Temat rekolekcji:
„Rodzina Domowym Kościołem”
„Rodzina Domowym Kościołem”
W programie rekolekcji: codzienna Eucharystia, rozważanie Pisma Świętego, adoracja i modlitwa, doświadczenie wspólnoty, modlitwa o uzdrowienie duszy i ciała, konferencje, możliwość skorzystania z poradni rodzinnej, warsztaty kosmetyczne
Tematy konferencji:
Czym jest Małżeństwo i
Rodzina chrześcijańska
Wypełnianie przykazania
miłości bliźniego podstawą więzi
rodzinnej
Wychowanie w Rodzinie
chrześcijańskiej
Małżeństwo wspólnotą ludzi
grzesznych
Miłość małżonków
odzwierciedleniem miłości Chrystusa do
Kościoła
Rekolekcje prowadził: Ks. Andrzej Szymański, CPPS
SŁOWO
ŻYCIA
Przyjdźcie do Mnie wszyscy,
którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię(Mt 11,28)
PLAN
DNIA
Wtorek – 17.07
18.00 – Kolacja
19.00 – Msza święta na rozpoczęcie
rekolekcji – aula
20.00 – Okazja do
poznania się. Konferencja wstępna. Temat: Czym jest Małżeństwo i Rodzina
chrześcijańska (dzieci podczas konferencji przebywają z
opiekunami)
23.00 – Cisza nocna
Środa – 18.07
7.30 – Pobudka
8.00 –
Modlitwa w kaplicy z całymi rodzinami – Modlitwę przygotowują rodziny
8.15 – Śniadanie
9.30 –
Spotkanie animatorów grup
10.00 –
Konferencja. Temat: Wypełnianie
przykazania miłości bliźniego podstawą więzi rodzinnej
Po
konferencji okazja do rozmów, dyskusji
11.00 – Rozważanie Pisma Świętego.
Ewangelia do rozważania: Mt 11,25-27
11.45 – Przygotowanie do Mszy św.
12.00 – Eucharystia
13.00 – Obiad
Czas
wolny dla rodzin – do kolacji
15.00 – Koronka do Bożego
Miłosierdzia w kaplicy.
15.15 – 18.00 – Możliwość spowiedzi,
rozmowy
16.30 – 18.30 – Warsztaty kosmetyczne
(Alicja Biłat)
18.30 – Kolacja
19.45 – Nabożeństwo pokutne – konferencja:
Warunki dobrej spowiedzi. Adoracja.
Okazja do spowiedzi
22.00 – Zakończenie Adoracji
23.00 – Cisza nocna
Czwartek – 19.07
7.30 –
Pobudka
8.00 – Modlitwa w kaplicy z całymi
rodzinami – Modlitwę przygotowują rodziny
8.15 –
Śniadanie
9.30 – Spotkanie animatorów grup
10.00 – Konferencja. Temat: Wychowanie w
Rodzinie chrześcijańskiej
Po
konferencji okazja do rozmów, dyskusji
11.00 – Rozważanie Pisma Świętego.
Ewangelia do rozważania: Mt 11,28-30
11.45 – Przygotowanie do Mszy św.
12.00 – Eucharystia
13.00 – Obiad
Czas
wolny dla rodzin – do kolacji
15.00 – Koronka do Bożego
Miłosierdzia w kaplicy.
15.15 – 18.00 – Możliwość spowiedzi,
rozmowy
18.30 – Kolacja
19.45 – Sakrament Chorych – dla
wszystkich łącznie z dziećmi
20.45 – Konferencja. – Film pt.: O prawdziwych znakach działania Ducha
Świętego w duszy – opowiada ks. Piotr Glas – egzorcysta. Po filmie – okazja do spowiedzi.
23.00 – Cisza nocna
Piątek – 20.07
7.30 – Pobudka
8.00 – Modlitwa w kaplicy z całymi
rodzinami – Modlitwę przygotowują rodziny
8.15 –
Śniadanie
9.30 – Spotkanie animatorów grup
10.00 – Konferencja. Temat: Małżeństwo
wspólnotą ludzi grzesznych
Po
konferencji okazja do rozmów, dyskusji
11.00 – Rozważanie Pisma Świętego.
Ewangelia do rozważania: Mt 12,1-8
11.45 – Przygotowanie do Mszy św.
12.00 – Eucharystia
13.00 – Obiad
Czas
wolny dla rodzin – do kolacji
15.00 – Koronka do Bożego
Miłosierdzia w kaplicy.
15.15 – 18.00 – Możliwość spowiedzi, rozmowy
18.30 – Kolacja
19.45 – Świadectwo Franciszka i
Marii Sychowskich z Poradni Rodzinnej i Ruchu Focolari. Po spotkaniu możliwość skorzystania z poradni rodzinnej i
okazja do spowiedzi
23.00 – Cisza nocna
Sobota – 21.07
7.30 – Pobudka
8.00 – Modlitwa w kaplicy z całymi
rodzinami – Modlitwę przygotowują rodziny
8.15 – Śniadanie
9.30 – Spotkanie animatorów grup
10.00 –
Konferencja. Temat: Miłość małżonków
odzwierciedleniem miłości Chrystusa do Kościoła
Po
konferencji okazja do rozmów, dyskusji
11.00 – Rozważanie Pisma Świętego.
Ewangelia do rozważania: Mt 12,14-21
11.45 – Przygotowanie do Mszy św.
12.00 – Eucharystia w Sanktuarium
Matki Bożej Królowej Morza w Swarzewie – Odnowienie Przyrzeczeń Małżeńskich
13.00 – Obiad
Czas
wolny dla rodzin – do kolacji
15.00 – Koronka do Bożego
Miłosierdzia w kaplicy.
15.15 – 18.00 – Możliwość spowiedzi,
rozmowy
18.30 – Kolacja
19.45 – Adoracja. Modlitwa o
uzdrowienie duszy i ciała
21.15 – Zakończenie Adoracji.
Okazja do spowiedzi
23.00 – Cisza nocna
Niedziela – 22.07
7.30 – Pobudka
8.00 –
Eucharystia
9.00 –
Śniadanie
10.00 – Program przygotowany przez
dzieci
10.30 – Wymiana doświadczeń
12.00 – Obiad
XV
TYDZIEŃ ZWYKŁY – ROK II
HOMILIA –
wtorek, 17.07.2018
Msza św. na rozpoczęcie
rekolekcji dla Rodzin w Domu Misyjnym pw. św. Józefa – Swarzewo
Temat I dnia: Czym jest Małżeństwo i Rodzina
chrześcijańska
Iz
7,1-9; Mt 11,20-24
Drodzy
Bracia i Siostry w Jezusie Chrystusie!
Drodzy mężowe, kochani ojcowie,
drogie kobiety, żony, kochane matki i kochane dzieci. Serdecznie witam Was na
rekolekcjach dla rodzin. Dziękuję Wam, że pozostawiliście wszystko, waszą
pracę, domy, codzienne obowiązki, aby wspólnie z innymi, przeżyć rekolekcje,
których temat jest Wam znany, a mówi on o tym, że RODZINA JEST DOMOWYM KOŚCIOŁEM.
Spotykamy się tutaj w
Domu Misyjnym św. Józefa – opiekuna Świętej Rodziny, więc na samym początku,
poprośmy patrona tego domu, aby wspierał nas w naszych poszukiwaniach Boga,
miłości wzajemnej, pokoju i Bożej mądrości, aby wasze rodziny były szczęśliwe i
Bogiem silne, aby były prawdziwym domowym Kościołem.
Święty
Józefie – módl się za nami.
Poprośmy też Maryję,
Matkę Boga i naszą, która w Kanie Galilejskiej zatroszczyła się o szczęście
pary młodej i gości weselnych, wypraszając u swego Syna, pierwszy cud. Poprośmy
wspólnie: Maryjo, Matko Boża módl się
za nami i wspomagaj nas nieustannie.
Może jeszcze na początku warto
przypomnieć co to są rekolekcje? O co w nich chodzi?
Czy jest to tylko czas
odpoczynku nad morzem? Czy może wyrwanie z szarości dnia, aby posłuchać coś
innego. Może rekolekcjonista powie coś ciekawego, może ktoś z uczestników pomoże
mu rozwiązać zastarzałe problemy?
– Jest też okazja do korzystania
z sakramentów św., spowiedzi, Eucharystii. Pewien zakonnik na prowadzonych
przez siebie rekolekcjach powiedział, że rekolekcje, to czas spotkania z Bogiem
we wspólnocie Kościoła. Można by wiele wymieniać… Dla mnie zaś czas
rekolekcji, jest czasem szczególnej łaski od Pana Boga, czas, w którym
spotykamy się we wspólnocie Kościoła, po to, aby głębiej niż zwykle, zastanowić
się nad swoim życiem, aby je, choć trochę zmienić na lepsze, aby choć odrobinę
przybliżyć się do ideału, jaki wskazał nam Chrystus i nawiązać z Nim ściślejszą
relację osobową. Aby zaprosić Go do codziennego życia naszych rodzin, żeby iść
dalej z Nim przez kolejne, szare dni aż razem osiągniemy cel zasadniczy, którym
jest życie wieczne w niebie wśród Aniołów i Świętych. Aby po prostu być
Zbawionym dzięki odkupieńczej męce i śmierci Chrystusa na krzyżu. Dzięki Jego
krwi przelanej dobrowolnie za nas.
Myślę, że do tej pory, dla wielu
z Was nie powiedziałem nic nowego, nic odkrywczego. Czy jednak wiedząc, każdy z
nas naprawdę wierzy w Bożą miłość, która ma moc przemiany serc i
przeprowadzania nas przez trudne sytuacje?
Podczas
tych rekolekcji, niech Bóg pomoże nam pogłębić naszą wiarę i wzajemną miłość, aby nasze rodziny były szczęśliwe
i Bogiem silne, aby też były żywym świadectwem życia chrześcijańskiego;
prawdziwym domowym Kościołem.
Raz jeszcze serdecznie wam
dziękuję za to, że tu jesteście. Dziękuję za wspólnie spędzony czas w obecności
Chrystusa, który obiecał kiedyś, że zawsze będzie tam, gdzie są przynajmniej
dwaj lub trzej zgromadzeni w Jego Imię. My przecież zgromadziliśmy się w Jego
Imię na te kilka dni, więc mam nadzieję, że to spotkanie choć trochę przybliży
nas do ideału Chrystusowej miłości, do Kościoła i pomoże we wprowadzaniu
Ewangelii w nasze życie codzienne.
Papież Franciszek, w jednej ze
swych katechez przed niedzielną modlitwą Anioł
Pański, zachęcał do codziennego czytania i rozważania choćby małego
fragmentu Ewangelii. Zachęcał też, aby ją mieć przy sobie, w kieszeni, torebce,
aby też dzielić się z innymi Ewangelią.
Papież mówił, że Ewangelia ma
moc odziaływania na życie człowieka, że ma moc przemieniania nas. Zatem i ja
odpowiadając na słowa papieża, zachęcam także was, abyście żyli Ewangelią na co
dzień. Ale żeby żyć, to trzeba ją czytać i rozważać, aby jej słowa odmieniały
nasze serca upodabniając je do gorejącego miłością serca Chrystusa. Dopiero
doświadczając działania Ewangelii na sobie, możemy innych do tego zachęcać jako
ci, którzy są świadkami doświadczania Jej mocy. Nasz wysiłek, nie pójdzie na
marne. To nam obiecał Jezus. Zatem nie przypadkowo w codziennym planie naszych
rekolekcji znajdujemy czas na rozważanie Ewangelii, aby potem kontynuować
podobne rozważanie w naszych rodzinach. Zapewne w niektórych rodzinach jest już
to praktykowane, a w tych, w których jeszcze nie ma takiego zwyczaju, warto
wprowadzić tę metodę czytania i wyjaśniania Pisma świętego. Przeczytajmy więc
fragment i rozważmy Ewangelię, która dotyka tego tematu.
Zwykle podczas rekolekcji, nie
zmieniałem czytań liturgicznych z danego dnia, gdyż przyjąłem, że Duch Święty
działający w Kościele chce do nas przemówić poprzez liturgię Kościoła gromadząc
nas w odpowiednim dla nas czasie.
W dzisiejszej Ewangelii na
rozpoczęcie rekolekcji, Jezus począł czynić wyrzuty miastom, w których najwięcej Jego cudów się dokonało,
że się nie nawróciły.
Kochani. Każde miasto, także
cały Kościół katolicki, składa się z rodzin, maleńkich domowych kościołów.
Mówiąc obrazowo, z cegiełek, jakimi są rodziny go tworzące. Zatem i nam biada,
gdybyśmy doświadczając cudów Jezusa we współczesnym świecie, sią nie nawrócili,
czyli nie zmienili choć trochę swego myślenia nt. Rodziny, Kościoła i samego
Boga, który w tym wszystkim jest najważniejszy. – Bóg Miłości, chce nam pomagać
iść przez życie drogą miłości wskazanej przez Niego realizując swoje powołanie
do świętości w rodzinie i przez rodzinę.
Czy może już wcześniej
staraliśmy poznawać naukę Chrystusa i wprowadzać ją w życie codzienne? – Na to pytanie może sobie odpowiedzieć każdy z nas w swoim sumieniu.
Jednak nie tylko nasze indywidualne sumienie jest ważne. Żyjemy przecież w
określonych uwarunkowaniach także politycznych. Tę politykę tworzą ludzie
wybrani przez większość narodu. Oni zaś tworzą prawo, które każdy obywatel
powinien przyjąć, jeśli nie chce popaść w konflikt z prawem, jeśli nie chce
mieć kłopotów. Czy jednak przeciętny
człowiek, członek Kościoła katolickiego zastanawia się nad związkiem między
prawem Bożym, a prawem tworzonym przez ludzi? – Czasem można mieć wrażenie,
że za różnymi problemami wielu wypowiada się raczej wg
zwykłej, ludzkiej logiki tak, jakby Boga nie było, jakby On nie miał prawa
czegoś od nas wymagać, skoro już jesteśmy członkami Kościoła. Świadczą o tym różne
wypowiedzi w mediach osób wybranych przez naród. Świadczą też wypowiedzi osób
prywatnych w zwykłych bardziej lub mniej przypadkowych rozmowach. Wciąż w
świecie współczesnym dominuje relatywizm. Nie przyjmuje się jednej, niezmiennej
prawdy, jednego niezmiennego dobra opartego na fundamencie Ewangelii. Nie przyjmuje się tak, jak nauczał Chrystus, ale uznaje
się dobro indywidualne. Każdy ma prawo mieć swoją własną prawdę opartą na
własnych doświadczeniach, opartą na tym, czego i skąd się nauczył. Ten relatywizm
w imię wolności źle rozumianej, wcale nie przyczynia się do jedności wśród nas,
ale wprowadza chaos. Wszyscy rozmawiamy niby tym samym językiem, ale niestety
pod te same pojęcia wprowadza się różne znaczenia, różne wartości i stąd tyle
nieporozumień.
Za tymi
podziałami niestety niejednokrotnie stoją także przedstawiciele nauki. Np.
jeszcze do niedawna, w medycynie uważano człowieka dopiero po 3 miesiącu ciąży.
Przed ukończeniem tego czasu uważano, że to tylko jakaś grupa komórek, którą
można usuwać jak chory ząb. Ten błąd niestety doprowadził do tego, że liczba
przerwań ciąży wciąż rosła. W naszym kraju np. w roku 1983, było ich ponad 700
tyś. Niestety, nawet wśród osób wierzących słyszy się głosy przemawiające za
legalizacją aborcji, za eutanazją. Dziś w imię postępu walczy się o refundację
i legalizację metody in vitro.
Niektórzy mają też pretensje do Boga, że współcześni ludzie mają kłopoty z
naturalnym poczęciem dzieci. Dziecko w końcu staje się wartością, o którą
trzeba zabiegać, a nie ciężarem, którego należy się pozbyć. Można się też
zastanowić, do czego prowadzi poprawianie Pana Boga w Jego zamysłach, w Jego
przykazaniach.
– A co z
cudami o których wspomniał Jezus?
Cudów wysłuchanej modlitwy
doświadcza zapewne wielu z nas. Czy jednak te fakty pomagają nam zawierzyć
Chrystusowi do końca? Czy pomagają tym, którzy się o tym dowiadują? Czy czasem
Jezus nie musiałby powiedzieć o nas, ludziach XXI w. podobnie jak kiedyś o
tych, którzy byli świadkami dokonywanych przez Niego cudów?
– A dziś?
Za chwilę dokona się cud przemiany zwykłego chleba i
wina w Ciało i Krew Chrystusa. Ten cud będzie się dział na naszych oczach. Ten
cud możemy przyjąć do swego serca. Możemy pozwolić Chrystusowi działać w nas i
przez nas. – Co my na to?
A kolejny cud dostępny dla nas na co dzień. Zawsze, gdy tylko tego
zapragniemy, Jezus odpuści nam grzechy w sakramencie pokuty posługując
się osobą kapłana. Czy ten fakt rozumiemy? Czy traktujemy spowiedź jako łaskę
od Pana Boga, czy raczej tylko z przyzwyczajenia się spowiadamy? A może to
tylko formalność lub przepustka do Eucharystii dla niektórych? Ilu z nas widzi
w tym sakramencie rzeczywisty cud? A ilu z nas ludzi współczesnych widzi w
Eucharystii możliwość spotkania z Bogiem w Trójcy Świętej? Ilu wsłuchuje się w słowa wypowiadane przez kapłana
podczas liturgii? Tam też za sprawą Ducha Świętego następuje przeistoczenie. Na
końcu zaś otrzymujemy błogosławieństwo na kolejne godziny, dni, tygodnie… Co
robimy z tym błogosławieństwem? Czy ono nas przemienia, nam pomaga, czy są to
tylko słowa, które przechodzą obok nas obojętnie? Niech Bóg otworzy nam oczy
naszego serca, abyśmy umieli zobaczyć cuda, których Bóg dokonuje wśród nas i
aby one odmieniały nasze życie napełniając nas mocą i Chrystusowym pokojem.
Dziś jeszcze zapraszam na
konferencję wprowadzającą w temat rekolekcji, czyli ogólnie o małżeństwie i
rodzinie. Tych, którzy się jeszcze nie zapoznali z programem rekolekcji,
zachęcam, aby możliwie szybko to zrobili. Amen!
KONFERENCJA I
REKOLECKJE DLA RODZIN – 17 LIPCA 2018
CZYM
JEST MAŁŻEŃSTWO I RODZINA CHRZEŚCIJAŃSKA
Kochani.
Witam Was na inauguracyjnej konferencji z zakresu tematu o Małżeństwie, o
Rodzinie. Będziemy rozważali sprawy dotyczące Małżeństwa i Rodziny w zamyśle
Bożym, a w szczególności, Rodzina
Domowym Kościołem
zgodnie z tematem tych rekolekcji.
Oczywiście
temat związany z małżeństwem, a w konsekwencji rodziną i jej problemami w
ramach Kościoła jest tak obszerny, że trzeba kilkuletnich studiów, aby go
dokładnie zgłębić. Tutaj zaś mamy zaledwie kilka dni i kilka konferencji.
Oprócz tego, człowiek ma to w naturze, że ma ograniczoną możliwość chłonności
wiedzy w jednostce czasu, jak również ograniczoną możliwość przekazu. Zatem
wszystkie tematy konferencji będą jedynie zarysem problemów, z którymi spotyka
się rodzina, jeśli tak można powiedzieć, miniaturka Kościoła, a jednocześnie
cząstka, z których zbudowany jest Kościół w świecie. Najważniejsze jednak dla
nas jest to, że będziemy starali się od nowa spojrzeć na rodzinę tak, jak Bóg
to ustanowił na samym początku, a więc postaramy się powrócić do źródła, aby
nie szukać rozwiązań po omacku, aby też nikogo nie wprowadzać w błąd. – Tak, w
błąd, bo zdaje się że w ciągu dziejów ludzkości, coraz bardziej zaciera się
pojęcie rodziny i życia rodzinnego w szczęściu, jak to było w zamyśle Boga,
który jest Miłością. Człowieka zaś Bóg stworzył z miłości i dla miłości,
dzieląc się z nim możliwością kontynuowania dzieła stwarzania kolejnych istot
ludzkich, aby też mogły kochać i być kochane, aby też Kościół mógł się
rozrastać dzięki rodzeniu nowych członków.
– To tak
w ogromnym skrócie na samym początku. Może dla kogoś temat tej konferencji
brzmi dziwnie, bo być może każdemu się zdaje, że dokładnie wie, czym jest
małżeństwo, czym jest rodzina, czym jest Kościół, więc, o czym mówić?
Tu
muszę was trochę zaskoczyć, bo z rozmów z ludźmi, z różnych spotkań i prób
pomocy w rozwiązywaniu problemów także rodzinnych, można dojść do wniosku, że
współczesny człowiek często w ogóle nie rozumie czym jest rodzina katolicka.
Są
zaledwie nieliczne wyjątki, które przynajmniej częściowo zachowały naturalne
więzi rodzinne, które wiedzą, po co zawierają małżeństwo w Kościele. To do
czego się zobowiązują i na tyle szanują siebie i swoje słowo, że starają się
zrobić wszystko, aby dotrzymać przyrzeczeń danych drugiej osobie w obliczu Boga,
świadków i Kościoła. Gdyby współczesny człowiek naprawdę wiedział czym jest
rodzina, nie byłoby nieszczęśliwych rodzin z powodu złego zachowania jej
członków, zdrad, rozstań, rozwodów, kolejnych związków. Inaczej mówiąc rodzina
byłaby najlepszą z możliwych ostoją szczęścia, pokoju, rozwoju i samorealizacji
człowieka. Wiemy zaś, że niestety liczba rozwodów cywilnych wciąż rośnie, mimo
małżeństw zawieranych także w Kościele, w którym rozwodów nie ma.
Rośnie
liczba dzieci, pozbawionych prawa do poczucia bezpieczeństwa, stabilizacji,
miłości. Egoizm, lekceważenie Boga oraz niedojrzałość i głupota dorosłych,
niestety, bardzo często ich tego pozbawia. Współczesny człowiek też coraz
bardziej traci właściwą hierarchię wartości. Odwraca porządek rzeczy niejednokrotnie
myląc cel, ze środkiem. Traci też poczucie własnej wartości, własnej godności
dzieci Bożych, która to godność zupełnie wystarcza, by mieć do siebie szacunek
i szanować innych, jako podobne nam dzieci Boże.
Podobnie
dzieci często traktowane są jak kolejna zabawka, którą trzeba mieć za wszelką
cenę, lub odrzucać, niszczyć, gdy ich pojawienie się, zakłóciłoby drogę do
kariery, stawianych sobie celów, wymagałoby dopasowania się do nowej
rzeczywistości, w której trzeba wyrzeczeń, ograniczenia życia towarzyskiego
przynajmniej na początku, no i też często rezygnacji z części dóbr
materialnych, bo przecież dziecko kosztuje.
To tak
ostro na początek.
Wy zaś
kochani, którzy tu jesteście, jesteście już bliscy pojęciu rodziny w zamyśle
Bożym, bo przecież staracie się, aby u was było lepiej dzięki zaproszeniu
Chrystusa do swych domów, rodzin, a przede wszystkim do własnych serc.
Myślę
jednak, że ani wiedzy, ani refleksji, ani dobra, nigdy zbyt wiele.
Jeśli
to, co usłyszycie, nie przyda się wam teraz, to może w przyszłości będziecie
mogli pomóc komuś, kto się zagubił w tym wirze różnych teorii i praw tego
świata.
Kochani! Może ktoś z was powie, że jako kapłan, misjonarz,
który nie ma własnej rodziny, cóż mogę wiedzieć i powiedzieć na temat rodziny?
– Najmniej chyba.
Ale jeśli choć chwilę pomyśleć, to można zauważyć,
że tak naprawdę każdy człowiek wychował się w jakiejś rodzinie i ma rodzinę. –
Może nie tak ściśle rozumianą, jako związek małżeński wydający na świat dzieci,
ale ma krewnych – rodziców, braci, siostry, ciocie, wujków i ich rodziny. Mniej
lub bardziej zna ich problemy i uczestniczy w ich życiu. Obserwuje, wyciąga
wnioski, dzieli się nimi z rodziną. Zakonnik ma też swą rodzinę duchową. –
Współbraci, z którymi mieszka na co dzień i pracuje podobnie jak w rodzinie
naturalnej z wyjątkiem bliskości wynikającej z miłości małżeńskiej.
W moim kapłańskim życiu miałem i mam możliwość
uczestniczenia w życiu wielu rodzin, szczególnie borykających się z różnymi
problemami. Często jestem gościem w domu u różnych rodzin, do których jestem
zapraszany przede wszystkim, aby rozwiązać różne trudne problemy.
Czasami jest tak, że nawet kilka dni mieszkam u
jakiejś rodziny, i to najczęściej za granicą przy okazji spotkań z Polonią i
często niestety pojawiają się trudne sytuacje. Nieraz małżonkowie mówią, że nic
przede mną nie będą ukrywali, ale będą się zachowywać tak jak to jest u nich w
domu na co dzień. Podczas takiego pobytu dochodzi także do kłótni, sprzeczek,
czasami łez między małżonkami i rodzicami, a dziećmi. Wtedy mogę zwrócić uwagę
jako – osoba niezależna, niestojąca po żadnej stronie – i próbować rozwiązać
jakiś problem. – To doświadczenia, a przecież nie można zapomnieć, że na
świecie wiele osób, a w tym z powszechnie używanymi tytułami naukowymi, zajmuje
się problemami rodziny, prowadzi na ten temat wykłady, pisze książki, a także
artykuły dostępne w Internecie, które można czytać, przemyśleć i coś z tego
wybrać dla siebie lub dla innych.
Każdy kapłan studiował teologię, więc między innymi
na studiach zapoznawał się nauką Kościoła dotyczącą rodziny.
Moi drodzy.
Jesteśmy właśnie na rekolekcjach. Zatem rekolekcje to nie wykłady na jakiś
temat, bo to nie studia, na których mamy zdobyć jakąś wiedzę i być za to
ocenieni. Owszem, powinniśmy zdobyć trochę wiedzy, przybliżyć temat, który
także nauka, a przede wszystkim nauka Kościoła, w jakiś sposób omawia,
definiuje, systematyzuje. Ale w rekolekcjach chodzi o coś innego.
W
duchowości Kościoła katolickiego mówi się o walce duchowej, a czas rekolekcji
jest właśnie takim czasem, gdzie też można, a nawet powinno się sobie coś
uświadomić, przyjąć jakąś niewygodną prawdę o sobie i pójść z tym do Pana Boga.
Na początku może powstać bunt, że to nie mój
problem, a może nawet będę próbował zwalić go na współmałżonka. Jest tak trochę
jak u alkoholika, który nie chce przyznać się, że jest alkoholikiem, ale że
pije bo lubi i go na to stać. Przyjmijmy zatem słowa Jezusa: Poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli
(J 8,32).
Na rekolekcjach ważna jest więc w nas postawa Marii,
która z uwagą słuchała słów Jezusa, i taką postawę nagrodził Jezus, który
również w swoim nauczaniu mówił: Kto
ma uszy do słuchania, niechaj słucha (Mk 4,9). Odkrywszy konkretny
problem, warto potem z tym pójść do Jezusa…
Zatem już teraz zaprośmy Ducha Świętego na nasze
rekolekcje, słowami znanej nam pieśni: Przyjdź
Duchu Święty, ja pragnę...
Kochani, przygotowując te rekolekcje dużo czytałem i
zastanawiałem się jak to najlepiej zrobić, aby w krótkim czasie możliwie dużo,
jasno przekazać tak, aby owoce tych rekolekcji były dobre w sensie Bożym i
ludzkim. Co wybrać? – Doświadczenia ludzi, omówić dobrany fragment z Pisma
Świętego, Katechizmu Kościoła Katolickiego, Nauki Kościoła, czy może jakieś
ciekawostki, które się łatwo pamięta. Na koniec, po modlitwie, doszedłem do wniosku,
że w tej konferencji będę też bazował, na wybranym opracowaniu z Internetu,
a mianowicie z portalu: profesor.pl, a konkretnie na opracowaniu Grażyny
Jędrych z serii: Wychowanie do życia w
Rodzinie. – Model
rodziny kreowany przez media katolickie– profesor.pl
Dlaczego?
– Bo tam znalazłem dobre opracowanie naszego tematu w sposób prosty i jasny.
Oprócz tego chciałem też Was zachęcić, abyście w miarę możliwości, zaglądali
też do Internetu, gdzie dziś można znaleźć wypowiedzi i wiadomości niemalże na
każdy temat, co jest bardzo istotne w tych czasach, gdzie niemalże wszyscy mamy
czasu zbyt mało. Tylko od razu chciałbym
was uczulić, abyście uważali, co czytacie i z jakiego źródła, aby nie
wprowadzono Was w błąd.
Po tym dość długim wstępie, przejdźmy do tematu dnia
dzisiejszego:
CZYM JEST RODZINA?
Grażyna Jędruch – autorka wspomnianego opracowania, we wstępie napisała, że rodzina jest
środowiskiem życia niemal każdego człowieka. Jest najważniejszym miejscem na ziemi.
Rodzina to pierwsza, a zatem najistotniejsza
szkoła życia i miłości. To
fundament, na którym człowiek buduje własną tożsamość i osobowość.
Styl
życia rodziny, wartości, metody wychowania, kultywowane tradycje, budowanie
więzi i okazywanie miłości to posag w dorosłe życie.
Zagadnienie
to jest przedmiotem zainteresowania wielu nauk, m.in. socjologii, pedagogiki,
psychologii społecznej, prawa, antropologii, teologii...
Zdefiniowanie rodziny – mimo tak oczywistego jej
charakteru – nie jest zadaniem łatwym.
Trudność ta polega na tym, że przedstawiciele różnych nauk eksponować będą
poszczególne jej elementy. Np. psycholog
podkreśli charakterystyczny dla tej grupy układ więzi emocjonalnych, prawnik natomiast system więzi formalno
– prawnych, przedstawiciele nauk
społecznych zaś określone role i pozycje członków względem siebie. Istnieje
więc wiele definicji rodziny, np. ...Rodzina jest instytucją ogólnoludzką
spotykaną we wszystkich epokach i kulturach. Do jej uniwersalnych, wszędzie spotykanych zadań należy: zaspakajanie
popędu seksualnego, zaspakajanie elementarnych potrzeb życiowych oraz rodzenie
i wychowywanie dzieci (...). Rodzina stanowi integralną część każdego
społeczeństwa, stanowi jego najważniejszą, a zarazem podstawową komórkę. Jest
najważniejszą grupą społeczną (...), grupą – która zawsze powinna być oparta
na małżeństwie.
Wspólną cechą różnych definicji jest to – iż podstawę rodziny stanowi małżeństwo – czyli legalny, względnie trwały związek kobiety i mężczyzny powołany w celu wspólnego pożycia, współpracy dla dobra rodziny, a więc głównie wychowania dzieci (...).
Wspólną cechą różnych definicji jest to – iż podstawę rodziny stanowi małżeństwo – czyli legalny, względnie trwały związek kobiety i mężczyzny powołany w celu wspólnego pożycia, współpracy dla dobra rodziny, a więc głównie wychowania dzieci (...).
Legalizacja
małżeństwa dokonuje się dzięki zawarciu ślubu (cywilnego lub kościelnego). W Kościele katolickim małżeństwo jest
sakramentem, związkiem nierozerwalnym do chwili śmierci jednego z
współmałżonków.
Sakrament
małżeństwa jest specjalnym źródłem nadprzyrodzonej łaski w dziele wychowania
dzieci.Konsekruje on rodziców do prawdziwie chrześcijańskiego wychowania
dzieci, tzn. powołanie ich do uczestnictwa we władzy i miłości samego Boga Ojca
i Chrystusa Pasterza; wzbogaca ich darami mądrości, rady, męstwa i wszystkimi
innymi Darami Duch Świętego, po to aby pomagać dzieciom w ich ludzkim i
chrześcijańskim wzrastaniu.
Chrześcijańskie małżeństwo powinno być zawsze
wspólną drogą miłości. W
rozwoju i pielęgnacji tej miłości ogromną rolę odgrywa dialog. Jeśli zabraknie wspólnej rozmowy, dzielenia się nawet
małymi treściami życia codziennego, gestów dobroci, uśmiechu, uważnego
wsłuchania się w głos i treść słów współmałżonka... powstaje zagrożenie, że
poszczególni członkowie małżeństwa i rodziny zaczną żyć obok siebie i
niezależnie od siebie – co jest bardzo odległe od ideału chrześcijańskiej
miłości.
Jan
Paweł II w Adhortacji apostolskiej Familiaris consortioz 22 listopada
1982 r. zachęca więc do nieustannego
pogłębiania małżeńskiej miłości. Uważa ją bowiem za niezwykły związek nie
tylko ciał, ale związek charakterów, serc, umysłów, dążeń oraz dusz.
W
rozlicznych współczesnych mediach katolickich (radio – Radio Maryja, telewizja
TRWAM, prasa i literatura katolicka) wiele uwagi i miejsca poświęca się nie
tylko rodzinie i małżeństwu, ale także i czystości przedmałżeńskiej.
...Czystość serca, to czystość myśli, słowa i uczynków. Nieopanowanie w tej dziedzinie prowadzi do nieporozumień, konfliktów, bardzo rani bliźnich...
...Czystość serca, to czystość myśli, słowa i uczynków. Nieopanowanie w tej dziedzinie prowadzi do nieporozumień, konfliktów, bardzo rani bliźnich...
Płciowość
wg Kościoła Katolickiego podporządkowana jest więc tylko i wyłączne miłości
małżeńskiej (jasno określają to też przykazania Dekalogu – Nie cudzołóż. Nie pożądaj żony bliźniego swego......Miłość małżeńska ze swej natury
wymaga więc od obojga małżonków nienaruszalnej wierności. Jest ona jednym z
warunków szczęśliwej, kochającej się rodziny.
RODZINA KATOLICKA
Sobór
Watykański II nazwał rodzinę katolicką –
szkołą człowieczeństwa, szkołą Bożej miłości, domowym Kościołem. Rodzina
– jak podaje Katechizm Kościoła Katolickiego – jest podstawową komórką życia społecznego. Jest naturalną
społecznością, w której kobieta i mężczyzna są wezwani do daru z siebie w
miłości i do przekazywania życia (...). Rodzina
jest wspólnotą, w której od dzieciństwa można nauczyć się wartości
moralnych, zacząć czuć Boga i dobrze używać wolności (...).
Papież
definiuje rodzinę jako "wspólnotę
osób, składającą się z mężczyzny i kobiety jako małżonków, rodziców, dzieci i
krewnych."
Literatura
katolicka wykazuje różnicę między "rodziną" a "rodziną
chrześcijańską". W "Encyklopedii chrześcijańskiej" czytamy:
"rodzina istniała przed wspólnotą chrześcijańską i nie zależała od niej.
Jednak chrześcijaństwo traktuje rodzinę wyjątkowo: postrzega ją nie tylko w
oparciu o szczęście lub brak szczęścia jej członków, ale przede wszystkim w
oparciu o związek z łaski Chrystusa i służbę Jego Królestwu (...). Wspólnota rodzinna opiera się o miłość
Jezusa, co na nowo definiuje rolę i znaczenie więzi rodzinnych (...). W
rodzinie chrześcijańskiej człowiek otwiera się na współmałżonka, na dzieci na
społeczeństwo, i tak okazuje się ona miejscem, gdzie wiara przejawia się w
czynach i gdzie spełnia się królestwo Boże. Życie rodzinne jest rzeczywistą drogą do świętości i wyjątkowym
rodzajem szkoły duchowej.
Wzorem rodzin katolickich jest Jezus, Maryja i
Józef – jedyna i niepowtarzalna rodzina w dziejach ludzkości. "Święta
Rodzina – wzór doskonałego połączenia miłości, ojcowskiej odpowiedzialności i
synowskiego posłuszeństwa." 26 XII 2004 r. – w Dniu Świętej Rodziny, w 1 programie
Telewizji Polskiej przed modlitwą "Anioł Pański" Ojciec Święty Jan
Paweł II, wygłosił rozważania "Rodzina naszą troską", gdzie mówił o
wzorowej prawidłowej rodzinie katolickiej. W takiej rodzinie wszyscy są
równi w godności, zobowiązani do szacunku, pomocy, odpowiedzialności i
sprawiedliwości. Istnieje podział
ról, a także praw i obowiązków stosownych do pełnionej roli.
"Rodzina chrześcijańska jest małym Kościołem ustanowionym przez
Chrystusa i złączonym ze sobą miłością, wiarą i nadzieją. Codzienna wspólna modlitwa, czytanie Pisma Świętego umacniają
rodzinne więzi i prowadzą do jej świętości. Powołaniem rodziny jest jej
ewangelizacja."
Ognisko domowe,to miejsce, w którym powinny panować czułość,
szacunek, wierność, bezinteresowność.Tu kształtują się cnoty chrześcijańskie:
umiejętność przebaczania, wyrzeczenia, roztropności, solidarności,
odpowiedzialności, panowania nad pokusami i pychą.Ma to prowadzić do prawdziwej
wolności, gdzie dobro duchowe ma przewagę nad dobrami materialnymi.
W rodzinie rozpoczyna się wychowanie do wiary,do pracy i życia społecznego. Rodzice powinni
dawać temu świadectwo własnym życiem. Powinni być autentycznym przykładem dla
swoich dzieci.
Rodzina to kolebka patriotyzmu i kultury
ludzkiej. Dom rodzinny to symbol
materialnych i duchowych wartości narodowych.
Rodzina
jest wspólnotą ludzi różniących się wiekiem, płcią, usposobieniem, charakterem.
Tylko prawidłowa, odpowiednia i
dojrzała miłość, pozbawiona egoizmu, może być jej spoiwem.
Miłość
w chrześcijaństwie nie jest jakimś dodatkiem, ale jego istotą, podstawową
relacją zamkniętą w przykazaniu: Będziesz miłował Pana Boga swego całym swoim
sercem, całą swoją duszą i całym swoim umysłem. (...) Drugie podobne jest do
niego: Będziesz miłował bliźniego swego jak siebie samego. Na tych dwóch
przykazaniach opiera się całe prawo(Mt 22,37-40).
Tylko
w kochającej się rodzinie jej członkowie czują się bezpiecznie, spokojnie i
tworzą harmonię. To
właśnie w rodzinie człowiek uczy się tej miłości, która jest cierpliwa,
łaskawa, która nie zazdrości, nie szuka poklasku, nie unosi się pychą, nie
dopuszcza się bezwstydu, nie pamięta złego, która wszystko znosi, wszystkiemu
wierzy, która wszystko przetrzyma i nigdy się nie skończy...
(zob. 1Kor 13,1-13).Tam gdzie brakuje miłości oraz sprawiedliwości przychodzi smutek i poczucie krzywdy.
(zob. 1Kor 13,1-13).Tam gdzie brakuje miłości oraz sprawiedliwości przychodzi smutek i poczucie krzywdy.
Rodzina jest więc pierwszym środowiskiem, które
kształtuje człowieka.Klimat
miłości i zatroskania, lub klimat zaniedbania i odrzucenia – stanowią
elementarne podłoże, w którym rozwija się każde dziecko.
Poprzez codzienny kontakt w rodzinie można zaobserwować więc – jak
rozwija się wzajemne zaufanie, ale też i zamknięcie w sobie; szczerość – ale i
kłamstwo; dyskrecja, ale i bezmyślna gadanina... Dziecko poszukuje coraz to
nowych sposobów znalezienia wspólnego języka z rodzicami, z rodzeństwem i ze
starszymi w rodzinie.Na tej
płaszczyźnie mogą zdarzać siętrudności i niepowodzenia, ale pomimo
zewnętrznych przejawów buntu – młody człowiek bardzo potrzebuje akceptacji,
uczucia i bliskości swojej rodziny – a w szczególności rodziców.
Każde dziecko ma prawo do wymagającej miłości
ojcowskiej i czułej miłości matki. Każde potrzebuje obojga rodziców, mimo iż
każdemu z nich przypada nieco inna rola.
Papież
twierdzi, że: „mężczyzna – mimo całego współudziału w rodzicielstwie – znajduje
się na zewnątrz procesu brzemienności i rodzenia dziecka (...). Jego rola, tak
jak rola matki jest jednak jedyna i niezastąpiona”.
DZIECKO W RODZINIE – MIŁOŚĆ RODZICIELSKA
Każde
dziecko jest darem Boga. Bywa niekiedy, że darem trudnym do przyjęcia, lecz
zawsze jest darem bezcennym. Tak
też w rodzinie katolickiej musi być przyjmowane. Nawet jeśli pojawia się
nieoczekiwanie, nigdy nie jest intruzem i agresorem. Dzieci są przyszłością
każdego narodu i społeczeństwa.Twórczo oddziaływają też na rodziców i rodzinę.
Poczęte dziecko koncentruje na sobie uwagę, tkliwość, opiekuńczość i miłość
wszystkich członków rodziny.Wyzwala bezinteresowność, życzliwość, współpracę i
miłość. Dziecko nie tylko obdarzone jest miłością, ale jednocześnie samo darzy
miłością, nie wiedząc o tym, że daje dar i że ten dar jest największy – jaki
człowiek może dać drugiemu człowiekowi [...]. Ta dwukierunkowa otwartość
i bezinteresowność dokonuje w rodzinie głębokie przeżycia wartości i godności
własnej osoby.
Wychowanie
dziecka stawia przed rodzicami wysokie wymagania: rodzice sami muszą być dobrze wychowani, muszą pracować nad sobą,
ustawicznie się dokształcać i samodoskonalić, muszą także stworzyć dziecku
atmosferę poczucia pewności moralnej i materialnej.
Stosunek rodziców chrześcijańskich do dzieci
powinny cechować akceptacja, miłość, szacunek, postawa służby w wymiarze
materialnym, wychowawczym i duchowym.
Poprawną
relację pomiędzy rodzicami a dziećmi określa IV przykazanie dekalogu – Czcij ojca swego i matkę swoją.Dzieci powinny czcić rodziców czyli
afirmować ich człowieczeństwo, ale i rodzice powinni afirmować człowieczeństwo
swoich dzieci – niezależnie od tego w jakim są wieku, czy są zdolne, czy
upośledzone, czy niepełnosprawne. Właśnie dzieciom chorym i upośledzonym
Kościół katolicki poświęca wiele miejsca i uwagi (międzynarodowe kongresy,
jubileusze niepełnosprawnych...). Rodzina nie może wyrzec się tej
odpowiedzialności i nie powinna pozwalać, aby ktoś inny [...] zajmował jej
miejsce w procesie wychowania dziecka niepełnosprawnego.
Miłość
rodzicielska pomaga przekształcać rodzinę w komunię osób, w której każdy z jej
członków zarówno daje – jak i otrzymuje. Komunia
osób w rodzinie tworzy się w oparciu o wymianę wychowawczą: dzieci wnoszą
swój wkład przez miłość i posłuszeństwo, natomiast rodzice przez traktowanie
władzy rodzicielskiej jako służby dla dobra dzieci. Rodzicielstwo jest więc służbą i obowiązkiem wobec dzieci.
STARSZE POKOLENIE W RODZINIE
W
rodzinie katolickiej ogromną opieką otacza się nie tylko dzieci, ale i osoby
starsze. W Karcie Praw Rodziny czytamy: osoby
starsze mają prawo do tego, by mieć zapewnione miejsce we własnej rodzinie [25],
aby godnie żyć – a potem umierać w sposób godny człowieka.
Papież
Jan Paweł II zachęca by odkrywać i doceniać osoby starsze, ponieważ ich życie
pomaga nam zrozumieć hierarchię wartości ludzkich oraz ukazuje ciągłość
pokoleń. Stosunki między starszym
pokoleniem a rodzicami dziecka powinny być przepełnione obustronną sympatią,
życzliwością i szacunkiem. Utrzymanie takich relacji często nie jest łatwe,
gdyż dziadkowie przywykli do swojego, ustalonego trybu życia; a młodzi chcą być
wolni i postępować tak, jak im to najbardziej odpowiada.
Wszyscy muszą posiadać wiele taktu, by nie ulegać własnym emocjom. Najwłaściwszy sposób to zachowanie życzliwego umiaru i dystansu.
Dziadkowie bardzo często służą pomocą i cennymi radami w wychowaniu dzieci. Często są dla swoich wnuków wzorem i wielkim autorytetem.
Wszyscy muszą posiadać wiele taktu, by nie ulegać własnym emocjom. Najwłaściwszy sposób to zachowanie życzliwego umiaru i dystansu.
Dziadkowie bardzo często służą pomocą i cennymi radami w wychowaniu dzieci. Często są dla swoich wnuków wzorem i wielkim autorytetem.
Międzypokoleniowa
więź jest ogromnie ważna dla spoistości całej rodziny i zawsze należy czynić
wszystko, aby ją zachować. Amen!
KONFERENCJA II
REKOLECKJE DLA RODZIN – 18 LIPCA 2018
WYPEŁNIANIE
PRZYKAZANIA MIŁOŚCI BLIŹNIEGO PODSTAWĄ WIĘZI RODZINNEJ
Kochani Bracia i Siostry w Chrystusie Panu.
Kochani ojcowie, matki, dzieci, ciocie, wujkowie.
Moi kochani.
Wczoraj na wstępnym spotkaniu rekolekcyjnym,
przypomnieliśmy sobie czym tak naprawdę jest Rodzina Chrześcijańska.
Bez wątpienia, każda nowa rodzina chrześcijańska
rozumiana jako konsekwencja zawarcia małżeństwa ma u podstaw wypełnienie
przysięgi małżeńskiej. W wielkim skrócie wierności,
miłości, uczciwościmałżeńskiej oraz przyjęcie i wychowanie potomstwa w
wierze. To każdy, kto zawarł ten związek w Kościele może sobie przypomnieć.
Może też zajrzeć do Katechizmu Kościoła Katolickiego, poszukać informacji w
Internecie, przemyśleć, jak to jest teraz w jego życiu.
Może to dziwnie zabrzmi, szczególnie dla tych,
którzy od wielu lat trwają w takim związku – zastanowić się, czy i jak ja
rozumiem treść tej przysięgi?
Co dla mnie w praktyce oznaczają słowa dane żonie,
mężowi. Jak je rozumiem,
jak wprowadzam w życie codzienne?
Czy zdarzały się łamania przysięgi? Które,
dlaczego?
Które z nich były lub są dla mnie najtrudniejsze?
Bez wątpienia przysięga przecież zobowiązuje,
chyba, że ktoś był wówczas jeszcze niedojrzały i po prostu jak mówią, wziął
ślub bo chciał być z ukochaną osobą, a ślub to formalna przepustka do tego. Żył
chwilą obecną nie zastanawiając się nad konsekwencjami, lub może czuł się przymuszony
przez rodzinę lub dziecko było w drodze. Są przecież takie przypadki.
To było kiedyś, było dawno, czasu cofnąć się nie
da. Może potem było trudno, były zawody, rozczarowania, pojawił się ktoś, kto
oczarował swą osobowością, której jeszcze się nie poznało naprawdę, lub
wyglądem czy bogactwem. Wówczas miało miejsce powiedzenie: Małżeństwo to taka klatka do której wszystkie ptaszki z zewnątrz chcą
się dostać, a z wewnątrz, chcą się wydostać.
Wówczas niestety, szczególnie dziś w tzw. kulturze
XXI wieku, pozornie najprostszym rozwiązaniem jest tzw. rozwód, kolejny
związek, jeden, potem drugi i trzeci, bo jak twierdzą każdy ma prawo do
szczęścia, do ułożenia sobie życia na nowo itd., itp.
Kiedyś pewien mężczyzna po pięćdziesiątce, będący w
trzecim związku niesakramentalnym, którego życie w wierze dotrwało do trzeciej
klasy szkoły podstawowej, zwierzył się. Nawet pierwszej komunii św. nie
przyjął, bo rodzice też już byli w kolejnym związku i woleli by dziecko nie
przyjęło tego sakramentu, niż wyjaśnić proboszczowi, dlaczego żyją w związku
niesakramentalnym. A więc ów biedny człowiek żył bez podstaw wiary, to tak dla
wyjaśnienia. Ale ważne dla mnie i myślę, że i dla innych są jego słowa
wypowiedziane krótko przed śmiercią, a była to śmierć jak mówią przedwczesna i
bardzo bolesna, bo rak kości. Powiedział mniej więcej tak: Całe życie szukałem szczęścia w małżeństwie, w rodzinie. Zawiodłem się.
Najpierw raz doszedłem do wniosku, że była to wielka pomyłka. Potem, znalazłem
jak się zdawało miłość swojego życia. Byłem szczęśliwy, bardzo szczęśliwy, ale
bardzo krótko. Niestety. Zdawało się, że kochamy się, a tymczasem raniliśmy się
wzajemnie coraz bardziej, aż w końcu ona mnie wyrzuciła. Nic nie dało się
posklejać. Koniec. Przeżyłem to bardzo boleśnie i po krótkim czasie znalazła
się pocieszycielka. Też poraniona osoba, dużo młodsza, żyjąca w związku
niesakramentalnym z osobą, która mogłaby być jej dziadkiem. Znów chwilowe
szczęście, znów miłość, a potem rozczarowanie. Spodobali się jej młodsi ode
mnie, bardziej rozrywkowi, gdy tymczasem ja byłem uwikłany w zarabianie
pieniędzy, które jak się okazało, do szczęścia nie wystarczą. Uświadomiłem
sobie, że bardzo zraniłem dwie poprzednie kobiety, dwójkę dzieci, po jednym z
każdą. Szczęścia nie znalazłem i doświadczenie pokazało, że go nie znajdę.
Zatem postanowiłem nie krzywdzić już więcej kobiet, dzieci, i pozostać. Zrobić
co możliwe, aby to życie było chociaż znośne. Odpuściłem sobie marzenia,
oczekiwania. Zacząłem jeszcze bardziej uciekać w pracę, aby zapewnić byt
rodzinie. Teraz chcę jedynie podzielić sprawiedliwie zdobyty przeze mnie
majątek, by po mojej śmierci mieli zapewniony byt materialny i pomiędzy sobą
się nie kłócili. Żona i trojka dzieci; z każdego związku po jednym, a każdy z
nich jak się potem okazało, dostał po 4 mln aktualnych zł. polskich. Część nie
była w gotówce, a w dobrach uwikłanych, czyli ziemia, mieszkania, sklepy,
towar. Wycenione przez fachowców, ale cóż z tego, gdy niektórzy nie wywiązali
się ze swych zobowiązań – głównie ostatnia żona.
Miałem okazję uczestniczyć w pojednaniu się z
Bogiem tego człowieka na trzy dni przed jego śmiercią. Po szczerym przyjęciu
sakramentu chorych, po raz pierwszy od kilku miesięcy, mimo bólu na jego twarzy
pojawił się uśmiech. Twarz jego jaśniała jak wyobrażamy sobie twarz anioła –
spokój i radość. Trzeciego dnia od tego zdarzenia, w godzinie miłosierdzia,
ODSZEDŁ W POKOJU POJEDNANY z Bogiem, światem, i samym sobą.
Podczas pogrzebu okazało się, że mocno udzielał się
charytatywnie dla różnych oficjalnych instytucji, w tym kościelnych. Wtedy
dopiero stały się zrozumiałe jego słowa z wcześniejszej rozmowy z wierzącą
bratową, która właśnie doprowadziła do jego pojednania z Bogiem: Tylko z tobą mogę rozmawiać o wierze, bo
byłaś dla mnie wzorem życia wg tego, co mówiłaś, wg zasad wiary i byłaś w tym
konsekwentna. Chciałem żyć jak ty, ale nie potrafiłem formalnie rozpocząć życia
w Kościele. Zdawało mi się, że jestem zbyt stary…Teraz chciałbym, ale zbyt
późno. Nie zdążę, a nie chciałbym bez przygotowania i głupio, jak w przysłowiu:
„Jak trwoga to do Boga.”
A JEDNAK ZDĄŻYŁ POJEDNAĆ SIĘ z Bogiem, i ludźmi, a
pewnie też z sobą. Może właśnie Bóg dał mu łaskę między innymi za uczynki
miłosierdzia?
Można też zauważyć, jak boleśnie uczył się żyć wg
prostych zaleceń naszej wiary, człowiek, któremu nie było dane od dzieciństwa,
poznać i doświadczyć jej podstaw. Pod koniec życia doszedł do słuszności
szóstego przykazania, miłości bliźniego i szczęścia odnalezionego w Bogu;
szczęścia, którego bezskutecznie szukał u ludzi.
Zapewne każdy z Was zwróci uwagę na jeszcze coś
innego, bo jesteśmy różni i mamy za sobą różne doświadczenia życiowe.
Najważniejsze jednak jest zobaczenie w
tym wszystkim tego, co najważniejsze, ostatecznego celu naszego życia, jakim
jest zbawienie. O czym często się zapomina na co dzień. Szuka się szczęścia
tu na tej ziemi i stąd też wiele nieporozumień nt. miłości bliźniego, jak siebie samego. Wielu psychologów, a nawet
teologów, ograniczając to szczęście, miłość do tego świata, popełnia zasadnicze
błędy, które prowadzą tak naprawdę nie do miłości, a egoizmu.
Jezus, doskonały nauczyciel miłości Boga i
bliźniego, nie szukał wygód, przyjemności dla siebie, aby móc podobnie
traktować innych, ale najważniejsze było dla niego pełnienie woli Ojca i ofiara
z samego siebie dla innych, dla Ojca aż po krzyż. A wszystko po to, aby móc
dzielić także z ludźmi swe szczęście w niebie, aby być razem na zawsze, a nie
tylko na tym krótkim spacerze przez ziemskie życie. Ten spacer nazywa się
pielgrzymką przez życie do najdoskonalszego sanktuarium, jeśli mogę się tak
wyrazić o niebie.
Zatem może trochę na początku, chciałbym zwrócić
uwagę na fakt, że miłość Boga i miłość bliźniego jest nierozłączna, bo Bóg musi
być na pierwszym miejscu pod każdym względem, aby pragnąć zbawienia, pragnąć Jego obecności, być razem z Nim i w tym
sensie kochać innych, by i oni tam się znaleźli, pomagać im w życiu
doczesnym, aby mieli siły dotrzeć do celu ostatecznego. Zatem miłość Boga,
miłość bliźniego, to tak naprawdę ofiara z siebie, z własnego egoizmu,
hedonizmu, pragnień ciała, które dąży do czego innego niż duch, by móc
skorzystać z ofiary Jezusa dla nas – zbawienia.
Jezus kiedyś powiedział to w trudnych słowach: Bo kto
chce zachować swoje życie, straci je, a kto straci swe życie z mego powodu, ten
je zachowa (Łk 9,24). Trudne, ale nie aż tak bardzo. Swoje
życie, swoje JA na tej ziemi, dla Jezusa, który jest dawcą prawdziwego życia
wiecznego, życia w niebie.
Zatem Bóg, który przedstawił się Mojżeszowi, jako
JESTEM, KTÓRY JESTEM, a który jest MIŁOŚCIĄ, wskazał na najważniejszy, a
zarazem podstawowy atrybut istnienia – BYĆ. – To być po Bożemu, to być razem w
relacji miłości i właśnie w tym sensie chciałbym, abyśmy rozumieli temat tej
konferencji mówiącej o więzi. Konkretnie temat ten brzmi: Wypełnianie przykazania miłości bliźniego
podstawą więzi rodzinnej.
Kochani.
My jesteśmy tutaj, jako chrześcijanie, katolicy, a może nawet członkowie lub
sympatycy WKC. Zatem nie będziemy tutaj rozważali naszych problemów ze
świeckiego punktu widzenia, tj. podstawowych nauk o człowieku, jak np.
biologia, psychologia, medycyna, czy prawo świeckie itp., ale z punktu widzenia
naszej wiary. Spotykamy się tutaj przecież na zaledwie kilka dni, a nie na lata
studiów, które pozwalają na analizowanie rzeczy z różnych punktów widzenia.
Tutaj chodzi nam nie o piękne teorie, mniej lub bardziej istotne, ale o
praktykę naszego życia codziennego, aby w tym całym chaosie nadmiaru informacji
XXI w., się nie zagubić i nie stracić z oczu istoty problemu, jaki stawia przed
nami nasze codzienne życie, które można by porównać do wspólnej wspinaczki ku
niebu mówiąc w wielkim skrócie.
Zatem
z punktu widzenia naszej wiary, Jezus, przypomniał najważniejsze dwa
przykazania miłości Boga i bliźniego.
Można
by powiedzieć krótko, że jeśli ktoś nie zachowuje przykazań, to tym samym
grzeszy odrzucając miłość do Boga, a nawet Jego samego, więc ktoś taki traci
więź z Bogiem, Kościołem, drugim człowiekiem i stacza się w dół ku potępieniu,
o ile w pewnym momencie życia się nie zatrzyma, nie nawróci. Droga zaś wypełniania przykazań, jest przeciwieństwem
tej wspomnianej, jest więc podstawowym warunkiem więzi z Bogiem, samym sobą i
drugim człowiekiem, a mówiąc o rodzinie, jest warunkiem więzi rodzinnej – więzi aż po wieczność.
Bazując
na Piśmie św. NT, na Ewangelii, warto przypomnieć wyjaśnienie Jezusa, co do
drugiego z tych przykazań. Czując się też członkami Kościoła, warto pamiętać o
jego dzisiejszej strukturze z woli Chrystusa. Zatem chcąc uświadomić sobie i
Wam tę oczywistą prawdę chciałbym posłużyć się tu wyjaśnieniem także świętego
już dziś papieża Jana Pawła II. W swym liście SalvificiDoloris(List apostolski Jana Pawła II o chrześcijańskim
sensie ludzkiego cierpienia, z dnia 11.02.1984), papież mówi tak prosto i tak
jasno, że wszelkie przeróbki mogłyby tylko zaciemnić jego myśl. Zatem posłużę
się cytatami.
Jezus chcąc udzielić odpowiedzi na pytanie
człowieka, któż jest moim bliźnim,
opowiedział przypowieść o miłosiernym Samarytaninie.
Z pośród trzech bowiem przechodniów na drodze z
Jerozolimy do Jerycha, na której leżał obrabowany i poraniony przez zbójców, na
pół umarły człowiek, właśnie ów Samarytanin okazał się prawdziwie „bliźnim”
owego nieszczęśliwego: „bliźnim”, to znaczy zarazem tym, kto wypełnił
przykazanie miłości bliźniego. Tą samą drogą szło dwu innych ludzi,
jeden kapłan, a drugi lewita, ale każdy z nich „zobaczył go i minął”.
Natomiast Samarytanin, „gdy go zobaczył, wzruszył się głęboko: podszedł do
niego i opatrzył mu rany”, następnie zaś „zawiózł do gospody i
pielęgnował go”. Odjeżdżając zaś, polecił staranie o cierpiącego człowieka
gospodarzowi, zobowiązując się pokryć związane z tym wydatki.
Przypowieść o miłosiernym
Samarytaninie należy do ewangelii cierpienia, wskazuje bowiem, jaki winien
być stosunek każdego z nas do cierpiących bliźnich. Nie wolno nam ich
„mijać”, przechodzić obok z obojętnością, ale winniśmy przy nich „zatrzymywać
się”.Miłosiernym Samarytaninem jest każdy człowiek, który zatrzymuje się
przy cierpieniu drugiego człowieka, jakiekolwiek by ono było. Owo zatrzymanie się nie oznacza ciekawości,
ale gotowość.Jest to otwarcie jakiejś wewnętrznej dyspozycji serca, które ma
także swój wyraz uczuciowy. Miłosiernym Samarytaninem jest każdy człowiek
wrażliwy na cudze cierpienie,
człowiek, który „wzrusza się” nieszczęściem bliźniego.Jeżeli Chrystus, znawca
wnętrza ludzkiego, podkreśla owo wzruszenie, to znaczy, że jest ono również
ważne dla całej naszej postawy wobec cudzego cierpienia. Trzeba więc w sobie
pielęgnować ową wrażliwośćserca, która świadczy o współczuciu z
cierpiącym. Czasem owo współczucie pozostaje jedynym lub głównym wyrazem naszej
miłości i solidarności z cierpiącym człowiekiem.
Jednakże miłosierny
Samarytanin z Chrystusowej przypowieści nie poprzestaje na samym wzruszeniu i
współczuciu. Staje się ono dla niego bodźcem do działań, które mają na celu
przyniesienie pomocy poranionemu człowiekowi. Miłosiernym Samarytaninem jest
więc ostatecznie ten, kto świadczy pomoc w cierpieniu, jakiejkolwiek byłoby ono natury.
Pomoc, o ile możności, skuteczną. W tę pomoc wkłada swoje serce, nie żałuje
również środków materialnych. Można powiedzieć, że daje siebie, swoje własne
„ja”, otwierając to „ja” dla drugiego. Dotykamy w tym miejscu jednego z
kluczowych punktów całej chrześcijańskiej antropologii. „Człowiek… nie może
odnaleźć się w pełni inaczej, jak tylko poprzez bezinteresowny dar z siebie
samego”. Miłosierny Samarytanin – to człowiek zdolny do takiego właśnie daru
z siebie samego.
Idąc za ewangeliczną przypowieścią, można by
powiedzieć, że cierpienie, które pod tylu różnymi postaciami obecne jest w
naszym ludzkim świecie, jest w nim obecne także i po to, ażeby wyzwalać w
człowieku miłość, ów
właśnie bezinteresowny dar z własnego „ja” na rzecz innych ludzi, ludzi
cierpiących. Świat ludzkiego cierpienia przyzywa niejako bez przestanku inny
świat: świat ludzkiej miłości — i tę bezinteresowną miłość, jaka budzi się w
jego sercu i uczynkach, człowiek niejako zawdzięcza cierpieniu. Nie może
człowiek: „bliźni” wobec niego przechodzić obojętnie. W imię najbardziej nawet
podstawowej ludzkiej solidarności, tym bardziej w imię miłości bliźniego musi
się „zatrzymać”, „wzruszyć”, postępując tak, jak ów Samarytanin z ewangelicznej
przypowieści.
Przypowieść sama w sobie wyraża prawdę głęboko
chrześcijańską, ale zarazem jakże bardzo ogólnoludzką. Nie bez
przyczyny również w języku świeckim nazywa się działalnością samarytańską
wszelką działalność dla dobra ludzi cierpiących i potrzebujących pomocy.
Wymowa
przypowieści o miłosiernym Samarytaninie, jak też i całej Ewangelii, jest w
szczególności ta, że człowiek musi się poczuć powołany niejako w pierwszej
osobie do świadczenia miłości w cierpieniu. Instytucje są bardzo ważne i
nieodzowne, jednakże żadna instytucja sama z siebie nie zastąpi ludzkiego
serca, ludzkiego współczucia, ludzkiej miłości, ludzkiej inicjatywy, gdy chodzi
o wyjście naprzeciw cierpieniu drugiego człowieka. Odnosi się to do cierpień
fizycznych; o ileż bardziej jeszcze, gdy chodzi o różnorodne cierpienia
moralne, gdy przede wszystkim cierpi dusza.
Przypowieść
o miłosiernym Samarytaninie należy niewątpliwie do ewangelii cierpienia i razem
z tą ewangelią idzie przez dzieje Kościoła, chrześcijaństwa, przez dzieje
człowieka i ludzkości. Świadczy ona o tym, że objawienie zbawczego sensu
cierpienia przez Chrystusa nie utożsamia się żadną miarą z postawą
bierności. Wręcz przeciwnie. Ewangelia jest zaprzeczeniem bierności wobec
cierpienia. Sam Chrystus w tej dziedzinie jest nade wszystko czynny. W ten
sposób urzeczywistnia mesjański program swego posłannictwa, stosownie do słów
Proroka: Duch Pański spoczywa na Mnie,
ponieważ Mnie namaścił i posłał Mnie, abym ubogim niósł dobrą nowinę, więźniom
głosił wolność, a niewidomym przejrzenie, abym uciśnionych odsyłał wolnymi,
abym obwoływał rok łaski od Pana.
Przypowieść
ta wejdzie na końcu swoją istotną treścią do tych wstrząsających słów o sądzie
ostatecznym, jakie Mateusz zapisał w swej Ewangelii: Pójdźcie, błogosławieni Ojca mojego, weźcie w posiadanie królestwo,
przygotowane wam od założenia świata! Bo byłem głodny, a daliście Mi jeść;
byłem spragniony, a daliście Mi pić; byłem przybyszem, a przyjęliście Mnie;
byłem nagi, a przyodzialiście Mnie; byłem chory, a odwiedziliście Mnie; byłem w
więzieniu, a przyszliście do Mnie.
Pytającym
zaś sprawiedliwym: kiedy to wszystko Jemu właśnie uczynili, Syn Człowieczy
odpowie:Zaprawdę, powiadam wam:
Wszystko,co uczyniliście jednemu z
tych braci moich najmniejszych,Mnieście
uczynili.Przeciwny wyrok spotyka tych, którzy przeciwnie
postępowali: Wszystko, czego nie
uczyniliście jednemu z tych najmniejszych, tegoście i Mnie nie uczynili.
Te słowa
o miłości, o uczynkach miłości, związanych z ludzkim cierpieniem, pozwalają nam
raz jeszcze odkryć samo odkupieńcze cierpienie Chrystusa u podstawywszystkich ludzkich cierpień. Chrystus mówi – Mnieście uczynili… To On sam jest Tym, który doznaje miłości w
każdym; tu On sam jest Tym, który doznaje pomocy, gdy ta pomoc bywa świadczona
komukolwiek, każdemu bez wyjątku cierpiącemu. To On sam jest obecny w tym
cierpiącym, ponieważ Jego odkupieńcze cierpienie raz na zawsze zostało otwarte
na wszelkie ludzkie cierpienie.
Kochani. A któż z nas nie cierpi lub nie będzie
cierpiał? Któż z nas nie spotyka się na co dzień z ludzkim cierpieniem, z
cierpieniem najbliższych członków rodziny? Może i bywają okresy w naszym życiu,
gdy tego cierpienia jest mniej lub jest ono prawie nie zauważalne, ale bywają
też i bardzo bolesne chwile. Np. matka rodząc dzieci, bardzo cierpi. Cierpi
chore maleństwo, cierpi nawet tylko przez ząbkowanie. Cierpi lęk samotności,
gdy na chwilę pozostanie samo na tym jeszcze nieznanym mu świecie. Cierpi
człowiek przez choroby, niepowodzenia w pracy, w kontaktach z innymi. Cierpi z
powodu niezrozumienia, czy obojętności bliskich. Cierpi przez konflikty, brak
czasem podstawowych warunków materialnych. Cierpi z bezsilności wobec chorób,
niesprawiedliwości i wszelkich trudnych sytuacji nie zawsze zależnych od nas.
Zatem trzeba wrażliwości serca, aby starać się
zaradzić cierpieniom innych, lub własne wykorzystać jako swój dar w modlitwach
do Boga za innych, aby też nie uciekać od cierpiących, a trwać przy nich.
Tu chciałbym przytoczyć niemalże dosłownie fragmenty
jednej z moich homilii, którą wygłosiłem z okazji ślubu, który przecież daje
początek każdej nowopowstającej rodzinie.
Cieszymy się razem z całym Kościołem, że dziś
dokonaliście wspaniałego wyboru uświęcenia Waszego związku, Waszej Rodziny.
Dziś, choć już nie obce są Wam trudy wspólnego
życia i ofiarnej miłości, to zaczynacie nowy etap, gdyż odtąd jak też mówi
Ewangelia, posłyszeliście słowa Chrystusa i pragniecie je wypełniać. Zatem
można powiedzieć, że swój dom zbudujecie na skale, którą jest Chrystus. A taki
dom jest trwały, stabilny. Jezus mówi o nim: Spadł deszcz, wezbrały potoki, zerwały się wichry i uderzyły w ten dom.
On jednak nie runął, bo na skale był utwierdzony.
Od tej pory Pan Bóg będzie Was jeszcze bardziej
wspierał w pokonywaniu trudów dnia codziennego przez całe Wasze życie, ilekroć
się do Niego zwrócicie o pomoc. Natomiast Jezus Chrystus nie odbierze Wam
wolności, nie będzie niczego wymuszał lub narzucał, ale cierpliwie czekał, aż
zaprosicie Go jako wspaniałego doradcę, który nie tylko posiada mądrość, ale
także ma moc zaradzania Waszym potrzebom.
Chce i może pomóc w katolickim wychowaniu dzieci
zrodzonych z miłości, dla miłości.
Modlitwa Ojcze
nasz, krótka, ale najcenniejsza z modlitw, gdyż nauczył jej nas sam Jezus,
niech umacnia Wasz związek, Waszą rodzinę każdego dnia.
W tym szczególnie ważnym dla was i dla nas dniu,
warto przypomnieć, czym jest miłość, gdyż ona jest najwspanialszą więzią między
ludźmi i łączy nas z Bogiem, który jest Miłością. Po miłości wzajemnej, jak
mówił Jezus, wszyscy poznają, że jesteśmy Jego uczniami. Miłość jest też
treścią przykazania, które dał nam Jezus: Abyście
się wzajemnie miłowali, tak jak Ja was umiłowałem. – Miłością służebną, jak
dał przykład w Wieczerniku podczas Ostatniej Wieczerzy umywając nogi apostołom.
Miłością ofiarną, jak dał przykład rezygnując ze wspaniałych warunków istnienia
w niebie po to, aby dzielić z nami ludzki, trudny los życia na tej ziemi, aż do
ofiary z samego siebie na krzyżu po to, abyśmy żyli wiecznie w Jego obecności –
szczęśliwi na zawsze, mimo naszych słabości, naszych grzechów. Wystarczy tylko
przyjść do Niego, oczyścić się z grzechów w sakramencie pokuty i zostać
usprawiedliwionym na życie wieczne. Wy kochani przyszliście do Chrystusa, aby
odtąd już zawsze Wam błogosławił.
Skoro miłość jest tak ważna, a ze wszystkich
cnót najważniejsza, zatem warto dodać choć kilka słów przypomnienia np. wg słów
św. Pawła zawartych w pięknym Hymnie o
miłości. Już teraz życzę nie tylko Nowożeńcom, aby słowa tego hymnu, z
pomocą Bożą, wcielane były w życie codzienne.
Zatem zobaczmy raz jeszcze, co mówi św. Paweł o
Miłości.
–
Gdybym mówił językami ludzi i aniołów, a miłości bym nie miał, stałbym się jak
miedź brzęcząca albo cymbał brzmiący.
Co to oznacza w małżeństwie, w rodzinie, w
relacji osób?
Znaczy to tyle, że chociaż byście kochani
wypowiadali najpiękniejsze słowa, dawali najwspanialsze obietnice, ale jeśli te
słowa nie odzwierciedlałyby miłości, to na nic się one nie zdadzą. Pozostałyby
pustymi dźwiękami, mogącymi nawet przynieść gorycz zawodu. Natomiast słowa
wypływające z serca przepełnianego miłością do drugiego człowieka, zarówno miłe
jak i nawet czasem gorzkie, w perspektywie czasu przynoszą dobre owoce.
Prowadzą one do wzajemnego ubogacania się, do stawania się coraz bliższymi
sobie; doskonalszymi.
Dalej św. Paweł mówi o nadzwyczajnych darach i
wiedzy. Mówi on:
Gdybym
też miał dar prorokowania i znał
wszystkie tajemnice, i posiadał wszelką wiedzę, i wszelką możliwą wiarę,
tak iż bym góry przenosił, a miłości bym nie miał, byłbym niczym.
Zatem także w rodzinie nie jest aż tak ważne, co
się reprezentuje sobą w sensie uznawanych wartości tego świata, jak np.
szczególne dary, wiedza, czy wiara we własne możliwości, ale liczy się przede
wszystkim miłość.
Dalej warto się zastanowić wraz z Pawłem, jak
rozpoznać tę miłość, czym się ona charakteryzuje i jak ją realizować w
praktyce. Otóż: Miłość cierpliwa jest, łaskawa jest. –
Niby to proste, a jednak tak naprawdę w praktyce życia codziennego niejednokrotnie
bardzo trudne. Zwykle współczesny człowiek, przyzwyczajony do niezwykłych
wprost możliwości techniki, komunikacji, jest niecierpliwy. Chciałby wszystko
rozwiązać natychmiast i mieć natychmiast. Przyzwyczailiśmy się, że np. dzięki
telefonom komórkowym, telewizji, gdzie można się porozumiewać szybko bez
ograniczeń miejscem, gdzie dzięki TV można oglądać wydarzenia na świecie w
czasie rzeczywistym. Te doświadczenia chciałoby się przenieść na inne dziedziny
życia zarówno w sferze materialnej, jak i duchowej, czy w relacjach
międzyludzkich.
Co jeszcze można powiedzieć o miłości?
Miłość
nie zazdrości, nie szuka poklasku, nie unosi się pychą.
Tak, kochani! Miłość nie zazdrości... A jednak
doświadczenia współczesnych ludzi jakże często są inne i niestety prowadzą do
tragedii. Zazdrość jest często powodem smutku, zarówno tego, kto zazdrości, jak
i u osoby, której się czegoś zazdrości. Jeśli jednak ktoś naprawdę kocha, to nie szuka swego, nie unosi się gniewem, nie
pamięta złego; nie cieszy się z niesprawiedliwości, lecz współweseli się z
prawdą. Wszystko znosi, wszystkiemu wierzy, we wszystkim pokłada nadzieję,
wszystko przetrzyma. Miłość nigdy nie
ustaje.Zatem miłość jest gwarantem szczęśliwego życia. Ponieważ jednak
z natury człowiek nie jest doskonały, więc praca nad sobą, doskonalenie się w
miłości tak rozumianej, jest programem na całe życie każdego człowieka,
niezależnie od wieku i relacji rodzinnych – ojca, matki, dzieci, krewnych…
XV
TYDZIEŃ ZWYKŁY – ROK II
HOMILIA –
środa, 18.07.2018
Msza św. w drugim dniu
rekolekcji dla Rodzin w Domu Misyjnym pw. św. Józefa – Swarzewo
Temat II dnia: Wypełnianie przykazania miłości bliźniego podstawą więzi rodzinnej
Iz
10,5-7.13-16; Mt 11,25-27
Kochani! Pamiętamy, że w programie dnia
dzisiejszego mieliśmy już konferencję nt. roli przykazania miłości bliźniego w
małżeństwie. Mamy też nabożeństwo pokutne, przypomnienie warunków dobrej
spowiedzi i możliwość skorzystania z tego sakramentu.
Jak już wspomniałem na początku, liturgia słowa,
czytania na dany dzień, są dziełem Ducha Świętego, który jest Bożą mądrością,
Bożym działaniem na bieżąco. To właśnie Duch Święty ożywa Kościół, a więc i
nasz domowy, ożywia więc rodziny i mądrze prowadzi do celu ostatecznego, do
zbawienia. Tenże Duch nas tutaj zgromadził na tych rekolekcjach i poprzez
czytania liturgiczne, chce nam zwrócić uwagę na konkretne problemy. Dziś można
by rzec, że wskazuje nam na Boży gniew poprzez czytanie ze ST, a my możemy
zastanowić się, czym konkretnie zasłużyliśmy sobie na ten gniew, by czynić pokutę
i uzyskać usprawiedliwienie w sakramencie pokuty i pojednania. Zestawienie
czytania z tematem rekolekcji, sugerowałoby nam, abyśmy szczególną uwagę
zwrócili na grzechy przeciwko miłości bliźniego w naszych rodzinach. Grzechy
przeciw czwartemu przykazaniu; grzechy przeciw miłości we wzajemnych relacjach
międzypokoleniowych w różnym stopniu pokrewieństwa, a więc rodziców, dziadków,
wujków, cioć, dzieci, kuzynostwa. Ewangelia zaś wskazuje na grzech pychy, jako
zaprzeczenie prostoty w odbieraniu Ewangelii, w przyjmowaniu prawdy objawionej
o Bogu, o Jego królestwie, o Jego prawach.
Zobaczmy kochani. Dzisiejsze czytanie ze ST zwraca
uwagę na gniew Boży z powodu bezbożności narodu, który zawiódł Boga. Czytamy
bowiem:
To mówi
Pan:
...Ten
Asyryjczyk, rózga mego gniewu i bicz w mocy mej zapalczywości! Posyłam go
przeciw narodowi bezbożnemu, przykazuję mu o ludzie, na który się zawziąłem:
żeby ograbił i złupił doszczętnie, by rzucił go na zdeptanie... Lecz on nie tak będzie mniemał i serce jego
nie tak będzie rozumiało; bo w jego umyśle plan zniszczenia i wycięcia w pień
narodów bez liku.
Albowiem
powie: Działałem siłą mej ręki i własnym
sprytem, bom jest rozumny.
Moi drodzy! Warto tu zwrócić uwagę na precyzję
przedstawienia sytuacji historycznej. Otóż przed rozpoczęciem wojny, Bóg już
wcześniej zna jej cel i jej plan i wcale nie jest prawdą, że owa wojna była
jedynie skutkiem ludzkiej chciwości, ludzkich przemyśleń, ale to Bóg w tak
dotkliwy sposób wychowywał swój lud, który mając tyle znaków w swej historii,
wciąż tak łatwo oddalał się od swego Boga.
Jeśli popatrzeć na to, co aktualnie dzieje się we
współczesnym świecie, to ze wstydem trzeba przyznać, że ludzie współcześni są
nawet trudniejsi od tamtych sprzed 2000 lat. Wtedy różne klęski żywiołowe,
wojny, były powodem refleksji Izraelitów, którzy w tym widzieli karzącą rękę
Boga, którzy rozumieli Bożą pedagogikę i wyciągali z niej właściwe wnioski z
pokorą wracając do tego, z kim zawarli Przymierze, a wtedy Bóg w swej dobroci
znów na nowo darzył ich swymi łaskami. Ludzie współcześni zaś zwykle rozumują
podobnie, jak mówi dzisiejsze czytanie ze ST:Albowiem działałem siłą mej ręki
i własnym sprytem, bom jest rozumny. Znaczy to tyle, że to, co się
wokół nas dzieje człowiek współczesny jest skłonny przypisać jedynie ludzkiej
sile, ludzkim planom, ludzkiemu rozumowi; ludzkiej dobroci lub ludzkiemu
okrucieństwu. Zatem na tym gruncie o wiele trudniej współczesnemu człowiekowi
nawrócić się na skutek znaków, które daje Bóg i na nowo Jemu zaufać oraz prosić
Go o pomoc, zamiast bezskutecznie walczyć samemu o własne ocalenie, o własne
szczęście. Można by powiedzieć, że często współczesnemu człowiekowi brak
mądrości życia i dlatego, brak pokory wzgl. Boga i drugiego
człowieka, brak miłości Boga i bliźniego. Dziś na konferencji
powiedzieliśmy właśnie o miłości bliźniego, jak wspominałem na początku.
A co z Ewangelią? Dlaczego Jezus wysławia Ojca za
objawienie Ewangelii prostaczkom? Co zauważył, a jak wiemy Ewangelia jest
ponadczasowa.
Dzisiejszy fragment Ewangelii
rozpoczyna się od słów: W tej właśnie
chwili Jezus rozradował się w Duchu Świętym...Zatem nasuwa się pytanie, kiedy
była ta chwila?
Wróciło siedemdziesięciu dwóch z
radością mówiąc: Panie, przez wzgląd na
Twoje imię, nawet złe duchy nam się poddają... Oto dałem wam władzę
stąpania po wężach i skorpionach, i po całej potędze przeciwnika, a nic wam nie zaszkodzi.
Jednak nie z tego się cieszcie, że duchy się wam poddają, lecz cieszcie się, że wasze imiona zapisane są w niebie.
Po
tych słowach Jezus rozradował się w Duchu Świętym. – Zobaczył bowiem, że władza
nad mocami ciemności, którą dał tym, których rozesłał nie tylko została
wykorzystana, ale sprawiała radość tym, którzy z niej korzystali. Pewnie byli
to ludzie prości, którzy nie zastanawiali się długo nad tym, skąd mają tę moc,
jak nią posługiwać, tylko po prostu szli i korzystali, a skutki ich działania
były widoczne. Wtedy Jezus rzekł: Wysławiam
Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i
roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom. Tak, Ojcze, gdyż takie było Twoje
upodobanie. Ojciec mój przekazał Mi wszystko.
Nikt też nie wie, kim jest Syn,
tylko Ojciec; ani kim jest Ojciec, tylko Syn i ten, komu Syn zechce objawić.
Kochani!
Tak było i jest dzisiaj. Statystyki mówią, że ponad połowa tzw., mądrych tego
świata, czyli uczonych, to ludzie niewierzący. Nawet wielki fizyk Einstein
twierdził, że Boga nie ma. Nieżyjący już dziś, wielki kardiolog Religa, również
twierdził podobnie. Wielu ekonomistów na świecie też tak twierdzi. Można
zapytać, dlaczego tak się dzieje?
–
Odpowiedź prawdopodobnie brzmi: bo ci ludzie mają swego bożka, którym jest
ludzki rozum ukierunkowany ściśle na jakiś mały wycinek rzeczywistości.
Kardiolog
głównie w człowieku widział serce, jako niezbędne urządzenie potrzebne do
tłoczenia krwi, – do życia. Ekonomiści widzą głównie pieniądze i statystyki,
czyli liczby, za którymi kryje się anonimowy człowiek. Jeszcze inni wierzą
tylko w to, co powiedzieli inni ludzie, którym kiedyś przydzielono tytuły
naukowe na podstawie ludzkiej wiedzy, ludzkich doświadczeń. Ci ludzie zwykle
nie są zdolni do przyjęcia czegoś, czego nie dotkną, nie policzą, nie uzasadnią
ograniczonym, ludzkim rozumem. Ich zapatrzenie w ludzkie osiągnięcia, zaślepia
ich na rzeczy dane nam przez Boga. Brak im pokory, aby przyjąć coś, czego nie
potrafią zrozumieć.
Może
dary duchowe, zrozumienie rzeczy przyszłych, jeszcze bardziej wbiłoby ich w
pychę i być może jeszcze bardziej poniżaliby ludzi biednych, prostych, którzy
wiele potrafią przyjąć na wiarę, świadomi swej niewielkiej wiedzy? Może też jak
ktoś powiedział: Mało wiedzy, oddala od
Boga, dużo – do Niego prowadzi, bo dopiero człowiek świadomy ogromu
tajemnic, które jeszcze kryje otaczający nas świat, stawia pytanie o Stwórcę, a
potem budzi podziw dla Jego geniuszu.
Rzeczywistych
powodów nie znamy. Jezus zaś, który ma nieskończenie większą wiedzę zarówno o
świecie, jak i o człowieku, rozradował się wyborem, jakiego dokonał Jego
Ojciec. Radował się też, że Ojciec przekazał Mu wszystko, całą wiedzę o
królestwie Bożym. On może przekazywać tę wiedzę i moc komu zechce. A więc stąd
wynika, że wiara jest łaską, jest
poświadczeniem faktu, że imię danego człowieka wiary, jest zapisane w niebie,
więc dla niego przygotowane jest tam miejsce.
My
dziś wiemy, że na mocy chrztu świętego,
nasze imiona zostały zapisane w niebie, tylko czy wytrwamy w wierze do końca?
Można mieć nadzieję, że jeśli tylko świadomie nie będziemy odrzucali nauki
Chrystusa, to kiedyś zajmiemy to miejsce, które dla nas przygotował BÓG.
Dziś zaś zgodnie ze wskazówką płynącą z dzisiejszej
Ewangelii, stańmy przed Bogiem w prostocie serca, z wiarą i ufnością prosząc Go
o uświadomienie wszystkiego co jeszcze nam przeszkadza w naszym życiu wprowadzać
Ewangelię w życie codzienne. Potem na zakończenie rekolekcji, oprócz codziennej
okazji do spowiedzi, będzie modlitwa o uzdrowienie. Możemy też objąć modlitwą
wszystkich naszych bliskich, a nawet cały świat, bo Bogu łask nigdy nie
zabraknie i zawsze chętnie ich udziela. Amen!
KONFERENCJA III
REKOLECKJE DLA RODZIN – 19 LIPCA 2018
WYCHOWANIE
W RODZINIE CHRZEŚCIJAŃSKIEJ
Kochani.
Zgodnie z zapowiedzią, dziś podejmujemy temat wychowania, ale ze szczególnym
zwróceniem uwagi na naszą chrześcijańską tożsamość, więc nic dziwnego, że
głównie będziemy bazować na Ewangelii, a jeśli starczy nam czasu, także na
nauce Kościoła.
Chyba
najwięcej informacji na ten temat, niesie nam Ewangelia: Dwunastoletni Jezus
w świątyni (Łk 2,41-50), która uchyla nam
rąbka tajemnicy z życia Świętej Rodziny. Otóż dowiadujemy się z niej, że: Rodzice
Jezusa chodzili co roku do Jerozolimy na Święto Paschy. Gdy miał lat dwanaście,
udali się tam zwyczajem świątecznym. Kiedy wracali po skończonych uroczystościach,
został Jezus w Jerozolimie, a tego nie zauważyli Jego Rodzice.
Zatem
Święta Rodzina była jedną z przykładnych rodzin Izraelskich, wypełniających
wiernie obowiązki wskazane przez Prawo. Zauważamy też, że już od wczesnych lat
wdrażali w tradycję judaistyczną swego Syna Jezusa. Zatem wniosek dla nas ludzi
także XXI wieku, że jeśli ktoś przez chrzest święty został wszczepiony w
Kościół, to także ma obowiązek wypełniać tradycję Kościoła, i wychowywać swoje
dzieci w wierze. Ma też obowiązek wdrażać w praktyki religijne, podobnie, jak
niegdyś czynili to rodzice Jezusa.
Co
jeszcze można zauważyć?
Jezus
się zagubił w drodze, więc rodzice Go szukali. Zatem 12-letni Jezus musiał mieć
pewną swobodę. Rodzice nie trzymali Go kurczowo przy sobie, lecz pozwolili
oddalić się. Myśleli, że może poszedł z kimś z krewnych, a więc, aby wychować
zdrowego, samodzielnego i odpowiedzialnego człowieka, trzeba mu dać wolność
bycia wśród innych, wśród rodziny, aby nauczył się zarówno właściwego
dokonywania wyborów, jak i kontaktów społecznych, rodzinnych, aby nie zamykał
się w sobie, ale nabywał doświadczeń. Jak widać, takie danie wolności może
wiele kosztować. Rodzice Jezusa:
Dopiero po trzech dniach
odnaleźli Go w świątyni, gdzie siedział między nauczycielami, przysłuchiwał się
im i zadawał pytania. Wszyscy zaś, którzy Go słuchali, byli zdumieni bystrością
Jego umysłu i odpowiedziami. Na ten widok zdziwili się bardzo, a Jego Matka
rzekła do Niego: Synu, czemuś nam to
uczynił? Oto ojciec Twój i ja z bólem serca szukaliśmy Ciebie. Lecz On
im odpowiedział: Czemuście Mnie szukali? Czy nie wiedzieliście, że powinienem
być w tym, co należy do mego Ojca? Oni jednak nie zrozumieli tego, co im powiedział.
Oprócz
lęku o Syna, oprócz niepewności, straty czasu, ból i niepewność rozdzierała
serce Józefa i Maryi, a kiedy Go znaleźli, kolejna niespodzianka. On w świątyni... siedział między
nauczycielami... Wszyscy zaś, którzy Go słuchali, byli zdumieni bystrością Jego
umysłu i odpowiedziami. Zauważyli, że ich Syn był spokojny i mądrzejszy niż
się spodziewali, ale to jeszcze nie wszystko. Kiedy Maryja zwróciła Mu uwagę,
nie wykazał żadnej skruchy, lecz zrobił im wyrzut, jakby to oni, a nie On
zrobili coś niewłaściwego. Czy nie
wiedzieliście, że powinienem być w tym, co należy do mego Ojca? Oni jednak nie zrozumieli tego, co im powiedział.Zatem
między Jezusem, a Jego rodzicami nie było zrozumienia. Patrząc z boku, każdy z
nich miał rację. Jezus, gdyż jako Syn Boży, miał prawo być w świątyni, którą
nazwał Domem Swego Ojca. Rodzice zaś martwili się o Niego, stracili wiele czasu
i pewnie zdrowia na szukanie Syna. Mogło w tym momencie dojść do ostrej wymiany
poglądów. Rodzice mieli też prawo ukarać Jezusa, ale proszę zauważyć, że nic
takiego się nie stało. Każda ze stron wyraziła to, co uważała za słuszne i na
tym koniec. Po tym łagodnym napomnieniu w formie pytań, obie strony miały nad
czym pomyśleć. – Wychowanie metodą skłaniania do refleksji, bez dania
konkretnego rozwiązania, bez wymuszania czegokolwiek. – To ideał wychowania
wskazany także nam przez Świętą Rodzinę. – Bez krzyków, wrzasków, hałasu, bez
kar i nagród, a przede wszystkim bez bólu i łez Jezus poszedł z nimi i wrócił do Nazaretu; i był im poddany.
Dokładnie tak, jak być powinno w relacji dziecka do rodziców.A Matka Jego chowała wiernie wszystkie te
wspomnienia w swym sercu. Matka zaś uczyła się też od swego Syna, o którym
wiedziała że jest Synem Bożym, tylko jeszcze nie wiedziała, jak to ma wyglądać
w praktyce. Zatem chowała wiernie
wszystkie te wspomnienia w swym sercu. Jezus
zaś czynił postępy w mądrości, w latach i w łasce u Boga i u ludzi. Jak
widać takie mądre wychowanie daje właściwe efekty także w duchowej rodzinie.
Ale
czy tylko mądre?
Wróćmy
jeszcze na chwilę do słów ewangelii:
Rodzice Jezusa chodzili co roku
do Jerozolimy na Święto Paschy. Oraz: Jego Matka
rzekła do Niego: Synu, czemuś nam to
uczynił? Oto ojciec Twój i ja z bólem serca szukaliśmy Ciebie.
–
O czym to świadczy, kochani?
Otóż
po pierwsze o jedności, zarówno w wierze, w wypełnianiu tradycji, jak i w
stosunku do Syna. Świadczy o trosce, o wychowywaniu razem, ale jeszcze, uwaga,
o miłości do Syna: ojciec Twój i ja z bólem serca szukaliśmy Ciebie.
Oni
Go kochali, oboje, mimo, że sprawił im kłopot. To Jego zachowanie, nie wpłynęło
na relację miłości. – Nie szukali Go ze strachu, nie szukali ze złością, ale z
bólem serca w trosce o ukochanego Syna. Maryję i Józefa łączyła też miłość do
Syna i o tej miłości, o swym wspólnym działaniu i odczuwaniu powiedziała Matka
Jezusowi. Zatem ani przez chwilę nie było miejsca na wątpliwość, co do troski
wynikającej z miłości. Jezus zatem wzrastał w świadomości, że Jego rodzice Go
kochają, zawsze i bezwarunkowo. – Nawet wtedy, gdy nie są zadowoleni z Jego
zachowania. – To jest podstawowy warunek wychowania z miłości, do miłości. Tego
nie zastąpią żadne inne wskazówki, teorie wymyślane przez wieki przez
naukowców. One mogą być tylko pomocne, ale jeśli im nie przyświeca rzeczywista
miłość wiążąca się także z emocjami, z troski aż do bólu, to efekt będzie
mizerny, nietrwały.
To
coś podobnego jak przepisy kulinarne na różne smaczne potrawy, ale jeśli się
tych potraw nie ugotuje, nie przyrządzi i nie spróbuje, to żołądek będzie nadal
pusty i nie zniknie poczucie głodu. Wtedy większy efekt da choćby kromka
suchego chleba zjedzona niż najdoskonalsze przepisy.
Warto
też dodać, że dzieci są doskonałymi obserwatorami. One uczą się przede
wszystkim na tym, co widzą, co czują, a na miłości nie da się ich oszukać. One
bardziej czują, co się dzieje w sercu rodziców, otoczeniu niż to co wypowiadają
tylko w słowach.
One
patrzą na mimikę, patrzą przede wszystkim w oczy. One patrzą jak zwracają się
ich rodzice do siebie. Czy z ciepłem głosu, blaskiem miłości w oczach, czy z
tonem dyktatora, ze smutkiem lub złością. Tak samo patrzą i czują, w jaki sposób
zwracają się do nich.
Niedawno,
pewna babcia, podzieliła się ze mną swoim spostrzeżeniem, które ją zszokowało.
Otóż jej 2-letni wnuk, wdrażany do wspólnej pracy w rodzinie, codziennie
pomagał chować naczynia ze zmywarki. Chłopiec posługiwał się zaledwie kilkoma
słowami zrozumiałymi dla wszystkich. Zawsze podając jakieś naczynie, coś mówił.
Pewnego razu, babcia zwróciła uwagę, że dziecko podając, mówi w pierwszej
osobie, czyje to jest naczynie, bo każdy miał jakby ulubione swoje własne. I
np. podając kubek taty, mówił tata,
podobnie z talerzykiem, łyżeczką czy czymś innym. Zatem dziecko dokładnie
obserwowało, co robią rodzice, czym się posługują, podobnie odpowiadało
emocjami na emocje, choć oczywiście jeszcze zdarzały się wyjątki. Było też
podobnie z zabawą.
Jeśli
rodzice nie zwracali uwagi na jego dzieło, to powtarzał tę samą czynność
wielokrotnie, aż skomentują, a najlepiej – pochwalą. Dziecko też miało radość w
oczach, gdy dorośli ją mieli w kontaktach z sobą, a więc dziecko uczy się przede wszystkim przez naśladowanie, a na jego emocje,
stan psychiczny wpływa przede wszystkim atmosfera panująca wokół niego,
atmosfera domu. Jeśli tam jest ciepło, miłość, zadowolenie, wzajemny
szacunek i akceptacja, w tym dziecka i jego rodzeństwa, to wzrasta w mądrości i
miłości także do innych, do Pana Boga, gdy to widzi u rodziców. Można
powiedzieć, że dziecku do szczęścia, do rozwoju potrzebna jest miłość,
atmosfera miłości podobnie jak roślinom – woda i słońce, aby mogły wzrastać,
zachwycać oczy lub wydawać dobre owoce. – To tyle na podstawie jednej
ewangelii, na podstawie wniosków z niej wypływających i obserwacji codziennego
życia. Potwierdza to również współczesna nauka Kościoła.
Kochani.
Może jednak jeszcze warto zwrócić uwagę na sam początek życia Jezusa, a więc w
pewnym sensie życia także naszego, naszych dzieci. Otóż myślę, że w tym gronie
osób, które świadomie zdecydowały się uczestniczyć w rekolekcjach dla rodzin,
nie muszę dokładnie przytaczać słów każdej Ewangelii, na które się powołuję,
gdyż są wam znane. Po pierwsze, jak już wspomniałem, sam początek.
Otóż
najpierw sama scena Zwiastowania. Maryja dowiaduje się, że za sprawą Ducha
Świętego pocznie i porodzi Syna. Z ewangelii widać, że nie była na to
przygotowana. Nawet męża jeszcze nie znała w sensie dosłownym. Miał być nim
Józef, ale jeszcze nie doświadczyła, czym jest mąż. W tamtych czasach takie
kobiety niejako dopuszczające się zdrady, kamienowano. Zatem decyzja Maryi co
do przyjęcia dziecka była bardzo trudna, a jednak wypowiedziała swoje TAK z posłuszeństwa
Bogu, z gotowości wypełnienia Jego woli. Zatem i u nas, każde dziecko poczęte,
powinno być przyjęte podobnie, jako dziecko z woli Bożej. Przy czym Bóg jest
Miłością, a więc domaga się przyjęcia Jego daru z miłością, a nie jako intruz,
ciężar, czy materiał do usunięcia… Przy czym trudności, kłopoty, negatywna
ludzka opinia innych, nie może zmienić faktu potrzeby przyjęcia dziecka jako od
Pana Boga i dla Pana Boga.
Dalej
Józef. Z Ewangelii widzimy, że też miał wiele wątpliwości. Postanowił odejść,
gdy zauważył, że Maryja jest brzemienna, a jednak postąpił zgodnie z tym, co
przekazał mu anioł we śnie. Pozostał, gdyż taka była wola Boża. Później już
troszczył się o Maryję, o Jej dziecko. Czytamy też o tym w Ewangelii. Był z
Nią, był przy Niej w drodze do Betlejem, gdy musieli wypełnić obowiązek
wynikający ze spisu ludności. Szukał dla Niej miejsca w gospodzie, aby mogła
urodzić dziecko, a gdy nie było tam miejsca, znalazł dla Niej miejsce w
stajence betlejemskiej. Był przy Niej gdy rodziła – nie jego dziecko. Potem
znów zgodnie z wolą Bożą objawioną mu we śnie przez anioła, uciekli do Egiptu,
by ocalić życie Jezusa.
–
Pamiętamy, że Herod postanowił zabić wszystkich chłopców do lat dwóch. Nikt
chyba nie wątpi, jak trudna wówczas musiała być podróż, jak trudne wykonanie
Bożej woli. Potem życie w Nazarecie. Józef cieśla, świadomy, że to nie jego
Syn.
Zatem
kochani mężowie, ojcowie, zobaczcie, jak czasem wiele wyrzeczeń i pokory i
trudu kosztuje wypełnienie woli Bożej i konsekwencja podjętej decyzji, a w waszym
przypadku, sakramentu małżeństwa. – To temat do rozważań, także po zakończeniu
tych rekolekcji.
Matka Maryja i krewni.
Wszyscy
żyli tak jak już dalej rozważyliśmy na podstawie Ewangelii o znalezieniu
12-letniego Jezusa w świątyni. Tu może jeszcze warto dokładniej rozważyć
Ewangelię właśnie o ofiarowaniu Jezusa w świątyni, wracając niejako do początku
narodzonego już dziecka.
Pamiętamy
też, że kiedy nadszedł dzień ósmy narodzonego Jezusa, należało Je obrzezać
zgodnie z Prawem Mojżeszowym no i uczyniono to nadając Mu imię Jezus.
Odpowiednikiem ówczesnego obrzezania, mamy dziś chrzest święty i od tego
momentu dziecko staje się również dzieckiem Bożym, członkiem Kościoła i zgodnie
z obietnicą złożoną przez rodziców, powinno być wychowywane we wierze.
U
Żydów za czasów Jezusa, kolejnym krokiem było ofiarowanie w świątyni. Chciałbym
dokładnie rozważyć właśnie tę Ewangelię (Łk 2,22-40), bo choć jak wiemy, odbywało się wszystko zgodnie z
tradycją, to jednak inaczej.
Zgodnie
ze zwyczajem żydowskim, Józef i Maryja przynieśli swego pierworodnego Syna, aby
ofiarować Go Bogu. Tak bowiem jest
napisane w Prawie Pańskim: „Każde pierworodne dziecko płci męskiej będzie
poświęcone Panu” (Łk 2,23). Oprócz tego jako ludzie biedni przynieśli z
sobą parę synogarlic, aby je pozostawić w świątyni na ofiarę Bogu.
Tego
dnia w świątyni przebywało dwoje niezwykłych ludzi. Był to starzec Symeon i
prorokini Anna. Ci ludzie zapewne byli przyzwyczajeni do obrzędów ofiarowania
dzieci.
Dziecię
Jezus zapewne zewnętrznie niczym nie wyróżniało się. – Przyszła zwyczajna para
ludzi z dzieciątkiem na ręce, a jednak Symeon pod działaniem Ducha Świętego
przyszedł do świątyni, aby spełniła się dana mu obietnica, że nie umrze, zanim
nie zobaczy Mesjasza.
Warto
zwrócić uwagę, że w świątyni starzec nie tylko rozpoznał Mesjasza w Dzieciątku
Jezus, ale jeszcze wypowiedział słowa proroctwa, które później dokładnie się
spełniły.
Symeon
powiedział: ... Moje oczy ujrzały Twoje
zbawienie, któreś przygotował wobec wszystkich narodów, światło na oświecenie
pogan. Potem dodał: Oto ten
przeznaczony jest na upadek i na powstanie wielu w Izraelu, i na znak, któremu
sprzeciwiać się będą.
Do
Maryi zaś rzekł: A Twoją duszę miecz
przeniknie, aby na jaw wyszły zamysły serc wielu.
Kochani!
Tak niewiele słów, a jakże wiele treści. – Starzec Symeon miał przed sobą
maleńkie dziecko, które myśląc po ludzku, jeszcze nie dokonało niczego. Było
takie małe, bezradne jak każde inne niemowlę, a jednak Symeon powiedział o Nim,
że to zbawienie przygotowane przez Boga dla wszystkich narodów, a nie tylko dla
Izraela. Zatem zbawienie także dla Polski; dla każdego z nas.
Wtedy
jeszcze nikt nie wiedział, w jaki sposób Mesjasz miał dokonać dzieła zbawienia,
a już słowa wypowiedziane do Maryi sugerowały, że będzie się to wiązało z
ogromną raną zadaną Jej matczynemu sercu.
O dzieciństwie Jezusa od tego momentu nie wiemy
nic. Dopiero kolejna wzmianka jest właśnie ta, od której zaczęliśmy naszą
konferencję, tj. gdy Jezus miał 12 lat. O kolejnych latach Jezusa Ewangelia
milczy. Pewnie nie było w tym nic szczególnie ważnego w sensie celu, w jakim
przyszedł Jezus na świat, tj. zbawienia świata. Być może Jezus żył jak
przykładny wyznawca judaizmu, jako dorastający, dobrze wychowywany Syn swoich
rodziców.
Kolejny raz spotykamy Jezusa w życiu dorosłym,
gdy miał ok. 30 lat. Przez ok. 3 lata nauczał o królestwie Bożym, o zdrowej
moralności, a swoją naukę potwierdzał cudami. Zatem był światłem dla słuchaczy
i dla tych, którzy obserwowali Jego życie, jakże inne od życia tych ludzi,
których do tej pory spotkali.
Kochani. Tu, zgodnie z tematem tej konferencji,
można by zauważyć, że wychowanie nie kończy się z dzieciństwem, pełnoletnością,
jak to bywa w naszej tradycji ludzi XXI w, ale proces ten trwa całe życie. Otóż
co prawda teraz już nie wychowywano Jezusa, ale On sam wychowywał, ale już nie
tylko dzieci, lecz wszystkich. Wychowywał nie tylko dla rodziny, relacji
rodzinnych, relacji międzyludzkich, ale poprzez
te relacje, do relacji z Bogiem Ojcem, do królestwa Niebieskiego,do życia
wiecznego. Krótko mówiąc, poprzez odpowiednie życie na ziemi, wychowywał do
życia wiecznego. I znów nie siłą, ale
słowem, własnym przykładem, a w końcu cierpieniem i samo ofiarowaniem swego
życia za życie świata, tj. za życie wieczne w niebie tych, którzy w Niego
uwierzą. Można by powiedzieć – tych, którzy świadomie i dobrowolnie pozwolą się
Jemu wychowywać. Zwykle mówi się dziś, tych, którzy podążą za Jezusem i uznają
Go za swego Pana i Zbawiciela.
Czytając
o życiu Jezusa w Ewangelii, można bez wątpienia powiedzieć to, co wstępnie
zauważyli już na początku Jego rodzice w świątyni, gdy miał 12 lat. Otóż Jezus przewyższał wszystkich dobrocią,
miłością, mądrością i mocą czynienia cudów. Na końcu życia Jezusa, spełniły
się słowa proroctwa Symeona. Ogromny ból sprawiono Jego Matce, która
towarzyszyła Jezusowi podczas drogi krzyżowej, aż po śmierć na krzyżu.
Oprócz
tego Chrystus był i jest znakiem sprzeciwu, bo Jego przykład życia, Jego nauka
nie podobała się faryzeuszom i uczonym w Piśmie. Nie podoba się też tym wszystkim, którzy patrzą krótkowzrocznie na
chwilowe sukcesy, chwilowe przyjemności lub nawet chcą świadomie
przekraczać przykazania Boże. – Bo jakże może podobać się złodziejowi
przykazanie: nie kradnij!
Jak
może podobać się przykazanie: nie
zabijaj, matce, która chce usunąć tzw. niepożądaną ciążę?
Jak
może podobać się przykazanie: nie
cudzołóż, jeśli sprzykrzył się dawny mąż lub żona, a pojawił się ktoś inny;
na początku tak uroczy, a może idealny?
Jak
może podobać się droga do zbawienia wiodąca przez krzyż, jeśli w naturze
ludzkiej jest lęk przed cierpieniem i tak bardzo by się chciało mieć łatwe i
przyjemne życie, bez względu na dobro innych ludzi?
Jak
zachować zdrową moralność chrześcijańską, gdy wokół tyle cierpień, tyle zła
przedstawianego również w środkach masowego przekazu?
Jak
można mieć odwagę być innym podobnie jak Jezus, gdy od tamtego czasu minęło
2000 lat?
Gdzie postęp, gdzie nowoczesność?
–
Zapewne przyjęcie nauki Chrystusa do własnego życia jest trudne, ale tylko
pozornie, bo pokój serca, który daje Chrystus tym, którzy starają się żyć wg
Jego nauki, cenniejszy jest niż wszelkie, chwilowe dobra tego świata. Potem
zbawienie, które jest nieporównywalnie większym skarbem niż szybko przemijające
dobra na tej ziemi, niż nawet samo życie doczesne.
Zatem
starzec Symeon rzeczywiście miał wielki
dar proroctwa.
My zaś
nie popełnimy błędu, jeśli często będziemy przypominać sobie i innym o tym, jak
szybko mija czas i co jest najważniejsze. Szybko
przemija wszystko. Złudne są wartości tego świata. Pozostaje nadzieja na
szczęśliwe życie oparte na działaniu łaski Bożej teraz, a potem zbawienie –
właśnie dzięki Chrystusowi.
Pamiętamy
też, że oprócz Symeona w świątyni była prorokini Anna.
Kochani!
Warto
zauważyć, kim byli ludzie, którzy jako pierwsi mieli szczęście spotkać
Chrystusa i rozpoznać Go, podczas, gdy nawet jeszcze dziś po 2 tysiącach lat
nie wszyscy chcą Go poznać. Nawet, jeśli wiedzą, kim On jest, to nie zawsze
chętnie przychodzą na spotkanie z Nim. Przecież wystarczyłoby pójść do kościoła
na Eucharystię, korzystać z sakramentów. Bliżej można Go poznać z literatury
religijnej, a przede wszystkim z Pisma Świętego. Dlaczego dziś tak mało ludzi
jest w kościele na niedzielnych mszach świętych? Co przeszkadza ludziom XXI w
przyjaźni z Chrystusem?
–
Symeon był to człowiek sprawiedliwy i
pobożny, a Anna była wdową, która często przebywała w świątyni służąc Bogu w postach i modlitwach.
Zatem zauważyć Boga może
tylko ten, kto tego pragnie, a jego życie jest sprawiedliwe, czyli
zgodne z moralnością chrześcijańską. Oprócz tego trzeba być człowiekiem
modlitwy, aby spotkać Jezusa na swej drodze życia.
Żeby
w pełni móc żyć moralnością chrześcijańską, potrzebni są kapłani, aby oni
wypełniali polecenie Jezusa głoszenia Ewangelii. Oni też są potrzebni do sprawowania sakramentów i składania Bogu ofiar
za grzeszników, jak również ofiar z samych siebie; ze swego ziemskiego
życia.
Bóg
od wieków powołuje pasterzy do swego Bożego stada, aby królestwo Boże mogło
wzrastać już tutaj na ziemi, na której wciąż jest obecny Chrystus w
Eucharystii. Bóg powołuje, kogo chce i
kiedy chce.
I tu kochani, kolejne wyjaśnienie celu
przytoczenia tej Ewangelii. Otóż, chociaż podstawowym celem chrześcijańskiego
wychowania dzieci i młodzieży jest przygotowanie do życia w rodzinie.
Przygotowanie drogą miłości, dla miłości najpierw tej ziemskiej, do
najbliższych, do ludzi – do bliźnich, to w ostatecznym celu, do miłości
ponadczasowej, do Boga, dla Boga w świadomości, że On nas kocha i wciąż czeka
na naszą miłość. –
To może być też inne powołanie niż życie w rodzinie w roli męża lub żony. Może
być powołanie kapłańskie lub zakonne, by mogło realizować się każde powołanie
osoby ludzkiej do świętości. Zatem kiedy wasze dziecko, poczuje, że Bóg je
powołuje do kapłaństwa lub zakonu, nie przeszkadzajcie mu w tym, ale pozwólcie.
Miłość wychowuje do każdego rodzaju powołania podobnie jak wychowywano Jezusa,
który przecież nie założył rodziny w zwykłym tego słowa znaczeniu, ale sam o
sobie powiedział: Kto pełni wolę Bożą, ten Mi jest bratem, siostrą i matką, czyli
najbliższą rodziną (Łk 3,35). O żonie nie wspomniał, a jak wiemy z Ewangelii,
nigdy jej nie miał.
Jest to też zrozumiałe na drodze
logicznego rozumowania. Skoro był i jest Synem Bożym, to Jego dzieci byłyby
półbogami, więc pomieszałoby się Niebo z Ziemią, a nie taki jest zamysł Boży.
Gdyby zaś miał tylko żonę, a nie posiadał dzieci, to u Żydów byłoby to czymś
niewłaściwym, gdyż dzieci były uważane za błogosławieństwo, a niepłodność za
hańbę.
Kochani. Już wiele słów padło
dziś nt. życia Jezusa w Świętej Rodzinie, która także dla nas może i powinna
być wzorem wychowania dziecka. Teraz może jeszcze warto trochę dodać w związku
z tematem wiodącym naszych rekolekcji: Rodzina
Domowym Kościołem. Otóż choć między innymi w poprzednich konferencjach
można było o tym wyczytać, że właśnie tak jest, to teraz nareszcie przyszedł
czas na pewne usystematyzowanie tego pojęcia w związku z wychowaniem w ramach
Kościoła.
Tu też mówiąc o wychowaniu,
warto od razu praktycznie skorzystać z tego, z czego my katolicy powinniśmy
korzystać, a mianowicie z oficjalnej nauki Kościoła zawartej też w KKK. (https://www.deon.pl/religia/pytania-o-wiare/art,58,dlaczego-rodzine-nazywamy-kosciolem-domowym.html)
Kościół opierając się na
nauczaniu świętego Pawła nazywa rodzinę "domowym Kościołem". Więzy
jedności i miłości łączące członków rodziny inspirują do poszukiwania,
znajdowania oraz otwierania się na Boga. Ta niepowtarzalna właściwość rodziny
wyróżnia ją od każdej innej społeczności ludzkiej. Ona też staje się obrazem
więzów, którym Bóg przez Jezusa Chrystusa łączy się z ludzkością.
► KKK 1655: Chrystus
chciał przyjść na świat i wzrastać w łonie Świętej Rodziny Józefa i Maryi.
Kościół jest "rodziną Bożą". Od początku istnienia jego zalążkiem
często byli ci, którzy "z całym swoim domem" stawali się ludźmi
wierzącymi. Gdy nawracali się, pragnęli, by także "cały ich dom" był
zbawiony. Rodziny te, przyjmując wiarę, były oazami życia chrześcijańskiego w
niewierzącym świecie.
► KKK 1656: W
dzisiejszym świecie, który często jest nieprzychylny, a nawet wrogi wierze,
rodziny chrześcijańskie mają ogromne znaczenie jako ogniska żywej i
promieniującej wiary. Dlatego też Sobór
Watykański II, nawiązując do tradycji, nazywa rodzinę "Kościołem domowym"
(Ecclesiadomestica). W rodzinie rodzice
przy pomocy słowa i przykładu winni być dla dzieci swoich pierwszymi
zwiastunami wiary, pielęgnując właściwe każdemu z nich powołanie, ze szczególną
zaś troskliwością powołanie duchowne.
► KKK 1657: W szczególny sposób tu
właśnie jest praktykowane kapłaństwo chrzcielne ojca rodziny, matki, dzieci i
wszystkich członków wspólnoty rodzinnej przez przyjmowanie sakramentów,
modlitwę i dziękczynienie, świadectwo życia świątobliwego, zaparcie się siebie
i czynną miłość. Dom rodzinny jest więc pierwszą szkołą życia chrześcijańskiego
i szkołą bogatszego człowieczeństwa. W nim dziecko uczy się wytrwałości i
radości pracy, miłości braterskiej, wielkodusznego przebaczania, nawet
wielokrotnego, a zwłaszcza oddawania czci Bogu przez modlitwę i ofiarę ze swego
życia.
► KKK 1658: Należy
jeszcze wspomnieć o pewnych osobach, które ze względu na konkretne warunki, w
jakich muszą żyć – chociaż często wcale tego nie chciały – są szczególnie
bliskie sercu Jezusa, a zatem zasługują na specjalną miłość i troskę Kościoła,
a zwłaszcza duszpasterzy. Dotyczy to dużej liczby osób żyjących samotnie. Wiele
z nich pozostaje bez ludzkiej rodziny, często z powodu ubóstwa. Są wśród nich
tacy, którzy przeżywają swoją sytuację w duchu Błogosławieństw, wzorowo służąc
Bogu i bliźniemu. Trzeba przed nimi wszystkimi otworzyć drzwi domów rodzinnych,
"Kościołów domowych", i wielkiej rodziny, jaką jest Kościół. Nikt nie
jest pozbawiony rodziny na tym świecie: Kościół jest domem i rodziną dla
wszystkich, a szczególnie dla «utrudzonych i obciążonych» (Mt 11, 28).
Zatem rodzina to nie tylko mąż i
żona. To także dzieci, które są szczęśliwym promykiem w naszym życiu. To, co im
przekażemy zaprocentuje później w przyszłości. Warto więc zastanowić się nie
tylko nad naszym zachowaniem, postawą, ale przede wszystkim nad naszą wiarą.
Jak już wspomniałem, dzieci jako uważni obserwatorzy uczą się od nas życia;
codziennych czynności, jak mycie, ubieranie, sprzątanie czy modlitwa. Patrzą na
nas wszędzie – w domu, na ulicy, w kościele. Powinniśmy zdać sobie sprawę, że
stanowimy dla nich wzór do naśladowania. Kościół zachęca, by już od
najmłodszych lat prowadzić dzieci do Świątyni Pana.
„Już od najmłodszych lat powinni
oni rozmawiać w domu o Bogu. Istotna jest także wspólna modlitwa. Modlitwy nie
wolno oddzielać od życia. Modlitwa to klucz, którym można otworzyć drzwi
skarbca łask Bożych. Modlitwa i życie powinny ze sobą harmonizować; stanowić
jedną żywą całość.
Jak powiedział Paweł VI: „Wiele
dzisiejszych kryzysów duchowych i moralnych powstało z osłabienia i braku
modlitwy” Myślę, że warto poświęcić te parę chwil na nauczenie dziecka
podstawowych modlitw; takich jak: Ojcze
nasz..., Zdrowaś Maryjo..., Aniele Boży.... Sam Jezus zachęca nas do
wspólnej modlitwy mówiąc: Gdzie są dwaj
albo trzej zebrani w imię moje, tam jestem pośród nich (Mt 18,20). Jeżeli
edukację katolicką zaczniemy od młodych lat dziecka, to istnieje szansa, że z
wiekiem ono będzie chciało pogłębić swoją wiarę.
W każdym domu powinno znajdować
się Pismo Święte. Warto pokazać dziecku, że są tutaj treści ponadczasowe, które
mogą pomóc nam rozwiązać problemy burzliwego wieku XXI. Należy pamiętać, że nie
można pozostać tylko na słowach. Trzeba przejść do czynu. Kiedy wchodząc do
pokoju dziecko zobaczy rodzica czytającego Pismo Św., będzie to znak, że wiara
jest czymś istotnym w jego domu.” (https://sciaga.pl/tekst/47338-48-rodzina_kosciolem_domowym)
Św. Jan Paweł II, wspominał o
tym, że wzorem dla niego był widok ojca, modlącego się na kolanach. Jak widać
ten przykład był dla niego tak ważny, że został kapłanem, papieżem, świętym, mimo, że stracił matkę w wieku
9 lat i wychowywał go sam ojciec.
„Kolejnym ważnym aspektem
domowego życia katolickiego jest Różaniec. …. Różaniec nazywany jest często
skróconą Ewangelią dla wszystkich: świętych i grzeszników, starych i młodych,
uczonych i bez wykształcenia, mężczyzn i kobiet. Warto wyciągnąć te paciorki z
szuflady, uklęknąć przed obrazem i wspólnie się pomodlić??? To na pewno umocni
naszą wiarę w oczach dziecka… Uważam, że warto poświęcić te parę chwil w domu,
by zaszczepić w dziecku miłość do Kościoła, Boga i religii. Są to wartości
ponadczasowe, które jak małe nasionko dadzą później piękne drzewo z mocnymi
korzeniami. A miejscem, gdzie zasiejemy to nasionko powinien być Nasz Domowy
Kościół.”
(https://sciaga.pl/tekst/47338-48-rodzina_kosciolem_domowym)
Kochani. Co jeszcze, choć krótko
chciałbym dodać na zakończenie. Najpierw jak w dobrej szkole, powtórka tego, co
najistotniejsze. Dziecko uczy się przede wszystkim przez naśladowanie, więc
jeśli chcemy, żeby nasze dziecko było wychowane w wierze, najpierw musimy być
ludźmi wiary, której się nie wstydzimy, nie traktujemy jej prywatnie, ale
dajemy dziecku możliwość obserwowania nas w praktykach religijnych: modlitwa,
uczestnictwo we mszach św., czytanie Pisma świętego. Obrazy religijne, krzyż na
ścianach mieszkania. Potem potrzebna jest rozmowa z dzieckiem na ten temat.
Przy czym nie wolno lekceważyć pytań dziecka i starać się odpowiadać językiem
dla niego zrozumiałym, cierpliwie, nie wprowadzając w błąd. Wolno też nam
odpowiedzieć, po prostu nie wiem, lub postaram się dowiedzieć, a potem ci
odpowiem. W ten sposób uczymy też dziecko pokory, że nie wszystko musimy
wiedzieć, nie na wszystkim musimy się znać, że warto też wciąż czegoś się
uczyć, poznawać. W końcu możemy też dać dziecku do zrozumienia, że są też tajemnice
niepoznawalne jeszcze dla ludzkiego umysłu, więc wciąż droga do rozwoju nauk
jest otwarta. Wszystko, co stworzył Wszechmogący BÓG jest doskonałe, działa w
harmonii wszechświata, ale żaden człowiek i wszyscy naukowcy razem wzięci
jeszcze nie zdołali odkryć i wyjaśnić tego cudu Bożej mądrości. Stąd widać
ogromną przewagę Bożej mądrości nad ludzką. Stąd podziw dla Boga i tym większe
zaufanie do tego, czego nas nauczył, co nam przekazał jako drogę naszego życia.
Stąd mądrość uzasadnia konieczność zachowania dekalogu, w którym jest czwarte
przykazanie dotyczące także osób starszych, dziadków, babć, wychowawców. Stąd
warto pójść za Jezusem, światłem na naszej drodze życia, stąd warto korzystać
ze wszystkich Jego rad i korzystać z darów Jego miłości, sakramentów świętych,
które są znakiem widzialnym, niewidzialnej łaski Bożej, z których pierwotnym
sakramentem jest sam Kościół, a dla dzieci dotykalnym Kościołem jest właśnie
domowy Kościół, ich własna rodzina.
Nie można przekazu wiary
pozostawić szkole, katechetom, kapłanom, ale sami powinniśmy wypełnić swój
obowiązek wychowania w wierze przyjęty przy chrzcie świętym dziecka.
Żadna instytucja, żadna osoba z
zewnątrz nie da się obserwować przez cały czas, a przede wszystkim nie jest w
stanie stworzyć klimatu wiary czynnej, wyrażającej się w praktykowaniu miłości
wzajemnej wszystkich członków, po której wg słów Jezusa, poznają, że jesteśmy
Jego uczniami.
Jak
wychowane chcemy mieć dziecko, tak najpierw wychowujmy siebie.
Jest
to proces i zadanie na całe życie, jak już mówiłem wcześniej. Jest tak ponieważ
niedoścignionym ideałem dla nas jest Jezus i Maryja, do których świętości i
także doskonałości wciąż tylko zmierzamy, ale niestety, im nie dorównamy, gdyż
oni nie byli obciążeni grzechem pierworodnym, który skaził naszą naturę, ale
nie ich.
To na tyle. Jeśli zaś kogoś
bardziej jeszcze interesuje problem wychowania i trudności z tym związane w
dzisiejszych czasach, to polecam choćby dwa artykuły z Internetu, które też
szczególnie zwróciły moją uwagę. Jest to np. WSPÓŁCZESNE WYZWANIA W WYCHOWANIU DO
MIŁOŚCI MAŁŻEŃSKIEJ
– ks. prof. dr hab. Adam Skreczko (http://www.sympozjum.scj.pl/plik/96c28feb-3937-e811-80b7-984be15f9d7b), oraz: MAŁŻEŃSTWO –
NAJWIĘKSZA MIŁOŚĆ NA ZIEMI – ks.
Marek Dziewiecki. (https://opoka.org.pl/biblioteka/Z/ZR/niedziela201733-malzenstwo.html)
Teraz
zaś, niech Józef i Maryja otoczą swą opieką nasze Polskie rodziny, a także nas,
aby nasze dzieci wzrastały w mądrości i łasce u Boga i ludzi. Amen!
XV
TYDZIEŃ ZWYKŁY – ROK II
HOMILIA –
czwartek, 19.07.2018
Msza św. w czwartym dniu
rekolekcji dla Rodzin w Domu Misyjnym pw. św. Józefa – Swarzewo
Temat III
dnia: Wychowanie w Rodzinie chrześcijańskiej
Iz 26,7-9.12.16-19; Mt
11,28-30
Kochani!
Po raz
kolejny serdecznie witam Was wszystkich, którzy znaleźliście trochę czasu, aby
wspólnie zatrzymać się przez chwilę w tym naszym szarym życiu, pełnym różnych
doświadczeń. – Zatrzymać się po to, aby w ciszy spojrzeć na życie trochę od
innej strony, jak zwykle robią to przeciętni ludzie zaganiani obowiązkami dnia
codziennego.
Chcemy
po prostu spojrzeć na to, co się wokół nas dzieje przez pryzmat wiary,
Kościoła, przez pryzmat Jezusa Chrystusa, który nas Krwią Swoją odkupił.
Dziś,
w dniu, w którym podjęliśmy temat wychowania, Ewangelia zaprasza nas do
szukania pomocy i ukojenia w Jezusie Chrystusie, który ukrył się pod postacią
małego, kruchego opłatka oddając się nam bez reszty na pokarm na życie wieczne.
Ewangelia przeczytana dzisiaj przypomina nam bardzo
istotne dla nas słowa Pana Jezusa: PRZYJDŹCIE DO MNIE WSZYSCY, KTÓRZY UTRUDZENI
I OBCIĄŻENI JESTEŚCIE, A JA WAS POKRZEPIĘ, które, jak też zapewne
zauważyliście, są Słowem życia na te
rekolekcje. Zatem te słowa wciąż nosimy w naszych sercach, by często się do
nich odwoływać, oczekując od Chrystusa wsparcia w rozwiązaniu wszystkich
trudnych problemów z jakimi się borykamy w naszych rodzinach; problemów, które
też sobie uświadomiliśmy podczas tych rekolekcji.
Jak widać Jezus przewidział, że w los człowieka
wpisany jest trud, także związany z wychowaniem dzieci, wychowywaniem siebie,
zapewnieniem sobie i całej rodzinie godziwych warunków egzystencji, utrzymaniem
właściwych, godnych chrześcijanina stosunków międzyludzkich wszędzie tam, gdzie
się znajdujemy – w miejscu pracy, szkole, domu i innych miejscach w których
trzeba się znaleźć (sklep, ulica, urzędy itp.). Niejednokrotnie dotyka nas
cierpienie własne lub najbliższych członków rodziny, a także innych ludzi.
Ciągle na nowo doświadczamy ograniczoności ludzkich możliwości i ludzkiego
umysłu, który nie na wszystkie pytania potrafi znaleźć odpowiedź, nie wszystkim
problemom potrafi zaradzić, nie wszystko potrafi przewidzieć i zapobiec np.
katastrofom wywołanym siłami przyrody i nie na wszystkie choroby potrafi
znaleźć lekarstwo, choćby nie wiem jak tego pragnął i nie wiem ile wkładał
wysiłku w poszukiwanie nowych dróg leczenia, czy opieki.
Obciążenie grzechami, które zakłóca pokój serca
jest często powodem większego cierpienia, niż samo cierpienie fizyczne, a co
gorsze, na nie już zupełnie nie ma lekarstwa farmakologicznego. Zatem Jezus,
który doskonale zna naturę ludzką nie chciał pozostawić nas z tym wszystkim
samym sobie, ale w swej wielkiej miłości zaprasza każdego z nas, aby pójść do
Niego z tym, co jest dla nas trudne, bolesne lub obciąża nas. – Pójść po to,
aby zostać pokrzepionym, aby otrzymać nowe siły, by pójść dalej, często po
ciernistej drodze życiatutaj, na tej
ziemi.
Jezus jednak nie tylko chce nam pomagać w życiu
doczesnym, ale przede wszystkim zależy
Mu na naszym zbawieniu, więc dodaje: Weźcie moje jarzmo na siebie i
uczcie się ode Mnie, bo jestem cichy i pokorny sercem, a znajdziecie ukojenie
dla dusz waszych.
A Ty drogi bracie, droga siostro, ojcze, matko,
dziecko, czy naprawdę wierzysz słowom,
które powiedział Jezus w dzisiejszej Ewangelii? Czy wierzysz i pamiętasz,
że zawsze możesz pójść do Jezusa ze swoimi troskami, kłopotami, bezsilnością i rzeczywiście doznasz pomocy,
pokrzepienia od Niego?
Czy masz tyle zaufania do Pana Boga, aby pójść do
Jezusa z wiarą, że znajdziesz ukojenie również dla swej duszy?
Proszę pomyśleć, czyż my, ludzie XXI wieku, którzy
już dokładnie wiemy, że Jezus jest Synem Bożym i ma moc uzdrawiania, nie
powinniśmy z głęboką wiarą zwracać się do Niego o pomoc dla swych bliskich, jak
również dla nas samych?
Chorych wśród nas jest wielu; chorych nie tylko na
ciele, ale też na duszy. Często cierpimy razem z nimi lub z ich powodu. Czasem
sami jesteśmy chorzy, ale czy pamiętamy,
że właśnie do Jezusa możemy zwrócić się o pomoc w chorobie duszy lub ciała? Czy
naprawdę wierzymy, że On żyje, chce i może nam pomóc? Jeśli nie, to też możemy
prosić Jezusa, jak niegdyśprosili apostołowie: Panie, przemnóż nam wiary.
Myślę, że Panu Bogu miłe są takie prośby, więc
chętnie je spełnia, bo zależy Mu na każdym człowieku tak bardzo, że zdecydował
się nie tylko przyjść na świat, uzdrawiać, nauczać, ale nawet dobrowolnie
umrzeć za wszystkich ludzi wszystkich pokoleń, a w tym za nas.
Zrobił to
przede wszystkim z miłości, więc proszę, aby każdy zadał
sobie pytanie: Jak ja odpowiem na Jego
miłość w życiu codziennym, a także teraz podczas tych rekolekcji? Czy w
procesie wychowania uwzględniam wychowanie do miłości Boga, bliźniego,
Kościoła?
A Jezus czeka, aby Go zaprosić do swego życia, tak
naprawdę realnie, jak kogoś bardzo bliskiego, jak umiłowanego członka rodziny.
Czeka też w konfesjonale, aby poprzez kapłana
odpuszczać grzechy, aby usprawiedliwić i obdarzyć łaską. Tutaj w Domu Misyjnym
jest spokój, cisza, komfortowe warunki do spowiedzi, duchowej rozmowy. Zawsze
też czeka Jezus w Eucharystii, aby zabrać Go z sobą i razem z Nim przez życie
iść. Czeka, aby w modlitwie spotkać się z Nim i powierzyć Mu swoje radości,
smutki, sukcesy, troski i kłopoty.
Jeśli ktoś jest chory, czuje się słaby, zagubiony,
to czeka w sakramencie namaszczenia chorych, aby uzdrowić lub pomóc nieść krzyż
cierpienia i nadać mu sensu poprzez złączenie z Jego cierpieniem na krzyżu.
Czeka też, aby w każdej rodzinie, mogły spełnić się
Jego słowa: Jeśli dwaj z was na ziemi zgodnie o coś prosić będą, to wszystkiego
użyczy im mój Ojciec, który jest w niebie. Bo gdzie są dwaj albo trzej zebrani
w imię moje, tam jestem pośród nich. Wzywa też Jezus: Proście,
a otrzymacie.
My również odpowiadając na zaproszenie Jezusa, aby
pójść do Niego ze swymi problemami, możemy razem wyprosić wiele łask zarówno
dla siebie, jak i dla tych, na których nam zależy; których kochamy. Możemy też
wyprosić wiele łask dla Kościoła, dla kraju, dla świata. Wokół nas szerzy się
wiele zła. Alkoholizm, narkomania, pracoholizm, uzależnienia od gier
komputerowych i inne nałogi utrudniające życie nie tylko uzależnionym, ale i
ich rodzinom, a nawet całemu społeczeństwu.
Na Bliskim Wschodzie konflikty, emigracje,
prześladowanie chrześcijan. Na świecie terroryzm, przelewanie niewinnej krwi,
początek rozpadu Unii Europejskiej.
Nawet pogoda rozchwiana źle wpływa na zdrowie,
samopoczucie, szczególnie ludzi słabych, chorych. W upalne dni wzrasta liczba
zgonów ludzi będących jeszcze w sile wieku. Rolnicy i nie tylko już teraz liczą
straty spowodowane anomaliami pogodowymi... Każdy z nas oprócz tego ma swe
osobiste problemy często niezawinione, a wobec których czuje się bezradny.
Zatem pójdźmy do Jezusa z tym wszystkim, a On nas pokrzepi.
Dzisiejszą homilię chciałbym zakończyć słowami
proroka Izajasza: Ścieżka sprawiedliwego jest prosta, Ty równasz prawą drogę
sprawiedliwego. Także na ścieżce Twoich sądów, o Panie, my również oczekujemy
Ciebie; Dusza moja pożąda Ciebie…; bo gdy Twe sądy jawią się na ziemi,
mieszkańcy świata uczą sprawiedliwości. Panie, użyczysz nam pokoju. Amen!
KONFERENCJA IV
REKOLECKJE DLA RODZIN – 20 LIPCA 2018
MAŁŻEŃSTWO WSPÓLNOTĄ LUDZI
GRZESZNYCH
Kochani. To już czwarta, przedostatnia
konferencja w ramach naszego tematu Rodziny, jako Domowego Kościoła. Zatem nic
dziwnego, że z wszystkich problemów dotyczących rodziny, szczególny nacisk
kładziemy na wiarę, która wiedzie nas przez życie codzienne na tej ziemi do
życia wiecznego w tzw. Kościele triumfującym, ponadczasowym, którego głową
wciąż jest Chrystus.
Jeśli ktoś uczestniczył w rekolekcjach w
poprzednich latach, to może zauważyć, że co roku niejako podejmujemy tematy
coraz trudniejsze, coraz bardziej wykraczające poza szarą codzienność, niewiele
różniącą nas od małżeństw, rodzin w sensie ogólnoludzkim. Jest też tak w tym
roku, w tych konferencjach, które niejako stopniują trudność podejmowanych
tematów odnosząc je coraz bardziej do tego, co daje szczęście nie tylko na tej
ziemi, ale przede wszystkim wieczne.
Główną przeszkodą na drodze do tego szczęścia
jest grzech, a jednak wciąż aktualna jest miłość małżeńska będąca
odzwierciedleniem miłości Chrystusa do Kościoła, co będzie tematem jutrzejszej
konferencji.
Właśnie temat wczorajszy wskazuje możliwości
pomniejszania działania złego, prowadzące do grzechu. – Wychowanie w rodzinie
katolickiej i pozwolenie Bogu na to, aby nas wychowywał jest antidotum na jad
węża, szatana, który prowadzi nas do grzechu i docelowo chciałby nas zabić na
wieki, czyli tak pogrążyć w grzechu, abyśmy nie byli zbawieni, abyśmy swoim
życiem zmierzali nie do nieba, lecz do piekła.
Każdy z nas przyznając się do popełniania
grzechu, do tego że jest człowiekiem grzesznym, nie popełnia żadnego błędu. Nie
umniejsza też swojej godności dziecka Bożego, ani nie poniża siebie. Nie jest
też fałszywie pokornym, bo niestety taka smutna jest prawda o każdym z nas, że
jest po prostu człowiekiem ponoszącym wciąż konsekwencje grzechu pierworodnego
naszych pierwszych rodziców i wciąż daje się zwieść diabłu, popełniać grzech i
dobrze jest, gdy się szybko reflektuje, oczyszcza w sakramencie pokuty i
pojednania.
Gorzej jest, gdy jest albo zbyt ślepy, albo zbyt
pyszny, by przyznać się do grzechu i pójść do Jezusa po odpuszczenie, po
usprawiedliwienie przez dobrą spowiedź z zachowaniem pięciu jej warunków.
Kochani. Gdybyśmy nie byli grzeszni, to po co
nam by były sakramenty święte, po co w końcu śmierć Jezusa za nie dla ich
odkupienia, po co Krew Chrystusa wylana na krzyżu dla naszego zbawienia?
Bóg wie, że starać się to zbyt mało, że nawet
łaska płynąca z sakramentów świętych, uświęcająca nas, nie uświęca nas raz na
zawsze i tak, jak codziennie jemy chleb, lub inne potrawy by podtrzymać życie
na tej ziemi, tak potrzebne są nam sakramenty święte z których tylko niektóre
wystarcza raz przyjąć w ciągu życia. Takimi jednorazowymi są: chrzest,
bierzmowanie i powinno być kapłaństwo lub małżeństwo, choć doświadczenie uczy,
że niestety, ale nie zawsze tak jest. Są bowiem rozwody, kolejne związki. Są
też odejścia od kapłaństwa, ale tak być nie powinno. W oczach Boga, małżonkowie są nadal
małżonkami, choć się rozeszli i żyją w grzesznym innym związku. Podobnie
kapłan, który odszedł od kapłaństwa, jest wciąż kapłanem, tylko nie może
wypełniać swych obowiązków, gdyż sam z nich zrezygnował z różnych powodów.
Natomiast sakramentami na podtrzymanie stanu
łaski uświęcającej, pomagającymi żyć w bliskości i obecności Boga są właśnie
sakrament pokuty i pojednania przygotowujący niejako nasze serca na przyjęcie
Eucharystii, duchowego pokarmu na życie wieczne, lub inaczej mistycznego Ciała
i Krwi Chrystusa, a więc samego Chrystusa, który może nas przemieniać, uświęcać
i nam błogosławić.
Godnie przyjmowana Eucharystia umacnia naszą
więź z Chrystusem, Bogiem Ojcem, Kościołem, a także z naszymi bliźnimi, z
członkami naszych rodzin. Chrystus bowiem w Eucharystii ofiarowuje siebie za
nas i dla nas, a to zobowiązuje nas, abyśmy także ofiarowywali siebie dla
innych. Ofiarowywali siebie z miłości do Chrystusa, a także z miłości dla
najbliższych nam osób w rodzinie, dla nich.
Kochani. Pamiętając o temacie wiodącym naszych
rekolekcji, mówimy o małżeństwie, rodzinie właśnie w ramach tego tematu,
rodziny jako miniaturki Kościoła, jako domowego Kościoła. Zatem aby nie wyważać
otwartych drzwi, jak to się powszechnie mówi, aby też nie tworzyć samemu
wszystkiego od początku, co kosztuje też wiele czasu, którego nikt z nas nie ma
zbyt wiele, aby też nie być posądzony przez braci i siostry o pychę, pozwoliłem
sobie na skorzystanie z Internetu, a konkretnie z artykułu Jana Szkodonia, pt. Święty kościół grzesznych ludzi. (https://opoka.org.pl/biblioteka/T/TA/TAP/petrus_2010_zycie_08.html)
Cytuję:
„Pan Jezus nie został przyjęty w Nazarecie, gdzie
się wychował. Gdy nauczał w synagodze, słuchacze"powątpiewali o
Nim"(Mk 6,3). A Jezus tak skomentował postawę mieszkańców: "Tylko w
swojej ojczyźnie, wśród swoich krewnych i w swoim domu może być prorok tak
lekceważony" (w. 4); "Dziwił się też ich niedowiarstwu" (w.
6). W małżeństwie i rodzinie często człowiek godziwy, pobożny, chcący
radykalnie służyć Bogu, bywa lekceważony, upokarzany i odrzucany. To
prawda, że niekiedy pobożność kogoś z członków rodziny bywa
sekciarska, drażniąca, dewocyjna, czyli pełna praktyk zewnętrznych, ale bez
miłości bliźniego. Ale jest tak, że autentyczna religijność jest
poniżana, bo stanowi dla otoczenia wyrzut sumienia”.
No cóż, kochani, wychodząc od Chrystusa z Nazaretu,
Twórcy Kościoła, wielkiego Misjonarza, znów mamy odwołanie się do rodziny,
przejście na grunt rodziny, co od razu sugeruje powiązanie Rodziny z Kościołem,
Kościoła z Rodziną. Przecież przed formalnym założeniem, lub raczej
usankcjonowaniem Kościoła opartym na prymacie Piotra Apostoła, już żył i
działał Jego rzeczywisty, prawdziwy założyciel i odkupiciel Jezus, który żyje
nadal też teraz, chociaż kolejni członkowie przez wieki odchodzą do wieczności
czekając na zmartwychwstanie. Podobnie jest z członkami naszych rodzin. Nawet
obecnie w psychologii i nie tylko, jest tworzenie tzw. drzewa genealogicznego,
które pomaga, lub pozwala poznać swoje korzenie, co niejednokrotnie ułatwia
zrozumienie samego siebie, swych przyzwyczajeń, wad i zalet, talentów, a także
złych skłonności. Zwykle zauważa się, że historia się powtarza, Np. są rodziny,
w których rozwodów praktycznie nie było i nie ma, a są takie, że trudno się
doszukać jednego związku aż do śmierci. Psychologowie, psychoanalitycy pomagają
znaleźć przyczynę, aby pomóc przerwać niejako złą passę, złe tradycje.
My, ludzie wierzący, czytający Pismo święte i
przyjmujący prawdziwość natchnionego tekstu, więc bez wielkich poszukiwań,
moglibyśmy powiedzieć, że przyczyną pierwotną wszelkiego zła, wszelkich
poddziałów jest szatan, który kiedyś musiał wkraść się do konkretnej rodziny,
by w niej zakorzenił się grzech. Pismo Święte ST mówi, że tylko, a my byśmy
powiedzieli, aż do czwartego pokolenia, ponosimy konsekwencje grzechu, jako
karę za grzech, ale proszę zauważyć, że aż do 1000 pokolenia, nagrodę za dobro,
za świętość życia(zob.
Wj 20, 5b-6).
Kiedy już wspomniałem o drzewie genealogicznym, to
można by też posłużyć się terminologią biologii. Jeśli np., jakaś roślina
została zaszczepiona szlachetną odmianą, to jest piękna, rozwija się, ma dobre
owoce. Ale nawet jak sam Jezus mówił, winna latorośl, która nie przynosi owocu,
powinna być i jest wycięta, by nie zagłuszała szlachetnych latorośli (zob. Mt 7,16-20).
Jeśli zaś jest chora, to sama uschnie. Oczywiście to porównanie przywołuje
tylko obraz ogromnie przybliżony, a nie jest dokładnym odzwierciedleniem
sytuacji dotyczących przodków naszych i naszych rodzin. W przypadku rodzin
rzeczywiście sprawa nie jest aż tak prosta, jak u roślin, gdyż pamiętamy, że
małżeństwa łączą zawsze dwie rodziny, ciągnące za sobą bagaż przeszłości, a
więc idąc do tyłu w czasie, to można zauważyć, że już w drugim pokoleniu mamy 2
razy dwa, a więc cztery, a potem kolejne razy 2, a więc 8. Zwykle zaś tak Bóg
łączy małżeństwa, aby nie było aż tak ogromnych różnic, by nie powstały dwie
zupełnie przeciwstawne gruby – jedna ludzi świętych, a druga totalnie złych.
Zwykle łącząc rodziny, dąży się do ich uświęcenia, a więc pomocy w
wykorzenianiu zła, a rozwijania dobra.
Kochani. Zapewne też będąc w kościele, podczas
liturgii mszy świętej zauważyliście, że wśród czytań, jest też rodowód Jezusa
(zob. Mt 1,1-17), chociaż tak naprawdę Jezus jest Synem Bożym, ale tym nie
mniej przyjął ludzkie ciało w konkretnej ludzkiej rodzinie. Jeśliby ktoś
potrudził się o odszukanie tzw., życiorysów wymienionych tam osób, to
doszukałby się tam różnych, i to wcale nie tylko doskonałych, nie tylko
świętych. Upraszczając drogę doszukiwania się życiorysów przez pokolenia,
wystarczy chociaż przywołać do pamięci samego króla Dawida, któremu to właśnie
była dana obietnica, że z Niego, kiedyś narodzi się Zbawiciel. Życiorys Dawida
pewnie znany jest większości z Was, gdyż co pewien czas emitowany jest serial
pt. Król Dawid. W wielkim skrócie
można powiedzieć, że był on z jednej strony bardzo szlachetny, ale też dopuścił
się grzechu zdrady, posuwając się aż do morderstwa Uriasza, męża ukochanej
wybranki Batszeby. Za ten grzech Dawid został dotkliwie ukarany, a Dawidowy
wybór kary trwa do dziś.Miecz nie oddali się od domu twojego na wieki…,powiedział Bóg przez proroka (zob. 2 Sm 12,10).A
ileż to wieków, a nawet tysięcy lat minęło od tamtego czasu? – Nawet od
narodzenia Jezusa już ponad 2000!
Czy jednak potomek Dawida, Jezus dopuścił się
zdrady? – Tym nie mniej Jego ścigano, prześladowano, aż w końcu zabito. Jezus
nie grzeszył, ale jak wiemy poniósł na krzyż grzechy świata, a także nasze
grzechy. Można by też zauważyć, że człowiek jest istotą rozumną, obdarzoną
wolną wolą, więc mimo, że ma jakieś obciążenia, ma jakiś bagaż przeszłości, to
nie musi się poddawać, nie musi postępować zgodnie z nim, choć mu trudniej niż
komuś, kto ma za sobą wspaniałych przodków. Można by powiedzieć, że jest
podobnie, jak z odziedziczonymi talentami, zdolnościami. Jeśli np. ktoś ma
talent matematyczny, to nauczenie się matematyki z bardzo dobrymi wynikami, nie
sprawi mu większego wysiłku. Zaś ktoś, kto tego talentu nie ma, może nie jest w
stanie nauczyć się na końcowy wynik bdb., ale jest w stanie osiągać pozytywne
wyniki i zdać do następnej klasy.
W przypadku ludzi mówi się też o trudnych
charakterach, lub bardzo pozytywnych, o ludziach, z którymi chce się przebywać,
bo wprowadzają pokój i radość, oraz o takich, których wolałoby się unikać. Tym
nie mniej, zwykle jedni i drudzy mają rodziny, dzieci. Żyją i pracują będąc
dziećmi tego samego Boga, członkami tego samego Kościoła. Św. Paweł, w jednym
ze swych listów nt., Kościoła, Mistycznego Ciała Chrystusa, mówił o różnych
członkach – ręce, nodze, głowie i częściach wstydliwych, z których wszystkie
tworzą jedno ciało, i są sobie nawzajem potrzebne, a szczególnie te wstydliwe,
wymagające wiele troski (zob. 1 Kor 12,12-26).
Możemy nawet zauważyć, że bez niektórych członków
ciała, można żyć, choć są one potrzebne i życie, jest bez nich trudne, ale np.
bez niektórych jest niemożliwe. Jak np. można by żyć bez głowy, lub pupy, przez
którą wydalane są zużyte pozostałości pokarmowe, lub płyn będący wynikiem
przemiany materii?
Zatem choć trudno nam ten fakt zaakceptować, to w
zamyśle Bożym jest właśnie takie zestawienie różnorodności. Zobaczmy też np.
Judasza. On został potępiony, gdyż odrzucił Boże miłosierdzie, ale sam jego
zdradziecki czyn przyczynił się właśnie do naszego odkupienia. Dlaczego właśnie
tak, to tylko sam Bóg wie i nie musi się nam z wszystkiego tłumaczyć, podobnie
jak rodzice też nie muszą ani pytać dzieci o zezwolenie na każdy czyn, ani
tłumaczyć się z niego. Np. sam fakt okoliczności poczęcia dziecka, może zostać
tajemnicą.
Gdyby np. wszyscy już na tej ziemi byli doskonali i
święci, to po cóż byłoby jeszcze potrzebne niebo? Co mobilizowało nas do pracy,
wysiłku? Gdzież by miało miejsce zastosowanie miłości nieprzyjaciół, która
kosztuje i wcale nie jest czymś naturalnym w sensie ogólnoludzkim. Za co
mielibyśmy dostać nagrodę, jak mówi Jezus, skoro miłowalibyśmy tylko
przyjaciół?
Wracając do artykułu, czytamy dalej, że „sprzeciw
wobec nauki Chrystusa, głoszonej przez Kościół, dotyczy często Ewangelii życia
i miłości. Na ogół wierzący przyjmują zasadę trwałości małżeństwa, ochrony
życia poczętego, ale dopuszczają "wyjątki". Mówi się niekiedy,
że sytuacje są niepowtarzalne i każdy ma sumienie, którym się kieruje. Subiektywizm
i relatywizm są bardzo groźnymi tendencjami, osłabiającymi moc i
niezmienność nauki objawionej”.
Zastanówmy się, czy tak naprawdę ma logiczne
uzasadnienie subiektywizm i relatywizm. Otóż pamiętamy, że Jezus nauczając
często przechodził od rzeczy materialnych, do niematerialnych mówiąc w
przypowieściach. Np. o perle odpowiedniku Bożego królestwa w systemie wartości
pewnego kupca, o skarbie ukrytym w roli. O siewcy i ziarnie w kontekście Bożego
słowa. Podobnie my dziś możemy wyjść od świata materialnego, by odpowiedzieć
sobie na przed chwilą postawione pytanie.
Czy np. można posadzić roślinę do góry korzeniami i
oczekiwać by urosła i wydała owoce? Czy subiektywnym jest fakt sadzenia roślin
zgodnie z naturą? Czy wszystko jedno, jeśli ktoś wypije kieliszek trucizny
zamiast wina, bo akurat spodoba mu się zapach lub wygląd kieliszka?
Czy np. kwestią wyboru jest urodzenie dziecka przez
mężczyznę czy kobietę. Czy też jabłka urosną na wierzbie, lub możemy chodzić do
góry nogami?
Czy małe dzieci stanowią prawo i utrzymują rodziców,
czy odwrotnie i czy w ogóle mogłoby być inaczej? Proszę pomyślcie sami.
Podobnie jest z relacjami praw Bożych i ludzkich.
Nie może być odwrócona hierarchia wartości, aby nie była zakłócona harmonia
życia i rozwoju ludzi, aby też dojść do ostatecznego celu, jakim jest
zbawienie.
Kochani. W praktyce są też tzw. dobre dorosłe
dzieci, które zajmują się starymi rodzicami, którzy sobie już sami nie radzą i
złe, które pozostawiają ich samych sobie, aby żyli w nędzy i samotności. Ale
czy te złe nie są nadal dziećmi swoich rodziców? Czy kiedykolwiek będą miały
innego ojca biologicznego lub matkę? I też odwrotnie, czy rodzice na nowo
urodzą ich jako inne dzieci? – To tak obrazowo. Podobnie jest z członkami
Kościoła. To, że ktoś postępuje źle, grzeszy, odrzuca Kościół, to nigdy nie
pozostanie być jego członkiem. To nie znaczy, aby sama przynależność była
gwarantem zbawienia, lub żeby nie była potrzebna praca nad sobą i czujność
którą zalecał Chrystus. Przeciwnik wasz,
diabeł, jak lew ryczący krąży szukając kogo pożreć (1 P 5,8).
Autor artykułu kontynuuje: „Odrzucanie nauki
Kościoła w ostatnim czasie wyraziło się np. w sprzeciwie wobec problemu
zapłodnienia "in vitro". Do wielu nie przemawia argument, że
urodzenie dziecka z pomocą tej "metody" jest połączone ze zniszczeniem
przynajmniej kilkunastu zapłodnionych zarodków, a więc – poczętych dzieci”.
Dodam, że jest to też traktowanie dziecka nie jako
owocu miłości, ale jako przedmiotu, który można kupić, pomijając już inne
aspekty związane z samym procesem zapłodnienia. Ingerencja obcych osób, lekarzy,
w ciało kobiety. Przygotowanie do zabiegu często związane jest z deformacją
sylwetki – tycie na skutek leków. Inne, to np. duża śmiertelność płodu, mała
skuteczność, cena itp.
„Odrzucanie nauki objawionej, przeciwstawianie
Kościoła i Chrystusa (Chrystus – tak, Kościół – nie) dotyczy antykoncepcji,
która stała się "normalnym" sposobem regulacji poczęć. Odrzuca się
zasadę czystości przedmałżeńskiej i wielu młodych daje się uwieść głoszonej
zasadzie, że trzeba kilka lat mieszkać ze sobą, aby się lepiej poznać i wtedy
można mieć gwarancję, że małżeństwo będzie trwałe. Młodzi są bezradni, nie
wiedzą, jak reagować, gdy się ich pytamy, czy życie w grzechu jest dobrym
sposobem przygotowania do przyjęcia sakramentu.
Bóg posyła nas, także w rodzinie, "do ludu buntowników,
którzy Mi się sprzeciwiali" (Ez 2,3); "Posyłam cię do nich, abyś
im powiedział: Tak mówi Pan Bóg" (w. 4).
Opór przed głoszeniem prawdy Ewangelii jest w nas.
Wielu pyta: jak mogę innym stawiać wymagania, skoro sam upadam? Głosząc
bliźniemu Ewangelię, głosimy sobie i nie udajemy, ale z pokorą dajemy
świadectwo: "Moc w słabości się doskonali" (2 Kor 12,9);
"Wystarczy ci mojej łaski" (w. 9); "Ilekroć niedomagam,
tylekroć jestem mocny" (w. 10)” (Jan Szkodoń – Święty kościół grzesznych ludzi).
Pisał o sobie św. Paweł, niegdyś grzeszny Szaweł,
wróg chrześcijan, którego odmienił sam Jezus Chrystus w drodze do Damaszku,
dokąd zmierzał kierowany nienawiścią do chrześcijan. A więc dopóki żyjemy,
możemy odmieniać swe życie. Możemy np. stać się ze wspomnianego Szawła wroga
Kościoła, grzesznika, Pawłem, wielkim świętym, zwolennikiem Kościoła. Tylko
zwykle potrzeba łaski Bożej i gotowości współpracy z Bogiem, kiedy już mamy
okazję Go spotkać.
Bóg nie tylko wybaczył Szawłowi, ale uczynił go swym
gorliwym sługą.
Kochani, małżeństwo katolickie, to jedna z
podstawowych dróg do świętości, więc i małżonkowie, i pozostali członkowie
rodziny powinny sobie w tym pomagać. Podobnie jak Bóg przebaczył Szawłowi, i
przebacza nam w sakramencie pokuty i pojednania, tak i my powinniśmy sobie
nawzajem przebaczać. Przecież wszyscy jesteśmy grzeszni, więc i w rodzinach
ranimy się nawzajem. Można by wymieniać wiele grzechów jakie są popełniane w
małżeństwach, a w tym siedem grzechów głównych, ale wtedy trzeba by nam o
wiele, więcej czasu na omówienie. Tym nie mniej można powiedzieć, że ktoś kto
nie umie przebaczać, lub nie chce, nigdy sam nie będzie szczęśliwy, ani też nie
da szczęścia innym. Jeśli w rodzinach nie będziemy dążyć do przebaczenia,
pojednania, jedności wciąż na nowo wzrastając w miłości, to zamiast szczęśliwej
rodziny, ciepłego ogniska dobowego będącego Domem Bożym, w którym wszyscy mogą
wzrastać, stworzymy piekło, i w końcu może dojść do tragedii, lub rozstania i
okaleczenia wszystkich członków rodziny.
„Małżeństwo, będąc szkołą miłości i ofiary z siebie,
jest mostem, który codziennie trzeba na nowo od podstaw budować, najlepiej z
obydwu stron. Przecież kochać małżonka oznacza wsłuchiwanie się w niego tak,
jak samemu by się chciało zostać przez niego wysłuchanym i rozumianym. Gdyby
każde małżeństwo stosowało tę zasadę, to adwokaci rozwodowi zostaliby bez
pracy. Z badań wynika, że najszczęśliwsze pary to te, które najwięcej ze
sobą rozmawiają. Często w małżeństwie pojawia się problem alienacji.
Przeciętna para po jednym roku małżeństwa spędza trzydzieści siedem minut
tygodniowo na rzeczowej osobistej rozmowie dotyczącej ich związku, a jest to o
wiele za mało. Pozytywne nastawienie do takiej rozmowy zawsze stanowiło pomoc w
otwarciu się i w zdrowym porozumieniu.
Amerykański sędzia Józef Sabbath z Chicago przez 24
lata pracy w sądzie orzekł 40 tysięcy rozwodów. Mając bogate doświadczenie w
tej kwestii napisał on dla małżonków 7 rad w celu uniknięcia niebezpieczeństwa
kryzysu i rozwodu:
1.
Unikajcie zbyt gwałtownych, wzajemnych do siebie pretensji.
2.
Bądźcie szczerymi wobec siebie, a gdy któreś ma zmartwienie lub kłopot niech go
nie ukrywa wobec współmałżonka aż do ostatniej chwili, gdy grozi katastrofa.
3. Dzielcie
między siebie wszelką odpowiedzialność za wspólne sprawy.
4.
Rozpoczynajcie każdy dzień bez kłótni i zwady.
5.
Bądźcie cierpliwi i wyrozumiali dla siebie nawzajem.
6.
Wspólnie pracujcie i razem korzystajcie z rozrywek.
7.
Podtrzymujcie ognisko domowe, ciesząc się, że je posiadacie.
Miłość małżeńska jest dojrzała wtedy, kiedy dana para
cieszy się byciem ze sobą bardziej niż byciem z kimkolwiek innym,gdy
odkrywa, że cieszy ich robienie wspólnie czegoś, co nie cieszyłoby ich, gdyby
robili to osobno.
Złota zasada szczęśliwego małżeństwa brzmi:
Jakiekolwiek cechy pragniesz widzieć u współmałżonka, rozwijaj je u siebie.
Kluczową cechą szczęśliwych współmałżonków jest to, że są oni wrażliwi na
innych ludzi, rozpoznają potrzeby, szanują różnice, wczuwają się w uczucia i
stawiają siebie w sytuacji drugiej osoby.” (https://www.kapucyni.pl/czytelnia/kapucyni/kapucyni-pisza/2430-jak-stac-sie-szczesliwym-w-malzenstwie)
A jeśli mimo wszystko mają trudności, to pozostaje
jeszcze modlitwa.
XV
TYDZIEŃ ZWYKŁY – ROK II
HOMILIA –
piątek, 20.07.2019
Msza św. w czwartym dniu
rekolekcji dla Rodzin w Domu Misyjnym pw. św. Józefa – Swarzewo
Temat IV dnia: Małżeństwo wspólnotą ludzi
grzesznych
Iz
38,1-8; Mt 12,1-8
Kochani!
Tak się pięknie składa, że
dzisiejsze czytania ze ST i NT wiążą się z tematem dnia naszych rekolekcji.
Można by powiedzieć, że Ewangelia mówi o grzechu, a odpowiedzią na to jest
propozycja miłosierdzia zamiast oskarżania, zamiast ofiary, zamiast wyrzutów
pod adresem drugiego człowieka. Można by też powiedzieć, że opowiadają o
Miłosierdziu. Czytanie z ST mówi o uzdrowieniu na skutek wysłuchanej modlitwy,
a my jutro wieczorem będziemy modlić się o uzdrowienie.
Z księgi Izajasza, dowiadujemy
się, że król Ezechiasz zachorował
śmiertelnie. Prorok Izajasz, ... przyszedł do niego i rzekł mu: Tak mówi Pan:
Rozporządź domem twoim, bo umrzesz... Wtedy Ezechiasz odwrócił się od ściany i
modlił się do Pana:.. Ach Panie, wspomnij na to, proszę, że postępowałem wobec
Ciebie wiernie i z doskonałym sercem, że czyniłem, co miłe oczom Twoim. I
płakał Ezechiasz bardzo rzewnie.
Ten krótki fragment pokazuje jak
bardzo bliskie były relacje Boga i proroków, a także króla Ezechiasza, który
jasno zdawał sobie sprawę ze swego dotychczasowego życia. Chociaż był królem,
to przede wszystkim żył tak, aby robić
to, co było miłe Bogu. Jakże też wielka musiała być jego wiara skoro mówi
do Boga, jak do kogoś żywego, który jest blisko i słyszy. Bóg nie pozostawił
króla bez odpowiedzi, ale posłał do niego proroka Izajasza, aby oznajmił
Ezechiaszowi, że: Tak mówi Pan,..: Słyszałem twoją modlitwę, widziałem twoje
łzy. Uzdrowię cię. Za trzy dni pójdziesz do świątyni. Oto dodam do twego życia piętnaście lat. Wybawię ciebie i to miasto
z ręki króla asyryjskiego i roztoczę opiekę nad tym miastem.
Powiedział
też Izajasz. Weźcie placek figowy i przyłóżcie do wrzodu, a zdrów będzie! Widać tutaj, że Bóg choć mógł
zrobić wszystko na słowo, to jednak żądał
od króla choćby drobnej współpracy. Miał ów król konkretnie za 3 dni pójść
do świątyni.
Oprócz tego miano też zadziałać
po ludzku, przykładając placek figowy do wrzodu. Oprócz tego, BÓG w dialogu z
królem poprzez proroka, dopuszcza żądanie znaku i znak ten daje.
Jeśli się dobrze przyjrzeć temu
krótkiemu opowiadaniu o chorobie i modlitwie Ezechiasza, to można zauważyć, że
i my ludzie współcześni też mamy wiele problemów nie do rozwiązania znanymi nam
metodami, ale czy potrafimy wtedy tak prosto zwrócić się z nimi do Pana Boga?
Co więcej, widać, że można też wyprosić dla siebie, a chyba też dla innych
przedłużenie życia, ale znając cel, którym jest zbawienie, czy warto za wszelką
cenę chcieć żyć na tej ziemi ponad BOŻY PLAN? Jeśli jednak czuje ktoś, że
chciałby jeszcze coś dobrego zrobić dla innych, np. wychować dzieci, pomóc
wychować wnuki, opiekować się kimś, kto tego naprawdę potrzebuje lub oddać się
Bogu do dyspozycji, aby przez niego działał itp., to oczywiście zawsze może
prosić w nadziei, że zostanie wysłuchany.
Dzisiejsza Ewangelia wprowadza
nas w jedno z dość zwykłych wydarzeń z życia Jezusa i Jego uczniów. Czytamy
bowiem:
Pewnego
razu Jezus przechodził w szabat wśród zbóż. Uczniowie Jego, będąc głodni,
zaczęli zrywać kłosy i jeść.
Zatem zachowali się bardzo naturalnie. Po prostu byli głodni, a że ziarno jest
jadalne, więc zrywali kłosy i jedli. Pewnie nikomu z nas dziś nie przyszłoby do
głowy, aby kogokolwiek potępiać za to, że coś podobnego robi w święto, czy w
niedzielę, ale przesadni faryzeusze w swym formalizmie: Gdy to ujrzeli ...rzekli Mu: Oto Twoi uczniowie czynią to, czego nie
wolno czynić w szabat.
A Jezus im odpowiedział w
sposób, który powinien być zrozumiały dla nich, gdyż nadmiernie szczycili się
swą znajomością Pisma: Nie czytaliście,
co uczynił Dawid, gdy był głodny, on i jego towarzysze? Jak wszedł do domu
Bożego i jadł chleby pokładne, których nie wolno było jeść jemu ani jego
towarzyszom, tylko samym kapłanom?
Albo
nie czytaliście w Prawie, że w dzień szabatu kapłani naruszają w świątyni
spoczynek szabatu, a są bez winy? Oto powiadam wam: Tu jest coś większego niż
świątynia. Albowiem Syn Człowieczy jest Panem szabatu. Tu warto pamiętać, że Panem
szabatu jest tylko Bóg, więc przy okazji Jezus przyznaje, że jest Bogiem. Oprócz tego mówi: Gdybyście zrozumieli co znaczy: Chcę
raczej miłosierdzia niż ofiary, nie potępialibyście niewinnych.
Kochani! W tym miejscu
należałoby sprecyzować pojęcie miłosierdzia, choć pewnie pamiętacie. Był
przecież niedawno ogłoszony przez Papieża Franciszka, Rok Miłosierdzia.
– Miłosierdzie –
pełna miłości troskliwość Boga o wszystkie stworzenia, a zwłaszcza o ludzi,
która nas zachęca do okazywania współczucia innym i do niesienia im ulgi. W NT
– Miłosierdzie Boże zostało objawione i wyrażone przede wszystkim przez słowa i
czyny Jezusa.
Kochani! Co zatem znaczy: Gdybyście zrozumieli co znaczy: Chcę raczej miłosierdzia niż ofiary, nie
potępialibyście niewinnych.
Znaczy to tyle, że Jezusowi
bardziej zależy na miłosierdziu ludzi wzgl. siebie niż na ofierze składanej
Bogu np. poprzez wyrzeczenia się wszelkiej pracy w dzień szabatu. Bóg w swym
miłosierdziu nie znajduje winy w człowieku, który w szabat zaspokaja swoje
elementarne potrzeby, wśród których ma miejsce jedzenie. Chodzi też o to, co
kiedyś powiedział Jezus: Nie sądźcie, a
nie będziecie sądzeni. Od sądzenia jest Bóg, który nie sądzi z pozorów, ale
dobrze zna serce człowieka. Niestety, w naturze ludzkiej jest skłonność do
potępiania innych nawet za drobiazgi, a usprawiedliwiania siebie nawet za
widoczne dla innych zło.
Zatem
wciąż trzeba pracować nad sobą i wciąż pamiętać o tym, czego uczy nas Chrystus
zarówno słowem, jak i całym swoim życiem. Trzeba też być miłosiernym dla członków rodziny, którzy
przecież są tylko ludźmi grzesznymi, podobnie jak my. Trzeba też być
miłosiernym dla siebie i nie obwiniać się zbytnio za to, co nam w życiu nie
wyszło, lub za nie zawsze właściwe zachowanie wobec najbliższych. Skoro Bóg nam
przebacza, to tym bardziej my musimy przebaczać sobie i innym, by mieć siłę iść
dalej przez życie, z radością i wdzięcznością Bogu za Jego dar przebaczania, za
Jego bezgraniczną, usprawiedliwiającą miłość do nas. Z jednego z Jego darów
miłości, skorzystaliśmy właśnie wczoraj przyjmując sakrament namaszczenia chorych.
Skoro ktoś przyjął ten sakrament, to warto, aby uświadomić sobie, co się tak
naprawdę wydarzyło. Otóż warto przypomnieć słowa, które wypowiada kapłan
namaszczając czoło:Przez to święte
namaszczenie niech Pan w swoim nieskończonym miłosierdziu wspomoże ciebie łaską
Ducha Świętego. Amen. A potem namaszczając olejem dłonie: Pan, który odpuszcza ci grzechy, niech cię
wybawi i łaskawie podźwignie. Amen. Zatem ci, którzy wczoraj
przyjęli ten sakrament zostali umocnieni łaską Ducha Świętego i otrzymali
odpuszczenie grzechów nawet tych nieuświadomionych. Mamy więc wśród siebie
świętych nie dla ich zasług, ale poprzez Boże miłosierdzie. Zwykle ci, którzy
są tego świadomi, mają większą radość i wdzięczność Bogu za ten kolejny cud
Jego miłości. Warto też teraz starać się, aby w tej łasce świętości trwać jak
najdłużej. Dobrze by było zawsze, ale niestety, jak rozważamy na konferencji o
grzeszności, jest to praktycznie niemożliwe. Możliwe jednak jest, aby wytrwać w
łasce bez grzechu śmiertelnego, co też powinno ułatwić Wam wzrastanie w miłości
wzajemnej w rodzinie, miłości ofiarnej i takiej, o jakiej mówił św. Paweł w
swym pięknym Hymnie o miłości. Amen!
KONFERENCJA V
REKOLECKJE DLA RODZIN – 21 LIPCA 2018
MIŁOŚĆ
MAŁŻONKÓW ODZWIERCIEDLENIEM MIŁOŚCI CHRYSTUSA DO KOŚCIOŁA
Kochani. Nasze rekolekcje pt. Rodzina Domowym Kościołem, powoli
dobiegają końca. To już nasza ostatnia konferencja, której temat wprowadza nas
na sam szczyt świętości w małżeństwie i rodzinie. Domowy Kościół, w którym
prawdziwa miłość małżeńska jest tak wielka, że odzwierciedla miłość Chrystusa
do Kościoła.
Każdy z nas wie, co to jest zwierciadło, po
prostu lustro. Skoro jest ono dobre, z dobrej jakości materiałów, to obraz i
odbicie są niemalże takie same. Skoro jednak materiał, z którego zbudowane jest
lustro jest nienajlepszej jakości, lub kiepski był wykonawca, to obraz będzie
zniekształcony, choć zachowa się jakieś podobieństwo. Choćby odpowiednie
elementy będą połączone w podobny sposób. Może jeszcze się zdarzyć, że
niestety, ale lustro się rozbije i wówczas w tych kawałkach będą się
odzwierciedlały tylko części rozsypanych elementów.
Tak jest też z praktycznym spojrzeniem na ten
ostatni nasz temat.
Można powiedzieć, że jasnym odzwierciedleniem
miłości Chrystusa do Kościoła, są takie małżeństwa, w których trwa i rozwija
się prawdziwa miłość, na wzór miłości Chrystusa. Miłości czystej, świętej,
ofiarnej aż po krzyż, aż po całkowity dar z samego siebie.
Kiepskie lustro, a może nawet krzywe zwierciadło
obrazu Chrystusowej miłości do Kościoła, to małżeństwa, w których miłość ledwie
się tli, to małżeństwa przeżywające kryzysy wzajemnych relacji lub wiary.
Małżeństwa rozbite zaś, to obraz miłości
Chrystusa do Kościoła widziany w potłuczonym lustrze. To tak obrazowo tytułem
wstępu.
Kochani. W jednym zdaniu można by powiedzieć,
że:
Życie małżonków jest szczęściem, radością, miłością, zrozumieniem i wybaczeniem. I
dlatego jest odzwierciedleniem miłości Chrystusa do Kościoła.
Teraz trochę z nauczania Kościoła, skoro w
temacie mamy też Kościół. Otóż mam nadzieję, że wielu z nas pamięta, świętego
już dziś papieża Jana Pawła II, który między innymi mówił, że przyszłość idzie
przez rodzinę. Wiemy, że Rodzina zawsze była w centrum uwagi Jana Pawła II.
Jego nauczanie, homilie, przemówienia i encykliki często pośrednio, ale zawsze
w pewien sposób dotyczyły rodziny, miłości i małżeństwa. Zdrowa rodzina – to
zdrowe społeczeństwo – mawiał, stąd słusznym wydaje się skorzystanie z książki,
która jeszcze raz ogarnia całość tematyki w uniwersalnych, ale trudnych do
realizacji słowach papieża. Zatem znów skorzystam z wybranych fragmentów z
książki Anny Wojciechowskiej – Jan
Paweł II, Przyszłość ludzkości idzie
przez rodzinę, w której znajdują są słowa papieża zawarte w listach czy
adhortacjach apostolskich, które to fragmenty znalazłem w Internecie.
Małżeństwo
odzwierciedla miłość Chrystusa do Kościoła
„Kościół wyznaje, że sakrament przymierza
małżonków jest „wielką tajemnicą”, gdyż odzwierciedla się w nim oblubieńcza
miłość Chrystusa do swego Kościoła.” (List do rodzin „Gratissimamsane”, nr 19, z
okazji Roku Rodziny 1994)
„Na mocy sakramentalnego charakteru małżeństwa,
wzajemny związek małżonków staje się tym bardziej nierozerwalny. Poprzez
sakramentalny znak, ich wzajemna przynależność jest rzeczywistym obrazem samego
stosunku Chrystusa do Kościoła.” (Adhortacja apostolska „Familiaris consortio”,
nr 13)
I tu kochani między innymi widzimy uzasadnienie
nierozerwalności małżeństwa będące niejako powtórzeniem, tylko w innym
kontekście tego, co było zapisane w Księdze Rodzaju, a powtórzone przez Jezusa
w Jego ziemskim nauczaniu: Dlatego opuści
człowiek ojca swego i matkę, złączy się ze swoją żoną, i będą oboje jednym
ciałem. A tak już nie są dwoje, lecz jedno ciało. Co więc Bóg złączył, tego
człowiek niech nie rozdziela (Mk 10,7-9).
A co z miłością Chrystusa do Kościoła? – Otóż
Jezus umarł za Kościół i zmartwychwstał by być w nim i z nim na tym i na tamtym
świecie. Obiecał, że pozostanie z apostołami, a w konsekwencji z nami, aż do
skończenia świata. Umarł zaś aby ci, co w Niego uwierzą, mieli życie wieczne.
Modlił się za przyszły Kościół, aby wszyscy stanowili Jedno, jak On z Ojcem i
Duchem Świętym. Trójcę Świętą łączy niezmienna, nierozerwalna miłość tak, że
mówi się o Niej jako o Jednym Bogu, Bogu, który JEST i jest MIŁOŚCIĄ.
Chyba też nikt nawet nie wyobraża sobie takiej
sytuacji, by Trójca Święta w jakiś sposób się rozpadła, by Osoby Boskie były
skłócone, lub aby Kościół Chrystusowy, w którym Jezus wciąż każdego dnia
przychodzi na ołtarze świata, miał pozostać bez Chrystusa. Kościół też jest
Sakramentem sam w sobie, więc znakiem widzialnym, działania niewidzialnej łaski
Bożej. Dopiero w nim, w tym sakramencie Kościoła, mamy pozostałe 7 sakramentów
świętych.
„Dar sakramentu jest jednocześnie powołaniem i
przykazaniem dla małżonków chrześcijańskich, aby pozostali sobie wierni na
zawsze, ponad wszelkie próby i trudności, w wielkodusznym posłuszeństwie
świętej woli Pana.” (Adhortacja apostolska „Familiaris consortio”, nr 20)
Wczoraj właśnie mówiliśmy o
Kościele, małżeństwie, jako więzi ludzi grzesznych. – Święty Kościół grzesznych
ludzi. Miłość małżeńska, miłością grzesznych ludzi, gdyż ten sakrament łączy
ludzi, a nie aniołów, ani Bogów. Zatem skoro są to ludzie grzeszni, to nie ma
takiej możliwości, aby nie przeżywali chwil trudnych, kryzysów; aby się
nawzajem nie ranili i nie ranili innych członków rodziny. Jednak, żeby
rzeczywiście ten sakrament dawał dobre owoce, był znakiem Bożej Miłości, to
musi być traktowany poważnie przez osoby go przyjmujące. Od samego początku
małżonkowie muszą w sercach mieć postanowienie, żeby zawsze być razem,
niezależnie od tego, co się będzie działo. Muszą mieć świadomość w obecności Kogo
ślubowali i Kto ten sakrament ustanowił. Bóg jest Kimś zbyt wielkim, godnym
chwały, posłuszeństwa, zaufania i miłości, aby lekceważyć Jego zalecenia,
wymagania, wolę – Miłość. Przy takim postanowieniu wierności Bogu i małżonkowi,
małżonce, łatwiej szukać dróg rozwiązywania konfliktów, pojednania, poprawy
sytuacji, bo przecież nikt nie chce żyć w gradowej, nieznośnej atmosferze, a
tym bardziej w nienawiści. Zatruta atmosfera obejmuje wszystkich członków
rodziny, a więc dzieci, dziadków, babcie. W czymś takim żyć się nie da, więc
trzeba szukać rozwiązania, trzeba szukać pomocy. Obrazowo można powiedzieć, że
tak, jak skaleczonej nogi się nie obcina, lecz ją leczy, tak pokaleczone
małżeństwo, pokaleczone serca, nie trzeba rozdzielać, lecz leczyć.
„Oblubieńcze przymierze
małżonków „wyjaśnia” oblubieńczy charakter zjednoczenia Chrystusa z Kościołem,
równocześnie zaś zjednoczenie to jako „wielki sakrament” stanowi o
sakramentalności małżeństwa jako świętego przymierza ludzkich oblubieńców:
mężczyzny i kobiety. (...)
Prawdzie tego ustanowienia
odpowiada wezwanie: „Mężowie, miłujcie żony wasze”, miłujcie z racji tej
szczególnej i wyjątkowej więzi, poprzez którą mężczyzna i kobieta w małżeństwie
stają się „jednym ciałem” (por. Rdz 2, 24; Ef 5, 31).
W tej miłości zawiera się
podstawowa afirmacja kobiety jako osoby, afirmacja, dzięki której kobieca
osobowość może się w pełni rozwijać i ubogacać. (...) Wszelkie racje za
„poddaniem” kobiety mężczyźnie w małżeństwie muszą być interpretowane w sensie
wzajemnego poddania obojga w bojaźni Chrystusowej. Miara prawdziwej miłości
oblubieńczej znajduje swoje
najgłębsze źródło w Chrystusie, który jest Oblubieńcem swej
Oblubienicy-Kościoła.” (List apostolski „Mulierisdignitatem”, nr 23-24)
„Eucharystia jest samym źródłem małżeństwa chrześcijańskiego. Ofiara eucharystyczna
bowiem uobecnia przymierze miłości Chrystusa z Kościołem, przypieczętowane Jego
krwią na krzyżu. W tej właśnie ofierze Nowego i Wiecznego Przymierza
małżonkowie chrześcijańscy znajdują korzenie, z których wyrasta, stale się
odnawia i nieustannie ożywia ich przymierze małżeńskie. (...) Skrucha i wzajemne przebaczenie w łonie
rodziny chrześcijańskiej, odgrywające taką rolę w życiu
codziennym, znajdują szczególny wyraz sakramentalny w sakramencie pokuty
chrześcijańskiej.” (Adhortacja
apostolska „Familiaris consortio”, nr 57-58)
„[Małżonkowie] odnajdą w sakramencie
[Eucharystii] odwagę potrzebną do otwarcia się na
drugiego, do przebaczenia, do dialogu i jedności serc. Będzie on również
cenną pomocą w zmaganiu się z trudnościami, które pojawiają się nieuchronnie w
życiu każdej rodziny.” (Spotkanie z przedstawicielami międzynarodowego ruchu
rodzin katolickich „Equipes Notre-Dame”, 20.01.2003, nr 4)
Kochani. Papież pisze może dla niektórych dość
trudnym językiem, ale tak naprawdę sprawa jest prosta. Otóż jeśli ktoś rozumie,
czym jest Eucharystia, rozumie czym jest sakrament pokuty, to czując
wdzięczność za przebaczenie, za obecność Chrystusa, czując też Jego bliskość,
zwraca się o pomoc, o błogosławieństwo i zwykle ją otrzymuje.
„Komunia małżeńska ma swoje
korzenie w naturalnym uzupełnianiu się mężczyzny i kobiety, i jest wzmacniana
przez osobistą wolę małżonków dzielenia całego programu życia, tego, co mają, i
tego, czym są.” (Adhortacja apostolska
„Familiaris consortio”, nr 19)
Kochani. W tej wypowiedzi papieża, mamy właśnie
odpowiedź na nowy kierunek rozumowania, a mianowicie, czy płeć jest wytworem
wychowania, kultury, czy jest po prostu w naturze człowieka jako mężczyzny i
kobiety. Powiedziałbym dosadnie, że wystarczy się rozebrać i odpowiedzieć sobie
na pytanie, czy ciało jakie ma, jest wytworem kultury, wychowania, myśli, czy
wyobraźni, czy też dotykalną rzeczą, dotykalną częścią. Podobnie czy np.
mężczyzna ma czym i może wykarmić własnym mlekiem dziecko, czy też nie, czy
może pod sercem je nosić i urodzić, czy nie, a jeśli nie, to trzeba nazwać
tych, którzy bajki opowiadają, po prostu oszustami, kłamcami, chorymi
pyszałkami lub głupcami, a najbardziej adekwatnym określeniem na ich
działalność, jest zgorszenie, więc gorszyciele. Jezus zaś mówi ostro o
zgorszycielach: Lecz kto by się stał
powodem grzechu dla jednego z tych małych, którzy wierzą we Mnie, temu byłoby
lepiej kamień młyński zawiesić u szyi i utopić go w głębi morza. Biada
światu z powodu zgorszeń! Muszą wprawdzie przyjść zgorszenia, lecz biada
człowiekowi, przez którego dokonuje się zgorszenie (Mt, 18,6-7). Takimi
najmniejszymi, najbardziej niewinnymi, są właśnie małe dzieci, a trzeba
pamiętać, że owi zgorszyciele jeżdżą nawet po przedszkolach, by tam wylewać swą
truciznę.
„Duch Święty, udzielony podczas uroczystości sakramentalnej,
użycza małżonkom chrześcijańskim daru nowej komunii, komunii miłości, która
jest żywym i rzeczywistym obrazem tej najszczególniejszej jedności, która czyni
z Kościoła niepodzielne Ciało Mistyczne Chrystusa Pana.” (Adhortacja apostolska
„Familiaris consortio”, nr 19)
Tak, to piękne słowa. Małżonkowie coś otrzymali,
podobnie jak wszyscy otrzymują siedem darów Ducha Świętego w sakramencie
bierzmowania, ale czy u przeciętnego katolika XXI w. jest to widoczne. Pewnie
odpowiecie, że nie, poza nielicznymi wyjątkami. Podobnie jest i z tym darem
miłości. Gdyby rzeczywiście z niego korzystano, to nie byłoby małżeństw
nieszczęśliwych, rozbitych, bo miłość nie wyrządza zła bliźniemu, ale stara się
dać szczęście innym, a dając sama czuje się szczęśliwa osoba miłująca.
Zatem ważna jest świadomość, że zarówno z
bierzmowania mamy dary Ducha Świętego, jak też z sakramentu małżeństwa –
miłość. Nie trzeba więc się lękać, że nie podołam, że nie dam rady, że nie
potrafię i dopiero ktoś musi mi podpowiadać, uczyć, ale zwrócić się do Tego,
kto nas obdarował i poprosić, by pomógł korzystać z tego, co otrzymał. Z każdym
darem jest podobnie jak z drogocennym prezentem, można go używać na co dzień i
cieszyć się nim, lub schować gdzieś tak starannie, że można zapomnieć gdzie i
wówczas jest tak, jakby go nie było.
„Wszyscy
małżonkowie są powołani do świętości w
małżeństwie według woli Boga, a to powołanie realizuje się w miarę, jak osoba
ludzka potrafi odpowiedzieć na przykazanie Boże, ożywiona spokojną ufnością w
łaskę Bożą i we własną wolę.” (Adhortacja apostolska „Familiaris consortio”, nr
34)
W tym miejscu, kochani, warto zwrócić uwagę, jak
ważne jest religijne wychowanie dzieci, wychowanie wyniesione z rodzinnego
domu, jak ważna jest żywa wiara w Boga, utrzymywanie kontaktu z Nim poprzez
modlitwę nie tylko wyuczonymi słowami znanych modlitw, z modlitewników, ale też
własnymi słowami tak, jakby rozmawiało się z godnym czci najlepszym
przyjacielem, tylko jeszcze takim, który we wszystkich sprawach może nam pomóc.
Dla Boga nie ma rzeczy niemożliwych i chętnie daje tym, którzy z wiarą Go o to
proszą. Tylko najpierw trzeba z serca przebaczyć wszystkim, którzy zawinili
przeciw nam, a w tym sobie. Jeśli komuś trudno przebaczyć, to niech spojrzy na
krzyż, na Jezusa, jak bardzo cierpiał, a jednak w męce konania nie zwątpił w
Ojca, nie czynił Mu wyrzutów, ale prosił za oprawcami: Ojcze, przebacz im,
bo nie wiedzą co czynią (Łk
23,34).
„Jak z sakramentu wypływa
dar i zobowiązanie małżonków, ażeby co dzień żyli otrzymanym uświęceniem, tak też z tegoż sakramentu pochodzą łaska i moralny obowiązek
przemiany całego ich życia w nieustanną „ofiarę duchową.” (Adhortacja
apostolska „Familiaris consortio”, nr 56)
Pewna młoda kobieta stawiała wszystkim znajomym
i przyjaciołom za wzór małżeństwo swych rodziców. Oni są zawsze jednomyślni, nigdy się nie kłócą, wszystko robią razem...
Przed ślubem wciąż się kłócili, ale od ślubu już nigdy.
Słuchacze trochę się dziwili, bo gdyby naprawdę
byli jednomyślni, to byłoby podobnie przed ślubem. Ci, którzy znali to
małżeństwo zauważali, że pani jest osobą dominującą, energiczną, rządną władzy,
a mąż pokorny, cichy, pracowity i nigdy się nie skarży na nic i na nikogo.
Pewnego razu ów małżonek zachorował i znalazł się w szpitalu. Czekały go
trudne, bolesne zabiegi. Oświadczył żonie, że się im nie podda, bo chce umrzeć,
aby też nie być ciężarem, bo już nigdy nie będzie miał pełnej sprawności, by
podołać wszelkim obowiązkom. W rozmowie telefonicznej pewna osoba chciała go
przekonać do zmiany decyzji. Mówiła, jak bardzo jest kochany przez rodzinę,
wnuków. Jak też sam jest dobrym człowiekiem, dziadkiem. Zawsze serdeczny,
ciepły, cichy i pokorny. Na co mężczyzna odpowiedział, że nie tak do końca,
często pozory mylą. Na to dopowiedziano mu: No
tak, oczywiście, gdyby zawsze postępował zgodnie ze swymi pragnieniami, odczuciami,
to by go tu nie było (W szpitalu – zawał serca). Odpowiedział: Masz rację, ale nie można komuś sprawiać
przykrości, utrudniać życia swoimi sprawami. Obiecał się leczyć dla tych,
którzy go kochają – dla rodziny. Warto dodać, że małżeństwo to trwa już ponad
30 lat i nikt w rodzinie nawet nie zauważył tej jego ofiary z samego siebie i
gdyby nie ta choroba, i konkretne pytanie, dalej nikt by się o tym nie
dowiedział. Dalej też nikt z rodziny się nie dowie. Pozostanie tajemnicą,
między nim, a Bogiem i tą osobą, która przekonała go do dalszego leczenia.
Jak widać coś takiego jest możliwe, dzięki
silnej woli uczynienia rodziny szczęśliwą, a przede wszystkim dzięki Bogu i
korzystaniu z łask płynących z sakramentu małżeństwa.
Jak widać, ten człowiek zrezygnował z pragnień
własnych, własnego ja, dla dobra rodziny. Każdy dzień był dla niego ofiarą z
siebie dla dobra najbliższej rodziny.
„To miłość właśnie sprawia, że człowiek
urzeczywistnia siebie przez bezinteresowny dar z siebie. Miłość bowiem jest
dawaniem i przyjmowaniem daru. Nie można jej kupować ani sprzedawać. Można się
nią tylko wzajemnie obdarowywać.” (List do rodzin „Gratissimamsane”, nr 11)
„Tylko osoba może
miłować i tylko osoba może być miłowana. (...) Osoba powinna być miłowana,
bowiem tylko miłość odpowiada temu, kim jest osoba. W ten sposób tłumaczy się
przykazanie miłości, znane już w Starym Testamencie (por. Pwt 6, 5; Kpł 19,
18), a przez Chrystusa postawione w samym centrum ethosu Ewangelii (por. Mt 22,
36-40; Mk12, 28-34).
Tak też tłumaczy się ów prymat miłości, któremu
dają wyraz Pawłowe słowa
z Pierwszego Listu do Koryntian: „z nich zaś największa jest miłość.” (13, 13) (List apostolski „Mulierisdignitatem”, nr 29)
z Pierwszego Listu do Koryntian: „z nich zaś największa jest miłość.” (13, 13) (List apostolski „Mulierisdignitatem”, nr 29)
„Prawdziwa zaś miłość
małżeńska włącza się w miłość Boga. Dla chrześcijan dodatkowo obrazowi Boga
monoteistycznego odpowiada małżeństwo monogamiczne. Małżeństwo oparte na
miłości wyłącznej i definitywnej staje się obrazem relacji Boga z Jego ludem, i
odwrotnie: sposób, w jaki miłuje Bóg, staje się miarą ludzkiej miłości. Kiedyś
papież Paweł VI zachęcał, aby małżonkowie pamiętali, że ich powołanie do życia
chrześcijańskiego, zrodzone przez chrzest, zostało rozwinięte i umocnione w
sakramencie małżeństwa. Ten sakrament daje moc i konsekruje, by wiernie
wypełniali swe obowiązki, by swe powołanie doprowadzili do właściwej mu
doskonałości oraz by dawali chrześcijańskie świadectwo wobec świata”.
„Miłość małżeńska – napisał Benedykt XVI – jest znakiem sakramentalnym
miłości Chrystusa do swego Kościoła, miłości, która ma swój punkt kulminacyjny
w Krzyżu, który jest wyrazem Jego zaślubin z ludzkością, a zarazem źródłem i
centrum Eucharystii. Kościół okazuje szczególną bliskość duchową wszystkim,
którzy oparli swoją rodzinę na sakramencie małżeństwa”.
„Kiedyś po wielu latach małżeństwa pewne
małżeństwo rozeszło się. W poszukiwaniu nowego partnera ex małżonkowie,
niezależnie od siebie, zwrócili się do biura matrymonialnego podając swoje
cechy i dane. Komputer przeanalizował wszystkie możliwe warianty i zaproponował
każdemu z nich jako idealnego partnera, byłego współmałżonka.” (https://www.kapucyni.pl/czytelnia/kapucyni/kapucyni-pisza/2430-jak-stac-sie-szczesliwym-w-malzenstwie)
Na koniec rozważań dzisiejszego tematu, nie
sposób nie wspomnieć o tym, co jest najważniejsze, a mianowicie o modlitwie.
Jak już wspomniałem, Jezus, miłujący Kościół, modlił się nie tylko za
współczesny, ale także za przyszły Kościół. Zatem i małżonkowie powinni modlić
się za siebie nawzajem, modlić się za innych, modlić się za rodzinę, a także
Kościół. W kościele, jego członkowie zbierają się na wspólnej modlitwie,
czytanie i słuchanie słowa Bożego, Eucharystię i inne nabożeństwa. W domu zatem
też warto modlić się razem. Jezus obiecał, że gdzie dwaj lub trzej są
zgromadzeni w Jego imię, to Jezus jest wśród nich, a gdzie dwaj lub trzej
zgodnie o coś proszą, to otrzymają i tak właśnie być powinno (zob. Mt 18,19-20).
Rodzina właśnie spełnia ten warunek obecności Chrystusa i wysłuchanej modlitwy,
gdy dwaj lub trzej.
Słyszałem wiele świadectw małżeństw, które nawet
w obliczu poważnego kryzysu, jeśli udało się im klęknąć do wspólnej, choćby
krótkiej modlitwy, to godziły się, pojednały, a później ich życie było jeszcze
bardziej szczęśliwe i radosne.
Dziś wieczorem będziemy modlić się o
uzdrowienie.
Zwykle mówimy o uzdrowienie duszy i ciała. Dziś
zaś w tym gronie dodamy jeszcze modlitwę za rodziny, o uzdrowienie wszelkich
relacji członków rodzin. Relacji między nimi, a także relacji do Pana Boga.
Zatem już teraz warto uświadomić sobie, co jeszcze nam przeszkadza w szczęściu,
w wyrażaniu miłości wzajemnej, a także miłości międzypokoleniowej z rodzicami,
teściami i innymi krewnymi. Niech sam Bóg da wam natchnienie, co jeszcze
należałoby poprawić i rozwiązać z Bożą pomocą.
Opowiem może trochę z humorem za pewnym
kapucynem, który opublikował w Internecie artykuł nt. małżeństwa, rodziny (br.
Robert Krawiec OFM – Jak stać się
szczęśliwym w małżeństwie? (https://www.kapucyni.pl/czytelnia/kapucyni/kapucyni-pisza/2430-jak-stac-sie-szczesliwym-w-malzenstwie).
„Małżeństwo to zakon bardzo
święty – pisał św. Brat Albert Chmielowski – i ma cały szereg świętych
obowiązków i wystarcza, aby człowieka dobrej woli do nieba zaprowadzić”. Małżeństwo można nazwać świętym zakonem,
ponieważ uświęca rzeszę ludzi i wydaje ogrom cichych i nieznanych „białych
męczenników”. Humorystycznie można powiedzieć,
że małżonkowie w związku żyją wieloma regułami życia zakonnego. Wszak na początku drogi małżeńskiej stosują
się oni ściśle do reguły zakonu benedyktynów, czyli żyjąc pobożnie i
pracowicie, radośnie i przyjaźnie. Z
upływem czasu małżonkowie traktują siebie według reguły zakonu dominikanów,
czyli zakonu kaznodziejskiego – często prawią sobie długie „kazania i uwagi”, i
to po kilkakroć razy w ciągu dnia. Zdarzają się małżeństwa według reguły zakonu
karmelitów, gdy świadomie sprawiają sobie wiele postów i umartwień. Niekiedy
trafi się wśród małżonków i zakon biczowników, gdy nie żałują sobie codziennych
językowych cięgów i złośliwych uwag. A stąd już niedaleka droga do reguły
zakonu kartuzów, gdzie każde z dwojga małżonków tygodniami milczy i słowa do
drugiego nie powie. W końcu pozostaje im tylko reguła pustelników, gdy każde
idzie do swoich zajęć i w swoją stronę, żyjąc nie z małżonkiem, ale obok niego.
Chciałbym teraz Was prosić, aby każdy z
małżonków, zastanowił się i zadał sobie pytanie: Jaka „reguła zakonna” panuje w moim małżeństwie? A potem wieczorem,
oddał problem Panu Bogu w modlitwie o uzdrowienie.
„Osoby rozwiedzione natomiast, które zawarły
ponowne związki, nadal, pomimo ich sytuacji, przynależą do Kościoła, który ze
szczególną troską im towarzyszy w ich pragnieniu kultywowania, na tyle, na ile
to jest możliwe, chrześcijańskiego stylu życia poprzez uczestnictwo we Mszy
św., choć bez przyjmowania Komunii św., słuchanie słowa Bożego, adorację
eucharystyczną, modlitwę, uczestnictwo w życiu wspólnotowym, szczerą rozmowę z
kapłanem czy ojcem duchownym, oddawanie się czynnej miłości, dziełom pokuty
oraz zaangażowaniu w wychowanie dzieci.” (Benedykt XVI – Adhortacja
„Sacramentumcaritatis” (2007 r.)
Tak, mężczyźni i kobiety naszych czasów
rzeczywiście są niekiedy ogołoceni i poranieni, znajdują się na poboczach dróg,
którymi idziemy, i często nikt nie słucha ich wołania o pomoc, nie pochyla się
nad ich cierpieniem, by im ulżyć i otoczyć opieką. W dyskusjach, często czysto
ideologicznych, objęci są oni swoistą zmową milczenia. Tylko postawa miłości
miłosiernej pozwala zbliżyć się do ofiar, by się nimi zaopiekować, pomóc im się
podnieść i powrócić do normalnego życia. (Benedykt
XVI – Otoczmy opieką osoby zranione,5
IV 2008 — Do uczestników kongresu poświęconego pladze aborcji i rozwodów)
Te rodziny też możemy wieczorem objąć modlitwą i
wyprosić dla nich wiele potrzebnych łask.
XV TYDZIEŃ ZWYKŁY – ROK II
HOMILIA – sobota, 21.07.2019
Msza św. w piątym dniu rekolekcji dla Rodzin w Domu Misyjnym
pw. św. Józefa – Swarzewo
Temat V
dnia: Miłość małżonków
odzwierciedleniem miłości Chrystusa do Kościoła
Mi 2,1-5;
Mt
12,14-21
Kochani!
W Księdze
Micheasza znajdują się następujące słowa:
Biada tym, którzy planują nieprawość i obmyślają
zło... Przeto tak mówi Pan. Oto Ja zamierzam zesłać na to plemię niedolę, od
której nie uchylicie waszych karków i nie będziecie dumnie chodzić, bo będzie
to czas nieszczęścia.
Jeśli
ktoś z Was prześledziłby historię zbawienia, to mógłby zobaczyć, że
rzeczywiście BÓG zesłał na Izraelitów wiele nieszczęść i to nie tylko wtedy.
Zawsze kiedy Izraelici sprzeniewierzali się Bogu, to Bóg zsyłał na nich
nieszczęścia, bądź to w postaci klęsk żywiołowych, bądź poprzez wojny, wygnania
itp. Zwykle Izraelici dość szybko reflektowali i nawracali się do swego Boga
Jahwe, a Bóg w swym miłosierdziu darował im winy i na nowo błogosławił. Zatem
nieszczęścia były środkiem wychowawczym dla narodu wybranego. Oni rozumieli tę
Bożą pedagogię.
Kochani!
– A jak jest dzisiaj?
Czyż mało
mamy klęsk żywiołowych na świecie? Wichry, huragany, powodzie, a ostatnio
susza. Szybkie zmiany temperatury, których nie znosi ludzki organizm. Szerzą
się choroby na które jeszcze medycyna nie znalazła lekarstwa. Są katastrofy,
akty terroryzmu, wojny, w których giną niewinni ludzie.
Pomyślmy
zatem, czy narody, ich władze nie planują zła. Otóż np. ogranicza się produkcję
żywności, nakłada kary za nadprodukcję, a nawet topi się żywność, aby utrzymać
ceny na dość wysokim poziomie, podczas, gdy rocznie miliony ludzi umierają z
głodu. Ziemia jest w stanie ludzi wyżywić, ale wtedy trzeba by ludzkiej
solidarności, ludzkiej miłości bliźniego.
Zobaczmy
też, jak wygląda stosunek do Boga narodów świata. Jeśli uważnie prześledzicie
statystyki, jeśli słuchacie wiadomości w radiu lub TV, śledzicie prasę
codzienną, to zapewne zauważyliście, że nie jest z tym dobrze. W niektórych krajach Europy np. powstaje więcej
meczetów niż kościołów, które często są zamykane z braku wiernych, z braku
nowych kapłanów, a starzy przecież umierają...
Oprócz
tego można zauważyć, że wbrew prawu Bożemu w niektórych krajach legalizuje się
aborcję, eutanazję, związki osób jednej płci, zezwala się im na adopcję dzieci,
a nawet zalegalizowano w Holandii związek pedofilów, już nawet nie mówiąc o
rozwodach i kolejnych związkach.
Ewangelia zaś mówi, że: Faryzeusze wyszli i odbyli naradę przeciw Jezusowi, w jaki sposób Go
zgładzić. Gdy się Jezus dowiedział o tym, oddalił się stamtąd. A wielu poszło
za Nim i uzdrowił ich wszystkich. ...Tak miało się spełnić słowo proroka
Izajasza: Oto mój Sługa, którego wybrałem; Umiłowany mój, w którym moje serce
ma upodobanie. Położę ducha mojego na Nim, a On zapowie prawo narodom. Nie będzie się spierał ani krzyczał, i
nikt nie usłyszy na ulicach Jego głosu. Trzciny zgniecionej nie złamie ani
knota tlejącego nie dogasi, aż
zwycięsko sąd przeprowadzi. W Jego imieniu narody nadzieję pokładać będą.
Jak widać współcześni
faryzeusze też chcą zgładzić Jezusa, poprzez mordowanie Jego wyznawców. Nie
dajmy się im zastraszyć i róbmy nadal swoje – jak przystoi na chrześcijan;
naśladujmy Jezusa.
A jaki miał być Jezus wg Izajasza?
Jezus miał być cichy
i delikatny w swych wypowiedziach, w swym życiu i takim rzeczywiście był. W
żadnym miejscu Ewangelii nie przeczytamy o tym, aby Jezus kiedykolwiek
krzyczał. Jedyny wyjątek stanowi sytuacja w świątyni, gdy powywracał stoły
kupców, gdyż jak mówił: Gorliwość o dom Twój (Ojca) pożera Mnie. Jeśli
chodzi o to, że: Nie złamie trzciny
nadłamanej, nie zgasi knotka o nikłym płomyku, to mamy na to wiele
przykładów w Ewangelii. Np. obrona kobiety cudzołożnej, aby nie została
ukamienowana, powołanie celnika Mateusza, spotkania u celników, zezwolenie
grzesznicy Magdalenie na mycie włosami Jego nóg, a wreszcie obietnica dana
łotrowi na krzyżu: Dziś ze Mną będziesz w raju. Nikomu grzechów nie
wypominał, nikogo nie poniżał, a jedynie mówił: Idź w pokoju! Nie grzesz
więcej… Nie grzesz więcej, to było jedyne zalecenie, które wielokrotnie się
powtarzało z okazji cudów Jezusa. Zatem dla Boga bardzo ważne jest odwrócenie
się od grzechów, aby po uzdrowieniu coś gorszego się nie przydarzyło. A Jezus
przecież jest w pełni wiarygodny, jako ten, o którym mówi Bóg Ojciec przez usta proroka Izajasza:
Oto mój Sługa, którego
podtrzymuję, Wybrany mój, w którym mam upodobanie. Sprawiłem, że Duch mój na
Nim spoczął; On przyniesie narodom Prawo… W
Jego imieniu narody nadzieję pokładać będą.
My to Prawo mieliśmy
okazję poznać. Streszcza się ono w przykazaniach miłości Boga i bliźniego. Zaś
po miłości wzajemnej poznają, że jesteśmy Jego uczniami. Wprowadzajmy więc
prawo miłości w nasze życie codzienne, a Bóg niech nam w tym Błogosławi nawet
już dziś wieczorem podczas modlitwy o uzdrowienie. Amen!
XVI NIEDZIELA ZWYKŁA – ROK B
HOMILIA – 22.07.2018
Msza św. na zakończenie rekolekcji dla Rodzin w Domu
Misyjnym pw. św. Józefa – Swarzewo
Jr
23,1-6; Ef 2,13-18; Mk 6,30-34
Kochani.
To już ostatnie chwile
naszych rekolekcji. Jakże pragnę, aby przyniosły one dobre owoce w dalszym
Waszym pożyciu małżeńskim, w Waszych rodzinach, w Waszym domowym Kościele.
Proszę Pana Boga, aby
On sam dokończył dzieła, które zaczął i dalej prowadził Wasze rodziny do
zbawienia, drogą miłości, jedności, wzajemnego zrozumienia, zawierzenia Panu
Bogu. Aby Wasze dzieci wzrastały w mądrości i łasce u Boga i ludzi, jak 12 –
letni Jezus, o którym mówiliśmy bazując na radosnej Ewangelii o odnalezieniu Go
w świątyni.
Ta Ewangelia,
uchylając rąbka tajemnicy z życia Świętej Rodziny, przypomniała nam jak być
powinno w naszych rodzinach, aby i one mogły zmierzać do świętości. Otóż:
1. Wierność tradycji religijnej i
wychowanie dzieci w wierze, własnym przykładem.
2. Wspólne wychowywanie dzieci z
pewną dozą zaufania i pobudzania do refleksji nad własnym postępowaniem.
3.Dialog i jednak posłuszeństwo.
Na początku
przypomnieliśmy sobie, czym jest małżeństwo i rodzina chrześcijańska
Potem zwróciliśmy
uwagę na wierność przysiędze małżeńskiej, którą tutaj mieliście możliwość
odnowić.
Mam też nadzieję, że wspólna
modlitwa, rozważnie Pisma Świętego, konferencje, przebywanie razem, a przede
wszystkim Eucharystia przybliżyła nas między sobą i do PANA BOGA: DO JEZUSA
CHRYSTUSA. Po
dobrej spowiedzi, sakramencie chorych, modlitwie o uzdrowienie, będzie wam
łatwiej dochować przyrzeczeń, rozwijać domowy Kościół z Bożym
błogosławieństwem.
Kochani!
Na początku rekolekcji wspomniałem, że czytania liturgiczne na konkretny czas,
na konkretne wydarzenia, są zwykle wybrane przez Ducha Świętego działającego w
Kościele. Dziś można to łatwo zobaczyć. Otóż np. fragment Ewangelii wg św.
Marka, który przeczytałem jest zatytułowany: Powrót Apostołów.
Wy
również wracacie do domu. Skoro ten czas rekolekcji tak wprost niezwykle był
wpisany w liturgię Kościoła tak, jakby specjalnie dla nas, warto przyjąć i to,
co dziś mówią do nas czytania liturgiczne. Zwykle też przy okazji dłuższych
rozstań, pożegnań, przekazuje się to, o jest najbardziej istotne, o czym
chcielibyśmy aby pamiętali ci, których opuszczamy.
Apostołowie
wrócili do Jezusa i opowiedzieli Mu, co zdziałali i czego nauczali. Wy
natomiast; kochani po powrocie do domu możecie opowiadać, czego się
nauczyliście, czego doświadczyliście, a pracy jest wiele.
Apostołowie
byli zmęczeni, gdyż wielu przychodziło i odchodziło by słuchać ich nauki
potwierdzonej mocą Boga, bo jak pamiętamy, kiedy Jezus rozsyłał uczniów, to dał
im władzę nad duchami nieczystymi. Zatem w tamtych czasach było duże
zapotrzebowanie na taką naukę. Dodatkowo świadczy o tym fakt, że nawet kiedy za
radą Jezusa odpłynęli na miejsce pustynne, aby tam odpocząć, to i tak tłum
ludzi, którzy widzieli ich odpływających, pośpieszył za nimi. – A co na to
Jezus?
Jezus: Zlitował
się nad nimi, byli bowiem jak owce nie mający pasterza. I zaczął ich nauczać...
Opisana
sytuacja pokazuje nam Jezusa, jako tego, który mimo, że był Bogiem, to potrafił
zmienić swój plan i dostosować się do aktualnej sytuacji. Prawdopodobnie był
zmęczony podobnie jak apostołowie, ale tym niemniej rozumiał sytuację ludzi,
którzy tak bardzo pragnęli spotkania z Nim i chcieli słuchać Jego nauki. Zatem
Jezus zrezygnował z zaplanowanego odpoczynku i spełnił pragnienia tłumu, a
jak jest z nami?
Współczesny
człowiek zwykle chciałby wszystko dokładnie zaplanować i trzymać się tego
planu, a kiedy coś nie wychodzi, to przeżywa frustracje lub po prostu złości
się zapominając o tym, że zwykle jeśli np. ktoś przychodzi prosić o spotkanie,
o pomoc, to warto poświęcić mu trochę czasu, a potem sam Bóg wynagradza za to,
że nie odrzucił człowieka potrzebującego pomocy. Inaczej można powiedzieć, że współczesnemu
człowiekowi zwykle trudno zrezygnować z własnych planów na rzecz realizacji
planów Bożych. W pewnym sensie
jest to wielkie nieporozumienie, bo jeśli ktoś jest człowiekiem wierzącym, to
często odmawia modlitwę Ojcze nasz..., a właśnie w tej modlitwie są
słowa: Bądź wola Twoja. Zatem wola Boga wcale nie musi być taka
sama jak wola człowieka, więc planując różne zajęcia, człowiek wierzący
powinien być przygotowany na ewentualną zmianę planów własnych, jeśli tego
wymaga dobro drugiego człowieka.
Znam
kilka osób, które mówią mi, że nie mogą sobie niczego zaplanować, bo i tak nie
wyjdzie, ale wcale nie narzekają, bo z doświadczenia wiedzą, że tak naprawdę
nic nie tracą. Zaplanowane prace wykonają tylko w trochę innym czasie, a oprócz
tego Pan Bóg pomaga.
Myślę, że
każdy z was choć czasem zauważył, że jego plany legły w gruzy na rzecz czegoś,
co się nie spodziewał. Potem z perspektywy czasu, zauważył, że to, co
przygotował Bóg, było lepsze od zamierzonych planów. Kochani. Odnosząc się do
tematu naszych rekolekcji, można powiedzieć, że skoro rodzina jest domowym
Kościołem, to i w tej miniaturce Kościoła, cegiełce, z jakich składa się
Kościół Chrystusowy, działa Duch Święty na bieżąco, a więc niekonieczne Jego plany
muszą się pokrywać z naszymi, ludzkimi planami. Bóg wybiera zawsze dla nas to,
co najlepsze.
Tu
chciałbym się podzielić pewną moją refleksją nt. wydarzenia niemalże z
ostatniej chwili, bo z minionego poniedziałku. Otóż pewna osoba z głęboką wiarą
i zaufaniem z troską o teścia swojego syna, poprosiła mnie o modlitwę. Znam tę
osobę od dawna, więc znam wiele szczegółów z jej życia. Otóż rodzina syna
pojechała na kilka dni do jego teściów i właśnie krótko po przyjeździe
zauważono, że ów teść jakoś dziwnie się zachowuje, jest słaby, cierpi, od kilku
godzin nasila się ból żołądka. Może nawet z tego powodu wybierze się do
lekarza, ale jeszcze nie teraz. Może jakieś leki, zioła na żołądek pomogą.
Skoro jednak stan ojca synowej się pogarszał, zadzwoniła do mojej rozmówczyni z
prośbą o modlitwę, ewentualnie jakąś radę. Wtedy otrzymała odpowiedź, że to nie
żołądek, lecz serce. Może stan przedzawałowy lub zawał. Poleciła spokojnie
leżeć i wezwać pogotowie. Powiedziała, że z doświadczenia z krótkiej pracy w
szpitalu wie, że tak może być, że nawet czasem zdarzały się wypadki śmiertelne
właśnie dlatego, że nawet lekarze pogotowia pomylili ból żołądka z zawałem,
więc nie ma co zwlekać. Posłuchano ją, ale nie do końca. Chory się położył, a
potem zawieziono go do lekarza. Lekarz szybko wezwał karetkę i przewieziono
pacjenta do najbliższego szpitala. Tam natychmiast wykonano koronografie. Jedna
z 3 żył przy sercu była totalnie zapchana, a dwie pozostałe dość mocno. Pomoc
została udzielona w niemalże ostatniej chwili. Chory przeżył i po przepchaniu
żył, czuje się lepiej. Zanim przyszła pomoc medyczna, wiele osób się modliło,
więc może dlatego zawał go nie zabił? Dziś dzielę ich radość, że mogłem też
modlitwą uczestniczyć w tym małym cudzie ocalenia życia. Skądinąd wiadomo, że
dobremu człowiekowi, pracowitemu, troszczącemu się o rodzinę ojcu, pokornemu i
cichemu mężowi, który zwykle na nic się nie skarżył, chyba że jak teraz już sił
brakowało, a ból był zbyt dotkliwy.
Pomyślałem
sobie, czy czasem to całe zdarzenie nie było już wcześniej wpisane w plan Boży
dla tego człowieka, dla tej rodziny. Otóż moja znajoma w stanie wojennym była
wyrzucona z pracy w swym zawodzie informatyka, by wkrótce potem znaleźć pracę w
wojewódzkim szpitalu na kierowniczym stanowisku w dokumentacji, gdzie z racji
zawodu musiała między innymi przeglądać karty pogotowia, gdzie opisywano dość
dokładnie każdy przypadek chorego, objawy i sposób udzielania pomocy. Ona
wnikliwie czytała z zaciekawieniem i jak widać zapamiętała coś z tego na wiele
lat. Zatem niemalże natychmiast skojarzyła objawy z chorobą i jakiej należy
udzielić pomocy. Może już wcześniej Bóg miał plan połączenia tych rodzin i
przeprowadzenia ich przez takie, a nie inne doświadczenie. Po co? Na razie nie
wiadomo. Dla mojej znajomej, jest to nie tylko radość z powodu uratowanego
życia 60-letniego mężczyzny, ale też świadomość uczestnictwa w Bożym planie,
który On dla nas przygotowuje o wiele wcześniej, niż poznamy jego cel. Tylko
nie trzeba stawiać oporu światłu Ducha Świętego, które rozjaśnia nasze serca i
umysły. Nie trzeba się bać próby udzielenia pomocy potrzebującym nawet wtedy,
gdy możemy być niezrozumiani, wyśmiani. Nie trzeba wówczas myśleć o sobie,
tylko o potrzebie drugiego człowieka, o jego dobru. Jak widać można w ten
sposób komuś nawet uratować życie – nawet na odległość, bez bezpośredniego
kontaktu z osobą potrzebującą pomocy. Duch Święty działający w tej konkretnej
wspólnocie domowego Kościoła, przychodzi z pomocą, posługując się członkami tej
wspólnoty jednocząc ich we wspólnej trosce, wspólnym działaniu.
Teraz
proszę pomyśleć, co mogłoby się stać, gdyby któraś z osób nie chciała
współpracować? Gdyby np. poinformowana moja znajoma wykonała dokładnie tyle,
ile od niej chciano – tylko modlitwa. Gdyby zaczęła rozważać, co powiedzą, wyśmieją,
obrażą się, że się wtrąca lub diagnoza będzie inna?
Gdyby zaś
któraś osób nie przyjęła do wiadomości ostrzeżenia? Gdyby chory się nie
położył, nosił wnuków lub zajął się inną pracą na granicy sił? Gdyby nie
doprowadzono go do lekarza, lub powiedziano lekarzowi spokojnie tylko o bólu
żołądka, lub lekarz nie przyjąłby sugestii i natychmiast nie zareagował? – Nie
wiem, ale chyba śmierć by owego biedaka nie ominęła.
Kochani,
to wydarzyło się teraz na te rekolekcje, więc posłużyło mi jako przykład;
myślę, że jasny przykład obecności Boga w naszym życiu, w życiu konkretnych
rodzin. Oczywiście znam wiele przykładów takiego działania, ale ten wydaje mi
się bardzo wymowny, jasny. Zwykle jest tak, że to, czego się uczymy, czego
doświadczamy, prędzej czy później może być przez nas wykorzystane lub może
przydać się komuś innemu. Wszystko, co jest robione zgodnie z Bożym planem,
inaczej wypełniając Jego wolę, ma swój głęboki sens i nigdy nie jest bezcelowe,
choć czasem ktoś mówi, że uczy się niepotrzebnych rzeczy, lub pyta dlaczego go
coś spotyka, czego by nie chciał. Jeśli ktoś zdecyduje się być uczniem
Chrystusa, jeśli postanowi pełnić wolę Bożą, to Bóg go przeprowadzi przez
życie, choć droga do zbawienia, do świętości nie musi być łatwa, czego
przykładem jest życie samego Jezusa, Świętej Rodziny i wielu kanonizowanych świętych.
Kochani.
Wracając do liturgii słowa, można też zauważyć, że dzisiejsze czytanie z Listu
św. Pawła do Efezjan jest doskonałym uzupełnieniem dzisiejszej Ewangelii, a
zarazem wskazówką dla nas na dalsze życie po powrocie do domu. Uzupełnienie to
polega na tym, że najpierw św. Paweł przypomina fakt, który również nas
dotyczy, a mianowicie: Ale teraz w Chrystusie Jezusie wy, którzy niegdyś
byliście daleko; staliście się bliscy przez krew Chrystusa.
Znów aż
nieprawdopodobnie zadziwia fakt, że św. Paweł mówijakby o nas. Przecież
przed rekolekcjami może nie wszyscy znaliście się od najlepszej strony, może
były między wami jakieś urazy, nieporozumienia, a dziś po tych kilku dniach
staliśmy się sobie bliscy dokładnie przez Krew Chrystusa, bo właśnie znajdujemy
się w Domu Misjonarzy Krwi Chrystusa, którzy jako charyzmat mają właśnie Krew
Chrystusa, dzięki której Jezus nas odkupił.
Dalej
czytamy: On bowiem jest naszym pokojemi zaraz św. Paweł dodaje: On,
który obie części ludzkości uczynił jednością, bo zburzył rozdzielający je mur
– wrogość.
Niech te
słowa św. Pawła pozostaną nam w pamięci nie tylko na tę niedzielę i na krótki
czas po powrocie do domu, ale na całe życie.
Pierwsze
zdanie przypomina o tym, że Jezus prawdziwie jest naszym pokojem, o czym też
mówiliśmy już podczas naszych rekolekcji, a skoro jest pokojem, to zawsze
wtedy, gdy odczuwamy niepokój, lęk, to możemy z tym pójść do Jezusa, aby
obdarzył nas pokojem. Oprócz tego, gdy znajdziemy się w środowisku ludzi
niespokojnych lub drażniących innych, to również możemy prosić o wprowadzenie
pokoju wśród nich, gdyż Jezus obie części ludzkości uczynił jednością, bo
zburzył rozdzielający je mur – wrogość.
Szczególnie
w tych czasach aktualne są te słowa, bo przecież wiecie, jak wiele jest
wrogości we współczesnym święcie. Wystarczy choćby obejrzeć dziennik
telewizyjny, czy wysłuchać komunikatów, aby zobaczyć jak często ludzie się
nienawidzą. Są wojny, kłótnie, obrażanie się, niezdrowa rywalizacja, rozwody,
poranione dzieci, przemoc fizyczna lub psychiczna w rodzinach. – Ok. 30% dzieci
doznaje przemocy w rodzinach, a ok. 50 % zawieranych małżeństw rozwodzi się...
Niestety,
na wiele spraw nie mamy wpływu, ale też w naszym najbliższym otoczeniu na pewno
spotykamy ludzi, którzy się nienawidzą, a może czasem i my sami czujemy wrogość
wzgl. innych osób? Zatem na zakończenie tych rekolekcji gorąco proszę Was,
abyście byli ludźmi pokoju, którzy zawsze burzą mur wrogości najpierw w sobie,
a potem wszędzie, gdzie tylko jest to możliwe, a Jezus, który uczynił to
pierwszy, na pewno wam w tym pomoże, o ile tylko Go o to poprosicie. On w modlitwie arcykapłańskiej,
prosił za przyszły Kościół, aby wszyscy stanowili jedno, na wzór Trójcy Świętej.
Pamiętajmy przy tym, że Trój – Jedyny Bóg jest Miłością. Niech Bóg Wam
zawsze błogosławi, darzy radością, miłością i pokojem. Amen!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz