtórzyć do Was słowa św. Pawła:
Cieszę się przeto owym duchem wiary, według którego napisano: Uwierzyłem, dlatego przemówiłem; my także wierzymy i dlatego mówimy, przekonani, że Ten, który wskrzesił Jezusa, z Jezusem przywróci życie także nam ...Wszystko to bowiem dla was, ażeby w pełni obfitująca łaska zwiększyła chwałę Bożą przez dziękczynienie wielu.
Tak, kochani. Warto prosić Boga o potrzebne łaski, ale kiedy je otrzymujemy, winniśmy za nie dziękować Bogu i dzielić się swymi doświadczeniami z innymi, a przede wszystkim z członkami rodziny, aby i oni zostali umocnieni w wierze.
Ja zaś, chciałbym Was prosić, abyście zawsze – nie tylko na rekolekcjach, uważnie słuchali słowa Bożego w kościele i nigdy nie kończyli pracy nad sobą, bo nigdy nie jest tak dobrze, żeby nie mogło być lepiej.
Chciałbym też, aby każdy z Was niezależnie od wieku wczuł się w klimat czytań i coś wziął z tego dla siebie.
Odczytana przed chwilą Ewangelia ukazuje matkę troszczącą się o losy swych synów wykraczające poza ten świat.
Czytamy, że do Jezusa, podeszła ...matka synów Zebedeusza ze swoimi synami i upadając Mu do nóg, o coś Go prosiła.
On ją zapytał: Czego pragniesz?
Rzekła Mu: Powiedz, żeby ci dwaj moi synowie zasiedli w Twoim królestwie jeden po prawej, a drugi po lewej Twej stronie.
Odpowiadając Jezus rzekł: Nie wiecie, o co prosicie.
Kochani! Z tego krótkiego fragmentu Ewangelii widać wyraźnie, jak bardzo matki kochają swoje dzieci, nawet jeszcze wtedy, gdy te dzieci są już dorosłe. Ta matczyna miłość jest tak wielka, że troska o dzieci czasem przesłania widzenie innych ludzi, którzy też są dziećmi swoich rodziców.
W tym przypadku matka synów Zebedeusza chciała, aby ci dwaj jej synowie zasiedli w królestwie Jezusa jeden po prawej, a drugi po lewej Jego stronie.
Pomyślcie, proszę, jak bardzo owa matka musiała szanować Jezusa i kochać Go, jak bardzo też musieli Go kochać jej synowie, skoro chcieli być tak blisko Niego na zawsze. Zapomnieli jednak, że nie są sami na świecie i że podobne pragnienia może mieć wiele ludzi. Dziś np. na świecie jest ich ok. 7,4 miliarda, w samej Polsce zaś 38,6 mln, a takie bliskie miejsca obok Jezusa są tylko 2, więc dlaczego miałyby one być tylko dla nich? – Dlatego Jezus mówi wyraźnie: Nie wiecie, o co prosicie.
Czasem również w obecnych czasach ludzie w różnym wieku proszą o coś Pana Jezusa, a potem nieraz, gdy nie zostaną wysłuchani, to po pewnym czasie dziękują Bogu za to, że ich nie wysłuchał, bo bez przemyślenia prosili o coś, co było niemożliwe lub złe dla nich. Czasem niektórzy proszą podobnie jak owa matka o coś, co mogłoby wbić ich w pychę, a przecież Bóg kocha wszystkich, więc nie lubi, aby Jego wyznawcy kłócili się między sobą, wywyższali się nad innych lub kogoś odtrącali.
Jezus jednak nie karze ani uczniów, ani matki, za tę niefortunną prośbę, tylko łagodnie poucza ich: Lecz kto by między wami chciał stać się wielkim, niech będzie waszym sługą.To pouczanie jest też dla nas zawarte w Słowie życia, jak wspomniałem na początku.
Jak widać, Jezus ma inną wizję wielkości człowieka niż przeciętni ludzie. On wypowiada trudne do zastosowania w praktyce słowa: Jeśli kto chce być pierwszym, niech będzie ostatnim ze wszystkich i sługą wszystkich.
Niestety, jak niewiele osób rozumie te słowa i wprowadza je w życie. Aby nie być gołosłownym, chciałbym zaproponować Wam, abyście zastanowili się np. nad zarobkami sportowców, które sięgają milionów zł, czy nawet milionów dolarów, jeśli sportowiec osiąga dobre wyniki, a zarobkami przeciętnego człowieka, a w tym tego, który służy innym, jak np. piekarz, lekarz, pielęgniarka, matka wychowująca dzieci itp. Każdy Polak zna nazwisko Kamila Stocha albo Roberta Lewandowskiego, a kto np. zna nazwisko choćby jednej biednej staruszki, która znosi swoje cierpienie i w ciszy modli się ofiarowując je Bogu może także za nas? – Taki jest ten świat i nie ma się czemu dziwić. Na szczęście Bóg zna tych cichych ludzi pracujących pokornie, aby inni mogli żyć godnie. Zatem na zakończenie dzisiejszych rozważań Ewangelii, chciałbym Was prosić, abyście później przemyśleli słowa Jezusa.Wiecie, że władcy narodów uciskają je, a wielcy dają im odczuć swą władzę. Nie tak będzie u was.
Lecz kto by między wami chciał stać się wielkim, niech będzie waszym sługą. A kto by chciał być pierwszym między wami, niech będzie niewolnikiem waszym, na wzór Syna Człowieczego, który nie przyszedł, aby Mu służono, lecz aby służyć i dać swoje życie na okup za wielu. A jak aktualnie jest w Waszych rodzinach?


KONFERENCJA III
REKOLECKJE DLA RODZIN – 26 LIPCA 2018

WYCHOWANIE W RODZINIE CHRZEŚCIJAŃSKIEJ

Kochani. Zgodnie z zapowiedzią, dziś podejmujemy temat wychowania, ale ze szczególnym zwróceniem uwagi na naszą chrześcijańską tożsamość, więc nic dziwnego, że głównie będziemy bazować na Ewangelii, a jeśli starczy nam czasu, także na nauce Kościoła.
Chyba najwięcej informacji na ten temat, niesie nam Ewangelia: Dwunastoletni Jezus w świątyni (Łk 2,41-50), która uchyla nam rąbka tajemnicy z życia Świętej Rodziny. Otóż dowiadujemy się z niej, że: Rodzice Jezusa chodzili co roku do Jerozolimy na Święto Paschy. Gdy miał lat dwanaście, udali się tam zwyczajem świątecznym. Kiedy wracali po skończonych uroczystościach, został Jezus w Jerozolimie, a tego nie zauważyli Jego Rodzice.
Zatem Święta Rodzina była jedną z przykładnych rodzin Izraelskich, wypełniających wiernie obowiązki wskazane przez Prawo. Zauważamy też, że już od wczesnych lat wdrażali w tradycję judaistyczną swego Syna Jezusa. Zatem wniosek dla nas ludzi także XXI wieku, że jeśli ktoś przez chrzest święty został wszczepiony w Kościół, to także ma obowiązek wypełniać tradycję Kościoła, i wychowywać swoje dzieci w wierze. Ma też obowiązek wdrażać w praktyki religijne, podobnie, jak niegdyś czynili to rodzice Jezusa.
Co jeszcze można zauważyć?
Jezus się zagubił w drodze, więc rodzice Go szukali. Zatem 12-letni Jezus musiał mieć pewną swobodę. Rodzice nie trzymali Go kurczowo przy sobie, lecz pozwolili oddalić się. Myśleli, że może poszedł z kimś z krewnych, a więc, aby wychować zdrowego, samodzielnego i odpowiedzialnego człowieka, trzeba mu dać wolność bycia wśród innych, wśród rodziny, aby nauczył się zarówno właściwego dokonywania wyborów, jak i kontaktów społecznych, rodzinnych, aby nie zamykał się w sobie, ale nabywał doświadczeń. Jak widać, takie danie wolności może wiele kosztować. Rodzice Jezusa:
Dopiero po trzech dniach odnaleźli Go w świątyni, gdzie siedział między nauczycielami, przysłuchiwał się im i zadawał pytania. Wszyscy zaś, którzy Go słuchali, byli zdumieni bystrością Jego umysłu i odpowiedziami. Na ten widok zdziwili się bardzo, a Jego Matka rzekła do Niego: Synu, czemuś nam to uczynił? Oto ojciec Twój i ja z bólem serca szukaliśmy Ciebie. Lecz On im odpowiedział: Czemuście Mnie szukali? Czy nie wiedzieliście, że powinienem być w tym, co należy do mego Ojca? Oni jednak nie zrozumieli tego, co im powiedział.
Oprócz lęku o Syna, oprócz niepewności, straty czasu, ból i niepewność rozdzierała serce Józefa i Maryi, a kiedy Go znaleźli, kolejna niespodzianka. On w świątyni... siedział między nauczycielami... Wszyscy zaś, którzy Go słuchali, byli zdumieni bystrością Jego umysłu i odpowiedziami. Zauważyli, że ich Syn był spokojny i mądrzejszy niż się spodziewali, ale to jeszcze nie wszystko. Kiedy Maryja zwróciła Mu uwagę, nie wykazał żadnej skruchy, lecz zrobił im wyrzut, jakby to oni, a nie On zrobili coś niewłaściwego. Czy nie wiedzieliście, że powinienem być w tym, co należy do mego Ojca? Oni jednak nie zrozumieli tego, co im powiedział.Zatem między Jezusem, a Jego rodzicami nie było zrozumienia. Patrząc z boku, każdy z nich miał rację. Jezus, gdyż jako Syn Boży, miał prawo być w świątyni, którą nazwał Domem Swego Ojca. Rodzice zaś martwili się o Niego, stracili wiele czasu i pewnie zdrowia na szukanie Syna. Mogło w tym momencie dojść do ostrej wymiany poglądów. Rodzice mieli też prawo ukarać Jezusa, ale proszę zauważyć, że nic takiego się nie stało. Każda ze stron wyraziła to, co uważała za słuszne i na tym koniec. Po tym łagodnym napomnieniu w formie pytań, obie strony miały nad czym pomyśleć. – Wychowanie metodą skłaniania do refleksji, bez dania konkretnego rozwiązania, bez wymuszania czegokolwiek. – To ideał wychowania wskazany także nam przez Świętą Rodzinę. – Bez krzyków, wrzasków, hałasu, bez kar i nagród, a przede wszystkim bez bólu i łez Jezus poszedł z nimi i wrócił do Nazaretu; i był im poddany. Dokładnie tak, jak być powinno w relacji dziecka do rodziców.A Matka Jego chowała wiernie wszystkie te wspomnienia w swym sercu. Matka zaś uczyła się też od swego Syna, o którym wiedziała że jest Synem Bożym, tylko jeszcze nie wiedziała, jak to ma wyglądać w praktyce. Zatem chowała wiernie wszystkie te wspomnienia w swym sercu. Jezus zaś czynił postępy w mądrości, w latach i w łasce u Boga i u ludzi. Jak widać takie mądre wychowanie daje właściwe efekty także w duchowej rodzinie.
Ale czy tylko mądre?
Wróćmy jeszcze na chwilę do słów ewangelii:
Rodzice Jezusa chodzili co roku do Jerozolimy na Święto Paschy. Oraz: Jego Matka rzekła do Niego: Synu, czemuś nam to uczynił? Oto ojciec Twój i ja z bólem serca szukaliśmy Ciebie.
– O czym to świadczy, kochani?
Otóż po pierwsze o jedności, zarówno w wierze, w wypełnianiu tradycji, jak i w stosunku do Syna. Świadczy o trosce, o wychowywaniu razem, ale jeszcze, uwaga, o miłości do Syna: ojciec Twój i ja z bólem serca szukaliśmy Ciebie.
Oni Go kochali, oboje, mimo, że sprawił im kłopot. To Jego zachowanie, nie wpłynęło na relację miłości. – Nie szukali Go ze strachu, nie szukali ze złością, ale z bólem serca w trosce o ukochanego Syna. Maryję i Józefa łączyła też miłość do Syna i o tej miłości, o swym wspólnym działaniu i odczuwaniu powiedziała Matka Jezusowi. Zatem ani przez chwilę nie było miejsca na wątpliwość, co do troski wynikającej z miłości. Jezus zatem wzrastał w świadomości, że Jego rodzice Go kochają, zawsze i bezwarunkowo. – Nawet wtedy, gdy nie są zadowoleni z Jego zachowania. – To jest podstawowy warunek wychowania z miłości, do miłości. Tego nie zastąpią żadne inne wskazówki, teorie wymyślane przez wieki przez naukowców. One mogą być tylko pomocne, ale jeśli im nie przyświeca rzeczywista miłość wiążąca się także z emocjami, z troski aż do bólu, to efekt będzie mizerny, nietrwały.
To coś podobnego jak przepisy kulinarne na różne smaczne potrawy, ale jeśli się tych potraw nie ugotuje, nie przyrządzi i nie spróbuje, to żołądek będzie nadal pusty i nie zniknie poczucie głodu. Wtedy większy efekt da choćby kromka suchego chleba zjedzona niż najdoskonalsze przepisy.
Warto też dodać, że dzieci są doskonałymi obserwatorami. One uczą się przede wszystkim na tym, co widzą, co czują, a na miłości nie da się ich oszukać. One bardziej czują, co się dzieje w sercu rodziców, otoczeniu niż to co wypowiadają tylko w słowach.
One patrzą na mimikę, patrzą przede wszystkim w oczy. One patrzą jak zwracają się ich rodzice do siebie. Czy z ciepłem głosu, blaskiem miłości w oczach, czy z tonem dyktatora, ze smutkiem lub złością. Tak samo patrzą i czują, w jaki sposób zwracają się do nich.
Niedawno, pewna babcia, podzieliła się ze mną swoim spostrzeżeniem, które ją zszokowało. Otóż jej 2-letni wnuk, wdrażany do wspólnej pracy w rodzinie, codziennie pomagał chować naczynia ze zmywarki. Chłopiec posługiwał się zaledwie kilkoma słowami zrozumiałymi dla wszystkich. Zawsze podając jakieś naczynie, coś mówił. Pewnego razu, babcia zwróciła uwagę, że dziecko podając, mówi w pierwszej osobie, czyje to jest naczynie, bo każdy miał jakby ulubione swoje własne. I np. podając kubek taty, mówił tata, podobnie z talerzykiem, łyżeczką czy czymś innym. Zatem dziecko dokładnie obserwowało, co robią rodzice, czym się posługują, podobnie odpowiadało emocjami na emocje, choć oczywiście jeszcze zdarzały się wyjątki. Było też podobnie z zabawą.
Jeśli rodzice nie zwracali uwagi na jego dzieło, to powtarzał tę samą czynność wielokrotnie, aż skomentują, a najlepiej – pochwalą. Dziecko też miało radość w oczach, gdy dorośli ją mieli w kontaktach z sobą, a więc dziecko uczy się przede wszystkim przez naśladowanie, a na jego emocje, stan psychiczny wpływa przede wszystkim atmosfera panująca wokół niego, atmosfera domu. Jeśli tam jest ciepło, miłość, zadowolenie, wzajemny szacunek i akceptacja, w tym dziecka i jego rodzeństwa, to wzrasta w mądrości i miłości także do innych, do Pana Boga, gdy to widzi u rodziców. Można powiedzieć, że dziecku do szczęścia, do rozwoju potrzebna jest miłość, atmosfera miłości podobnie jak roślinom – woda i słońce, aby mogły wzrastać, zachwycać oczy lub wydawać dobre owoce. – To tyle na podstawie jednej ewangelii, na podstawie wniosków z niej wypływających i obserwacji codziennego życia. Potwierdza to również współczesna nauka Kościoła.
Kochani. Może jednak jeszcze warto zwrócić uwagę na sam początek życia Jezusa, a więc w pewnym sensie życia także naszego, naszych dzieci. Otóż myślę, że w tym gronie osób, które świadomie zdecydowały się uczestniczyć w rekolekcjach dla rodzin, nie muszę dokładnie przytaczać słów każdej Ewangelii, na które się powołuję, gdyż są wam znane. Po pierwsze, jak już wspomniałem, sam początek.
Otóż najpierw sama scena Zwiastowania. Maryja dowiaduje się, że za sprawą Ducha Świętego pocznie i porodzi Syna. Z ewangelii widać, że nie była na to przygotowana. Nawet męża jeszcze nie znała w sensie dosłownym. Miał być nim Józef, ale jeszcze nie doświadczyła, czym jest mąż. W tamtych czasach takie kobiety niejako dopuszczające się zdrady, kamienowano. Zatem decyzja Maryi co do przyjęcia dziecka była bardzo trudna, a jednak wypowiedziała swoje TAK z posłuszeństwa Bogu, z gotowości wypełnienia Jego woli. Zatem i u nas, każde dziecko poczęte, powinno być przyjęte podobnie, jako dziecko z woli Bożej. Przy czym Bóg jest Miłością, a więc domaga się przyjęcia Jego daru z miłością, a nie jako intruz, ciężar, czy materiał do usunięcia… Przy czym trudności, kłopoty, negatywna ludzka opinia innych, nie może zmienić faktu potrzeby przyjęcia dziecka jako od Pana Boga i dla Pana Boga.
Dalej Józef. Z Ewangelii widzimy, że też miał wiele wątpliwości. Postanowił odejść, gdy zauważył, że Maryja jest brzemienna, a jednak postąpił zgodnie z tym, co przekazał mu anioł we śnie. Pozostał, gdyż taka była wola Boża. Później już troszczył się o Maryję, o Jej dziecko. Czytamy też o tym w Ewangelii. Był z Nią, był przy Niej w drodze do Betlejem, gdy musieli wypełnić obowiązek wynikający ze spisu ludności. Szukał dla Niej miejsca w gospodzie, aby mogła urodzić dziecko, a gdy nie było tam miejsca, znalazł dla Niej miejsce w stajence betlejemskiej. Był przy Niej gdy rodziła – nie jego dziecko. Potem znów zgodnie z wolą Bożą objawioną mu we śnie przez anioła, uciekli do Egiptu, by ocalić życie Jezusa.
– Pamiętamy, że Herod postanowił zabić wszystkich chłopców do lat dwóch. Nikt chyba nie wątpi, jak trudna wówczas musiała być podróż, jak trudne wykonanie Bożej woli. Potem życie w Nazarecie. Józef cieśla, świadomy, że to nie jego Syn.
Zatem kochani mężowie, ojcowie, zobaczcie, jak czasem wiele wyrzeczeń i pokory i trudu kosztuje wypełnienie woli Bożej i konsekwencja podjętej decyzji, a w waszym przypadku, sakramentu małżeństwa. – To temat do rozważań, także po zakończeniu tych rekolekcji.
Matka Maryja i krewni.
Wszyscy żyli tak jak już dalej rozważyliśmy na podstawie Ewangelii o znalezieniu 12-letniego Jezusa w świątyni. Tu może jeszcze warto dokładniej rozważyć Ewangelię właśnie o ofiarowaniu Jezusa w świątyni, wracając niejako do początku narodzonego już dziecka.
Pamiętamy też, że kiedy nadszedł dzień ósmy narodzonego Jezusa, należało Je obrzezać zgodnie z Prawem Mojżeszowym no i uczyniono to nadając Mu imię Jezus. Odpowiednikiem ówczesnego obrzezania, mamy dziś chrzest święty i od tego momentu dziecko staje się również dzieckiem Bożym, członkiem Kościoła i zgodnie z obietnicą złożoną przez rodziców, powinno być wychowywane we wierze.
U Żydów za czasów Jezusa, kolejnym krokiem było ofiarowanie w świątyni. Chciałbym dokładnie rozważyć właśnie tę Ewangelię (Łk 2,22-40), bo choć jak wiemy, odbywało się wszystko zgodnie z tradycją, to jednak inaczej.
Zgodnie ze zwyczajem żydowskim, Józef i Maryja przynieśli swego pierworodnego Syna, aby ofiarować Go Bogu. Tak bowiem jest napisane w Prawie Pańskim: „Każde pierworodne dziecko płci męskiej będzie poświęcone Panu” (Łk 2,23). Oprócz tego jako ludzie biedni przynieśli z sobą parę synogarlic, aby je pozostawić w świątyni na ofiarę Bogu.
            Tego dnia w świątyni przebywało dwoje niezwykłych ludzi. Był to starzec Symeon i prorokini Anna. Ci ludzie zapewne byli przyzwyczajeni do obrzędów ofiarowania dzieci.
            Dziecię Jezus zapewne zewnętrznie niczym nie wyróżniało się. – Przyszła zwyczajna para ludzi z dzieciątkiem na ręce, a jednak Symeon pod działaniem Ducha Świętego przyszedł do świątyni, aby spełniła się dana mu obietnica, że nie umrze, zanim nie zobaczy Mesjasza.
            Warto zwrócić uwagę, że w świątyni starzec nie tylko rozpoznał Mesjasza w Dzieciątku Jezus, ale jeszcze wypowiedział słowa proroctwa, które później dokładnie się spełniły.
            Symeon powiedział: ... Moje oczy ujrzały Twoje zbawienie, któreś przygotował wobec wszystkich narodów, światło na oświecenie pogan. Potem dodał: Oto ten przeznaczony jest na upadek i na powstanie wielu w Izraelu, i na znak, któremu sprzeciwiać się będą.
            Do Maryi zaś rzekł: A Twoją duszę miecz przeniknie, aby na jaw wyszły zamysły serc wielu.
            Kochani! Tak niewiele słów, a jakże wiele treści. – Starzec Symeon miał przed sobą maleńkie dziecko, które myśląc po ludzku, jeszcze nie dokonało niczego. Było takie małe, bezradne jak każde inne niemowlę, a jednak Symeon powiedział o Nim, że to zbawienie przygotowane przez Boga dla wszystkich narodów, a nie tylko dla Izraela. Zatem zbawienie także dla Polski; dla każdego z nas.
            Wtedy jeszcze nikt nie wiedział, w jaki sposób Mesjasz miał dokonać dzieła zbawienia, a już słowa wypowiedziane do Maryi sugerowały, że będzie się to wiązało z ogromną raną zadaną Jej matczynemu sercu.
O dzieciństwie Jezusa od tego momentu nie wiemy nic. Dopiero kolejna wzmianka jest właśnie ta, od której zaczęliśmy naszą konferencję, tj. gdy Jezus miał 12 lat. O kolejnych latach Jezusa Ewangelia milczy. Pewnie nie było w tym nic szczególnie ważnego w sensie celu, w jakim przyszedł Jezus na świat, tj. zbawienia świata. Być może Jezus żył jak przykładny wyznawca judaizmu, jako dorastający, dobrze wychowywany Syn swoich rodziców.
Kolejny raz spotykamy Jezusa w życiu dorosłym, gdy miał ok. 30 lat. Przez ok. 3 lata nauczał o królestwie Bożym, o zdrowej moralności, a swoją naukę potwierdzał cudami. Zatem był światłem dla słuchaczy i dla tych, którzy obserwowali Jego życie, jakże inne od życia tych ludzi, których do tej pory spotkali.
Kochani. Tu, zgodnie z tematem tej konferencji, można by zauważyć, że wychowanie nie kończy się z dzieciństwem, pełnoletnością, jak to bywa w naszej tradycji ludzi XXI w, ale proces ten trwa całe życie. Otóż co prawda teraz już nie wychowywano Jezusa, ale On sam wychowywał, ale już nie tylko dzieci, lecz wszystkich. Wychowywał nie tylko dla rodziny, relacji rodzinnych, relacji międzyludzkich, ale poprzez te relacje, do relacji z Bogiem Ojcem, do królestwa Niebieskiego,do życia wiecznego. Krótko mówiąc, poprzez odpowiednie życie na ziemi, wychowywał do życia wiecznego. I znów nie siłą, ale słowem, własnym przykładem, a w końcu cierpieniem i samo ofiarowaniem swego życia za życie świata, tj. za życie wieczne w niebie tych, którzy w Niego uwierzą. Można by powiedzieć – tych, którzy świadomie i dobrowolnie pozwolą się Jemu wychowywać. Zwykle mówi się dziś, tych, którzy podążą za Jezusem i uznają Go za swego Pana i Zbawiciela.
            Czytając o życiu Jezusa w Ewangelii, można bez wątpienia powiedzieć to, co wstępnie zauważyli już na początku Jego rodzice w świątyni, gdy miał 12 lat. Otóż Jezus przewyższał wszystkich dobrocią, miłością, mądrością i mocą czynienia cudów. Na końcu życia Jezusa, spełniły się słowa proroctwa Symeona. Ogromny ból sprawiono Jego Matce, która towarzyszyła Jezusowi podczas drogi krzyżowej, aż po śmierć na krzyżu.
            Oprócz tego Chrystus był i jest znakiem sprzeciwu, bo Jego przykład życia, Jego nauka nie podobała się faryzeuszom i uczonym w Piśmie. Nie podoba się też tym wszystkim, którzy patrzą krótkowzrocznie na chwilowe sukcesy, chwilowe przyjemności lub nawet chcą świadomie przekraczać przykazania Boże. – Bo jakże może podobać się złodziejowi przykazanie: nie kradnij!
            Jak może podobać się przykazanie: nie zabijaj, matce, która chce usunąć tzw. niepożądaną ciążę?
            Jak może podobać się przykazanie: nie cudzołóż, jeśli sprzykrzył się dawny mąż lub żona, a pojawił się ktoś inny; na początku tak uroczy, a może idealny?
            Jak może podobać się droga do zbawienia wiodąca przez krzyż, jeśli w naturze ludzkiej jest lęk przed cierpieniem i tak bardzo by się chciało mieć łatwe i przyjemne życie, bez względu na dobro innych ludzi?
            Jak zachować zdrową moralność chrześcijańską, gdy wokół tyle cierpień, tyle zła przedstawianego również w środkach masowego przekazu?
            Jak można mieć odwagę być innym podobnie jak Jezus, gdy od tamtego czasu minęło 2000 lat?
            Gdzie postęp, gdzie nowoczesność?
            – Zapewne przyjęcie nauki Chrystusa do własnego życia jest trudne, ale tylko pozornie, bo pokój serca, który daje Chrystus tym, którzy starają się żyć wg Jego nauki, cenniejszy jest niż wszelkie, chwilowe dobra tego świata. Potem zbawienie, które jest nieporównywalnie większym skarbem niż szybko przemijające dobra na tej ziemi, niż nawet samo życie doczesne.
            Zatem starzec Symeon rzeczywiście miał wielki dar proroctwa.
            My zaś nie popełnimy błędu, jeśli często będziemy przypominać sobie i innym o tym, jak szybko mija czas i co jest najważniejsze. Szybko przemija wszystko.Złudne są wartości tego świata. Pozostaje nadzieja na szczęśliwe życie oparte na działaniu łaski Bożej teraz, a potem zbawienie – właśnie dzięki Chrystusowi.
            Pamiętamy też, że oprócz Symeona w świątyni była prorokini Anna.
            Kochani!
            Warto zauważyć, kim byli ludzie, którzy jako pierwsi mieli szczęście spotkać Chrystusa i rozpoznać Go, podczas, gdy nawet jeszcze dziś po 2 tysiącach lat nie wszyscy chcą Go poznać. Nawet, jeśli wiedzą, kim On jest, to nie zawsze chętnie przychodzą na spotkanie z Nim. Przecież wystarczyłoby pójść do kościoła na Eucharystię, korzystać z sakramentów. Bliżej można Go poznać z literatury religijnej, a przede wszystkim z Pisma Świętego. Dlaczego dziś tak mało ludzi jest w kościele na niedzielnych mszach świętych? Co przeszkadza ludziom XXI w przyjaźni z Chrystusem?
            – Symeon był to człowiek sprawiedliwy i pobożny, a Anna była wdową, która często przebywała w świątyni służąc Bogu w postach i modlitwach.
            Zatem zauważyć Boga może tylko ten, kto tego pragnie, a jego życie jest sprawiedliwe, czyli zgodne z moralnością chrześcijańską. Oprócz tego trzeba być człowiekiem modlitwy, aby spotkać Jezusa na swej drodze życia.
            Żeby w pełni móc żyć moralnością chrześcijańską, potrzebni są kapłani, aby oni wypełniali polecenie Jezusa głoszenia Ewangelii. Oni też są potrzebni do sprawowania sakramentów i składania Bogu ofiar za grzeszników, jak również ofiar z samych siebie; ze swego ziemskiego życia.
            Bóg od wieków powołuje pasterzy do swego Bożego stada, aby królestwo Boże mogło wzrastać już tutaj na ziemi, na której wciąż jest obecny Chrystus w Eucharystii. Bóg powołuje, kogo chce i kiedy chce.
I tu kochani, kolejne wyjaśnienie celu przytoczenia tej Ewangelii. Otóż, chociaż podstawowym celem chrześcijańskiego wychowania dzieci i młodzieży jest przygotowanie do życia w rodzinie. Przygotowanie drogą miłości, dla miłości najpierw tej ziemskiej, do najbliższych, do ludzi – do bliźnich, to w ostatecznym celu, do miłości ponadczasowej, do Boga, dla Boga w świadomości, że On nas kocha i wciąż czeka na naszą miłość. – To może być też inne powołanie niż życie w rodzinie w roli męża lub żony. Może być powołanie kapłańskie lub zakonne, by mogło realizować się każde powołanie osoby ludzkiej do świętości. Zatem kiedy wasze dziecko, poczuje, że Bóg je powołuje do kapłaństwa lub zakonu, nie przeszkadzajcie mu w tym, ale pozwólcie. Miłość wychowuje do każdego rodzaju powołania podobnie jak wychowywano Jezusa, który przecież nie założył rodziny w zwykłym tego słowa znaczeniu, ale sam o sobie powiedział: Kto pełni wolę Bożą, ten Mi jest bratem, siostrą i matką, czyli najbliższą rodziną (Łk 3,35). O żonie nie wspomniał, a jak wiemy z Ewangelii, nigdy jej nie miał.
Jest to też zrozumiałe na drodze logicznego rozumowania. Skoro był i jest Synem Bożym, to Jego dzieci byłyby półbogami, więc pomieszałoby się Niebo z Ziemią, a nie taki jest zamysł Boży. Gdyby zaś miał tylko żonę, a nie posiadał dzieci, to u Żydów byłoby to czymś niewłaściwym, gdyż dzieci były uważane za błogosławieństwo, a niepłodność za hańbę.
Kochani. Już wiele słów padło dziś nt. życia Jezusa w Świętej Rodzinie, która także dla nas może i powinna być wzorem wychowania dziecka. Teraz może jeszcze warto trochę dodać w związku z tematem wiodącym naszych rekolekcji: Rodzina Domowym Kościołem. Otóż choć między innymi w poprzednich konferencjach można było o tym wyczytać, że właśnie tak jest, to teraz nareszcie przyszedł czas na pewne usystematyzowanie tego pojęcia w związku z wychowaniem w ramach Kościoła.
Tu też mówiąc o wychowaniu, warto od razu praktycznie skorzystać z tego, z czego my katolicy powinniśmy korzystać, a mianowicie z oficjalnej nauki Kościoła zawartej też w KKK. (https://www.deon.pl/religia/pytania-o-wiare/art,58,dlaczego-rodzine-nazywamy-kosciolem-domowym.html)
Kościół opierając się na nauczaniu świętego Pawła nazywa rodzinę "domowym Kościołem". Więzy jedności i miłości łączące członków rodziny inspirują do poszukiwania, znajdowania oraz otwierania się na Boga. Ta niepowtarzalna właściwość rodziny wyróżnia ją od każdej innej społeczności ludzkiej. Ona też staje się obrazem więzów, którym Bóg przez Jezusa Chrystusa łączy się z ludzkością.
► KKK 1655: Chrystus chciał przyjść na świat i wzrastać w łonie Świętej Rodziny Józefa i Maryi. Kościół jest "rodziną Bożą". Od początku istnienia jego zalążkiem często byli ci, którzy "z całym swoim domem" stawali się ludźmi wierzącymi. Gdy nawracali się, pragnęli, by także "cały ich dom" był zbawiony. Rodziny te, przyjmując wiarę, były oazami życia chrześcijańskiego w niewierzącym świecie.
► KKK 1656: W dzisiejszym świecie, który często jest nieprzychylny, a nawet wrogi wierze, rodziny chrześcijańskie mają ogromne znaczenie jako ogniska żywej i promieniującej wiary. Dlatego też Sobór Watykański II, nawiązując do tradycji, nazywa rodzinę "Kościołem domowym" (Ecclesiadomestica). W rodzinie rodzice przy pomocy słowa i przykładu winni być dla dzieci swoich pierwszymi zwiastunami wiary, pielęgnując właściwe każdemu z nich powołanie, ze szczególną zaś troskliwością powołanie duchowne.
► KKK 1657: W szczególny sposób tu właśnie jest praktykowane kapłaństwo chrzcielne ojca rodziny, matki, dzieci i wszystkich członków wspólnoty rodzinnej przez przyjmowanie sakramentów, modlitwę i dziękczynienie, świadectwo życia świątobliwego, zaparcie się siebie i czynną miłość. Dom rodzinny jest więc pierwszą szkołą życia chrześcijańskiego i szkołą bogatszego człowieczeństwa. W nim dziecko uczy się wytrwałości i radości pracy, miłości braterskiej, wielkodusznego przebaczania, nawet wielokrotnego, a zwłaszcza oddawania czci Bogu przez modlitwę i ofiarę ze swego życia.
► KKK 1658: Należy jeszcze wspomnieć o pewnych osobach, które ze względu na konkretne warunki, w jakich muszą żyć – chociaż często wcale tego nie chciały – są szczególnie bliskie sercu Jezusa, a zatem zasługują na specjalną miłość i troskę Kościoła, a zwłaszcza duszpasterzy. Dotyczy to dużej liczby osób żyjących samotnie. Wiele z nich pozostaje bez ludzkiej rodziny, często z powodu ubóstwa. Są wśród nich tacy, którzy przeżywają swoją sytuację w duchu Błogosławieństw, wzorowo służąc Bogu i bliźniemu. Trzeba przed nimi wszystkimi otworzyć drzwi domów rodzinnych, "Kościołów domowych", i wielkiej rodziny, jaką jest Kościół. Nikt nie jest pozbawiony rodziny na tym świecie: Kościół jest domem i rodziną dla wszystkich, a szczególnie dla «utrudzonych i obciążonych» (Mt 11, 28).
Zatem rodzina to nie tylko mąż i żona. To także dzieci, które są szczęśliwym promykiem w naszym życiu. To, co im przekażemy zaprocentuje później w przyszłości. Warto więc zastanowić się nie tylko nad naszym zachowaniem, postawą, ale przede wszystkim nad naszą wiarą. Jak już wspomniałem, dzieci jako uważni obserwatorzy uczą się od nas życia; codziennych czynności, jak mycie, ubieranie, sprzątanie czy modlitwa. Patrzą na nas wszędzie – w domu, na ulicy, w kościele. Powinniśmy zdać sobie sprawę, że stanowimy dla nich wzór do naśladowania. Kościół zachęca, by już od najmłodszych lat prowadzić dzieci do Świątyni Pana.
„Już od najmłodszych lat powinni oni rozmawiać w domu o Bogu. Istotna jest także wspólna modlitwa. Modlitwy nie wolno oddzielać od życia. Modlitwa to klucz, którym można otworzyć drzwi skarbca łask Bożych. Modlitwa i życie powinny ze sobą harmonizować; stanowić jedną żywą całość.
Jak powiedział Paweł VI: „Wiele dzisiejszych kryzysów duchowych i moralnych powstało z osłabienia i braku modlitwy” Myślę, że warto poświęcić te parę chwil na nauczenie dziecka podstawowych modlitw; takich jak: Ojcze nasz..., Zdrowaś Maryjo..., Aniele Boży.... Sam Jezus zachęca nas do wspólnej modlitwy mówiąc: Gdzie są dwaj albo trzej zebrani w imię moje, tam jestem pośród nich (Mt 18,20). Jeżeli edukację katolicką zaczniemy od młodych lat dziecka, to istnieje szansa, że z wiekiem ono będzie chciało pogłębić swoją wiarę.
W każdym domu powinno znajdować się Pismo Święte. Warto pokazać dziecku, że są tutaj treści ponadczasowe, które mogą pomóc nam rozwiązać problemy burzliwego wieku XXI. Należy pamiętać, że nie można pozostać tylko na słowach. Trzeba przejść do czynu. Kiedy wchodząc do pokoju dziecko zobaczy rodzica czytającego Pismo Św., będzie to znak, że wiara jest czymś istotnym w jego domu.” (https://sciaga.pl/tekst/47338-48-rodzina_kosciolem_domowym)
Św. Jan Paweł II, wspominał o tym, że wzorem dla niego był widok ojca, modlącego się na kolanach. Jak widać ten przykład był dla niego tak ważny, że został kapłanem, papieżem, świętym, mimo, że stracił matkę w wieku 9 lat i wychowywał go sam ojciec.
„Kolejnym ważnym aspektem domowego życia katolickiego jest Różaniec. …. Różaniec nazywany jest często skróconą Ewangelią dla wszystkich: świętych i grzeszników, starych i młodych, uczonych i bez wykształcenia, mężczyzn i kobiet. Warto wyciągnąć te paciorki z szuflady, uklęknąć przed obrazem i wspólnie się pomodlić??? To na pewno umocni naszą wiarę w oczach dziecka… Uważam, że warto poświęcić te parę chwil w domu, by zaszczepić w dziecku miłość do Kościoła, Boga i religii. Są to wartości ponadczasowe, które jak małe nasionko dadzą później piękne drzewo z mocnymi korzeniami. A miejscem, gdzie zasiejemy to nasionko powinien być Nasz Domowy Kościół.”
(https://sciaga.pl/tekst/47338-48-rodzina_kosciolem_domowym)
Kochani. Co jeszcze, choć krótko chciałbym dodać na zakończenie. Najpierw jak w dobrej szkole, powtórka tego, co najistotniejsze. Dziecko uczy się przede wszystkim przez naśladowanie, więc jeśli chcemy, żeby nasze dziecko było wychowane w wierze, najpierw musimy być ludźmi wiary, której się nie wstydzimy, nie traktujemy jej prywatnie, ale dajemy dziecku możliwość obserwowania nas w praktykach religijnych: modlitwa, uczestnictwo we mszach św., czytanie Pisma świętego. Obrazy religijne, krzyż na ścianach mieszkania. Potem potrzebna jest rozmowa z dzieckiem na ten temat. Przy czym nie wolno lekceważyć pytań dziecka i starać się odpowiadać językiem dla niego zrozumiałym, cierpliwie, nie wprowadzając w błąd. Wolno też nam odpowiedzieć, po prostu nie wiem, lub postaram się dowiedzieć, a potem ci odpowiem. W ten sposób uczymy też dziecko pokory, że nie wszystko musimy wiedzieć, nie na wszystkim musimy się znać, że warto też wciąż czegoś się uczyć, poznawać. W końcu możemy też dać dziecku do zrozumienia, że są też tajemnice niepoznawalne jeszcze dla ludzkiego umysłu, więc wciąż droga do rozwoju nauk jest otwarta. Wszystko, co stworzył Wszechmogący BÓG jest doskonałe, działa w harmonii wszechświata, ale żaden człowiek i wszyscy naukowcy razem wzięci jeszcze nie zdołali odkryć i wyjaśnić tego cudu Bożej mądrości. Stąd widać ogromną przewagę Bożej mądrości nad ludzką. Stąd podziw dla Boga i tym większe zaufanie do tego, czego nas nauczył, co nam przekazał jako drogę naszego życia. Stąd mądrość uzasadnia konieczność zachowania dekalogu, w którym jest czwarte przykazanie dotyczące także osób starszych, dziadków, babć, wychowawców. Stąd warto pójść za Jezusem, światłem na naszej drodze życia, stąd warto korzystać ze wszystkich Jego rad i korzystać z darów Jego miłości, sakramentów świętych, które są znakiem widzialnym, niewidzialnej łaski Bożej, z których pierwotnym sakramentem jest sam Kościół, a dla dzieci dotykalnym Kościołem jest właśnie domowy Kościół, ich własna rodzina.
Nie można przekazu wiary pozostawić szkole, katechetom, kapłanom, ale sami powinniśmy wypełnić swój obowiązek wychowania w wierze przyjęty przy chrzcie świętym dziecka.
Żadna instytucja, żadna osoba z zewnątrz nie da się obserwować przez cały czas, a przede wszystkim nie jest w stanie stworzyć klimatu wiary czynnej, wyrażającej się w praktykowaniu miłości wzajemnej wszystkich członków, po której wg słów Jezusa, poznają, że jesteśmy Jego uczniami.
Jak wychowane chcemy mieć dziecko, tak najpierw wychowujmy siebie.
Jest to proces i zadanie na całe życie, jak już mówiłem wcześniej. Jest tak ponieważ niedoścignionym ideałem dla nas jest Jezus i Maryja, do których świętości i także doskonałości wciąż tylko zmierzamy, ale niestety, im nie dorównamy, gdyż oni nie byli obciążeni grzechem pierworodnym, który skaził naszą naturę, ale nie ich.
To na tyle. Jeśli zaś kogoś bardziej jeszcze interesuje problem wychowania i trudności z tym związane w dzisiejszych czasach, to polecam choćby dwa artykuły z Internetu, które też szczególnie zwróciły moją uwagę. Jest to np. WSPÓŁCZESNE WYZWANIA W WYCHOWANIU DO MIŁOŚCI MAŁŻEŃSKIEJ – ks. prof. dr hab. Adam Skreczko (http://www.sympozjum.scj.pl/plik/96c28feb-3937-e811-80b7-984be15f9d7b), oraz: MAŁŻEŃSTWO – NAJWIĘKSZA MIŁOŚĆ NA ZIEMI – ks. Marek Dziewiecki. (https://opoka.org.pl/biblioteka/Z/ZR/niedziela201733-malzenstwo.html)
Teraz zaś, niech Józef i Maryja otoczą swą opieką nasze Polskie rodziny, a także nas, aby nasze dzieci wzrastały w mądrości i łasce u Boga i ludzi. Amen!


XVI TYDZIEŃ ZWYKŁY – ROK II
HOMILIA – czwartek, 26.07.2019
Msza św. w trzecim dniu rekolekcji dla Rodzin w Domu Misyjnym pw. św. Józefa – Swarzewo
Temat III dnia: Wychowanie w Rodzinie chrześcijańskiej
Jr 2,1-3.7-8.12-13; Mt 13,10-17

Kochani. Dziś, w dniu w którym poruszamy temat wychowania w Rodzinie, maleńkim domowym Kościele, Ewangelia ukazuje naturalne relacje Jezusa z Jego uczniami. Oni pytają, a Jezus odpowiada w sposób zrozumiały dla nich. Tak też powinno być w rodzinach, w wychowaniu, samowychowaniu też. Trzeba pytać i odpowiadać na pytania w sposób zrozumiały dla zadającego pytanie. Przy okazji, odpowiadając można coś jeszcze dopowiedzieć, co zauważyliśmy, że warto dla konkretnej osoby, konkretnego członka rodziny. 
Proszę zauważyć, jak to zrobił Jezus.
– W tym miejscu przypomina mi się niedawno, bo w minionym tygodniu emitowany film w telewizji TRWAM: Uczeń i mistrz. W tym filmie w sprowadzeniu zbuntowanego nastolatka na właściwą drogę pomogła rada mistrza, aby zawsze przed podjęciem nawet błahej decyzji, zadać sobie pytanie: CZJCH,tzn: Co zrobiłby Jezus Chrystus? We wspomnianym filmie, odpowiedź na to pytanie, pomogła również połączyć się na nowo, rodzicom zbuntowanego chłopca, którzy byli wcześniej w trakcie załatwiania rozwodu. Już razem nie mieszkali. Warto też dodać, że zbuntowany chłopiec wznowił modlitwę o to, aby rodzice wrócili do siebie, no i tak się stało. Wam kochani, też polecam owo pytanie z filmu, co w danej sytuacji zrobiliby Jezus. Tylko proszę zauważyć, że aby móc odpowiedzieć sobie na to pytanie, to musimy znać Jezusa, Jego życie, Jego naukę i tu znów wracamy do konieczności czytania Pisma świętego, czytania Ewangelii, w której zarówno opisane jest postępowanie Jezusa, Jego życie, jak też niejednokrotnie cytowane są Jego słowa. Przecież to oczywiste i zrozumiałe, że nikt bez tej wiedzy o Jezusie, nie jest w stanie odpowiedzieć sobie na pytanie: CZJCH? Co prawda otrzymaliśmy dary Ducha Świętego, i tenże Duch Święty może także działać w naszym życiu bezpośrednio, pomagając np. w wyborze najwłaściwszej odpowiedzi, ale kochani, by mieć pewność, że pod Ducha Świętego nie podszył się inny duch, to musimy znać Ewangelię. A też skoro rodzina jest Kościołem domowym, to jak warto zauważyć, w kościele czytana jest i rozważana ewangelia. Właśnie w tej chwili to się dzieje. Zatem tak też powinno być w waszych maleńkich domowych kościołach. Takie czytanie i rozważanie zbliża członków rodziny, gdyż razem skupiają się na tym samym problemie i mówią tym samym językiem, językiem przeczytanych fragmentów Ewangelii, co pozwala uniknąć nieporozumień, co też pomaga zaprosić Jezusa do swego szarego, codziennego życia. Potem On sam rozświetla i ubarwia naszą codzienność.
Naprawdę warto, kochani. Jeśli jeszcze w czyjejś rodzinie nie ma takiego zwyczaju, to proszę choćby spróbować przez kilka dni. Możecie też później podzielić się z kimś, a w tym ze mną, swoim doświadczeniem w tej dziedzinie. Z góry wam dziękuję, za wasze listy, SMS-y, e-maile, telefony.
Kochani, a może ktoś zapyta, co ze ST. Czy jest aktualny, czy warto go czytać. Otóż ST, to tak naprawdę historia zbawienia, a pouczeń Jezus nie zmienił. Czytamy o tym w Ewangelii, w której Jezus pouczając np. nt. szóstego przykazania powiedział, że nie przyszedł zmienić Prawa, lecz je wypełnić. Można nawet zauważyć, że Jezus nawet uściślił stawiane w nim wymaganie. Możecie o tym przeczytać np. w Ewangelii Nie sądźcie, że przyszedłem znieść Prawo albo Proroków. Nie przyszedłem znieść, ale wypełnić. Zaprawdę bowiem powiadam wam: Dopóki niebo i ziemia nie przeminą, ani jedna jota, ani jedna kreska nie zmieni się w Prawie, aż się wszystko spełni. Ktokolwiek więc zniósłby jedno z tych przykazań, choćby najmniejszych, i uczyłby tak ludzi, ten będzie najmniejszy w królestwie niebieskim. A kto je wypełnia i uczy wypełniać, ten będzie wielki w królestwie niebieskim. Bo powiadam wam: Jeśli wasza sprawiedliwość nie będzie większa niż uczonych w Piśmie i faryzeuszów, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego (Mt 5,17-20).
Dziś np. z Księgi Proroka Jeremiasza czytamy:
Pan skierował do mnie następujące słowo: Idź i głoś publicznie w Jerozolimie: To mówi Pan: Pamiętam wierność twej młodości, miłość twego narzeczeństwa, kiedy chodziłaś za Mną na pustyni, w ziemi, której nikt nie obsiewa. Izrael jest świętością Pana. Zauważmy, że Bóg wprost kierował swe słowa do proroków. W tym fragmencie zwraca naszą uwagę fakt, że Jerozolimie Bóg pamięta jej dobrą przeszłość w Jego oczach. A w kontekście tematu naszych rekolekcji o rodzinie jako domowym Kościele, szczególnie ważne są słowa: Pamiętam wierność twej młodości, miłość twego narzeczeństwa, kiedy chodziłaś za Mną. Już wtedy kochani, Jerozolima była porównana do oblubienicy z okresu narzeczeństwa. W NT, też mówi się o Kościele, jako oblubienicy Chrystusa, a ograniczając Kościół do domowego, też można przyrównać wasze rodziny, do oblubienicy Chrystusa; to niesamowite. Czy jednak teraz lub przedtem ta oblubienica jest lub była zawsze wierna? Proszę, posłuchajcie dalej raz jeszcze tego, co już było dziś czytane:
A Ja wprowadziłem was do ziemi urodzajnej, byście spożywali jej owoce i jej zasoby. Weszliście i zbezcześciliście moją ziemię, uczyniliście z mojej posiadłości miejsce pełne odrazy. ...
Uczeni w Piśmie nie uznawali Mnie; pasterze zbuntowali się przeciw Mnie; prorocy głosili wyrocznie na korzyść Baala i chodzili za tymi, którzy nie dają pomocy.
Kochani, a czy tych słów nie można by odnieść także do dziś, do naszej teraźniejszości? Iluż uczonych nie uznaje Boga, iluż głosi teorie sprzeczne z tym, czego On naucza, czego wymaga. Podobnie jest z prawem w którym można znaleźć artykuły sprzeczne z Prawem Bożym, np. w sprawie życia – in vitro, eutanazja, aborcja. Także w sprawach związków niesakramentalnych, monogamicznych, rozwodów. Podobnie np. w sprawach dotyczących właścicieli mieszkań i ich najemców. Można by powiedzieć, że tak naprawdę kradzież została zalegalizowana itd., itp. Ludzie demonstrują w obronie sądów, konstytucji, a Prawo Boże, zawarte w dekalogu tak często jest łamane, któż go broni, kto się tego domaga? Czy ktoś z ludzi wierzących zorganizował demonstracje w Jego obronie całościowo? Ewentualnie jeszcze marsz dla życia, a co z pozostałymi przykazaniami?
A co na to Bóg?
Niebo, niechaj cię na to ogarnie osłupienie, groza i wielkie drżenie! – wyrocznia Pana. Bo podwójne zło popełnił mój naród: opuścili Mnie, źródło żywej wody, żeby wykopać sobie cysterny, cysterny popękane, które nie utrzymują wody.
A czy dziś nie wprawia nas czasem w osłupienie, np. to, co się dzieje w pogodzie, jej anomalie? I Nie tylko to, ale to nie temat naszych dzisiejszych rozważań.
Wracając do Ewangelii, czytamy:
Uczniowie przystąpili do Jezusa i zapytali: Dlaczego w przypowieściach mówisz do nich? On im odpowiedział: Wam dano poznać tajemnice królestwa niebieskiego, im zaś nie dano. Zatem kochani, poznanie tajemnic królestwa Bożego jest łaską, za którą powinniśmy dziękować Bogu. Ta łaska jednak nie może być powodem potępiania lub poniżania tych, którzy tej łaski nie mają i niewiele rozumieją lub nawet nic. Może czasem sami sobie są winni, bo jak mówi Jezus cytując proroka Izajasza: Słuchać będziecie, a nie zrozumiecie, patrzeć będziecie, a nie zobaczycie. Bo stwardniało serce tego ludu, ich uszy stępiały i oczy swe zamknęli, żeby oczami nie widzieli ani uszami nie słyszeli, ani swym sercem nie rozumieli: i nie nawrócili się, abym ich uzdrowił.
Niestety, wśród nas też żyje wielu takich, którzy nie chcą upokorzyć się przed Bogiem uznając swój grzech po to, by otrzymać odpuszczenie i wejść na drogę zbawienia. Są to ci, którzy działanie Boga w ich życiu lub życiu osób opowiadających im o swoich doświadczeniach interwencji Boga w ich życiu, nazywają przypadkiem lub efektem bujnej wyobraźni. Którzy niczego nie muszą sprawdzić, przemyśleć, wyciągać wniosków, gdyż oni po prostu wiedzą i niczego nie przyjmują – żadnych wyjaśnień. Wiedzą, że Boga nie ma, diabła nie ma, piekła nie ma, nic po śmierci nie ma, niezależnie od tego, czego sami doświadczyli. Na wszystko, czego dokonuje Bóg, są ślepi i głusi i takimi chcą pozostać. Niestety, raniąc tych członków rodziny, którzy są świadomi konsekwencji takiego myślenia i postępowania nie tylko dla samych pyszałków, ale także dla ich rodzin.
Do swych uczniów zaś mówi Jezus: Lecz szczęśliwe oczy wasze, że widzą, i uszy wasze, że słyszą. Bo zaprawdę, powiadam wam: Wielu proroków i sprawiedliwych pragnęło ujrzeć to, na co wy patrzycie, a nie ujrzeli; i usłyszeć to, co wy słyszycie, a nie usłyszeli.
A co widzieli i słyszeli uczniowie Jezusa? – Przede wszystkim widzieli samego Jezusa – Jednorodzonego Syna Bożego. Mogli słuchać Jego nauki, widzieć cuda, jakich dokonywał dla ludzi, a także nad przyrodą, jak np. uciszenie burzy na jeziorze, kiedy to rozkazał wichrom, aby się uciszyły. Szedł po wodzie głębokiego jeziora i nawet się nie zachwiał. Rozmnożył 5 chlebów i 2 ryby i nakarmił nimi 5 tys. ludzi i jeszcze pozostało zebranych 7 koszy ułomków, – resztek.
Uzdrawiał chorych, sparaliżowanych, ślepych, głuchych, niemych, trędowatych. Uwalniał z mocy złych duchów, wyrzucał ich z opętanych, a ci odzyskiwali zdrowie.
Inaczej mówiąc, mogli oglądać cuda towarzyszące nauczaniu Jezusa.
Kochani. A czy do nas mógłby też powiedzieć Jezus: Lecz szczęśliwe oczy wasze, że widzą, i uszy wasze, że słyszą. – Myślę, że tak, bo np. aktualnie uczestniczycie w cudzie Eucharystii, gdy podczas podniesienia, na słowa konsekracji wypowiadane przez kapłana, zwykły opłatek – kawałek chleba, zostanie przeistoczony w prawdziwe ciało Chrystusa, a wino w Jego krew. Co więcej, to ciało i krew możemy spożywać, jako duchowy pokarm na życie wieczne.
Jezus obecny w Eucharystii, czyni nas braćmi i siostrami. Stajemy się jedną wielką Rodziną Bożą przez ciało i krew Chrystusa. Zanim jednak przyjmiemy Eucharystię, to najpierw u kratek konfesjonału, za pośrednictwem kapłana, dostępujemy kolejnego cudu – cudu nie tylko odpuszczenia grzechów, ale i usprawiedliwienia. Dostąpiliśmy łaski od Pana Boga, która sprawia, że łatwiej nam stawać się coraz lepszymi, coraz bardziej sprawiedliwymi, na wzór samego Boga, który jest sprawiedliwy. Wielu z nas dostąpiło łaski wysłuchanej modlitwy, co świadczy o tym, że Bóg jest obecny wśród nas i bardzo nas kocha mimo naszych słabości, mimo grzechów. Ten sam Bóg przygotował nam miejsce w niebie i wyposażył nas we wszystko, co do zbawienia potrzebne, abyśmy kiedyś mogli zająć swoje miejsce i być szczęśliwymi już na zawsze w obecności Boga, Jego aniołów i świętych. A już teraz wspomaga nas w życiu codziennym naszego domowego Kościoła, abyśmy doświadczając tam miłości, skutków wspólnej modlitwy, przebaczenia i pokoju oraz patrząc na niewinność i piękno naszych niemowląt, a także małych dzieci mieli już teraz przedsmak nieba. Amen!


KONFERENCJA IV
REKOLECKJE DLA RODZIN – 27 LIPCA 2018

MAŁŻEŃSTWO WSPÓLNOTĄ LUDZI GRZESZNYCH

Kochani. To już czwarta, przedostatnia konferencja w ramach naszego tematu Rodziny, jako Domowego Kościoła. Zatem nic dziwnego, że z wszystkich problemów dotyczących rodziny, szczególny nacisk kładziemy na wiarę, która wiedzie nas przez życie codzienne na tej ziemi do życia wiecznego w tzw. Kościele triumfującym, ponadczasowym, którego głową wciąż jest Chrystus.
Jeśli ktoś uczestniczył w rekolekcjach w poprzednich latach, to może zauważyć, że co roku niejako podejmujemy tematy coraz trudniejsze, coraz bardziej wykraczające poza szarą codzienność, niewiele różniącą nas od małżeństw, rodzin w sensie ogólnoludzkim. Jest też tak w tym roku, w tych konferencjach, które niejako stopniują trudność podejmowanych tematów odnosząc je coraz bardziej do tego, co daje szczęście nie tylko na tej ziemi, ale przede wszystkim wieczne.
Główną przeszkodą na drodze do tego szczęścia jest grzech, a jednak wciąż aktualna jest miłość małżeńska będąca odzwierciedleniem miłości Chrystusa do Kościoła, co będzie tematem jutrzejszej konferencji.
Właśnie temat wczorajszy wskazuje możliwości pomniejszania działania złego, prowadzące do grzechu. – Wychowanie w rodzinie katolickiej i pozwolenie Bogu na to, aby nas wychowywał jest antidotum na jad węża, szatana, który prowadzi nas do grzechu i docelowo chciałby nas zabić na wieki, czyli tak pogrążyć w grzechu, abyśmy nie byli zbawieni, abyśmy swoim życiem zmierzali nie do nieba, lecz do piekła.
Każdy z nas przyznając się do popełniania grzechu, do tego że jest człowiekiem grzesznym, nie popełnia żadnego błędu. Nie umniejsza też swojej godności dziecka Bożego, ani nie poniża siebie. Nie jest też fałszywie pokornym, bo niestety taka smutna jest prawda o każdym z nas, że jest po prostu człowiekiem ponoszącym wciąż konsekwencje grzechu pierworodnego naszych pierwszych rodziców i wciąż daje się zwieść diabłu, popełniać grzech i dobrze jest, gdy się szybko reflektuje, oczyszcza w sakramencie pokuty i pojednania.
Gorzej jest, gdy jest albo zbyt ślepy, albo zbyt pyszny, by przyznać się do grzechu i pójść do Jezusa po odpuszczenie, po usprawiedliwienie przez dobrą spowiedź z zachowaniem pięciu jej warunków.
Kochani. Gdybyśmy nie byli grzeszni, to po co nam by były sakramenty święte, po co w końcu śmierć Jezusa za nie dla ich odkupienia, po co Krew Chrystusa wylana na krzyżu dla naszego zbawienia?
Bóg wie, że starać się to zbyt mało, że nawet łaska płynąca z sakramentów świętych, uświęcająca nas, nie uświęca nas raz na zawsze i tak, jak codziennie jemy chleb, lub inne potrawy by podtrzymać życie na tej ziemi, tak potrzebne są nam sakramenty święte z których tylko niektóre wystarcza raz przyjąć w ciągu życia. Takimi jednorazowymi są: chrzest, bierzmowanie i powinno być kapłaństwo lub małżeństwo, choć doświadczenie uczy, że niestety, ale nie zawsze tak jest. Są bowiem rozwody, kolejne związki. Są też odejścia od kapłaństwa, ale tak być nie powinno.     W oczach Boga, małżonkowie są nadal małżonkami, choć się rozeszli i żyją w grzesznym innym związku. Podobnie kapłan, który odszedł od kapłaństwa, jest wciąż kapłanem, tylko nie może wypełniać swych obowiązków, gdyż sam z nich zrezygnował z różnych powodów.
Natomiast sakramentami na podtrzymanie stanu łaski uświęcającej, pomagającymi żyć w bliskości i obecności Boga są właśnie sakrament pokuty i pojednania przygotowujący niejako nasze serca na przyjęcie Eucharystii, duchowego pokarmu na życie wieczne, lub inaczej mistycznego Ciała i Krwi Chrystusa, a więc samego Chrystusa, który może nas przemieniać, uświęcać i nam błogosławić.
Godnie przyjmowana Eucharystia umacnia naszą więź z Chrystusem, Bogiem Ojcem, Kościołem, a także z naszymi bliźnimi, z członkami naszych rodzin. Chrystus bowiem w Eucharystii ofiarowuje siebie za nas i dla nas, a to zobowiązuje nas, abyśmy także ofiarowywali siebie dla innych. Ofiarowywali siebie z miłości do Chrystusa, a także z miłości dla najbliższych nam osób w rodzinie, dla nich.
Kochani. Pamiętając o temacie wiodącym naszych rekolekcji, mówimy o małżeństwie, rodzinie właśnie w ramach tego tematu, rodziny jako miniaturki Kościoła, jako domowego Kościoła. Zatem aby nie wyważać otwartych drzwi, jak to się powszechnie mówi, aby też nie tworzyć samemu wszystkiego od początku, co kosztuje też wiele czasu, którego nikt z nas nie ma zbyt wiele, aby też nie być posądzony przez braci i siostry o pychę, pozwoliłem sobie na skorzystanie z Internetu, a konkretnie z artykułu Jana Szkodonia, pt.Święty kościół grzesznych ludzi. (https://opoka.org.pl/biblioteka/T/TA/TAP/petrus_2010_zycie_08.html)
Cytuję:
„Pan Jezus nie został przyjęty w Nazarecie, gdzie się wychował. Gdy nauczał w synagodze, słuchacze"powątpiewali o Nim"(Mk 6,3). A Jezus tak skomentował postawę mieszkańców: "Tylko w swojej ojczyźnie, wśród swoich krewnych i w swoim domu może być prorok tak lekceważony" (w. 4); "Dziwił się też ich niedowiarstwu" (w. 6). W małżeństwie i rodzinie często człowiek godziwy, pobożny, chcący radykalnie służyć Bogu, bywa lekceważony, upokarzany i odrzucany. To prawda, że niekiedy pobożność kogoś z członków rodziny bywa sekciarska, drażniąca, dewocyjna, czyli pełna praktyk zewnętrznych, ale bez miłości bliźniego. Ale jest tak, że autentyczna religijność jest poniżana, bo stanowi dla otoczenia wyrzut sumienia”.
No cóż, kochani, wychodząc od Chrystusa z Nazaretu, Twórcy Kościoła, wielkiego Misjonarza, znów mamy odwołanie się do rodziny, przejście na grunt rodziny, co od razu sugeruje powiązanie Rodziny z Kościołem, Kościoła z Rodziną. Przecież przed formalnym założeniem, lub raczej usankcjonowaniem Kościoła opartym na prymacie Piotra Apostoła, już żył i działał Jego rzeczywisty, prawdziwy założyciel i odkupiciel Jezus, który żyje nadal też teraz, chociaż kolejni członkowie przez wieki odchodzą do wieczności czekając na zmartwychwstanie. Podobnie jest z członkami naszych rodzin. Nawet obecnie w psychologii i nie tylko, jest tworzenie tzw. drzewa genealogicznego, które pomaga, lub pozwala poznać swoje korzenie, co niejednokrotnie ułatwia zrozumienie samego siebie, swych przyzwyczajeń, wad i zalet, talentów, a także złych skłonności. Zwykle zauważa się, że historia się powtarza, Np. są rodziny, w których rozwodów praktycznie nie było i nie ma, a są takie, że trudno się doszukać jednego związku aż do śmierci. Psychologowie, psychoanalitycy pomagają znaleźć przyczynę, aby pomóc przerwać niejako złą passę, złe tradycje.
My, ludzie wierzący, czytający Pismo święte i przyjmujący prawdziwość natchnionego tekstu, więc bez wielkich poszukiwań, moglibyśmy powiedzieć, że przyczyną pierwotną wszelkiego zła, wszelkich poddziałów jest szatan, który kiedyś musiał wkraść się do konkretnej rodziny, by w niej zakorzenił się grzech. Pismo Święte ST mówi, że tylko, a my byśmy powiedzieli, aż do czwartego pokolenia, ponosimy konsekwencje grzechu, jako karę za grzech, ale proszę zauważyć, że aż do 1000 pokolenia, nagrodę za dobro, za świętość życia(zob. Wj 20, 5b-6).
Kiedy już wspomniałem o drzewie genealogicznym, to można by też posłużyć się terminologią biologii. Jeśli np., jakaś roślina została zaszczepiona szlachetną odmianą, to jest piękna, rozwija się, ma dobre owoce. Ale nawet jak sam Jezus mówił, winna latorośl, która nie przynosi owocu, powinna być i jest wycięta, by nie zagłuszała szlachetnych latorośli (zob. Mt 7,16-20). Jeśli zaś jest chora, to sama uschnie. Oczywiście to porównanie przywołuje tylko obraz ogromnie przybliżony, a nie jest dokładnym odzwierciedleniem sytuacji dotyczących przodków naszych i naszych rodzin. W przypadku rodzin rzeczywiście sprawa nie jest aż tak prosta, jak u roślin, gdyż pamiętamy, że małżeństwa łączą zawsze dwie rodziny, ciągnące za sobą bagaż przeszłości, a więc idąc do tyłu w czasie, to można zauważyć, że już w drugim pokoleniu mamy 2 razy dwa, a więc cztery, a potem kolejne razy 2, a więc 8. Zwykle zaś tak Bóg łączy małżeństwa, aby nie było aż tak ogromnych różnic, by nie powstały dwie zupełnie przeciwstawne gruby – jedna ludzi świętych, a druga totalnie złych. Zwykle łącząc rodziny, dąży się do ich uświęcenia, a więc pomocy w wykorzenianiu zła, a rozwijania dobra.
Kochani. Zapewne też będąc w kościele, podczas liturgii mszy świętej zauważyliście, że wśród czytań, jest też rodowód Jezusa (zob. Mt 1,1-17), chociaż tak naprawdę Jezus jest Synem Bożym, ale tym nie mniej przyjął ludzkie ciało w konkretnej ludzkiej rodzinie. Jeśliby ktoś potrudził się o odszukanie tzw., życiorysów wymienionych tam osób, to doszukałby się tam różnych, i to wcale nie tylko doskonałych, nie tylko świętych. Upraszczając drogę doszukiwania się życiorysów przez pokolenia, wystarczy chociaż przywołać do pamięci samego króla Dawida, któremu to właśnie była dana obietnica, że z Niego, kiedyś narodzi się Zbawiciel. Życiorys Dawida pewnie znany jest większości z Was, gdyż co pewien czas emitowany jest serial pt. Król Dawid. W wielkim skrócie można powiedzieć, że był on z jednej strony bardzo szlachetny, ale też dopuścił się grzechu zdrady, posuwając się aż do morderstwa Uriasza, męża ukochanej wybranki Batszeby. Za ten grzech Dawid został dotkliwie ukarany, a Dawidowy wybór kary trwa do dziś.Miecz nie oddali się od domu twojego na wieki…,powiedział Bóg przez proroka (zob. 2 Sm 12,10).A ileż to wieków, a nawet tysięcy lat minęło od tamtego czasu? – Nawet od narodzenia Jezusa już ponad 2000!
Czy jednak potomek Dawida, Jezus dopuścił się zdrady? – Tym nie mniej Jego ścigano, prześladowano, aż w końcu zabito. Jezus nie grzeszył, ale jak wiemy poniósł na krzyż grzechy świata, a także nasze grzechy. Można by też zauważyć, że człowiek jest istotą rozumną, obdarzoną wolną wolą, więc mimo, że ma jakieś obciążenia, ma jakiś bagaż przeszłości, to nie musi się poddawać, nie musi postępować zgodnie z nim, choć mu trudniej niż komuś, kto ma za sobą wspaniałych przodków. Można by powiedzieć, że jest podobnie, jak z odziedziczonymi talentami, zdolnościami. Jeśli np. ktoś ma talent matematyczny, to nauczenie się matematyki z bardzo dobrymi wynikami, nie sprawi mu większego wysiłku. Zaś ktoś, kto tego talentu nie ma, może nie jest w stanie nauczyć się na końcowy wynik bdb., ale jest w stanie osiągać pozytywne wyniki i zdać do następnej klasy.
W przypadku ludzi mówi się też o trudnych charakterach, lub bardzo pozytywnych, o ludziach, z którymi chce się przebywać, bo wprowadzają pokój i radość, oraz o takich, których wolałoby się unikać. Tym nie mniej, zwykle jedni i drudzy mają rodziny, dzieci. Żyją i pracują będąc dziećmi tego samego Boga, członkami tego samego Kościoła. Św. Paweł, w jednym ze swych listów nt., Kościoła, Mistycznego Ciała Chrystusa, mówił o różnych członkach – ręce, nodze, głowie i częściach wstydliwych, z których wszystkie tworzą jedno ciało, i są sobie nawzajem potrzebne, a szczególnie te wstydliwe, wymagające wiele troski (zob. 1 Kor 12,12-26).
Możemy nawet zauważyć, że bez niektórych członków ciała, można żyć, choć są one potrzebne i życie, jest bez nich trudne, ale np. bez niektórych jest niemożliwe. Jak np. można by żyć bez głowy, lub pupy, przez którą wydalane są zużyte pozostałości pokarmowe, lub płyn będący wynikiem przemiany materii?
Zatem choć trudno nam ten fakt zaakceptować, to w zamyśle Bożym jest właśnie takie zestawienie różnorodności. Zobaczmy też np. Judasza. On został potępiony, gdyż odrzucił Boże miłosierdzie, ale sam jego zdradziecki czyn przyczynił się właśnie do naszego odkupienia. Dlaczego właśnie tak, to tylko sam Bóg wie i nie musi się nam z wszystkiego tłumaczyć, podobnie jak rodzice też nie muszą ani pytać dzieci o zezwolenie na każdy czyn, ani tłumaczyć się z niego. Np. sam fakt okoliczności poczęcia dziecka, może zostać tajemnicą.
Gdyby np. wszyscy już na tej ziemi byli doskonali i święci, to po cóż byłoby jeszcze potrzebne niebo? Co mobilizowało nas do pracy, wysiłku? Gdzież by miało miejsce zastosowanie miłości nieprzyjaciół, która kosztuje i wcale nie jest czymś naturalnym w sensie ogólnoludzkim. Za co mielibyśmy dostać nagrodę, jak mówi Jezus, skoro miłowalibyśmy tylko przyjaciół?
Wracając do artykułu, czytamy dalej, że „sprzeciw wobec nauki Chrystusa, głoszonej przez Kościół, dotyczy często Ewangelii życia i miłości. Na ogół wierzący przyjmują zasadę trwałości małżeństwa, ochrony życia poczętego, ale dopuszczają "wyjątki". Mówi się niekiedy, że sytuacje są niepowtarzalne i każdy ma sumienie, którym się kieruje. Subiektywizm i relatywizm są bardzo groźnymi tendencjami, osłabiającymi moc i niezmienność nauki objawionej”.
Zastanówmy się, czy tak naprawdę ma logiczne uzasadnienie subiektywizm i relatywizm. Otóż pamiętamy, że Jezus nauczając często przechodził od rzeczy materialnych, do niematerialnych mówiąc w przypowieściach. Np. o perle odpowiedniku Bożego królestwa w systemie wartości pewnego kupca, o skarbie ukrytym w roli. O siewcy i ziarnie w kontekście Bożego słowa. Podobnie my dziś możemy wyjść od świata materialnego, by odpowiedzieć sobie na przed chwilą postawione pytanie. 
Czy np. można posadzić roślinę do góry korzeniami i oczekiwać by urosła i wydała owoce? Czy subiektywnym jest fakt sadzenia roślin zgodnie z naturą? Czy wszystko jedno, jeśli ktoś wypije kieliszek trucizny zamiast wina, bo akurat spodoba mu się zapach lub wygląd kieliszka?
Czy np. kwestią wyboru jest urodzenie dziecka przez mężczyznę czy kobietę. Czy też jabłka urosną na wierzbie, lub możemy chodzić do góry nogami?
Czy małe dzieci stanowią prawo i utrzymują rodziców, czy odwrotnie i czy w ogóle mogłoby być inaczej? Proszę pomyślcie sami.
Podobnie jest z relacjami praw Bożych i ludzkich. Nie może być odwrócona hierarchia wartości, aby nie była zakłócona harmonia życia i rozwoju ludzi, aby też dojść do ostatecznego celu, jakim jest zbawienie.
Kochani. W praktyce są też tzw. dobre dorosłe dzieci, które zajmują się starymi rodzicami, którzy sobie już sami nie radzą i złe, które pozostawiają ich samych sobie, aby żyli w nędzy i samotności. Ale czy te złe nie są nadal dziećmi swoich rodziców? Czy kiedykolwiek będą miały innego ojca biologicznego lub matkę? I też odwrotnie, czy rodzice na nowo urodzą ich jako inne dzieci? – To tak obrazowo. Podobnie jest z członkami Kościoła. To, że ktoś postępuje źle, grzeszy, odrzuca Kościół, to nigdy nie pozostanie być jego członkiem. To nie znaczy, aby sama przynależność była gwarantem zbawienia, lub żeby nie była potrzebna praca nad sobą i czujność którą zalecał Chrystus. Przeciwnik wasz, diabeł, jak lew ryczący krąży szukając kogo pożreć (1 P 5,8).
Autor artykułu kontynuuje: „Odrzucanie nauki Kościoła w ostatnim czasie wyraziło się np. w sprzeciwie wobec problemu zapłodnienia "in vitro". Do wielu nie przemawia argument, że urodzenie dziecka z pomocą tej "metody" jest połączone ze zniszczeniem przynajmniej kilkunastu zapłodnionych zarodków, a więc – poczętych dzieci”.
Dodam, że jest to też traktowanie dziecka nie jako owocu miłości, ale jako przedmiotu, który można kupić, pomijając już inne aspekty związane z samym procesem zapłodnienia. Ingerencja obcych osób, lekarzy, w ciało kobiety. Przygotowanie do zabiegu często związane jest z deformacją sylwetki – tycie na skutek leków. Inne, to np. duża śmiertelność płodu, mała skuteczność, cena itp.
„Odrzucanie nauki objawionej, przeciwstawianie Kościoła i Chrystusa (Chrystus – tak, Kościół – nie) dotyczy antykoncepcji, która stała się "normalnym" sposobem regulacji poczęć. Odrzuca się zasadę czystości przedmałżeńskiej i wielu młodych daje się uwieść głoszonej zasadzie, że trzeba kilka lat mieszkać ze sobą, aby się lepiej poznać i wtedy można mieć gwarancję, że małżeństwo będzie trwałe. Młodzi są bezradni, nie wiedzą, jak reagować, gdy się ich pytamy, czy życie w grzechu jest dobrym sposobem przygotowania do przyjęcia sakramentu.
Bóg posyła nas, także w rodzinie, "do ludu buntowników, którzy Mi się sprzeciwiali" (Ez 2,3); "Posyłam cię do nich, abyś im powiedział: Tak mówi Pan Bóg" (w. 4).
Opór przed głoszeniem prawdy Ewangelii jest w nas. Wielu pyta: jak mogę innym stawiać wymagania, skoro sam upadam? Głosząc bliźniemu Ewangelię, głosimy sobie i nie udajemy, ale z pokorą dajemy świadectwo: "Moc w słabości się doskonali" (2 Kor 12,9); "Wystarczy ci mojej łaski" (w. 9); "Ilekroć niedomagam, tylekroć jestem mocny" (w. 10)” (Jan Szkodoń – Święty kościół grzesznych ludzi).
Pisał o sobie św. Paweł, niegdyś grzeszny Szaweł, wróg chrześcijan, którego odmienił sam Jezus Chrystus w drodze do Damaszku, dokąd zmierzał kierowany nienawiścią do chrześcijan. A więc dopóki żyjemy, możemy odmieniać swe życie. Możemy np. stać się ze wspomnianego Szawła wroga Kościoła, grzesznika, Pawłem, wielkim świętym, zwolennikiem Kościoła. Tylko zwykle potrzeba łaski Bożej i gotowości współpracy z Bogiem, kiedy już mamy okazję Go spotkać.
Bóg nie tylko wybaczył Szawłowi, ale uczynił go swym gorliwym sługą.
Kochani, małżeństwo katolickie, to jedna z podstawowych dróg do świętości, więc i małżonkowie, i pozostali członkowie rodziny powinny sobie w tym pomagać. Podobnie jak Bóg przebaczył Szawłowi, i przebacza nam w sakramencie pokuty i pojednania, tak i my powinniśmy sobie nawzajem przebaczać. Przecież wszyscy jesteśmy grzeszni, więc i w rodzinach ranimy się nawzajem. Można by wymieniać wiele grzechów jakie są popełniane w małżeństwach, a w tym siedem grzechów głównych, ale wtedy trzeba by nam o wiele, więcej czasu na omówienie. Tym nie mniej można powiedzieć, że ktoś kto nie umie przebaczać, lub nie chce, nigdy sam nie będzie szczęśliwy, ani też nie da szczęścia innym. Jeśli w rodzinach nie będziemy dążyć do przebaczenia, pojednania, jedności wciąż na nowo wzrastając w miłości, to zamiast szczęśliwej rodziny, ciepłego ogniska dobowego będącego Domem Bożym, w którym wszyscy mogą wzrastać, stworzymy piekło, i w końcu może dojść do tragedii, lub rozstania i okaleczenia wszystkich członków rodziny.
„Małżeństwo, będąc szkołą miłości i ofiary z siebie, jest mostem, który codziennie trzeba na nowo od podstaw budować, najlepiej z obydwu stron. Przecież kochać małżonka oznacza wsłuchiwanie się w niego tak, jak samemu by się chciało zostać przez niego wysłuchanym i rozumianym. Gdyby każde małżeństwo stosowało tę zasadę, to adwokaci rozwodowi zostaliby bez pracy. Z badań wynika, że najszczęśliwsze pary to te, które najwięcej ze sobą rozmawiają. Często w małżeństwie pojawia się problem alienacji. Przeciętna para po jednym roku małżeństwa spędza trzydzieści siedem minut tygodniowo na rzeczowej osobistej rozmowie dotyczącej ich związku, a jest to o wiele za mało. Pozytywne nastawienie do takiej rozmowy zawsze stanowiło pomoc w otwarciu się i w zdrowym porozumieniu.
Amerykański sędzia Józef Sabbath z Chicago przez 24 lata pracy w sądzie orzekł 40 tysięcy rozwodów. Mając bogate doświadczenie w tej kwestii napisał on dla małżonków 7 rad w celu uniknięcia niebezpieczeństwa kryzysu i rozwodu:
1. Unikajcie zbyt gwałtownych, wzajemnych do siebie pretensji.
2. Bądźcie szczerymi wobec siebie, a gdy któreś ma zmartwienie lub kłopot niech go nie ukrywa wobec współmałżonka aż do ostatniej chwili, gdy grozi katastrofa.
3. Dzielcie między siebie wszelką odpowiedzialność za wspólne sprawy.
4. Rozpoczynajcie każdy dzień bez kłótni i zwady.
5. Bądźcie cierpliwi i wyrozumiali dla siebie nawzajem.
6. Wspólnie pracujcie i razem korzystajcie z rozrywek.
7. Podtrzymujcie ognisko domowe, ciesząc się, że je posiadacie.
Miłość małżeńska jest dojrzała wtedy, kiedy dana para cieszy się byciem ze sobą bardziej niż byciem z kimkolwiek innym,gdy odkrywa, że cieszy ich robienie wspólnie czegoś, co nie cieszyłoby ich, gdyby robili to osobno.
Złota zasada szczęśliwego małżeństwa brzmi: Jakiekolwiek cechy pragniesz widzieć u współmałżonka, rozwijaj je u siebie. Kluczową cechą szczęśliwych współmałżonków jest to, że są oni wrażliwi na innych ludzi, rozpoznają potrzeby, szanują różnice, wczuwają się w uczucia i stawiają siebie w sytuacji drugiej osoby.” (https://www.kapucyni.pl/czytelnia/kapucyni/kapucyni-pisza/2430-jak-stac-sie-szczesliwym-w-malzenstwie)
A jeśli mimo wszystko mają trudności, to pozostaje jeszcze modlitwa.


XVI TYDZIEŃ ZWYKŁY – ROK II
HOMILIA – piątek, 27.07.2019
Msza św. w czwartym dniu rekolekcji dla Rodzin w Domu Misyjnym pw. św. Józefa – Swarzewo
Temat IV dnia: Małżeństwo wspólnotą ludzi grzesznych
Jr 3,14-17; Mt 13,18-23

Drodzy Bracia i Siostry w Jezusie Chrystusie! Kochani Ojcowie, Matki. Kochane Dzieci.
Dziś, w czwartym dniu naszych rekolekcji, gdy tematem wiodącym dzisiejszego dnia jest Małżeństwo wspólnotą ludzi grzesznych, Jezus skłania nas do refleksji nad Jego słowem, nad tym, co się z Nim dzieje.
Zaś Was wszystkich tu obecnych, proszę już teraz, abyście przyjmowali słowo Boże nie tylko na tych rekolekcjach, ale zawsze, gdy słyszycie w kościele, lub czytacie Pismo święte, jako słowo skierowane do was właśnie w danym miejscu i konkretnym czasie. Bóg mówi, a Jego słowo wysłuchane z uwagą i przyjęte sercem, dokonuje cudu przemiany nas ku lepszemu poznaniu Boga, poznaniu Jego woli i wypełnianiu jej w życiu codziennym – z Jego pomocą.
Teraz oczami wyobraźni, przenieśmy się na spotkanie z Jezusem, wtapiając się w słuchający Go tłum. Otóż rozdział 13 Ew. wg św. Mateusza, rozpoczyna się od słów: Tego dnia Jezus wyszedł z domu i usiadł nad jeziorem. Wnet zebrały się koło Niego tłumy ... wszedł do łodzi i usiadł, a cały lud stał na brzegu. I mówił...: Oto siewca wyszedł siać.
            Dalej Jezus w plastyczny sposób opisuje nam sytuację dobrze znaną szczególnie tym, którzy choć raz w życiu wiosną, wybrali się na spacer wśród łąk i pól. – Myślę, że wśród nas nie brakuje takich. Zapewne mogli zauważyć, jak jakiś rolnik siał nasiona rozrzucając je przed sobą. Jeszcze bardziej tę sytuację mogą sobie wyobrazić ludzie mieszkający na wsi, czy sami rolnicy.
Teraz już rzadko spotyka się osoby, które ręcznie obsiewają pola, ale za czasów Chrystusa, było to codziennością. Zatem Jezus nie przypadkowo opowiada właśnie przypowieść o siewcy. Rozpoczyna się ona od prostych słów: Oto siewca wyszedł siać. Potem okiem wnikliwego obserwatora przygląda się, gdzie pada ziarno i jaki jest jego dalszy los, gdy wzrasta.
Jak czytamy w Ewangelii, nawet uczniowie Jezusa, którzy przez dłuższy czas przebywali z Nim, nie do końca rozumieli cel tej przypowieści, więc na osobności im to wyjaśnił. – Nie każdemu dane jest poznać tajemnice Królestwa. Na wielu spełnić się mają słowa proroka Izajasza, który mówił: Bo stwardniało serce tego ludu, ich uszy stępiały, i oczy swe zamknęli, żeby oczami nie widzieli, ani uszami nie słyszeli, ani swym sercem nie rozumieli, abym ich nie uzdrowił... Te słowa Jezusa były tematem rozważań wczoraj, zgodnie z liturgią słowa.
– Ludzie współcześni Jezusowi, mieli możliwość spotkania Boga-Człowieka w osobie Jezusa Chrystusa. Mogli patrzeć na Niego, słuchać Go, widzieć znaki, których dokonywał i wierzyć, że to Bóg Go posłał, choć też nie wszyscy patrząc – widzieli. – Przecież to właśnie ludzie współcześni Jezusowi wydali Go na śmierć twierdząc, że sam siebie czyni Bogiem. – Nie wystarczyły im cuda i znaki, których dokonywał. Nie umieli przyjąć Jezusa, jako Mesjasza zapowiedzianego przez proroków, bo nie pasował do ich wyobrażeń.
Podobnie jest dziś. Niektórzy też nie potrafią przyjąć Go takim, jakim jest. Nie potrafią przyjąć ani krzyża Chrystusa, ani sensu cierpienia, bo chcieliby widzieć w Bogu tylko tego, kto kocha miłością dającą wszystko bez stawiania żadnych wymagań. Może i my czasem takiego łatwego życia oczekiwalibyśmy od Jezusa, a jeśli tak nie jest, to bywa różnie z tą naszą wiarą, zaufaniem. Dobrze jest, jeśli w miarę szybko przychodzi refleksja odbudowująca dobre relacje z Bogiem, tj. z pokorą przyjęcie Jego woli – krzyża, który przyszło nam nieść.
Kochani. Na mocy chrztu świętego, wszyscy jesteśmy dziećmi Bożymi, więc Bóg jako dobry Ojciec, a zarazem wychowawca stawia przed nami różne zadania, różne doświadczenia abyśmy wzrastali w dobrym.
Przechodząc do czytań z dnia dzisiejszego, mamy w ewangelii, wyjaśnienie przypowieści o siewcy. Otóż Jezus objaśniając przypowieść o siewcy, wyraźnie mówi, że są różni ludzie. Dzieli ich na cztery grupy, co można też powiązać z tematem rozważań dzisiejszego dnia w kontekście małżeństwa ludzi grzesznych. Można jeszcze zauważyć, że tych grzesznych są aż 3 grupy. Tych wiernych, przynoszących owoce ze słuchania Bożego słowa jest tylko jedna grupa. W Ewangelii zaś nic nie jest powiedziane nt. liczebności poszczególnych grup. – Może jest różnie w różnym miejscu, w różnym czasie. W historii Kościoła można właśnie zauważyć, że były takie okresy, w których wiara w Boga i Bogu była powszechna i najważniejsza i były też takie, że mało osób wierzyło, mało miało odwagę przyznać się do przynależności do Kościoła. Nawet teraz w niektórych krajach Europy zachodniej, więcej powstaje meczetów gromadzących wyznawców islamu, niż kościołów, gromadzących katolików. Co więcej, niektóre kościoły są prawie puste. Brak wiernych i brak kapłanów. Niektóre też zamienia się na obiekty użytku publicznego nie mające nic wspólnego z kościołem, choć w XXI w, wszyscy tu umieją czytać, a Pismo święte jest ogólnie dostępne. Może właśnie dlatego, że tak się dzieje, Jezus nie dodał nic nt. liczebności, by Jego słowo było aktualne zawsze i wszędzie. Bo rzeczywiście tak jest, jak mówił Jezus, tylko obszar na którym ziarno zostało posiane, różni się w miejscu i czasie, wielkością i podziałem na rodzaje gleb – ludzkich serc. Teraz za Jezusem prześledźmy poszczególne grupy. Otóż są ludzie, którzy słuchają, a nie rozumieją. Wtedy przychodzi Zły, czyli diabeł i porywa to, co zostało zasiane w sercu człowieka. Tych ludzi obrazuje ziarno posiane na drodze. – Czy zostało ono rzucone na drogę, czy w ogóle nie zostało wysiane, to w praktyce nie ma znaczenia. Tak też jest ze słowem Bożym. Może ktoś słyszeć piękne słowa, może czytać mnóstwo książek, ale jeśli nie rozumie, to tak, jakby nie słyszał, nie czytał, a może nawet zrozumie opacznie, więc będzie jeszcze gorzej.
Kolejny przypadek, to ziarno posiane na miejscu skalistym.
Zwykle na skale jest choćby cieniutka warstwa gleby urodzajnej, więc ziarno może wykiełkować, ale nie zapuści korzeni, bo nie ma gdzie. – Jezus objaśnia, że ta sytuacja obrazuje ludzi, którzy z radością przyjmują słowo Boże, ale skoro tylko przyjdzie jakiś ucisk, gdy będą z tego powodu jakieś kłopoty, to zaraz się załamują, są słabi. Brak im stałości, wytrwałości. Brak głębokich korzeni. Są jak małe dzieci, które z entuzjazmem przyjmują nową zabawkę, cieszą się i bawią, ale szybko rzucają ją w kąt, by sięgnąć po inną, nową.
Kolejna grupa ludzi, to ci których obrazuje ziarno posiane między ciernie, które dopuszczają do wzrostu roślinę, ale tak bardzo zagłuszają ją, że nie może ona wydać owocu. Są to ludzie, dla których bogactwa i inne sprawy tego świata są ważniejsze, niż wprowadzenie w życie słowa Bożego. Zawsze w życiu człowieka, zdarzają się sytuacje, w których trzeba wybierać między wiernością Bogu, a dobrami tego świata, a raczej ze sposobem zdobywania tych dóbr. Zawsze nie brakowało i nie brakuje ludzi, którzy wybierają pozornie łatwiejsze życie, wbrew nauce Boga i Kościoła, chociaż zwykle kiedyś byli bierzmowani i tak naprawdę są w posiadaniu darów Ducha Świętego, z których niestety nie korzystają. Zatem odnośnie dzisiejszego tematu dnia, to kolejny rodzaj ludzi grzesznych, ale też zwykle mających rodziny, którym dają mniej lub więcej szczęścia, w kategoriach ludzkiego kryterium wartości, a nie uszczęśliwiają tak jak być powinno w zamyśle Bożym.
Są jednak ludzie, którzy potrafią dokonać właściwego wyboru i nie tylko słuchają słowa Bożego, ale żyją według niego, choć i oni są ludźmi grzesznymi, ale tym nie mniej Jezus porównuje ich do ziemi żyznej, gdzie ziarno przynosi plon obfity: trzydziestokrotny, sześćdziesięciokrotny lub 100 krotny. Więc jak widać i pośród tej grupy jest zróżnicowanie w obfitości plonów. Do takich można na pewno zaliczyć kanonizowanych świętych, którzy byli wzorem życia dla współczesnych im ludzi, jak np. znany nam papież Jan Paweł II, Ojciec Pio, Jan Bosko, Ks. Jan Maria Vianney i wielu, wielu innych, a w tym Maryja, Matka Jezusa.
Niewątpliwie w historii Kościoła były jeszcze całe rzesze cichych nie kanonizowanych świętych. Pewnie też żyje wielu wśród nas, bo przecież świętość nie zaczyna się w niebie, ale tutaj na ziemi. Są to np. ojcowie i matki, którzy wśród trudów życia codziennego, starają się wychować swe dzieci w wierze, aby wyrosły na dobrych ludzi sami dając im przykład własnym życiem, więc pewnie i tutaj tacy się znajdują, choć może nie potrafimy ich rozpoznać, a może nawet oni sami nie zdają sobie z tego sprawy.
Są też tacy, którzy chętnie przyjmują do swego domu każdego, kto cierpi, kto ulega pokusie, czy zwątpieniu, aby pomóc mu nieść jego krzyż. Jedni robią to lepiej, inni gorzej, ale owocem ich pracy jest podtrzymanie na duchu, wprowadzanie pokoju w serca, pomoc w zachowaniu więzi z Bogiem, z Kościołem.
Na zakończenie dzisiejszego rozważania, chciałbym was prosić, najmilsi, abyście np. wieczorem, zechcieli się choć chwilę zastanowić nad tym, do której z tych czterech grup ludzi, o których mówił Jezus, moglibyście zaliczyć siebie. Potem proszę, żebyście wyciągnęli z tego odpowiednie wnioski, pamiętając o tym, że dla Boga nie ma rzeczy niemożliwych i że chętnie pomaga każdemu, kto Go prosi w dobrej sprawie. Amen.


KONFERENCJA V
REKOLECKJE DLA RODZIN – 28 LIPCA 2018

MIŁOŚĆ MAŁŻONKÓW ODZWIERCIEDLENIEM MIŁOŚCI CHRYSTUSA DO KOŚCIOŁA

Kochani. Nasze rekolekcje pt. Rodzina Domowym Kościołem, powoli dobiegają końca. To już nasza ostatnia konferencja, której temat wprowadza nas na sam szczyt świętości w małżeństwie i rodzinie. Domowy Kościół, w którym prawdziwa miłość małżeńska jest tak wielka, że odzwierciedla miłość Chrystusa do Kościoła.
Każdy z nas wie, co to jest zwierciadło, po prostu lustro. Skoro jest ono dobre, z dobrej jakości materiałów, to obraz i odbicie są niemalże takie same. Skoro jednak materiał, z którego zbudowane jest lustro jest nienajlepszej jakości, lub kiepski był wykonawca, to obraz będzie zniekształcony, choć zachowa się jakieś podobieństwo. Choćby odpowiednie elementy będą połączone w podobny sposób. Może jeszcze się zdarzyć, że niestety, ale lustro się rozbije i wówczas w tych kawałkach będą się odzwierciedlały tylko części rozsypanych elementów.
Tak jest też z praktycznym spojrzeniem na ten ostatni nasz temat.
Można powiedzieć, że jasnym odzwierciedleniem miłości Chrystusa do Kościoła, są takie małżeństwa, w których trwa i rozwija się prawdziwa miłość, na wzór miłości Chrystusa. Miłości czystej, świętej, ofiarnej aż po krzyż, aż po całkowity dar z samego siebie.
Kiepskie lustro, a może nawet krzywe zwierciadło obrazu Chrystusowej miłości do Kościoła, to małżeństwa, w których miłość ledwie się tli, to małżeństwa przeżywające kryzysy wzajemnych relacji lub wiary.
Małżeństwa rozbite zaś, to obraz miłości Chrystusa do Kościoła widziany w potłuczonym lustrze. To tak obrazowo tytułem wstępu.
Kochani. W jednym zdaniu można by powiedzieć, że: 
Życie małżonków jest szczęściem, radością, miłością, zrozumieniem i wybaczeniem. I dlatego jest odzwierciedleniem miłości Chrystusa do Kościoła.
Teraz trochę z nauczania Kościoła, skoro w temacie mamy też Kościół. Otóż mam nadzieję, że wielu z nas pamięta, świętego już dziś papieża Jana Pawła II, który między innymi mówił, że przyszłość idzie przez rodzinę. Wiemy, że Rodzina zawsze była w centrum uwagi Jana Pawła II. Jego nauczanie, homilie, przemówienia i encykliki często pośrednio, ale zawsze w pewien sposób dotyczyły rodziny, miłości i małżeństwa. Zdrowa rodzina – to zdrowe społeczeństwo – mawiał, stąd słusznym wydaje się skorzystanie z książki, która jeszcze raz ogarnia całość tematyki w uniwersalnych, ale trudnych do realizacji słowach papieża. Zatem znów skorzystam z wybranych fragmentów z książki Anny Wojciechowskiej – Jan Paweł II, Przyszłość ludzkości idzie przez rodzinę, w której znajdują są słowa papieża zawarte w listach czy adhortacjach apostolskich, które to fragmenty znalazłem w Internecie.
Małżeństwo odzwierciedla miłość Chrystusa do Kościoła
„Kościół wyznaje, że sakrament przymierza małżonków jest „wielką tajemnicą”, gdyż odzwierciedla się w nim oblubieńcza miłość Chrystusa do swego Kościoła.” (List do rodzin „Gratissimamsane”, nr 19, z okazji Roku Rodziny 1994)
„Na mocy sakramentalnego charakteru małżeństwa, wzajemny związek małżonków staje się tym bardziej nierozerwalny. Poprzez sakramentalny znak, ich wzajemna przynależność jest rzeczywistym obrazem samego stosunku Chrystusa do Kościoła.” (Adhortacja apostolska „Familiaris consortio”, nr 13)
I tu kochani między innymi widzimy uzasadnienie nierozerwalności małżeństwa będące niejako powtórzeniem, tylko w innym kontekście tego, co było zapisane w Księdze Rodzaju, a powtórzone przez Jezusa w Jego ziemskim nauczaniu: Dlatego opuści człowiek ojca swego i matkę, złączy się ze swoją żoną, i będą oboje jednym ciałem. A tak już nie są dwoje, lecz jedno ciało. Co więc Bóg złączył, tego człowiek niech nie rozdziela (Mk 10,7-9).
A co z miłością Chrystusa do Kościoła? – Otóż Jezus umarł za Kościół i zmartwychwstał by być w nim i z nim na tym i na tamtym świecie. Obiecał, że pozostanie z apostołami, a w konsekwencji z nami, aż do skończenia świata. Umarł zaś aby ci, co w Niego uwierzą, mieli życie wieczne. Modlił się za przyszły Kościół, aby wszyscy stanowili Jedno, jak On z Ojcem i Duchem Świętym. Trójcę Świętą łączy niezmienna, nierozerwalna miłość tak, że mówi się o Niej jako o Jednym Bogu, Bogu, który JEST i jest MIŁOŚCIĄ.
Chyba też nikt nawet nie wyobraża sobie takiej sytuacji, by Trójca Święta w jakiś sposób się rozpadła, by Osoby Boskie były skłócone, lub aby Kościół Chrystusowy, w którym Jezus wciąż każdego dnia przychodzi na ołtarze świata, miał pozostać bez Chrystusa. Kościół też jest Sakramentem sam w sobie, więc znakiem widzialnym, działania niewidzialnej łaski Bożej. Dopiero w nim, w tym sakramencie Kościoła, mamy pozostałe 7 sakramentów świętych.
„Dar sakramentu jest jednocześnie powołaniem i przykazaniem dla małżonków chrześcijańskich, aby pozostali sobie wierni na zawsze, ponad wszelkie próby i trudności, w wielkodusznym posłuszeństwie świętej woli Pana.” (Adhortacja apostolska „Familiaris consortio”, nr 20)
Wczoraj właśnie mówiliśmy o Kościele, małżeństwie, jako więzi ludzi grzesznych. – Święty Kościół grzesznych ludzi. Miłość małżeńska, miłością grzesznych ludzi, gdyż ten sakrament łączy ludzi, a nie aniołów, ani Bogów. Zatem skoro są to ludzie grzeszni, to nie ma takiej możliwości, aby nie przeżywali chwil trudnych, kryzysów; aby się nawzajem nie ranili i nie ranili innych członków rodziny. Jednak, żeby rzeczywiście ten sakrament dawał dobre owoce, był znakiem Bożej Miłości, to musi być traktowany poważnie przez osoby go przyjmujące. Od samego początku małżonkowie muszą w sercach mieć postanowienie, żeby zawsze być razem, niezależnie od tego, co się będzie działo. Muszą mieć świadomość w obecności Kogo ślubowali i Kto ten sakrament ustanowił. Bóg jest Kimś zbyt wielkim, godnym chwały, posłuszeństwa, zaufania i miłości, aby lekceważyć Jego zalecenia, wymagania, wolę – Miłość. Przy takim postanowieniu wierności Bogu i małżonkowi, małżonce, łatwiej szukać dróg rozwiązywania konfliktów, pojednania, poprawy sytuacji, bo przecież nikt nie chce żyć w gradowej, nieznośnej atmosferze, a tym bardziej w nienawiści. Zatruta atmosfera obejmuje wszystkich członków rodziny, a więc dzieci, dziadków, babcie. W czymś takim żyć się nie da, więc trzeba szukać rozwiązania, trzeba szukać pomocy. Obrazowo można powiedzieć, że tak, jak skaleczonej nogi się nie obcina, lecz ją leczy, tak pokaleczone małżeństwo, pokaleczone serca, nie trzeba rozdzielać, lecz leczyć.
„Oblubieńcze przymierze małżonków „wyjaśnia” oblubieńczy charakter zjednoczenia Chrystusa z Kościołem, równocześnie zaś zjednoczenie to jako „wielki sakrament” stanowi o sakramentalności małżeństwa jako świętego przymierza ludzkich oblubieńców: mężczyzny i kobiety. (...)
Prawdzie tego ustanowienia odpowiada wezwanie: „Mężowie, miłujcie żony wasze”, miłujcie z racji tej szczególnej i wyjątkowej więzi, poprzez którą mężczyzna i kobieta w małżeństwie stają się „jednym ciałem” (por. Rdz 2, 24; Ef 5, 31).
W tej miłości zawiera się podstawowa afirmacja kobiety jako osoby, afirmacja, dzięki której kobieca osobowość może się w pełni rozwijać i ubogacać. (...) Wszelkie racje za „poddaniem” kobiety mężczyźnie w małżeństwie muszą być interpretowane w sensie wzajemnego poddania obojga w bojaźni Chrystusowej. Miara prawdziwej miłości oblubieńczej znajduje swoje najgłębsze źródło w Chrystusie, który jest Oblubieńcem swej Oblubienicy-Kościoła.” (List apostolski „Mulierisdignitatem”, nr 23-24)
„Eucharystia jest samym źródłem małżeństwa chrześcijańskiego. Ofiara eucharystyczna bowiem uobecnia przymierze miłości Chrystusa z Kościołem, przypieczętowane Jego krwią na krzyżu. W tej właśnie ofierze Nowego i Wiecznego Przymierza małżonkowie chrześcijańscy znajdują korzenie, z których wyrasta, stale się odnawia i nieustannie ożywia ich przymierze małżeńskie. (...) Skrucha i wzajemne przebaczenie w łonie rodziny chrześcijańskiej, odgrywające taką rolę w życiu codziennym, znajdują szczególny wyraz sakramentalny w sakramencie pokuty chrześcijańskiej.” (Adhortacja apostolska „Familiaris consortio”, nr 57-58)
„[Małżonkowie] odnajdą w sakramencie [Eucharystii] odwagę potrzebną do otwarcia się na drugiego, do przebaczenia, do dialogu i jedności serc. Będzie on również cenną pomocą w zmaganiu się z trudnościami, które pojawiają się nieuchronnie w życiu każdej rodziny.” (Spotkanie z przedstawicielami międzynarodowego ruchu rodzin katolickich „Equipes Notre-Dame”, 20.01.2003, nr 4)
Kochani. Papież pisze może dla niektórych dość trudnym językiem, ale tak naprawdę sprawa jest prosta. Otóż jeśli ktoś rozumie, czym jest Eucharystia, rozumie czym jest sakrament pokuty, to czując wdzięczność za przebaczenie, za obecność Chrystusa, czując też Jego bliskość, zwraca się o pomoc, o błogosławieństwo i zwykle ją otrzymuje.
„Komunia małżeńska ma swoje korzenie w naturalnym uzupełnianiu się mężczyzny i kobiety, i jest wzmacniana przez osobistą wolę małżonków dzielenia całego programu życia, tego, co mają, i tego, czym są.” (Adhortacja apostolska „Familiaris consortio”, nr 19)
Kochani. W tej wypowiedzi papieża, mamy właśnie odpowiedź na nowy kierunek rozumowania, a mianowicie, czy płeć jest wytworem wychowania, kultury, czy jest po prostu w naturze człowieka jako mężczyzny i kobiety. Powiedziałbym dosadnie, że wystarczy się rozebrać i odpowiedzieć sobie na pytanie, czy ciało jakie ma, jest wytworem kultury, wychowania, myśli, czy wyobraźni, czy też dotykalną rzeczą, dotykalną częścią. Podobnie czy np. mężczyzna ma czym i może wykarmić własnym mlekiem dziecko, czy też nie, czy może pod sercem je nosić i urodzić, czy nie, a jeśli nie, to trzeba nazwać tych, którzy bajki opowiadają, po prostu oszustami, kłamcami, chorymi pyszałkami lub głupcami, a najbardziej adekwatnym określeniem na ich działalność, jest zgorszenie, więc gorszyciele. Jezus zaś mówi ostro o zgorszycielach: Lecz kto by się stał powodem grzechu dla jednego z tych małych, którzy wierzą we Mnie, temu byłoby lepiej kamień młyński zawiesić u szyi i utopić go w głębi morza. Biada światu z powodu zgorszeń! Muszą wprawdzie przyjść zgorszenia, lecz biada człowiekowi, przez którego dokonuje się zgorszenie (Mt, 18,6-7). Takimi najmniejszymi, najbardziej niewinnymi, są właśnie małe dzieci, a trzeba pamiętać, że owi zgorszyciele jeżdżą nawet po przedszkolach, by tam wylewać swą truciznę.
„Duch Święty, udzielony podczas uroczystości sakramentalnej, użycza małżonkom chrześcijańskim daru nowej komunii, komunii miłości, która jest żywym i rzeczywistym obrazem tej najszczególniejszej jedności, która czyni z Kościoła niepodzielne Ciało Mistyczne Chrystusa Pana.” (Adhortacja apostolska „Familiaris consortio”, nr 19)
Tak, to piękne słowa. Małżonkowie coś otrzymali, podobnie jak wszyscy otrzymują siedem darów Ducha Świętego w sakramencie bierzmowania, ale czy u przeciętnego katolika XXI w. jest to widoczne. Pewnie odpowiecie, że nie, poza nielicznymi wyjątkami. Podobnie jest i z tym darem miłości. Gdyby rzeczywiście z niego korzystano, to nie byłoby małżeństw nieszczęśliwych, rozbitych, bo miłość nie wyrządza zła bliźniemu, ale stara się dać szczęście innym, a dając sama czuje się szczęśliwa osoba miłująca.
Zatem ważna jest świadomość, że zarówno z bierzmowania mamy dary Ducha Świętego, jak też z sakramentu małżeństwa – miłość. Nie trzeba więc się lękać, że nie podołam, że nie dam rady, że nie potrafię i dopiero ktoś musi mi podpowiadać, uczyć, ale zwrócić się do Tego, kto nas obdarował i poprosić, by pomógł korzystać z tego, co otrzymał. Z każdym darem jest podobnie jak z drogocennym prezentem, można go używać na co dzień i cieszyć się nim, lub schować gdzieś tak starannie, że można zapomnieć gdzie i wówczas jest tak, jakby go nie było.
„Wszyscy małżonkowie są powołani do świętości w małżeństwie według woli Boga, a to powołanie realizuje się w miarę, jak osoba ludzka potrafi odpowiedzieć na przykazanie Boże, ożywiona spokojną ufnością w łaskę Bożą i we własną wolę.” (Adhortacja apostolska „Familiaris consortio”, nr 34)
W tym miejscu, kochani, warto zwrócić uwagę, jak ważne jest religijne wychowanie dzieci, wychowanie wyniesione z rodzinnego domu, jak ważna jest żywa wiara w Boga, utrzymywanie kontaktu z Nim poprzez modlitwę nie tylko wyuczonymi słowami znanych modlitw, z modlitewników, ale też własnymi słowami tak, jakby rozmawiało się z godnym czci najlepszym przyjacielem, tylko jeszcze takim, który we wszystkich sprawach może nam pomóc. Dla Boga nie ma rzeczy niemożliwych i chętnie daje tym, którzy z wiarą Go o to proszą. Tylko najpierw trzeba z serca przebaczyć wszystkim, którzy zawinili przeciw nam, a w tym sobie. Jeśli komuś trudno przebaczyć, to niech spojrzy na krzyż, na Jezusa, jak bardzo cierpiał, a jednak w męce konania nie zwątpił w Ojca, nie czynił Mu wyrzutów, ale prosił za oprawcami: Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą co czynią (Łk 23,34).
„Jak z sakramentu wypływa dar i zobowiązanie małżonków, ażeby co dzień żyli otrzymanym uświęceniem, tak też z tegoż sakramentu pochodzą łaska i moralny obowiązek przemiany całego ich życia w nieustanną „ofiarę duchową.” (Adhortacja apostolska „Familiaris consortio”, nr 56)
Pewna młoda kobieta stawiała wszystkim znajomym i przyjaciołom za wzór małżeństwo swych rodziców. Oni są zawsze jednomyślni, nigdy się nie kłócą, wszystko robią razem... Przed ślubem wciąż się kłócili, ale od ślubu już nigdy.
Słuchacze trochę się dziwili, bo gdyby naprawdę byli jednomyślni, to byłoby podobnie przed ślubem. Ci, którzy znali to małżeństwo zauważali, że pani jest osobą dominującą, energiczną, rządną władzy, a mąż pokorny, cichy, pracowity i nigdy się nie skarży na nic i na nikogo. Pewnego razu ów małżonek zachorował i znalazł się w szpitalu. Czekały go trudne, bolesne zabiegi. Oświadczył żonie, że się im nie podda, bo chce umrzeć, aby też nie być ciężarem, bo już nigdy nie będzie miał pełnej sprawności, by podołać wszelkim obowiązkom. W rozmowie telefonicznej pewna osoba chciała go przekonać do zmiany decyzji. Mówiła, jak bardzo jest kochany przez rodzinę, wnuków. Jak też sam jest dobrym człowiekiem, dziadkiem. Zawsze serdeczny, ciepły, cichy i pokorny. Na co mężczyzna odpowiedział, że nie tak do końca, często pozory mylą. Na to dopowiedziano mu: No tak, oczywiście, gdyby zawsze postępował zgodnie ze swymi pragnieniami, odczuciami, to by go tu nie było (W szpitalu – zawał serca). Odpowiedział: Masz rację, ale nie można komuś sprawiać przykrości, utrudniać życia swoimi sprawami. Obiecał się leczyć dla tych, którzy go kochają – dla rodziny. Warto dodać, że małżeństwo to trwa już ponad 30 lat i nikt w rodzinie nawet nie zauważył tej jego ofiary z samego siebie i gdyby nie ta choroba, i konkretne pytanie, dalej nikt by się o tym nie dowiedział. Dalej też nikt z rodziny się nie dowie. Pozostanie tajemnicą, między nim, a Bogiem i tą osobą, która przekonała go do dalszego leczenia.
Jak widać coś takiego jest możliwe, dzięki silnej woli uczynienia rodziny szczęśliwą, a przede wszystkim dzięki Bogu i korzystaniu z łask płynących z sakramentu małżeństwa.
Jak widać, ten człowiek zrezygnował z pragnień własnych, własnego ja, dla dobra rodziny. Każdy dzień był dla niego ofiarą z siebie dla dobra najbliższej rodziny.
„To miłość właśnie sprawia, że człowiek urzeczywistnia siebie przez bezinteresowny dar z siebie. Miłość bowiem jest dawaniem i przyjmowaniem daru. Nie można jej kupować ani sprzedawać. Można się nią tylko wzajemnie obdarowywać.” (List do rodzin „Gratissimamsane”, nr 11)
 „Tylko osoba może miłować i tylko osoba może być miłowana. (...) Osoba powinna być miłowana, bowiem tylko miłość odpowiada temu, kim jest osoba. W ten sposób tłumaczy się przykazanie miłości, znane już w Starym Testamencie (por. Pwt 6, 5; Kpł 19, 18), a przez Chrystusa postawione w samym centrum ethosu Ewangelii (por. Mt 22, 36-40; Mk12, 28-34).
Tak też tłumaczy się ów prymat miłości, któremu dają wyraz Pawłowe słowa
z Pierwszego Listu do Koryntian: „z nich zaś największa jest miłość.” (13, 13) (List apostolski „Mulierisdignitatem”, nr 29)
„Prawdziwa zaś miłość małżeńska włącza się w miłość Boga. Dla chrześcijan dodatkowo obrazowi Boga monoteistycznego odpowiada małżeństwo monogamiczne. Małżeństwo oparte na miłości wyłącznej i definitywnej staje się obrazem relacji Boga z Jego ludem, i odwrotnie: sposób, w jaki miłuje Bóg, staje się miarą ludzkiej miłości. Kiedyś papież Paweł VI zachęcał, aby małżonkowie pamiętali, że ich powołanie do życia chrześcijańskiego, zrodzone przez chrzest, zostało rozwinięte i umocnione w sakramencie małżeństwa. Ten sakrament daje moc i konsekruje, by wiernie wypełniali swe obowiązki, by swe powołanie doprowadzili do właściwej mu doskonałości oraz by dawali chrześcijańskie świadectwo wobec świata”.
„Miłość małżeńska – napisał Benedykt XVI – jest znakiem sakramentalnym miłości Chrystusa do swego Kościoła, miłości, która ma swój punkt kulminacyjny w Krzyżu, który jest wyrazem Jego zaślubin z ludzkością, a zarazem źródłem i centrum Eucharystii. Kościół okazuje szczególną bliskość duchową wszystkim, którzy oparli swoją rodzinę na sakramencie małżeństwa”.
„Kiedyś po wielu latach małżeństwa pewne małżeństwo rozeszło się. W poszukiwaniu nowego partnera ex małżonkowie, niezależnie od siebie, zwrócili się do biura matrymonialnego podając swoje cechy i dane. Komputer przeanalizował wszystkie możliwe warianty i zaproponował każdemu z nich jako idealnego partnera, byłego współmałżonka.” (https://www.kapucyni.pl/czytelnia/kapucyni/kapucyni-pisza/2430-jak-stac-sie-szczesliwym-w-malzenstwie)
Na koniec rozważań dzisiejszego tematu, nie sposób nie wspomnieć o tym, co jest najważniejsze, a mianowicie o modlitwie. Jak już wspomniałem, Jezus, miłujący Kościół, modlił się nie tylko za współczesny, ale także za przyszły Kościół. Zatem i małżonkowie powinni modlić się za siebie nawzajem, modlić się za innych, modlić się za rodzinę, a także Kościół. W kościele, jego członkowie zbierają się na wspólnej modlitwie, czytanie i słuchanie słowa Bożego, Eucharystię i inne nabożeństwa. W domu zatem też warto modlić się razem. Jezus obiecał, że gdzie dwaj lub trzej są zgromadzeni w Jego imię, to Jezus jest wśród nich, a gdzie dwaj lub trzej zgodnie o coś proszą, to otrzymają i tak właśnie być powinno (zob. Mt 18,19-20). Rodzina właśnie spełnia ten warunek obecności Chrystusa i wysłuchanej modlitwy, gdy dwaj lub trzej.
Słyszałem wiele świadectw małżeństw, które nawet w obliczu poważnego kryzysu, jeśli udało się im klęknąć do wspólnej, choćby krótkiej modlitwy, to godziły się, pojednały, a później ich życie było jeszcze bardziej szczęśliwe i radosne.
Dziś wieczorem będziemy modlić się o uzdrowienie.
Zwykle mówimy o uzdrowienie duszy i ciała. Dziś zaś w tym gronie dodamy jeszcze modlitwę za rodziny, o uzdrowienie wszelkich relacji członków rodzin. Relacji między nimi, a także relacji do Pana Boga. Zatem już teraz warto uświadomić sobie, co jeszcze nam przeszkadza w szczęściu, w wyrażaniu miłości wzajemnej, a także miłości międzypokoleniowej z rodzicami, teściami i innymi krewnymi. Niech sam Bóg da wam natchnienie, co jeszcze należałoby poprawić i rozwiązać z Bożą pomocą.
Opowiem może trochę z humorem za pewnym kapucynem, który opublikował w Internecie artykuł nt. małżeństwa, rodziny (br. Robert Krawiec OFM – Jak stać się szczęśliwym w małżeństwie? (https://www.kapucyni.pl/czytelnia/kapucyni/kapucyni-pisza/2430-jak-stac-sie-szczesliwym-w-malzenstwie).
„Małżeństwo to zakon bardzo święty – pisał św. Brat Albert Chmielowski – i ma cały szereg świętych obowiązków i wystarcza, aby człowieka dobrej woli do nieba zaprowadzić”. Małżeństwo można nazwać świętym zakonem, ponieważ uświęca rzeszę ludzi i wydaje ogrom cichych i nieznanych „białych męczenników”. Humorystycznie można powiedzieć, że małżonkowie w związku żyją wieloma regułami życia zakonnego. Wszak na początku drogi małżeńskiej stosują się oni ściśle do reguły zakonu benedyktynów, czyli żyjąc pobożnie i pracowicie, radośnie i przyjaźnie. Z upływem czasu małżonkowie traktują siebie według reguły zakonu dominikanów, czyli zakonu kaznodziejskiego – często prawią sobie długie „kazania i uwagi”, i to po kilkakroć razy w ciągu dnia. Zdarzają się małżeństwa według reguły zakonu karmelitów, gdy świadomie sprawiają sobie wiele postów i umartwień. Niekiedy trafi się wśród małżonków i zakon biczowników, gdy nie żałują sobie codziennych językowych cięgów i złośliwych uwag. A stąd już niedaleka droga do reguły zakonu kartuzów, gdzie każde z dwojga małżonków tygodniami milczy i słowa do drugiego nie powie. W końcu pozostaje im tylko reguła pustelników, gdy każde idzie do swoich zajęć i w swoją stronę, żyjąc nie z małżonkiem, ale obok niego.
Chciałbym teraz Was prosić, aby każdy z małżonków, zastanowił się i zadał sobie pytanie: Jaka „reguła zakonna” panuje w moim małżeństwie? A potem wieczorem, oddał problem Panu Bogu w modlitwie o uzdrowienie.
„Osoby rozwiedzione natomiast, które zawarły ponowne związki, nadal, pomimo ich sytuacji, przynależą do Kościoła, który ze szczególną troską im towarzyszy w ich pragnieniu kultywowania, na tyle, na ile to jest możliwe, chrześcijańskiego stylu życia poprzez uczestnictwo we Mszy św., choć bez przyjmowania Komunii św., słuchanie słowa Bożego, adorację eucharystyczną, modlitwę, uczestnictwo w życiu wspólnotowym, szczerą rozmowę z kapłanem czy ojcem duchownym, oddawanie się czynnej miłości, dziełom pokuty oraz zaangażowaniu w wychowanie dzieci.” (Benedykt XVI – Adhortacja „Sacramentumcaritatis” (2007 r.)
Tak, mężczyźni i kobiety naszych czasów rzeczywiście są niekiedy ogołoceni i poranieni, znajdują się na poboczach dróg, którymi idziemy, i często nikt nie słucha ich wołania o pomoc, nie pochyla się nad ich cierpieniem, by im ulżyć i otoczyć opieką. W dyskusjach, często czysto ideologicznych, objęci są oni swoistą zmową milczenia. Tylko postawa miłości miłosiernej pozwala zbliżyć się do ofiar, by się nimi zaopiekować, pomóc im się podnieść i powrócić do normalnego życia. (Benedykt XVI – Otoczmy opieką osoby zranione,5 IV 2008 — Do uczestników kongresu poświęconego pladze aborcji i rozwodów)
Te rodziny też możemy wieczorem objąć modlitwą i wyprosić dla nich wiele potrzebnych łask.

XVI TYDZIEŃ ZWYKŁY – ROK II
HOMILIA – sobota, 28.07.2019
Msza św. w piątym dniu rekolekcji dla Rodzin w Domu Misyjnym pw. św. Józefa – Swarzewo
Temat V dnia: Miłość małżonków odzwierciedleniem miłości Chrystusa do Kościoła
Jr 7,1-11; Mt 13,24-30

Drodzy Bracia i Siostry! Umiłowani rodzice, kochane dzieci.
Powoli nasze rekolekcje dobiegają końca. To już ostatni temat dnia, a mianowicie w tym naszym domowym Kościele, miłość małżonków jest odzwierciedleniem miłości Chrystusa do Kościoła. Tak, to wielkie i wzniosłe słowa, ale one są prawdziwe. Małżonkowie darzą się miłością, kochają i to kochają miłością ofiarną, bo inaczej się nie da. Szczególnie po narodzeniu dziecka, praktycznie, można powiedzieć, że ok. 3 lata są wykreślone z życiorysu rodziców. Wszystko bowiem poświęcą, by wspólnie wychować dziecko, by doprowadzić je do stanu przypominającego dorosłego człowieka.
Bezradne niemowlę, totalnie zależne od rodziców, niepotrafiące nawet główki utrzymać sztywno samodzielnie, dzięki trosce rodziców dorasta do tego, by samodzielnie się obsłużyć: zjeść, ubrać, załatwić potrzeby fizjologiczne, nie tylko chodzić, ale też biegać, mówić, rozwijać się intelektualnie poznając otaczający świat i prawa nim rządzące, itp.
Każdy z was, kochani rodzice wie, jaki to wysiłek. Starsze dzieci, które mają młodsze rodzeństwo też miały okazję nie tylko to obserwować, ale uczestniczyć w tym procesie wychowania. Bez samozaparcia, rezygnacji z własnego ja, poświęcenia czasu i uwagi dziecku, nigdy nie dałoby się dokonać tego cudownego wzrastania dziecka w cieple miłości. Co prawda są sytuacje, że dziecko wychowuje tylko jedno z rodziców i też dziecko może wyrosnąć na wspaniałego człowieka, ale jest to sytuacja niecodzienna i o wiele trudniejsza.
Czasem są w tym sytuacje niezawinione, jak np. śmierć, choroba, nieodpowiedzialność kogoś z rodziców, itp., co zmusza kogoś do występowania w roli ojca i matki i wówczas taka osoba jeszcze bardziej powinna kochać miłością ofiarną.  Jakkolwiek by było to w relacjach rodzinnych można doświadczyć namiastki Miłości Chrystusa do Kościoła.
Jezus zaś, niejako kontynuując Ewangelię z dnia wczorajszego o siewcy, dzisiaj zwraca uwagę, że choć gospodarz wysiał dobre ziarno na swej roli, to podczas, gdy ludzie spali, przyszedł nieprzyjaciel i zasiał chwast. Jak potem tłumaczy Jezus, tym gospodarzem jest On Sam, a nieprzyjacielem diabeł.
Z analogii do wysiania chwastu wynika, że diabeł dokonał swego dzieła w czasie, gdy ludzie spali. – Spali, tzn., nie byli czujni, więc nie mogli zauważyć, że coś złego się dzieje. Brak czujności, to coś bardzo powszechnego. Zwykle człowiek nie zauważa momentu, w którym coś złego zaczyna się dziać z nim lub wokół niego, a kiedy się spostrzeże, to zwykle jest już zbyt późno, aby definitywnie odciąć się od skutków zła.
Tak już było od samego początku rodzaju ludzkiego. Już czytaliśmy o tym w Księdze Rodzaju, jak doszło do pierwszego w dziejach ludzkości grzechu naszych pierwszych rodziców, Adama i Ewy w Raju.
Można przypuszczać, że było im tam bardzo dobrze, a mimo to ulegli pokusie. Wszystko jednak zaczęło się od tego, że Ewa nawiązała dialog z diabłem, nie wykazując przy tym czujności. Nie przewidziała, że diabeł ją przechytrzy. Swymi wywodami zasiał w niej wątpliwość w wiarygodność Boga, i zło, pychę, aby być mądrym jak Bóg. Potem już niemalże automatycznie bardziej uwierzyła szatanowi, niż Bogu. Zwykle i teraz podobnie dzieje się z każdym człowiekiem, który zaczyna poddawać wątpliwości wzgl. tego, co polecił lub objawił sam Bóg, a zacznie raczej szukać rozwiązań na własną rękę np. u innych, niekompetentnych ludzi.
Chrystus jednak nie zaleca wyrywania chwastów, czyli eliminowania ludzi obarczonych grzechem, aby przypadkiem nie wyrwać dobrego ziarna pszenicy razem z chwastem, aby nie zniszczyć kogoś sprawiedliwego, aby nie zamykać drogi do nawrócenia. Weźmy np. św. Pawła, który najpierw gorąco zwalczał chrześcijan, więc był niewątpliwie owym chwastem, a potem stał się największym apostołem narodów. Widać też to na przykładzie św. Augustyna, o którego nawrócenie modliła się matka aż 30 lat! Widać to też na przykładzie wielu innych świętych. Zatem widać w praktyce aktualność i mądrość Bożej pedagogiki. On daje nam konkretne rady, które nigdy nie zawodzą. W przypadku rodzin, małżeństw można by powiedzieć, że jeśli wkradło się zło i ktoś jest naraz tym ewangelicznym chwastem w rodzinie, to nie należałoby go wyrzucać spośród jej członków, np. nie rozbijać małżeństw, nie rozstawać się na zawsze, ale dać takiemu czas wzrastania, czas na refleksję, poprawę. Dalej kochać, wskazywać błąd, bo to jest też jeden z uczynków miłosierdzia co do duszy, a nie przekreślać od razu, lub nawet po dłuższym czasie uprzykrzania życia rodzinie. Mamy przecież nierozerwalność małżeństwa, czwarte przykazanie i miłość nieprzyjaciół.
Kochani. Jak wiemy z doświadczenia, w świecie przyrody chwasty są różne, więc i zło zasiane przez diabła w sercach ludzkich ma też różne oblicze. To zło jednak warto zwalczać w człowieku, ale nie niszcząc samego człowieka jako osoby. Chodzi jedynie o uwolnienie go od skutków tego zła często objawiających się w postaci choroby ducha lub ciała.
Zatem jest oczywiste, że każdy potrzebuje uzdrowienia – jeden bardziej fizycznego, drugi psychicznego czy duchowego.
– Wszystko co związane jest z człowiekiem jest ważne – zarówno ciało jak i duch. Ale to co szczególnie wymaga uzdrowienia w nas, to chwast, czyli to wszystko, co zasiał w nas diabeł, a co nazywa się grzechem. Pamiętamy, że Jezus podczas swego ziemskiego życia uzdrawiał ludzi, odpuszczał grzechy, uwalniał od złych duchów. Zatem i dziś mamy prawo mieć nadzieję, że i nas uzdrowi, jeśli Go o to poprosimy.
Biorąc pod uwagę kontekst dzisiejszej Ewangelii, to Jezus chce nas uzdrowić z uprzedzeń wobec ludzi, z odrzucenia ich, z szufladkowania innych, z beznadziei co do perspektyw nawrócenia innych. Chce też pomóc nam uwolnić się od nieumiejętności przebaczenia, od pragnienia kształtowania innych na własną modłę, według własnego sposobu myślenia. Czasem odbieramy drugiego człowieka w sposób, w jaki o nim myślimy, a nie takiego, jakim jest naprawdę. Jezus zaś pragnie, aby nasze postępowanie było motywowane miłością.
Warto pamiętać o tym, że naszym postępowaniem możemy przyciągać albo odpychać innych od Kościoła. Jezus zaś w swym ziemskim życiu daje przykład, że powinniśmy drugiego człowieka traktować trochę na kredyt, wierząc, że dobro, którego od nas doświadczył, zaowocuje kiedyś w jego sercu. Musimy sobie uświadomić, że każdy, kto jest daleko od Boga, tak naprawdę bardzo cierpi. Dlatego trudno się dziwić, że Jezus z taką miłością i otwarciem szedł do grzeszników i celników, a nawet do faryzeuszy. Stawka przecież jest wielka – chodzi o to, by wygrać czas, którego nawet nie można sobie wyobrazić. Ten czas to życie wieczne. Nie potrzebują lekarza zdrowi, ale ci, którzy się źle mają. Zatem swoim postępowaniem możemy razem z Jezusem przygarniać poranionych, wątpiących, aby pomóc im uwierzyć w miłość Bożą i odmienić ich życie ku Bogu.
Jezus potrzebuje też każdego z nas, bo On nie mając ludzkiego ciała nie pocieszy płaczących, nie zrobi chorej babci zakupów. Zatem teraz kiedy nie może posłużyć się swoim materialnym ciałem potrzebuje Twojego ciała, drogi bracie, droga siostro. Dlatego pozwól Mu działać przez Twoje materialne ciało. On potrzebuje Twoich nóg, aby pójść do ludzi. On potrzebuje ciepła Twoich dłoni, aby przytulić chorych, smutnych, płaczących, zagubionych, zrozpaczonych. On potrzebuje Twoich ust, aby mógł mówić tak, żeby Go słyszano. On potrzebuje Twego serca, aby inni mogli odczuć Jego Miłość.
Można powiedzieć to jeszcze inaczej. Obojętnie kim jesteś człowieku, niezależnie od tego jaki zawód wykonujesz, jesteś Bogu potrzebny, aby budować Kościół, aby budować królestwo Boże, aby wypełniać misyjne zadanie Kościoła.
Moi kochani!
Kiedy jednak coś złego dzieje się w naszym życiu lub obok nas, to też nie jesteśmy pozostawieni samym sobie. Wystarczy pragnienie zwrócenia się do Boga o pomoc, o przebaczenie. Mówi o tym np. św. Paweł w Liście do Rzymian: … Duch przychodzi z pomocą naszej słabości. Gdy bowiem nie umiemy się modlić tak, jak trzeba, sam Duch przyczynia się za nami w błaganiach, których nie można wyrazić słowami. Dziś wieczorem będziemy też modlić się o uzdrowienie duszy i ciała, a także naszych bliskich oraz relacji rodzinnych, abyśmy uzdrowieni i umocnieni, mogli wrócić do swych rodzin i dalej budować nasz domowy Kościół w miłości, jedności, pokoju żyjąc w bliskości Pana Boga Amen!

XVII NIEDZIELA ZWYKŁA – ROK B
HOMILIA – 29.07.2019
Msza św. na zakończenie rekolekcji dla Rodzin w Domu Misyjnym pw. św. Józefa – Swarzewo
2 Krl 4,42-44; Ef 4,1-6; J 6,1-15

Kochani.
To już ostatnie chwile naszych rekolekcji. Jakże pragnę, aby przyniosły one dobre owoce w dalszym Waszym pożyciu małżeńskim, w Waszych rodzinach, w Waszym domowym Kościele.
Proszę Pana Boga, aby On sam dokończył dzieła, które zaczął i dalej prowadził Wasze rodziny do zbawienia, drogą miłości, jedności, wzajemnego zrozumienia, zawierzenia Panu Bogu. Aby Wasze dzieci wzrastały w mądrości i łasce u Boga i ludzi, jak 12-letni Jezus, o którym mówiliśmy bazując na radosnej Ewangelii o odnalezieniu Go w świątyni.
Ta Ewangelia, uchylając rąbka tajemnicy z życia Świętej Rodziny, przypomniała nam jak być powinno w naszych rodzinach, aby i one mogły zmierzać do świętości. Otóż:
1. Wierność tradycji religijnej i wychowanie dzieci w wierze, własnym przykładem.
2. Wspólne wychowywanie dzieci z pewną dozą zaufania i pobudzania do refleksji nad własnym postępowaniem.
3.Dialog i jednak posłuszeństwo.
Na początku przypomnieliśmy sobie, czym jest małżeństwo i rodzina chrześcijańska.
Potem zwróciliśmy uwagę na wierność przysiędze małżeńskiej, którą tutaj mieliście możliwość odnowić.
Mam też nadzieję, że wspólna modlitwa, rozważnie Pisma Świętego, konferencje, przebywanie razem, a przede wszystkim Eucharystia przybliżyła nas między sobą i do PANA BOGA: DO JEZUSA CHRYSTUSA. Po dobrej spowiedzi, sakramencie chorych, modlitwie o uzdrowienie, będzie wam łatwiej dochować przyrzeczeń, rozwijać domowy Kościół z Bożym Błogosławieństwem.
Kochani! Na początku rekolekcji wspomniałem, że czytania liturgiczne na konkretny czas, na konkretne wydarzenia, są zwykle wybrane przez Ducha Świętego działającego w Kościele.
            Zatem dziś, na zakończenie, św. Paweł w swym Liście do Efezjan kieruje do nas następujące słowa:
...Zachęcam was..., abyście postępowali w sposób godny powołania, jakim zostaliście wezwani, z całą pokorą i cichością, z cierpliwością, znosząc siebie nawzajem w miłości. Usiłujcie zachować jedność Ducha dzięki więzi, jaką jest pokój. Te proste słowa wypowiedziane kiedyś do konkretnych ludzi ok. 2000 lat temu tak naprawdę nic nie straciły na aktualności. Niby nic nadzwyczajnego. Chodzi tylko o normalne ludzkie sprawy, które mogą pomóc w życiu każdemu człowiekowi. Tyle jest niepokojów, kłótni wszędzie, gdzie są ludzie, a więc w rodzinach, wspólnotach, zakładach pracy, w szkołach, a także w parlamencie. Zwykle każdemu się wydaje, że tylko on ma rację, że zna najlepsze rozwiązania różnych sytuacji życiowych, że jest mądrzejszy od innych, że jego obraz świata jest jedynie prawdziwy, więc nawet w dobrej woli chciałby narzucić te swoje wyobrażenia, swoje przemyślenia innym ludziom, a szczególnie wtedy, gdy w pewien sposób ma władzę nad nimi.
Św. Paweł przypomina też oczywistą prawdę:
Jedno jest Ciało i jeden Duch, bo też zostaliście wezwani do jednej nadziei, jaką daje wasze powołanie.
Kochani! Można by się chwilę zastanowić, o jakie powołanie tu chodzi, bo przecież różne są powołania. Jedni są powołani do życia w rodzinie, inni do życia w samotności, a jeszcze inni do życia zakonnego itp. Można też mówić o powołaniu do różnych służb, czy zawodów, ale z dalszego tekstu wynika, że chodzi tu o nasze wspólne ostateczne powołanie do życia wiecznego w niebie. To nadrzędne powołanie właśnie wymaga od każdego z nas, abyśmy żyli w pokoju między sobą, abyśmy się wzajemnie miłowali, bo i Bóg nas wszystkich umiłował. Św. Paweł mówi o tym w słowach:
Jeden jest Pan, jedna wiara, jeden chrzest. Jeden jest Bóg i Ojciec wszystkich, który jest i działa ponad wszystkimi, przez wszystkich i we wszystkich.
Tutaj można sobie zadać pytanie, jak to jest, że Bóg działa przez wszystkich, a na świecie jest tyle zła, tyle łez, tyle niesprawiedliwości i ludzkich krzywd. Przecież Bóg jest doskonały, Bóg jest miłością, to jak może działać przez człowieka pełnego nienawiści? – Jeśli jednak bliżej się przyjrzeć skutkom istnienia zła, to okazuje się, że zwykle z tego zła potem wynika dobro. Weźmy np. skrajny przypadek wojen. Bez wątpienia z powodu wojny cierpi wiele niewinnych ludzi, a nawet traci życie, ale też nigdy nie ma tak wielkiej ludzkiej solidarności, jak właśnie w ucisku, jak właśnie podczas wojen. Oprócz tego w wielu ludzkich sercach rodzi się potrzeba modlitwy, potrzeba bliskości Boga. Czasem też cierpienie jest drogą do nawrócenia. Niektórym ludziom potrzeba zobaczyć zło w drugim człowieku, aby zastanowić się nad sobą i nie powielać błędów innych ludzi, których postępowanie budzi odrazę.
Kochani, to tylko taka próba wyjaśnień, ale tak naprawdę zło jest tajemnicą, której człowiek o zdrowych zmysłach pojąć nie może. Jak ludzie ludziom mogą gotować piekło na ziemi, gdy przecież mogłoby być tak dobrze.
Jest też doświadczalną prawdą, że ...Bóg i Ojciec wszystkich, który [jest i działa] ponad wszystkimi, przez wszystkich i we wszystkich dla naszego dobra.
Kochani. Odnosząc się do tematu naszych rekolekcji, można powiedzieć, że skoro rodzina jest domowym Kościołem, to i w tej miniaturce Kościoła, cegiełce, z jakich składa się Kościół Chrystusowy, działa Bóg, działa Duch Święty na bieżąco, a więc niekoniecznie Jego plany muszą się pokrywać z naszymi, ludzkimi planami. Bóg wybiera zawsze dla nas to, co najlepsze.
Tu chciałbym się podzielić pewną moją refleksją nt. wydarzenia z minionego tygodnia. Otóż pewna osoba z głęboką wiarą i zaufaniem, z troską o teścia swojego syna, poprosiła mnie o modlitwę. Znam tę osobę od dawna, więc znam wiele szczegółów z jej życia. Otóż rodzina syna pojechała na kilka dni do jego teściów i właśnie krótko po przyjeździe zauważono, że ów teść jakoś dziwnie się zachowuje, jest słaby, cierpi, od kilku godzin nasila się ból żołądka. Może nawet z tego powodu wybierze się do lekarza, ale jeszcze nie teraz. Może jakieś leki, zioła na żołądek pomogą. Skoro jednak stan ojca synowej się pogarszał, zadzwoniła do mojej rozmówczyni z prośbą o modlitwę, ewentualnie jakąś radę. Wtedy otrzymała odpowiedź, że to nie żołądek, lecz serce. Może stan przedzawałowy lub zawał. Poleciła spokojnie leżeć i wezwać pogotowie. Powiedziała, że z doświadczenia z krótkiej pracy w szpitalu wie, że tak może być, że nawet czasem zdarzały się wypadki śmiertelne właśnie dlatego, że nawet lekarze pogotowia pomylili ból żołądka z zawałem, więc nie zwlekać. Posłuchano ją, ale nie do końca. Chory się położył, a potem zawieziono go do lekarza. Lekarz szybko wezwał karetkę i przewieziono pacjenta do najbliższego szpitala. Tam natychmiast wykonano koronografie. Jedna z 3 żył przy sercu była totalnie zapchana, a dwie pozostałe dość mocno. Pomoc została udzielona w niemalże ostatniej chwili. Chory przeżył i po przepchaniu żył, czuje się lepiej. Zanim przyszła pomoc medyczna, wiele osób się modliło, więc może dlatego zawał go nie zabił? Dziś dzielę ich radość, że mogłem też modlitwą uczestniczyć w tym małym cudzie ocalenia życia. Skądinąd wiadomo, że dobremu człowiekowi, pracowitemu, troszczącemu się o rodzinę ojcu, pokornemu i cichemu mężowi, który zwykle na nic się nie skarżył, chyba że jak teraz już sił brakowało, a ból był zbyt dotkliwy.
Pomyślałem sobie, czy czasem to całe zdarzenie nie było już wcześniej wpisane w plan Boży dla tego człowieka, dla tej rodziny. Otóż moja znajoma w stanie wojennym była wyrzucona z pracy w swym zawodzie informatyka, by wkrótce potem znaleźć pracę w wojewódzkim szpitalu na kierowniczym stanowisku w dokumentacji, gdzie z racji zawodu musiała między innymi przeglądać karty pogotowia, gdzie opisywano dość dokładnie każdy przypadek chorego, objawy i sposób udzielania pomocy. Ona wnikliwie czytała z zaciekawieniem i jak widać zapamiętała coś z tego na wiele lat. Zatem niemalże natychmiast skojarzyła objawy z chorobą i jakiej należy udzielić pomocy. Może już wcześniej Bóg miał plan połączenia tych rodzin i przeprowadzenia ich przez takie, a nie inne doświadczenie. Po co? Na razie nie wiadomo. Dla mojej znajomej, jest to nie tylko radość z powodu uratowanego życia 60-letniego mężczyzny, ale też świadomość uczestnictwa w Bożym planie, który On dla nas przygotowuje o wiele wcześniej, niż poznamy jego cel. Tylko nie trzeba stawiać oporu światłu Ducha Świętego, które rozjaśnia nasze serca i umysły. Nie trzeba się bać próby udzielenia pomocy potrzebującym nawet wtedy, gdy możemy być niezrozumiani, wyśmiani. Nie trzeba wówczas myśleć o sobie, tylko o potrzebie drugiego człowieka, o jego dobru. Jak widać można w ten sposób komuś nawet uratować życie – nawet na odległość, bez bezpośredniego kontaktu z osobą potrzebującą pomocy. Duch Święty działający w tej konkretnej wspólnocie domowego Kościoła, przychodzi z pomocą, posługując się członkami tej wspólnoty jednocząc ich we wspólnej trosce, wspólnym działaniu.
Teraz proszę pomyśleć, co mogłoby się stać, gdyby któraś z osób nie chciała współpracować? Gdyby np. poinformowana moja znajoma wykonała dokładnie tyle, ile od niej chciano – tylko modlitwa. Gdyby zaczęła rozważać, co powiedzą, wyśmieją, obrażą się, że się wtrąca lub diagnoza będzie inna?
Gdyby zaś któraś osób nie przyjęła do wiadomości ostrzeżenia? Gdyby chory się nie położył, nosił wnuków lub zajął się inną pracą na granicy sił? Gdyby nie doprowadzono go do lekarza, lub powiedziano lekarzowi spokojnie tylko o bólu żołądka, lub lekarz nie przyjąłby sugestii i natychmiast nie zareagował? – Nie wiem, ale chyba śmierć by owego biedaka nie ominęła.
Kochani, to wydarzyło się teraz na te rekolekcje, więc posłużyło mi jako przykład; myślę, że jasny przykład obecności Boga w naszym życiu, w życiu konkretnych rodzin. Oczywiście znam wiele przykładów takiego działania, ale ten wydaje mi się bardzo wymowny, jasny. Zwykle jest tak, że to, czego się uczymy, czego doświadczamy, prędzej czy później może być przez nas wykorzystane lub może przydać się komuś innemu. Wszystko, co jest robione zgodnie z Bożym planem, inaczej wypełniając Jego wolę, ma swój głęboki sens i nigdy nie jest bezcelowe, choć czasem ktoś mówi, że uczy się niepotrzebnych rzeczy, lub pyta dlaczego go coś spotyka, czego by nie chciał. Jeśli ktoś zdecyduje się być uczniem Chrystusa, jeśli postanowi pełnić wolę Bożą, to Bóg go przeprowadzi przez życie, choć droga do zbawienia, do świętości nie musi być łatwa, czego przykładem jest życie samego Jezusa, Świętej Rodziny i wielu kanonizowanych świętych.
A Jezus od 2000 lat naucza. W dzisiejszej ewangelii czytamy np., że Jezus udał się za Jezioro Galilejskie, czyli Tyberiadzkie. Szedł za Nim wielki tłum, bo widziano znaki, jakie czynił na tych, którzy chorowali. Jezus wszedł na wzgórze i usiadł tam ze swoimi uczniami. ...Kiedy więc Jezus podniósł oczy i ujrzał, że liczne tłumy schodzą do Niego, rzekł do Filipa: Skąd kupimy chleba, aby oni się posilili? ...Jeden z uczniów Jego, Andrzej, ..., rzekł do Niego: Jest tu jeden chłopiec, który ma pięć chlebów jęczmiennych i dwie ryby, lecz cóż to jest dla tak wielu? Jezus zatem rzekł: Każcie ludziom usiąść!... Usiedli więc mężczyźni, a liczba ich dochodziła do pięciu tysięcy. Jezus więc wziął chleby i odmówiwszy dziękczynienie, rozdał siedzącym; podobnie uczynił z rybami, rozdając tyle, ile kto chciał. A gdy się nasycili, ... ułomkami z pięciu chlebów jęczmiennych, które zostały po spożywających, napełnili dwanaście koszów.
Kochani! Jak kiedyś Jezus zauważył potrzeby swych słuchaczy i dokonał cudu rozmnożenia chleba, tak do dziś dokonuje cudu rozmnożenia chleba eucharystycznego, abyśmy mieli siły przejść przez życie dobrze czyniąc umacniani właśnie tym chlebem.
Doświadczenie wielu osób uczy też, że nie tylko chleb Bóg może rozmnażać, ale też wszystko, co jest nam bardzo potrzebne, a czego po ludzku w konkretnej sytuacji nie możemy znaleźć. Może także pomnożyć naszą wzajemną miłość w naszym domowym Kościele. Warto pamiętać, że Jezus w modlitwie arcykapłańskiej, prosił za przyszły Kościół, aby wszyscy stanowili jedno, na wzór Trójcy Świętej. Pamiętajmy przy tym, że Trój – Jedyny Bóg jest Miłością. Zatem niech Bóg Wam zawsze błogosławi, darzy radością, miłością i pokojem. Amen!
                                

1 komentarz: