piątek, 3 sierpnia 2018

Rekolekcje dla rodzin w Swarzewie - lipiec 2018

Temat rekolekcji:
„Rodzina Domowym Kościołem”


W programie rekolekcji: codzienna Eucharystia, rozważanie Pisma Świętego, adoracja i modlitwa, doświadczenie wspólnoty, modlitwa o uzdrowienie duszy i ciała, konferencje, możliwość skorzystania z poradni rodzinnej, warsztaty kosmetyczne
Tematy konferencji:
Czym jest Małżeństwo i Rodzina chrześcijańska
Wypełnianie przykazania miłości bliźniego podstawą więzi 
rodzinnej
Wychowanie w Rodzinie chrześcijańskiej
Małżeństwo wspólnotą ludzi grzesznych
Miłość małżonków odzwierciedleniem miłości Chrystusa do 
Kościoła
Rekolekcje prowadził: Ks. Andrzej Szymański, CPPS

SŁOWO ŻYCIA

Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię(Mt 11,28)

PLAN DNIA

Wtorek – 17.07

18.00 – Kolacja
19.00 – Msza święta na rozpoczęcie rekolekcji – aula
20.00 –  Okazja do poznania się. Konferencja wstępna. Temat: Czym jest Małżeństwo i Rodzina chrześcijańska (dzieci podczas konferencji przebywają z opiekunami)
23.00 – Cisza nocna

Środa – 18.07

  7.30 – Pobudka
  8.00 – Modlitwa w kaplicy z całymi rodzinami – Modlitwę przygotowują rodziny
8.15 – Śniadanie
  9.30 – Spotkanie animatorów grup
10.00 – Konferencja. Temat: Wypełnianie przykazania miłości bliźniego podstawą więzi rodzinnej
Po konferencji okazja do rozmów, dyskusji
11.00 – Rozważanie Pisma Świętego. Ewangelia do rozważania: Mt 11,25-27
11.45 – Przygotowanie do Mszy św.
12.00 – Eucharystia
13.00 – Obiad
Czas wolny dla rodzin – do kolacji
15.00 – Koronka do Bożego Miłosierdzia w kaplicy.
15.15 – 18.00 – Możliwość spowiedzi, rozmowy
16.30 – 18.30 – Warsztaty kosmetyczne (Alicja Biłat)
18.30 – Kolacja
19.45 – Nabożeństwo pokutne – konferencja: Warunki dobrej spowiedzi. Adoracja. Okazja do spowiedzi
22.00 – Zakończenie Adoracji
23.00 – Cisza nocna

Czwartek – 19.07

  7.30 – Pobudka
8.00 – Modlitwa w kaplicy z całymi rodzinami – Modlitwę przygotowują rodziny
 8.15 – Śniadanie
9.30 – Spotkanie animatorów grup
10.00 – Konferencja. Temat: Wychowanie w Rodzinie chrześcijańskiej
Po konferencji okazja do rozmów, dyskusji
11.00 – Rozważanie Pisma Świętego. Ewangelia do rozważania: Mt 11,28-30
11.45 – Przygotowanie do Mszy św.
12.00 – Eucharystia
13.00 – Obiad
Czas wolny dla rodzin – do kolacji
15.00 – Koronka do Bożego Miłosierdzia w kaplicy.
15.15 – 18.00 – Możliwość spowiedzi, rozmowy
18.30 – Kolacja
19.45 – Sakrament Chorych – dla wszystkich łącznie z dziećmi
20.45 – Konferencja. – Film pt.: O prawdziwych znakach działania Ducha Świętego w duszy – opowiada ks. Piotr Glas – egzorcysta. Po filmie –  okazja do spowiedzi.
23.00 – Cisza nocna

Piątek – 20.07

7.30 – Pobudka
8.00 – Modlitwa w kaplicy z całymi rodzinami – Modlitwę przygotowują rodziny
  8.15 – Śniadanie
9.30 – Spotkanie animatorów grup
10.00 – Konferencja. Temat: Małżeństwo wspólnotą ludzi grzesznych
Po konferencji okazja do rozmów, dyskusji
11.00 – Rozważanie Pisma Świętego. Ewangelia do rozważania: Mt 12,1-8
11.45 – Przygotowanie do Mszy św.
12.00 – Eucharystia
13.00 – Obiad
Czas wolny dla rodzin – do kolacji
15.00 – Koronka do Bożego Miłosierdzia w kaplicy.
15.15 – 18.00 – Możliwość spowiedzi, rozmowy
18.30 – Kolacja
19.45 – Świadectwo Franciszka i Marii Sychowskich z Poradni Rodzinnej i Ruchu Focolari. Po spotkaniu możliwość skorzystania z poradni rodzinnej i okazja do spowiedzi
23.00 – Cisza nocna

Sobota – 21.07

7.30 – Pobudka
8.00 – Modlitwa w kaplicy z całymi rodzinami – Modlitwę przygotowują rodziny
8.15 – Śniadanie
9.30 – Spotkanie animatorów grup
10.00 – Konferencja. Temat: Miłość małżonków odzwierciedleniem miłości Chrystusa do Kościoła
Po konferencji okazja do rozmów, dyskusji
11.00 – Rozważanie Pisma Świętego. Ewangelia do rozważania: Mt 12,14-21
11.45 – Przygotowanie do Mszy św.
12.00 – Eucharystia w Sanktuarium Matki Bożej Królowej Morza w Swarzewie – Odnowienie Przyrzeczeń Małżeńskich
13.00 – Obiad
Czas wolny dla rodzin – do kolacji
15.00 – Koronka do Bożego Miłosierdzia w kaplicy.
15.15 – 18.00 – Możliwość spowiedzi, rozmowy
18.30 – Kolacja
19.45 – Adoracja. Modlitwa o uzdrowienie duszy i ciała
21.15 – Zakończenie Adoracji. Okazja do spowiedzi
23.00 – Cisza nocna

Niedziela – 22.07

7.30 – Pobudka
  8.00 – Eucharystia
  9.00 – Śniadanie
10.00 – Program przygotowany przez dzieci
10.30 – Wymiana doświadczeń
12.00 – Obiad


XV TYDZIEŃ ZWYKŁY – ROK II
HOMILIA – wtorek, 17.07.2018
Msza św. na rozpoczęcie rekolekcji dla Rodzin w Domu Misyjnym pw. św. Józefa – Swarzewo
Temat I dnia: Czym jest Małżeństwo i Rodzina chrześcijańska
Iz 7,1-9; Mt 11,20-24

Drodzy Bracia i Siostry w Jezusie Chrystusie!
Drodzy mężowe, kochani ojcowie, drogie kobiety, żony, kochane matki i kochane dzieci. Serdecznie witam Was na rekolekcjach dla rodzin. Dziękuję Wam, że pozostawiliście wszystko, waszą pracę, domy, codzienne obowiązki, aby wspólnie z innymi, przeżyć rekolekcje, których temat jest Wam znany, a mówi on o tym, że RODZINA JEST DOMOWYM KOŚCIOŁEM.
Spotykamy się tutaj w Domu Misyjnym św. Józefa – opiekuna Świętej Rodziny, więc na samym początku, poprośmy patrona tego domu, aby wspierał nas w naszych poszukiwaniach Boga, miłości wzajemnej, pokoju i Bożej mądrości, aby wasze rodziny były szczęśliwe i Bogiem silne, aby były prawdziwym domowym Kościołem.
Święty Józefie – módl się za nami.
Poprośmy też Maryję, Matkę Boga i naszą, która w Kanie Galilejskiej zatroszczyła się o szczęście pary młodej i gości weselnych, wypraszając u swego Syna, pierwszy cud. Poprośmy wspólnie: Maryjo, Matko Boża módl się za nami i wspomagaj nas nieustannie.
Może jeszcze na początku warto przypomnieć co to są rekolekcje? O co w nich chodzi?
Czy jest to tylko czas odpoczynku nad morzem? Czy może wyrwanie z szarości dnia, aby posłuchać coś innego. Może rekolekcjonista powie coś ciekawego, może ktoś z uczestników pomoże mu rozwiązać zastarzałe problemy?
– Jest też okazja do korzystania z sakramentów św., spowiedzi, Eucharystii. Pewien zakonnik na prowadzonych przez siebie rekolekcjach powiedział, że rekolekcje, to czas spotkania z Bogiem we wspólnocie Kościoła. Można by wiele wymieniać… Dla mnie zaś czas rekolekcji, jest czasem szczególnej łaski od Pana Boga, czas, w którym spotykamy się we wspólnocie Kościoła, po to, aby głębiej niż zwykle, zastanowić się nad swoim życiem, aby je, choć trochę zmienić na lepsze, aby choć odrobinę przybliżyć się do ideału, jaki wskazał nam Chrystus i nawiązać z Nim ściślejszą relację osobową. Aby zaprosić Go do codziennego życia naszych rodzin, żeby iść dalej z Nim przez kolejne, szare dni aż razem osiągniemy cel zasadniczy, którym jest życie wieczne w niebie wśród Aniołów i Świętych. Aby po prostu być Zbawionym dzięki odkupieńczej męce i śmierci Chrystusa na krzyżu. Dzięki Jego krwi przelanej dobrowolnie za nas.
Myślę, że do tej pory, dla wielu z Was nie powiedziałem nic nowego, nic odkrywczego. Czy jednak wiedząc, każdy z nas naprawdę wierzy w Bożą miłość, która ma moc przemiany serc i przeprowadzania nas przez trudne sytuacje?
Podczas tych rekolekcji, niech Bóg pomoże nam pogłębić naszą wiarę i wzajemną miłość, aby nasze rodziny były szczęśliwe i Bogiem silne, aby też były żywym świadectwem życia chrześcijańskiego; prawdziwym domowym Kościołem.
Raz jeszcze serdecznie wam dziękuję za to, że tu jesteście. Dziękuję za wspólnie spędzony czas w obecności Chrystusa, który obiecał kiedyś, że zawsze będzie tam, gdzie są przynajmniej dwaj lub trzej zgromadzeni w Jego Imię. My przecież zgromadziliśmy się w Jego Imię na te kilka dni, więc mam nadzieję, że to spotkanie choć trochę przybliży nas do ideału Chrystusowej miłości, do Kościoła i pomoże we wprowadzaniu Ewangelii w nasze życie codzienne.
Papież Franciszek, w jednej ze swych katechez przed niedzielną modlitwą Anioł Pański, zachęcał do codziennego czytania i rozważania choćby małego fragmentu Ewangelii. Zachęcał też, aby ją mieć przy sobie, w kieszeni, torebce, aby też dzielić się z innymi Ewangelią.
Papież mówił, że Ewangelia ma moc odziaływania na życie człowieka, że ma moc przemieniania nas. Zatem i ja odpowiadając na słowa papieża, zachęcam także was, abyście żyli Ewangelią na co dzień. Ale żeby żyć, to trzeba ją czytać i rozważać, aby jej słowa odmieniały nasze serca upodabniając je do gorejącego miłością serca Chrystusa. Dopiero doświadczając działania Ewangelii na sobie, możemy innych do tego zachęcać jako ci, którzy są świadkami doświadczania Jej mocy. Nasz wysiłek, nie pójdzie na marne. To nam obiecał Jezus. Zatem nie przypadkowo w codziennym planie naszych rekolekcji znajdujemy czas na rozważanie Ewangelii, aby potem kontynuować podobne rozważanie w naszych rodzinach. Zapewne w niektórych rodzinach jest już to praktykowane, a w tych, w których jeszcze nie ma takiego zwyczaju, warto wprowadzić tę metodę czytania i wyjaśniania Pisma świętego. Przeczytajmy więc fragment i rozważmy Ewangelię, która dotyka tego tematu.
Zwykle podczas rekolekcji, nie zmieniałem czytań liturgicznych z danego dnia, gdyż przyjąłem, że Duch Święty działający w Kościele chce do nas przemówić poprzez liturgię Kościoła gromadząc nas w odpowiednim dla nas czasie.
W dzisiejszej Ewangelii na rozpoczęcie rekolekcji, Jezus począł czynić wyrzuty miastom, w których najwięcej Jego cudów się dokonało, że się nie nawróciły.
Kochani. Każde miasto, także cały Kościół katolicki, składa się z rodzin, maleńkich domowych kościołów. Mówiąc obrazowo, z cegiełek, jakimi są rodziny go tworzące. Zatem i nam biada, gdybyśmy doświadczając cudów Jezusa we współczesnym świecie, sią nie nawrócili, czyli nie zmienili choć trochę swego myślenia nt. Rodziny, Kościoła i samego Boga, który w tym wszystkim jest najważniejszy. – Bóg Miłości, chce nam pomagać iść przez życie drogą miłości wskazanej przez Niego realizując swoje powołanie do świętości w rodzinie i przez rodzinę.
Czy może już wcześniej staraliśmy poznawać naukę Chrystusa i wprowadzać ją w życie codzienne? – Na to pytanie może sobie odpowiedzieć każdy z nas w swoim sumieniu. Jednak nie tylko nasze indywidualne sumienie jest ważne. Żyjemy przecież w określonych uwarunkowaniach także politycznych. Tę politykę tworzą ludzie wybrani przez większość narodu. Oni zaś tworzą prawo, które każdy obywatel powinien przyjąć, jeśli nie chce popaść w konflikt z prawem, jeśli nie chce mieć kłopotów. Czy jednak przeciętny człowiek, członek Kościoła katolickiego zastanawia się nad związkiem między prawem Bożym, a prawem tworzonym przez ludzi? – Czasem można mieć wrażenie, że za różnymi problemami wielu wypowiada się raczej wg zwykłej, ludzkiej logiki tak, jakby Boga nie było, jakby On nie miał prawa czegoś od nas wymagać, skoro już jesteśmy członkami Kościoła. Świadczą o tym różne wypowiedzi w mediach osób wybranych przez naród. Świadczą też wypowiedzi osób prywatnych w zwykłych bardziej lub mniej przypadkowych rozmowach. Wciąż w świecie współczesnym dominuje relatywizm. Nie przyjmuje się jednej, niezmiennej prawdy, jednego niezmiennego dobra opartego na fundamencie Ewangelii. Nie przyjmuje się tak, jak nauczał Chrystus, ale uznaje się dobro indywidualne. Każdy ma prawo mieć swoją własną prawdę opartą na własnych doświadczeniach, opartą na tym, czego i skąd się nauczył. Ten relatywizm w imię wolności źle rozumianej, wcale nie przyczynia się do jedności wśród nas, ale wprowadza chaos. Wszyscy rozmawiamy niby tym samym językiem, ale niestety pod te same pojęcia wprowadza się różne znaczenia, różne wartości i stąd tyle nieporozumień.
Za tymi podziałami niestety niejednokrotnie stoją także przedstawiciele nauki. Np. jeszcze do niedawna, w medycynie uważano człowieka dopiero po 3 miesiącu ciąży. Przed ukończeniem tego czasu uważano, że to tylko jakaś grupa komórek, którą można usuwać jak chory ząb. Ten błąd niestety doprowadził do tego, że liczba przerwań ciąży wciąż rosła. W naszym kraju np. w roku 1983, było ich ponad 700 tyś. Niestety, nawet wśród osób wierzących słyszy się głosy przemawiające za legalizacją aborcji, za eutanazją. Dziś w imię postępu walczy się o refundację i legalizację metody in vitro. Niektórzy mają też pretensje do Boga, że współcześni ludzie mają kłopoty z naturalnym poczęciem dzieci. Dziecko w końcu staje się wartością, o którą trzeba zabiegać, a nie ciężarem, którego należy się pozbyć. Można się też zastanowić, do czego prowadzi poprawianie Pana Boga w Jego zamysłach, w Jego przykazaniach.
– A co z cudami o których wspomniał Jezus?
Cudów wysłuchanej modlitwy doświadcza zapewne wielu z nas. Czy jednak te fakty pomagają nam zawierzyć Chrystusowi do końca? Czy pomagają tym, którzy się o tym dowiadują? Czy czasem Jezus nie musiałby powiedzieć o nas, ludziach XXI w. podobnie jak kiedyś o tych, którzy byli świadkami dokonywanych przez Niego cudów?
– A dziś? Za chwilę dokona się cud przemiany zwykłego chleba i wina w Ciało i Krew Chrystusa. Ten cud będzie się dział na naszych oczach. Ten cud możemy przyjąć do swego serca. Możemy pozwolić Chrystusowi działać w nas i przez nas. – Co my na to?
A kolejny cud dostępny dla nas na co dzień. Zawsze, gdy tylko tego zapragniemy, Jezus odpuści nam grzechy w sakramencie pokuty posługując się osobą kapłana. Czy ten fakt rozumiemy? Czy traktujemy spowiedź jako łaskę od Pana Boga, czy raczej tylko z przyzwyczajenia się spowiadamy? A może to tylko formalność lub przepustka do Eucharystii dla niektórych? Ilu z nas widzi w tym sakramencie rzeczywisty cud? A ilu z nas ludzi współczesnych widzi w Eucharystii możliwość spotkania z Bogiem w Trójcy Świętej? Ilu wsłuchuje się w słowa wypowiadane przez kapłana podczas liturgii? Tam też za sprawą Ducha Świętego następuje przeistoczenie. Na końcu zaś otrzymujemy błogosławieństwo na kolejne godziny, dni, tygodnie… Co robimy z tym błogosławieństwem? Czy ono nas przemienia, nam pomaga, czy są to tylko słowa, które przechodzą obok nas obojętnie? Niech Bóg otworzy nam oczy naszego serca, abyśmy umieli zobaczyć cuda, których Bóg dokonuje wśród nas i aby one odmieniały nasze życie napełniając nas mocą i Chrystusowym pokojem.
Dziś jeszcze zapraszam na konferencję wprowadzającą w temat rekolekcji, czyli ogólnie o małżeństwie i rodzinie. Tych, którzy się jeszcze nie zapoznali z programem rekolekcji, zachęcam, aby możliwie szybko to zrobili. Amen!

KONFERENCJA I
REKOLECKJE DLA RODZIN – 17 LIPCA 2018

CZYM JEST MAŁŻEŃSTWO I RODZINA CHRZEŚCIJAŃSKA

Kochani. Witam Was na inauguracyjnej konferencji z zakresu tematu o Małżeństwie, o Rodzinie. Będziemy rozważali sprawy dotyczące Małżeństwa i Rodziny w zamyśle Bożym, a w szczególności, Rodzina Domowym Kościołem zgodnie z tematem tych rekolekcji.
Oczywiście temat związany z małżeństwem, a w konsekwencji rodziną i jej problemami w ramach Kościoła jest tak obszerny, że trzeba kilkuletnich studiów, aby go dokładnie zgłębić. Tutaj zaś mamy zaledwie kilka dni i kilka konferencji. Oprócz tego, człowiek ma to w naturze, że ma ograniczoną możliwość chłonności wiedzy w jednostce czasu, jak również ograniczoną możliwość przekazu. Zatem wszystkie tematy konferencji będą jedynie zarysem problemów, z którymi spotyka się rodzina, jeśli tak można powiedzieć, miniaturka Kościoła, a jednocześnie cząstka, z których zbudowany jest Kościół w świecie. Najważniejsze jednak dla nas jest to, że będziemy starali się od nowa spojrzeć na rodzinę tak, jak Bóg to ustanowił na samym początku, a więc postaramy się powrócić do źródła, aby nie szukać rozwiązań po omacku, aby też nikogo nie wprowadzać w błąd. – Tak, w błąd, bo zdaje się że w ciągu dziejów ludzkości, coraz bardziej zaciera się pojęcie rodziny i życia rodzinnego w szczęściu, jak to było w zamyśle Boga, który jest Miłością. Człowieka zaś Bóg stworzył z miłości i dla miłości, dzieląc się z nim możliwością kontynuowania dzieła stwarzania kolejnych istot ludzkich, aby też mogły kochać i być kochane, aby też Kościół mógł się rozrastać dzięki rodzeniu nowych członków. 
– To tak w ogromnym skrócie na samym początku. Może dla kogoś temat tej konferencji brzmi dziwnie, bo być może każdemu się zdaje, że dokładnie wie, czym jest małżeństwo, czym jest rodzina, czym jest Kościół, więc, o czym mówić?
Tu muszę was trochę zaskoczyć, bo z rozmów z ludźmi, z różnych spotkań i prób pomocy w rozwiązywaniu problemów także rodzinnych, można dojść do wniosku, że współczesny człowiek często w ogóle nie rozumie czym jest rodzina katolicka.
Są zaledwie nieliczne wyjątki, które przynajmniej częściowo zachowały naturalne więzi rodzinne, które wiedzą, po co zawierają małżeństwo w Kościele. To do czego się zobowiązują i na tyle szanują siebie i swoje słowo, że starają się zrobić wszystko, aby dotrzymać przyrzeczeń danych drugiej osobie w obliczu Boga, świadków i Kościoła. Gdyby współczesny człowiek naprawdę wiedział czym jest rodzina, nie byłoby nieszczęśliwych rodzin z powodu złego zachowania jej członków, zdrad, rozstań, rozwodów, kolejnych związków. Inaczej mówiąc rodzina byłaby najlepszą z możliwych ostoją szczęścia, pokoju, rozwoju i samorealizacji człowieka. Wiemy zaś, że niestety liczba rozwodów cywilnych wciąż rośnie, mimo małżeństw zawieranych także w Kościele, w którym rozwodów nie ma.
Rośnie liczba dzieci, pozbawionych prawa do poczucia bezpieczeństwa, stabilizacji, miłości. Egoizm, lekceważenie Boga oraz niedojrzałość i głupota dorosłych, niestety, bardzo często ich tego pozbawia. Współczesny człowiek też coraz bardziej traci właściwą hierarchię wartości. Odwraca porządek rzeczy niejednokrotnie myląc cel, ze środkiem. Traci też poczucie własnej wartości, własnej godności dzieci Bożych, która to godność zupełnie wystarcza, by mieć do siebie szacunek i szanować innych, jako podobne nam dzieci Boże.
Podobnie dzieci często traktowane są jak kolejna zabawka, którą trzeba mieć za wszelką cenę, lub odrzucać, niszczyć, gdy ich pojawienie się, zakłóciłoby drogę do kariery, stawianych sobie celów, wymagałoby dopasowania się do nowej rzeczywistości, w której trzeba wyrzeczeń, ograniczenia życia towarzyskiego przynajmniej na początku, no i też często rezygnacji z części dóbr materialnych, bo przecież dziecko kosztuje.
To tak ostro na początek.
Wy zaś kochani, którzy tu jesteście, jesteście już bliscy pojęciu rodziny w zamyśle Bożym, bo przecież staracie się, aby u was było lepiej dzięki zaproszeniu Chrystusa do swych domów, rodzin, a przede wszystkim do własnych serc.
Myślę jednak, że ani wiedzy, ani refleksji, ani dobra, nigdy zbyt wiele.
Jeśli to, co usłyszycie, nie przyda się wam teraz, to może w przyszłości będziecie mogli pomóc komuś, kto się zagubił w tym wirze różnych teorii i praw tego świata.
Kochani! Może ktoś z was powie, że jako kapłan, misjonarz, który nie ma własnej rodziny, cóż mogę wiedzieć i powiedzieć na temat rodziny? – Najmniej chyba.
Ale jeśli choć chwilę pomyśleć, to można zauważyć, że tak naprawdę każdy człowiek wychował się w jakiejś rodzinie i ma rodzinę. – Może nie tak ściśle rozumianą, jako związek małżeński wydający na świat dzieci, ale ma krewnych – rodziców, braci, siostry, ciocie, wujków i ich rodziny. Mniej lub bardziej zna ich problemy i uczestniczy w ich życiu. Obserwuje, wyciąga wnioski, dzieli się nimi z rodziną. Zakonnik ma też swą rodzinę duchową. – Współbraci, z którymi mieszka na co dzień i pracuje podobnie jak w rodzinie naturalnej z wyjątkiem bliskości wynikającej z miłości małżeńskiej.
W moim kapłańskim życiu miałem i mam możliwość uczestniczenia w życiu wielu rodzin, szczególnie borykających się z różnymi problemami. Często jestem gościem w domu u różnych rodzin, do których jestem zapraszany przede wszystkim, aby rozwiązać różne trudne problemy.
Czasami jest tak, że nawet kilka dni mieszkam u jakiejś rodziny, i to najczęściej za granicą przy okazji spotkań z Polonią i często niestety pojawiają się trudne sytuacje. Nieraz małżonkowie mówią, że nic przede mną nie będą ukrywali, ale będą się zachowywać tak jak to jest u nich w domu na co dzień. Podczas takiego pobytu dochodzi także do kłótni, sprzeczek, czasami łez między małżonkami i rodzicami, a dziećmi. Wtedy mogę zwrócić uwagę jako – osoba niezależna, niestojąca po żadnej stronie – i próbować rozwiązać jakiś problem. – To doświadczenia, a przecież nie można zapomnieć, że na świecie wiele osób, a w tym z powszechnie używanymi tytułami naukowymi, zajmuje się problemami rodziny, prowadzi na ten temat wykłady, pisze książki, a także artykuły dostępne w Internecie, które można czytać, przemyśleć i coś z tego wybrać dla siebie lub dla innych.
Każdy kapłan studiował teologię, więc między innymi na studiach zapoznawał się nauką Kościoła dotyczącą rodziny.
 Moi drodzy. Jesteśmy właśnie na rekolekcjach. Zatem rekolekcje to nie wykłady na jakiś temat, bo to nie studia, na których mamy zdobyć jakąś wiedzę i być za to ocenieni. Owszem, powinniśmy zdobyć trochę wiedzy, przybliżyć temat, który także nauka, a przede wszystkim nauka Kościoła, w jakiś sposób omawia, definiuje, systematyzuje. Ale w rekolekcjach chodzi o coś innego.
W duchowości Kościoła katolickiego mówi się o walce duchowej, a czas rekolekcji jest właśnie takim czasem, gdzie też można, a nawet powinno się sobie coś uświadomić, przyjąć jakąś niewygodną prawdę o sobie i pójść z tym do Pana Boga.
Na początku może powstać bunt, że to nie mój problem, a może nawet będę próbował zwalić go na współmałżonka. Jest tak trochę jak u alkoholika, który nie chce przyznać się, że jest alkoholikiem, ale że pije bo lubi i go na to stać. Przyjmijmy zatem słowa Jezusa: Poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli (J 8,32).
Na rekolekcjach ważna jest więc w nas postawa Marii, która z uwagą słuchała słów Jezusa, i taką postawę nagrodził Jezus, który również w swoim nauczaniu mówił: Kto ma uszy do słuchania, niechaj słucha (Mk 4,9). Odkrywszy konkretny problem, warto potem z tym pójść do Jezusa…
Zatem już teraz zaprośmy Ducha Świętego na nasze rekolekcje, słowami znanej nam pieśni: Przyjdź Duchu Święty, ja pragnę...
Kochani, przygotowując te rekolekcje dużo czytałem i zastanawiałem się jak to najlepiej zrobić, aby w krótkim czasie możliwie dużo, jasno przekazać tak, aby owoce tych rekolekcji były dobre w sensie Bożym i ludzkim. Co wybrać? – Doświadczenia ludzi, omówić dobrany fragment z Pisma Świętego, Katechizmu Kościoła Katolickiego, Nauki Kościoła, czy może jakieś ciekawostki, które się łatwo pamięta. Na koniec, po modlitwie, doszedłem do wniosku, że w tej konferencji będę też bazował, na wybranym opracowaniu z Internetu, a mianowicie z portalu: profesor.pl, a konkretnie na opracowaniu Grażyny Jędrych z serii: Wychowanie do życia w Rodzinie. – Model rodziny kreowany przez media katolickie– profesor.pl
Dlaczego? – Bo tam znalazłem dobre opracowanie naszego tematu w sposób prosty i jasny. Oprócz tego chciałem też Was zachęcić, abyście w miarę możliwości, zaglądali też do Internetu, gdzie dziś można znaleźć wypowiedzi i wiadomości niemalże na każdy temat, co jest bardzo istotne w tych czasach, gdzie niemalże wszyscy mamy czasu zbyt mało. Tylko od razu chciałbym was uczulić, abyście uważali, co czytacie i z jakiego źródła, aby nie wprowadzono Was w błąd.
Po tym dość długim wstępie, przejdźmy do tematu dnia dzisiejszego:
CZYM JEST RODZINA?
Grażyna Jędruch autorka wspomnianego opracowania, we wstępie napisała, że rodzina jest środowiskiem życia niemal każdego człowieka. Jest najważniejszym miejscem na ziemi.
Rodzina to pierwsza, a zatem najistotniejsza szkoła życia i miłości. To fundament, na którym człowiek buduje własną tożsamość i osobowość.
Styl życia rodziny, wartości, metody wychowania, kultywowane tradycje, budowanie więzi i okazywanie miłości to posag w dorosłe życie.
Zagadnienie to jest przedmiotem zainteresowania wielu nauk, m.in. socjologii, pedagogiki, psychologii społecznej, prawa, antropologii, teologii...
Zdefiniowanie rodziny – mimo tak oczywistego jej charakteru – nie jest zadaniem łatwym. Trudność ta polega na tym, że przedstawiciele różnych nauk eksponować będą poszczególne jej elementy. Np. psycholog podkreśli charakterystyczny dla tej grupy układ więzi emocjonalnych, prawnik natomiast system więzi formalno – prawnych, przedstawiciele nauk społecznych zaś określone role i pozycje członków względem siebie. Istnieje więc wiele definicji rodziny, np. ...Rodzina jest instytucją ogólnoludzką spotykaną we wszystkich epokach i kulturach. Do jej uniwersalnych, wszędzie spotykanych zadań należy: zaspakajanie popędu seksualnego, zaspakajanie elementarnych potrzeb życiowych oraz rodzenie i wychowywanie dzieci (...). Rodzina stanowi integralną część każdego społeczeństwa, stanowi jego najważniejszą, a zarazem podstawową komórkę. Jest najważniejszą grupą społeczną (...), grupą – która zawsze powinna być oparta na małżeństwie.
Wspólną cechą różnych definicji jest to – iż podstawę rodziny stanowi małżeństwo czyli legalny, względnie trwały związek kobiety i mężczyzny powołany w celu wspólnego pożycia, współpracy dla dobra rodziny, a więc głównie wychowania dzieci (...).
Legalizacja małżeństwa dokonuje się dzięki zawarciu ślubu (cywilnego lub kościelnego). W Kościele katolickim małżeństwo jest sakramentem, związkiem nierozerwalnym do chwili śmierci jednego z współmałżonków.
Sakrament małżeństwa jest specjalnym źródłem nadprzyrodzonej łaski w dziele wychowania dzieci.Konsekruje on rodziców do prawdziwie chrześcijańskiego wychowania dzieci, tzn. powołanie ich do uczestnictwa we władzy i miłości samego Boga Ojca i Chrystusa Pasterza; wzbogaca ich darami mądrości, rady, męstwa i wszystkimi innymi Darami Duch Świętego, po to aby pomagać dzieciom w ich ludzkim i chrześcijańskim wzrastaniu.
Chrześcijańskie małżeństwo powinno być zawsze wspólną drogą miłości. W rozwoju i pielęgnacji tej miłości ogromną rolę odgrywa dialog.  Jeśli zabraknie wspólnej rozmowy, dzielenia się nawet małymi treściami życia codziennego, gestów dobroci, uśmiechu, uważnego wsłuchania się w głos i treść słów współmałżonka... powstaje zagrożenie, że poszczególni członkowie małżeństwa i rodziny zaczną żyć obok siebie i niezależnie od siebie – co jest bardzo odległe od ideału chrześcijańskiej miłości.
Jan Paweł II w Adhortacji apostolskiej Familiaris consortioz 22 listopada 1982 r. zachęca więc do nieustannego pogłębiania małżeńskiej miłości. Uważa ją bowiem za niezwykły związek nie tylko ciał, ale związek charakterów, serc, umysłów, dążeń oraz dusz.
W rozlicznych współczesnych mediach katolickich (radio – Radio Maryja, telewizja TRWAM, prasa i literatura katolicka) wiele uwagi i miejsca poświęca się nie tylko rodzinie i małżeństwu, ale także i czystości przedmałżeńskiej.
...Czystość serca, to czystość myśli, słowa i uczynkówNieopanowanie w tej dziedzinie prowadzi do nieporozumień, konfliktów, bardzo rani bliźnich...
Płciowość wg Kościoła Katolickiego podporządkowana jest więc tylko i wyłączne miłości małżeńskiej (jasno określają to też przykazania Dekalogu – Nie cudzołóż. Nie pożądaj żony bliźniego swego......Miłość małżeńska ze swej natury wymaga więc od obojga małżonków nienaruszalnej wierności. Jest ona jednym z warunków szczęśliwej, kochającej się rodziny.
RODZINA KATOLICKA
Sobór Watykański II nazwał rodzinę katolicką – szkołą człowieczeństwa, szkołą Bożej miłości, domowym Kościołem. Rodzina – jak podaje Katechizm Kościoła Katolickiego – jest podstawową komórką życia społecznego. Jest naturalną społecznością, w której kobieta i mężczyzna są wezwani do daru z siebie w miłości i do przekazywania życia (...). Rodzina jest wspólnotą, w której od dzieciństwa można nauczyć się wartości moralnych, zacząć czuć Boga i dobrze używać wolności (...).
Papież definiuje rodzinę jako "wspólnotę osób, składającą się z mężczyzny i kobiety jako małżonków, rodziców, dzieci i krewnych."
Literatura katolicka wykazuje różnicę między "rodziną" a "rodziną chrześcijańską". W "Encyklopedii chrześcijańskiej" czytamy: "rodzina istniała przed wspólnotą chrześcijańską i nie zależała od niej. Jednak chrześcijaństwo traktuje rodzinę wyjątkowo: postrzega ją nie tylko w oparciu o szczęście lub brak szczęścia jej członków, ale przede wszystkim w oparciu o związek z łaski Chrystusa i służbę Jego Królestwu (...). Wspólnota rodzinna opiera się o miłość Jezusa, co na nowo definiuje rolę i znaczenie więzi rodzinnych (...). W rodzinie chrześcijańskiej człowiek otwiera się na współmałżonka, na dzieci na społeczeństwo, i tak okazuje się ona miejscem, gdzie wiara przejawia się w czynach i gdzie spełnia się królestwo Boże. Życie rodzinne jest rzeczywistą drogą do świętości i wyjątkowym rodzajem szkoły duchowej.
Wzorem rodzin katolickich jest Jezus, Maryja i Józef – jedyna i niepowtarzalna rodzina w dziejach ludzkości. "Święta Rodzina – wzór doskonałego połączenia miłości, ojcowskiej odpowiedzialności i synowskiego posłuszeństwa." 26 XII 2004 r. – w Dniu Świętej Rodziny, w 1 programie Telewizji Polskiej przed modlitwą "Anioł Pański" Ojciec Święty Jan Paweł II, wygłosił rozważania "Rodzina naszą troską", gdzie mówił o wzorowej prawidłowej rodzinie katolickiej. W takiej rodzinie wszyscy są równi w godności, zobowiązani do szacunku, pomocy, odpowiedzialności i sprawiedliwości. Istnieje podział ról, a także praw i obowiązków stosownych do pełnionej roli.
"Rodzina chrześcijańska jest małym Kościołem ustanowionym przez Chrystusa i złączonym ze sobą miłością, wiarą i nadzieją. Codzienna wspólna modlitwa, czytanie Pisma Świętego umacniają rodzinne więzi i prowadzą do jej świętości. Powołaniem rodziny jest jej ewangelizacja."
Ognisko domowe,to miejsce, w którym powinny panować czułość, szacunek, wierność, bezinteresowność.Tu kształtują się cnoty chrześcijańskie: umiejętność przebaczania, wyrzeczenia, roztropności, solidarności, odpowiedzialności, panowania nad pokusami i pychą.Ma to prowadzić do prawdziwej wolności, gdzie dobro duchowe ma przewagę nad dobrami materialnymi.
W rodzinie rozpoczyna się wychowanie do wiary,do pracy i życia społecznego. Rodzice powinni dawać temu świadectwo własnym życiem. Powinni być autentycznym przykładem dla swoich dzieci.
Rodzina to kolebka patriotyzmu i kultury ludzkiej. Dom rodzinny to symbol materialnych i duchowych wartości narodowych.
Rodzina jest wspólnotą ludzi różniących się wiekiem, płcią, usposobieniem, charakterem. Tylko prawidłowa, odpowiednia i dojrzała miłość, pozbawiona egoizmu, może być jej spoiwem.
Miłość w chrześcijaństwie nie jest jakimś dodatkiem, ale jego istotą, podstawową relacją zamkniętą w przykazaniu: Będziesz miłował Pana Boga swego całym swoim sercem, całą swoją duszą i całym swoim umysłem. (...) Drugie podobne jest do niego: Będziesz miłował bliźniego swego jak siebie samego. Na tych dwóch przykazaniach opiera się całe prawo(Mt 22,37-40).
Tylko w kochającej się rodzinie jej członkowie czują się bezpiecznie, spokojnie i tworzą harmonię. To właśnie w rodzinie człowiek uczy się tej miłości, która jest cierpliwa, łaskawa, która nie zazdrości, nie szuka poklasku, nie unosi się pychą, nie dopuszcza się bezwstydu, nie pamięta złego, która wszystko znosi, wszystkiemu wierzy, która wszystko przetrzyma i nigdy się nie skończy...
(zob. 1Kor 13,1-13).Tam gdzie brakuje miłości oraz sprawiedliwości przychodzi smutek i poczucie krzywdy.
Rodzina jest więc pierwszym środowiskiem, które kształtuje człowieka.Klimat miłości i zatroskania, lub klimat zaniedbania i odrzucenia – stanowią elementarne podłoże, w którym rozwija się każde dziecko.
Poprzez codzienny kontakt w rodzinie można zaobserwować więc – jak rozwija się wzajemne zaufanie, ale też i zamknięcie w sobie; szczerość – ale i kłamstwo; dyskrecja, ale i bezmyślna gadanina... Dziecko poszukuje coraz to nowych sposobów znalezienia wspólnego języka z rodzicami, z rodzeństwem i ze starszymi w rodzinie.Na tej płaszczyźnie mogą zdarzać siętrudności i niepowodzenia, ale pomimo zewnętrznych przejawów buntu – młody człowiek bardzo potrzebuje akceptacji, uczucia i bliskości swojej rodziny – a w szczególności rodziców.
Każde dziecko ma prawo do wymagającej miłości ojcowskiej i czułej miłości matki. Każde potrzebuje obojga rodziców, mimo iż każdemu z nich przypada nieco inna rola.
Papież twierdzi, że: „mężczyzna – mimo całego współudziału w rodzicielstwie – znajduje się na zewnątrz procesu brzemienności i rodzenia dziecka (...). Jego rola, tak jak rola matki jest jednak jedyna i niezastąpiona”.
DZIECKO W RODZINIE – MIŁOŚĆ RODZICIELSKA
Każde dziecko jest darem Boga. Bywa niekiedy, że darem trudnym do przyjęcia, lecz zawsze jest darem bezcennym. Tak też w rodzinie katolickiej musi być przyjmowane. Nawet jeśli pojawia się nieoczekiwanie, nigdy nie jest intruzem i agresorem. Dzieci są przyszłością każdego narodu i społeczeństwa.Twórczo oddziaływają też na rodziców i rodzinę. Poczęte dziecko koncentruje na sobie uwagę, tkliwość, opiekuńczość i miłość wszystkich członków rodziny.Wyzwala bezinteresowność, życzliwość, współpracę i miłość. Dziecko nie tylko obdarzone jest miłością, ale jednocześnie samo darzy miłością, nie wiedząc o tym, że daje dar i że ten dar jest największy – jaki człowiek może dać drugiemu człowiekowi [...]. Ta dwukierunkowa otwartość i bezinteresowność dokonuje w rodzinie głębokie przeżycia wartości i godności własnej osoby.
Wychowanie dziecka stawia przed rodzicami wysokie wymagania: rodzice sami muszą być dobrze wychowani, muszą pracować nad sobą, ustawicznie się dokształcać i samodoskonalić, muszą także stworzyć dziecku atmosferę poczucia pewności moralnej i materialnej.
Stosunek rodziców chrześcijańskich do dzieci powinny cechować akceptacja, miłość, szacunek, postawa służby w wymiarze materialnym, wychowawczym i duchowym.
Poprawną relację pomiędzy rodzicami a dziećmi określa IV przykazanie dekalogu – Czcij ojca swego i matkę swoją.Dzieci powinny czcić rodziców czyli afirmować ich człowieczeństwo, ale i rodzice powinni afirmować człowieczeństwo swoich dzieci – niezależnie od tego w jakim są wieku, czy są zdolne, czy upośledzone, czy niepełnosprawne. Właśnie dzieciom chorym i upośledzonym Kościół katolicki poświęca wiele miejsca i uwagi (międzynarodowe kongresy, jubileusze niepełnosprawnych...). Rodzina nie może wyrzec się tej odpowiedzialności i nie powinna pozwalać, aby ktoś inny [...] zajmował jej miejsce w procesie wychowania dziecka niepełnosprawnego.
Miłość rodzicielska pomaga przekształcać rodzinę w komunię osób, w której każdy z jej członków zarówno daje – jak i otrzymuje. Komunia osób w rodzinie tworzy się w oparciu o wymianę wychowawczą: dzieci wnoszą swój wkład przez miłość i posłuszeństwo, natomiast rodzice przez traktowanie władzy rodzicielskiej jako służby dla dobra dzieci. Rodzicielstwo jest więc służbą i obowiązkiem wobec dzieci.
STARSZE POKOLENIE W RODZINIE
W rodzinie katolickiej ogromną opieką otacza się nie tylko dzieci, ale i osoby starsze. W Karcie Praw Rodziny czytamy: osoby starsze mają prawo do tego, by mieć zapewnione miejsce we własnej rodzinie [25], aby godnie żyć – a potem umierać w sposób godny człowieka.
Papież Jan Paweł II zachęca by odkrywać i doceniać osoby starsze, ponieważ ich życie pomaga nam zrozumieć hierarchię wartości ludzkich oraz ukazuje ciągłość pokoleń. Stosunki między starszym pokoleniem a rodzicami dziecka powinny być przepełnione obustronną sympatią, życzliwością i szacunkiem. Utrzymanie takich relacji często nie jest łatwe, gdyż dziadkowie przywykli do swojego, ustalonego trybu życia; a młodzi chcą być wolni i postępować tak, jak im to najbardziej odpowiada.
Wszyscy muszą posiadać wiele taktu, by nie ulegać własnym emocjom. Najwłaściwszy sposób to zachowanie życzliwego umiaru i dystansu.
Dziadkowie bardzo często służą pomocą i cennymi radami w wychowaniu dzieci. Często są dla swoich wnuków wzorem i wielkim autorytetem.
Międzypokoleniowa więź jest ogromnie ważna dla spoistości całej rodziny i zawsze należy czynić wszystko, aby ją zachować. Amen!


  
KONFERENCJA II
REKOLECKJE DLA RODZIN – 18 LIPCA 2018

WYPEŁNIANIE PRZYKAZANIA MIŁOŚCI BLIŹNIEGO PODSTAWĄ WIĘZI RODZINNEJ

Kochani Bracia i Siostry w Chrystusie Panu.
Kochani ojcowie, matki, dzieci, ciocie, wujkowie. Moi kochani.
Wczoraj na wstępnym spotkaniu rekolekcyjnym, przypomnieliśmy sobie czym tak naprawdę jest Rodzina Chrześcijańska.
Bez wątpienia, każda nowa rodzina chrześcijańska rozumiana jako konsekwencja zawarcia małżeństwa ma u podstaw wypełnienie przysięgi małżeńskiej. W wielkim skrócie wierności, miłości, uczciwościmałżeńskiej oraz przyjęcie i wychowanie potomstwa w wierze. To każdy, kto zawarł ten związek w Kościele może sobie przypomnieć. Może też zajrzeć do Katechizmu Kościoła Katolickiego, poszukać informacji w Internecie, przemyśleć, jak to jest teraz w jego życiu.
Może to dziwnie zabrzmi, szczególnie dla tych, którzy od wielu lat trwają w takim związku – zastanowić się, czy i jak ja rozumiem treść tej przysięgi?
Co dla mnie w praktyce oznaczają słowa dane żonie, mężowi. Jak je rozumiem,
jak wprowadzam w życie codzienne?
Czy zdarzały się łamania przysięgi? Które, dlaczego?
Które z nich były lub są dla mnie najtrudniejsze?
Bez wątpienia przysięga przecież zobowiązuje, chyba, że ktoś był wówczas jeszcze niedojrzały i po prostu jak mówią, wziął ślub bo chciał być z ukochaną osobą, a ślub to formalna przepustka do tego. Żył chwilą obecną nie zastanawiając się nad konsekwencjami, lub może czuł się przymuszony przez rodzinę lub dziecko było w drodze. Są przecież takie przypadki.
To było kiedyś, było dawno, czasu cofnąć się nie da. Może potem było trudno, były zawody, rozczarowania, pojawił się ktoś, kto oczarował swą osobowością, której jeszcze się nie poznało naprawdę, lub wyglądem czy bogactwem. Wówczas miało miejsce powiedzenie: Małżeństwo to taka klatka do której wszystkie ptaszki z zewnątrz chcą się dostać, a z wewnątrz, chcą się wydostać.
Wówczas niestety, szczególnie dziś w tzw. kulturze XXI wieku, pozornie najprostszym rozwiązaniem jest tzw. rozwód, kolejny związek, jeden, potem drugi i trzeci, bo jak twierdzą każdy ma prawo do szczęścia, do ułożenia sobie życia na nowo itd., itp.
Kiedyś pewien mężczyzna po pięćdziesiątce, będący w trzecim związku niesakramentalnym, którego życie w wierze dotrwało do trzeciej klasy szkoły podstawowej, zwierzył się. Nawet pierwszej komunii św. nie przyjął, bo rodzice też już byli w kolejnym związku i woleli by dziecko nie przyjęło tego sakramentu, niż wyjaśnić proboszczowi, dlaczego żyją w związku niesakramentalnym. A więc ów biedny człowiek żył bez podstaw wiary, to tak dla wyjaśnienia. Ale ważne dla mnie i myślę, że i dla innych są jego słowa wypowiedziane krótko przed śmiercią, a była to śmierć jak mówią przedwczesna i bardzo bolesna, bo rak kości. Powiedział mniej więcej tak: Całe życie szukałem szczęścia w małżeństwie, w rodzinie. Zawiodłem się. Najpierw raz doszedłem do wniosku, że była to wielka pomyłka. Potem, znalazłem jak się zdawało miłość swojego życia. Byłem szczęśliwy, bardzo szczęśliwy, ale bardzo krótko. Niestety. Zdawało się, że kochamy się, a tymczasem raniliśmy się wzajemnie coraz bardziej, aż w końcu ona mnie wyrzuciła. Nic nie dało się posklejać. Koniec. Przeżyłem to bardzo boleśnie i po krótkim czasie znalazła się pocieszycielka. Też poraniona osoba, dużo młodsza, żyjąca w związku niesakramentalnym z osobą, która mogłaby być jej dziadkiem. Znów chwilowe szczęście, znów miłość, a potem rozczarowanie. Spodobali się jej młodsi ode mnie, bardziej rozrywkowi, gdy tymczasem ja byłem uwikłany w zarabianie pieniędzy, które jak się okazało, do szczęścia nie wystarczą. Uświadomiłem sobie, że bardzo zraniłem dwie poprzednie kobiety, dwójkę dzieci, po jednym z każdą. Szczęścia nie znalazłem i doświadczenie pokazało, że go nie znajdę. Zatem postanowiłem nie krzywdzić już więcej kobiet, dzieci, i pozostać. Zrobić co możliwe, aby to życie było chociaż znośne. Odpuściłem sobie marzenia, oczekiwania. Zacząłem jeszcze bardziej uciekać w pracę, aby zapewnić byt rodzinie. Teraz chcę jedynie podzielić sprawiedliwie zdobyty przeze mnie majątek, by po mojej śmierci mieli zapewniony byt materialny i pomiędzy sobą się nie kłócili. Żona i trojka dzieci; z każdego związku po jednym, a każdy z nich jak się potem okazało, dostał po 4 mln aktualnych zł. polskich. Część nie była w gotówce, a w dobrach uwikłanych, czyli ziemia, mieszkania, sklepy, towar. Wycenione przez fachowców, ale cóż z tego, gdy niektórzy nie wywiązali się ze swych zobowiązań – głównie ostatnia żona.
Miałem okazję uczestniczyć w pojednaniu się z Bogiem tego człowieka na trzy dni przed jego śmiercią. Po szczerym przyjęciu sakramentu chorych, po raz pierwszy od kilku miesięcy, mimo bólu na jego twarzy pojawił się uśmiech. Twarz jego jaśniała jak wyobrażamy sobie twarz anioła – spokój i radość. Trzeciego dnia od tego zdarzenia, w godzinie miłosierdzia, ODSZEDŁ W POKOJU POJEDNANY z Bogiem, światem, i samym sobą.
Podczas pogrzebu okazało się, że mocno udzielał się charytatywnie dla różnych oficjalnych instytucji, w tym kościelnych. Wtedy dopiero stały się zrozumiałe jego słowa z wcześniejszej rozmowy z wierzącą bratową, która właśnie doprowadziła do jego pojednania z Bogiem: Tylko z tobą mogę rozmawiać o wierze, bo byłaś dla mnie wzorem życia wg tego, co mówiłaś, wg zasad wiary i byłaś w tym konsekwentna. Chciałem żyć jak ty, ale nie potrafiłem formalnie rozpocząć życia w Kościele. Zdawało mi się, że jestem zbyt stary…Teraz chciałbym, ale zbyt późno. Nie zdążę, a nie chciałbym bez przygotowania i głupio, jak w przysłowiu: „Jak trwoga to do Boga.”
A JEDNAK ZDĄŻYŁ POJEDNAĆ SIĘ z Bogiem, i ludźmi, a pewnie też z sobą. Może właśnie Bóg dał mu łaskę między innymi za uczynki miłosierdzia?
Można też zauważyć, jak boleśnie uczył się żyć wg prostych zaleceń naszej wiary, człowiek, któremu nie było dane od dzieciństwa, poznać i doświadczyć jej podstaw. Pod koniec życia doszedł do słuszności szóstego przykazania, miłości bliźniego i szczęścia odnalezionego w Bogu; szczęścia, którego bezskutecznie szukał u ludzi.
Zapewne każdy z Was zwróci uwagę na jeszcze coś innego, bo jesteśmy różni i mamy za sobą różne doświadczenia życiowe. Najważniejsze jednak jest zobaczenie w tym wszystkim tego, co najważniejsze, ostatecznego celu naszego życia, jakim jest zbawienie. O czym często się zapomina na co dzień. Szuka się szczęścia tu na tej ziemi i stąd też wiele nieporozumień nt. miłości bliźniego, jak siebie samego. Wielu psychologów, a nawet teologów, ograniczając to szczęście, miłość do tego świata, popełnia zasadnicze błędy, które prowadzą tak naprawdę nie do miłości, a egoizmu.
Jezus, doskonały nauczyciel miłości Boga i bliźniego, nie szukał wygód, przyjemności dla siebie, aby móc podobnie traktować innych, ale najważniejsze było dla niego pełnienie woli Ojca i ofiara z samego siebie dla innych, dla Ojca aż po krzyż. A wszystko po to, aby móc dzielić także z ludźmi swe szczęście w niebie, aby być razem na zawsze, a nie tylko na tym krótkim spacerze przez ziemskie życie. Ten spacer nazywa się pielgrzymką przez życie do najdoskonalszego sanktuarium, jeśli mogę się tak wyrazić o niebie.
Zatem może trochę na początku, chciałbym zwrócić uwagę na fakt, że miłość Boga i miłość bliźniego jest nierozłączna, bo Bóg musi być na pierwszym miejscu pod każdym względem, aby pragnąć zbawienia, pragnąć Jego obecności, być razem z Nim i w tym sensie kochać innych, by i oni tam się znaleźli, pomagać im w życiu doczesnym, aby mieli siły dotrzeć do celu ostatecznego. Zatem miłość Boga, miłość bliźniego, to tak naprawdę ofiara z siebie, z własnego egoizmu, hedonizmu, pragnień ciała, które dąży do czego innego niż duch, by móc skorzystać z ofiary Jezusa dla nas – zbawienia.
Jezus kiedyś powiedział to w trudnych słowach: Bo kto chce zachować swoje życie, straci je, a kto straci swe życie z mego powodu, ten je zachowa (Łk 9,24). Trudne, ale nie aż tak bardzo. Swoje życie, swoje JA na tej ziemi, dla Jezusa, który jest dawcą prawdziwego życia wiecznego, życia w niebie.
Zatem Bóg, który przedstawił się Mojżeszowi, jako JESTEM, KTÓRY JESTEM, a który jest MIŁOŚCIĄ, wskazał na najważniejszy, a zarazem podstawowy atrybut istnienia – BYĆ. – To być po Bożemu, to być razem w relacji miłości i właśnie w tym sensie chciałbym, abyśmy rozumieli temat tej konferencji mówiącej o więzi. Konkretnie temat ten brzmi: Wypełnianie przykazania miłości bliźniego podstawą więzi rodzinnej.
Kochani. My jesteśmy tutaj, jako chrześcijanie, katolicy, a może nawet członkowie lub sympatycy WKC. Zatem nie będziemy tutaj rozważali naszych problemów ze świeckiego punktu widzenia, tj. podstawowych nauk o człowieku, jak np. biologia, psychologia, medycyna, czy prawo świeckie itp., ale z punktu widzenia naszej wiary. Spotykamy się tutaj przecież na zaledwie kilka dni, a nie na lata studiów, które pozwalają na analizowanie rzeczy z różnych punktów widzenia. Tutaj chodzi nam nie o piękne teorie, mniej lub bardziej istotne, ale o praktykę naszego życia codziennego, aby w tym całym chaosie nadmiaru informacji XXI w., się nie zagubić i nie stracić z oczu istoty problemu, jaki stawia przed nami nasze codzienne życie, które można by porównać do wspólnej wspinaczki ku niebu mówiąc w wielkim skrócie.
Zatem z punktu widzenia naszej wiary, Jezus, przypomniał najważniejsze dwa przykazania miłości Boga i bliźniego.
Można by powiedzieć krótko, że jeśli ktoś nie zachowuje przykazań, to tym samym grzeszy odrzucając miłość do Boga, a nawet Jego samego, więc ktoś taki traci więź z Bogiem, Kościołem, drugim człowiekiem i stacza się w dół ku potępieniu, o ile w pewnym momencie życia się nie zatrzyma, nie nawróci. Droga zaś wypełniania przykazań, jest przeciwieństwem tej wspomnianej, jest więc podstawowym warunkiem więzi z Bogiem, samym sobą i drugim człowiekiem, a mówiąc o rodzinie, jest warunkiem więzi rodzinnej – więzi aż po wieczność.
Bazując na Piśmie św. NT, na Ewangelii, warto przypomnieć wyjaśnienie Jezusa, co do drugiego z tych przykazań. Czując się też członkami Kościoła, warto pamiętać o jego dzisiejszej strukturze z woli Chrystusa. Zatem chcąc uświadomić sobie i Wam tę oczywistą prawdę chciałbym posłużyć się tu wyjaśnieniem także świętego już dziś papieża Jana Pawła II. W swym liście SalvificiDoloris(List apostolski Jana Pawła II o chrześcijańskim sensie ludzkiego cierpienia, z dnia 11.02.1984), papież mówi tak prosto i tak jasno, że wszelkie przeróbki mogłyby tylko zaciemnić jego myśl. Zatem posłużę się cytatami.
Jezus chcąc udzielić odpowiedzi na pytanie człowieka, któż jest moim bliźnim, opowiedział przypowieść o miłosiernym Samarytaninie.
Z pośród trzech bowiem przechodniów na drodze z Jerozolimy do Jerycha, na której leżał obrabowany i poraniony przez zbójców, na pół umarły człowiek, właśnie ów Samarytanin okazał się prawdziwie „bliźnim” owego nieszczęśliwego: „bliźnim”, to znaczy zarazem tym, kto wypełnił przykazanie miłości bliźniego. Tą samą drogą szło dwu innych ludzi, jeden kapłan, a drugi lewita, ale każdy z nich „zobaczył go i minął”. Natomiast Samarytanin, „gdy go zobaczył, wzruszył się głęboko: podszedł do niego i opatrzył mu rany”, następnie zaś „zawiózł do gospody i pielęgnował go”. Odjeżdżając zaś, polecił staranie o cierpiącego człowieka gospodarzowi, zobowiązując się pokryć związane z tym wydatki.
Przypowieść o miłosiernym Samarytaninie należy do ewangelii cierpienia, wskazuje bowiem, jaki winien być stosunek każdego z nas do cierpiących bliźnich. Nie wolno nam ich „mijać”, przechodzić obok z obojętnością, ale winniśmy przy nich „zatrzymywać się”.Miłosiernym Samarytaninem jest każdy człowiek, który zatrzymuje się przy cierpieniu drugiego człowieka, jakiekolwiek by ono było. Owo zatrzymanie się nie oznacza ciekawości, ale gotowość.Jest to otwarcie jakiejś wewnętrznej dyspozycji serca, które ma także swój wyraz uczuciowy. Miłosiernym Samarytaninem jest każdy człowiek wrażliwy na cudze cierpienie, człowiek, który „wzrusza się” nieszczęściem bliźniego.Jeżeli Chrystus, znawca wnętrza ludzkiego, podkreśla owo wzruszenie, to znaczy, że jest ono również ważne dla całej naszej postawy wobec cudzego cierpienia. Trzeba więc w sobie pielęgnować ową wrażliwośćserca, która świadczy o współczuciu z cierpiącym. Czasem owo współczucie pozostaje jedynym lub głównym wyrazem naszej miłości i solidarności z cierpiącym człowiekiem.
Jednakże miłosierny Samarytanin z Chrystusowej przypowieści nie poprzestaje na samym wzruszeniu i współczuciu. Staje się ono dla niego bodźcem do działań, które mają na celu przyniesienie pomocy poranionemu człowiekowi. Miłosiernym Samarytaninem jest więc ostatecznie ten, kto świadczy pomoc w cierpieniu, jakiejkolwiek byłoby ono natury. Pomoc, o ile możności, skuteczną. W tę pomoc wkłada swoje serce, nie żałuje również środków materialnych. Można powiedzieć, że daje siebie, swoje własne „ja”, otwierając to „ja” dla drugiego. Dotykamy w tym miejscu jednego z kluczowych punktów całej chrześcijańskiej antropologii. „Człowiek… nie może odnaleźć się w pełni inaczej, jak tylko poprzez bezinteresowny dar z siebie samego”. Miłosierny Samarytanin – to człowiek zdolny do takiego właśnie daru z siebie samego.
Idąc za ewangeliczną przypowieścią, można by powiedzieć, że cierpienie, które pod tylu różnymi postaciami obecne jest w naszym ludzkim świecie, jest w nim obecne także i po to, ażeby wyzwalać w człowieku miłość, ów właśnie bezinteresowny dar z własnego „ja” na rzecz innych ludzi, ludzi cierpiących. Świat ludzkiego cierpienia przyzywa niejako bez przestanku inny świat: świat ludzkiej miłości — i tę bezinteresowną miłość, jaka budzi się w jego sercu i uczynkach, człowiek niejako zawdzięcza cierpieniu. Nie może człowiek: „bliźni” wobec niego przechodzić obojętnie. W imię najbardziej nawet podstawowej ludzkiej solidarności, tym bardziej w imię miłości bliźniego musi się „zatrzymać”, „wzruszyć”, postępując tak, jak ów Samarytanin z ewangelicznej przypowieści.
Przypowieść sama w sobie wyraża prawdę głęboko chrześcijańską, ale zarazem jakże bardzo ogólnoludzką. Nie bez przyczyny również w języku świeckim nazywa się działalnością samarytańską wszelką działalność dla dobra ludzi cierpiących i potrzebujących pomocy.
Wymowa przypowieści o miłosiernym Samarytaninie, jak też i całej Ewangelii, jest w szczególności ta, że człowiek musi się poczuć powołany niejako w pierwszej osobie do świadczenia miłości w cierpieniu. Instytucje są bardzo ważne i nieodzowne, jednakże żadna instytucja sama z siebie nie zastąpi ludzkiego serca, ludzkiego współczucia, ludzkiej miłości, ludzkiej inicjatywy, gdy chodzi o wyjście naprzeciw cierpieniu drugiego człowieka. Odnosi się to do cierpień fizycznych; o ileż bardziej jeszcze, gdy chodzi o różnorodne cierpienia moralne, gdy przede wszystkim cierpi dusza.
Przypowieść o miłosiernym Samarytaninie należy niewątpliwie do ewangelii cierpienia i razem z tą ewangelią idzie przez dzieje Kościoła, chrześcijaństwa, przez dzieje człowieka i ludzkości. Świadczy ona o tym, że objawienie zbawczego sensu cierpienia przez Chrystusa nie utożsamia się żadną miarą z postawą bierności. Wręcz przeciwnie. Ewangelia jest zaprzeczeniem bierności wobec cierpienia. Sam Chrystus w tej dziedzinie jest nade wszystko czynny. W ten sposób urzeczywistnia mesjański program swego posłannictwa, stosownie do słów Proroka: Duch Pański spoczywa na Mnie, ponieważ Mnie namaścił i posłał Mnie, abym ubogim niósł dobrą nowinę, więźniom głosił wolność, a niewidomym przejrzenie, abym uciśnionych odsyłał wolnymi, abym obwoływał rok łaski od Pana.
Przypowieść ta wejdzie na końcu swoją istotną treścią do tych wstrząsających słów o sądzie ostatecznym, jakie Mateusz zapisał w swej Ewangelii: Pójdźcie, błogosławieni Ojca mojego, weźcie w posiadanie królestwo, przygotowane wam od założenia świata! Bo byłem głodny, a daliście Mi jeść; byłem spragniony, a daliście Mi pić; byłem przybyszem, a przyjęliście Mnie; byłem nagi, a przyodzialiście Mnie; byłem chory, a odwiedziliście Mnie; byłem w więzieniu, a przyszliście do Mnie.
Pytającym zaś sprawiedliwym: kiedy to wszystko Jemu właśnie uczynili, Syn Człowieczy odpowie:Zaprawdę, powiadam wam: Wszystko,co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych,Mnieście uczynili.Przeciwny wyrok spotyka tych, którzy przeciwnie postępowali:  Wszystko, czego nie uczyniliście jednemu z tych najmniejszych, tegoście i Mnie nie uczynili.
Te słowa o miłości, o uczynkach miłości, związanych z ludzkim cierpieniem, pozwalają nam raz jeszcze odkryć samo odkupieńcze cierpienie Chrystusa u podstawywszystkich ludzkich cierpień. Chrystus mówi – Mnieście uczynili… To On sam jest Tym, który doznaje miłości w każdym; tu On sam jest Tym, który doznaje pomocy, gdy ta pomoc bywa świadczona komukolwiek, każdemu bez wyjątku cierpiącemu. To On sam jest obecny w tym cierpiącym, ponieważ Jego odkupieńcze cierpienie raz na zawsze zostało otwarte na wszelkie ludzkie cierpienie.
Kochani. A któż z nas nie cierpi lub nie będzie cierpiał? Któż z nas nie spotyka się na co dzień z ludzkim cierpieniem, z cierpieniem najbliższych członków rodziny? Może i bywają okresy w naszym życiu, gdy tego cierpienia jest mniej lub jest ono prawie nie zauważalne, ale bywają też i bardzo bolesne chwile. Np. matka rodząc dzieci, bardzo cierpi. Cierpi chore maleństwo, cierpi nawet tylko przez ząbkowanie. Cierpi lęk samotności, gdy na chwilę pozostanie samo na tym jeszcze nieznanym mu świecie. Cierpi człowiek przez choroby, niepowodzenia w pracy, w kontaktach z innymi. Cierpi z powodu niezrozumienia, czy obojętności bliskich. Cierpi przez konflikty, brak czasem podstawowych warunków materialnych. Cierpi z bezsilności wobec chorób, niesprawiedliwości i wszelkich trudnych sytuacji nie zawsze zależnych od nas.
Zatem trzeba wrażliwości serca, aby starać się zaradzić cierpieniom innych, lub własne wykorzystać jako swój dar w modlitwach do Boga za innych, aby też nie uciekać od cierpiących, a trwać przy nich.
Tu chciałbym przytoczyć niemalże dosłownie fragmenty jednej z moich homilii, którą wygłosiłem z okazji ślubu, który przecież daje początek każdej nowopowstającej rodzinie.
Cieszymy się razem z całym Kościołem, że dziś dokonaliście wspaniałego wyboru uświęcenia Waszego związku, Waszej Rodziny.
Dziś, choć już nie obce są Wam trudy wspólnego życia i ofiarnej miłości, to zaczynacie nowy etap, gdyż odtąd jak też mówi Ewangelia, posłyszeliście słowa Chrystusa i pragniecie je wypełniać. Zatem można powiedzieć, że swój dom zbudujecie na skale, którą jest Chrystus. A taki dom jest trwały, stabilny. Jezus mówi o nim: Spadł deszcz, wezbrały potoki, zerwały się wichry i uderzyły w ten dom. On jednak nie runął, bo na skale był utwierdzony.
Od tej pory Pan Bóg będzie Was jeszcze bardziej wspierał w pokonywaniu trudów dnia codziennego przez całe Wasze życie, ilekroć się do Niego zwrócicie o pomoc. Natomiast Jezus Chrystus nie odbierze Wam wolności, nie będzie niczego wymuszał lub narzucał, ale cierpliwie czekał, aż zaprosicie Go jako wspaniałego doradcę, który nie tylko posiada mądrość, ale także ma moc zaradzania Waszym potrzebom.
Chce i może pomóc w katolickim wychowaniu dzieci zrodzonych z miłości, dla miłości.
Modlitwa Ojcze nasz, krótka, ale najcenniejsza z modlitw, gdyż nauczył jej nas sam Jezus, niech umacnia Wasz związek, Waszą rodzinę każdego dnia.
W tym szczególnie ważnym dla was i dla nas dniu, warto przypomnieć, czym jest miłość, gdyż ona jest najwspanialszą więzią między ludźmi i łączy nas z Bogiem, który jest Miłością. Po miłości wzajemnej, jak mówił Jezus, wszyscy poznają, że jesteśmy Jego uczniami. Miłość jest też treścią przykazania, które dał nam Jezus: Abyście się wzajemnie miłowali, tak jak Ja was umiłowałem. – Miłością służebną, jak dał przykład w Wieczerniku podczas Ostatniej Wieczerzy umywając nogi apostołom. Miłością ofiarną, jak dał przykład rezygnując ze wspaniałych warunków istnienia w niebie po to, aby dzielić z nami ludzki, trudny los życia na tej ziemi, aż do ofiary z samego siebie na krzyżu po to, abyśmy żyli wiecznie w Jego obecności – szczęśliwi na zawsze, mimo naszych słabości, naszych grzechów. Wystarczy tylko przyjść do Niego, oczyścić się z grzechów w sakramencie pokuty i zostać usprawiedliwionym na życie wieczne. Wy kochani przyszliście do Chrystusa, aby odtąd już zawsze Wam błogosławił.
Skoro miłość jest tak ważna, a ze wszystkich cnót najważniejsza, zatem warto dodać choć kilka słów przypomnienia np. wg słów św. Pawła zawartych w pięknym Hymnie o miłości. Już teraz życzę nie tylko Nowożeńcom, aby słowa tego hymnu, z pomocą Bożą, wcielane były w życie codzienne.
Zatem zobaczmy raz jeszcze, co mówi św. Paweł o Miłości.
– Gdybym mówił językami ludzi i aniołów, a miłości bym nie miał, stałbym się jak miedź brzęcząca albo cymbał brzmiący.
Co to oznacza w małżeństwie, w rodzinie, w relacji osób?
Znaczy to tyle, że chociaż byście kochani wypowiadali najpiękniejsze słowa, dawali najwspanialsze obietnice, ale jeśli te słowa nie odzwierciedlałyby miłości, to na nic się one nie zdadzą. Pozostałyby pustymi dźwiękami, mogącymi nawet przynieść gorycz zawodu. Natomiast słowa wypływające z serca przepełnianego miłością do drugiego człowieka, zarówno miłe jak i nawet czasem gorzkie, w perspektywie czasu przynoszą dobre owoce. Prowadzą one do wzajemnego ubogacania się, do stawania się coraz bliższymi sobie; doskonalszymi.
Dalej św. Paweł mówi o nadzwyczajnych darach i wiedzy. Mówi on:
Gdybym też miał dar prorokowania i znał wszystkie tajemnice, i posiadał wszelką wiedzę, i wszelką możliwą wiarę, tak iż bym góry przenosił, a miłości bym nie miał, byłbym niczym.
Zatem także w rodzinie nie jest aż tak ważne, co się reprezentuje sobą w sensie uznawanych wartości tego świata, jak np. szczególne dary, wiedza, czy wiara we własne możliwości, ale liczy się przede wszystkim miłość.
Dalej warto się zastanowić wraz z Pawłem, jak rozpoznać tę miłość, czym się ona charakteryzuje i jak ją realizować w praktyce. Otóż: Miłość cierpliwa jest, łaskawa jest. – Niby to proste, a jednak tak naprawdę w praktyce życia codziennego niejednokrotnie bardzo trudne. Zwykle współczesny człowiek, przyzwyczajony do niezwykłych wprost możliwości techniki, komunikacji, jest niecierpliwy. Chciałby wszystko rozwiązać natychmiast i mieć natychmiast. Przyzwyczailiśmy się, że np. dzięki telefonom komórkowym, telewizji, gdzie można się porozumiewać szybko bez ograniczeń miejscem, gdzie dzięki TV można oglądać wydarzenia na świecie w czasie rzeczywistym. Te doświadczenia chciałoby się przenieść na inne dziedziny życia zarówno w sferze materialnej, jak i duchowej, czy w relacjach międzyludzkich.
Co jeszcze można powiedzieć o miłości?
Miłość nie zazdrości, nie szuka poklasku, nie unosi się pychą.
Tak, kochani! Miłość nie zazdrości... A jednak doświadczenia współczesnych ludzi jakże często są inne i niestety prowadzą do tragedii. Zazdrość jest często powodem smutku, zarówno tego, kto zazdrości, jak i u osoby, której się czegoś zazdrości. Jeśli jednak ktoś naprawdę kocha, to nie szuka swego, nie unosi się gniewem, nie pamięta złego; nie cieszy się z niesprawiedliwości, lecz współweseli się z prawdą. Wszystko znosi, wszystkiemu wierzy, we wszystkim pokłada nadzieję, wszystko przetrzyma. Miłość nigdy nie ustaje.Zatem miłość jest gwarantem szczęśliwego życia. Ponieważ jednak z natury człowiek nie jest doskonały, więc praca nad sobą, doskonalenie się w miłości tak rozumianej, jest programem na całe życie każdego człowieka, niezależnie od wieku i relacji rodzinnych – ojca, matki, dzieci, krewnych…

XV TYDZIEŃ ZWYKŁY – ROK II
HOMILIA – środa, 18.07.2018
Msza św. w drugim dniu rekolekcji dla Rodzin w Domu Misyjnym pw. św. Józefa – Swarzewo
Temat II dnia: Wypełnianie przykazania miłości bliźniego podstawą więzi rodzinnej
Iz 10,5-7.13-16; Mt 11,25-27

Kochani! Pamiętamy, że w programie dnia dzisiejszego mieliśmy już konferencję nt. roli przykazania miłości bliźniego w małżeństwie. Mamy też nabożeństwo pokutne, przypomnienie warunków dobrej spowiedzi i możliwość skorzystania z tego sakramentu.
Jak już wspomniałem na początku, liturgia słowa, czytania na dany dzień, są dziełem Ducha Świętego, który jest Bożą mądrością, Bożym działaniem na bieżąco. To właśnie Duch Święty ożywa Kościół, a więc i nasz domowy, ożywia więc rodziny i mądrze prowadzi do celu ostatecznego, do zbawienia. Tenże Duch nas tutaj zgromadził na tych rekolekcjach i poprzez czytania liturgiczne, chce nam zwrócić uwagę na konkretne problemy. Dziś można by rzec, że wskazuje nam na Boży gniew poprzez czytanie ze ST, a my możemy zastanowić się, czym konkretnie zasłużyliśmy sobie na ten gniew, by czynić pokutę i uzyskać usprawiedliwienie w sakramencie pokuty i pojednania. Zestawienie czytania z tematem rekolekcji, sugerowałoby nam, abyśmy szczególną uwagę zwrócili na grzechy przeciwko miłości bliźniego w naszych rodzinach. Grzechy przeciw czwartemu przykazaniu; grzechy przeciw miłości we wzajemnych relacjach międzypokoleniowych w różnym stopniu pokrewieństwa, a więc rodziców, dziadków, wujków, cioć, dzieci, kuzynostwa. Ewangelia zaś wskazuje na grzech pychy, jako zaprzeczenie prostoty w odbieraniu Ewangelii, w przyjmowaniu prawdy objawionej o Bogu, o Jego królestwie, o Jego prawach.
Zobaczmy kochani. Dzisiejsze czytanie ze ST zwraca uwagę na gniew Boży z powodu bezbożności narodu, który zawiódł Boga. Czytamy bowiem:
To mówi Pan:
...Ten Asyryjczyk, rózga mego gniewu i bicz w mocy mej zapalczywości! Posyłam go przeciw narodowi bezbożnemu, przykazuję mu o ludzie, na który się zawziąłem: żeby ograbił i złupił doszczętnie, by rzucił go na zdeptanie... Lecz on nie tak będzie mniemał i serce jego nie tak będzie rozumiało; bo w jego umyśle plan zniszczenia i wycięcia w pień narodów bez liku.
Albowiem powie: Działałem siłą mej ręki i własnym sprytem, bom jest rozumny.
Moi drodzy! Warto tu zwrócić uwagę na precyzję przedstawienia sytuacji historycznej. Otóż przed rozpoczęciem wojny, Bóg już wcześniej zna jej cel i jej plan i wcale nie jest prawdą, że owa wojna była jedynie skutkiem ludzkiej chciwości, ludzkich przemyśleń, ale to Bóg w tak dotkliwy sposób wychowywał swój lud, który mając tyle znaków w swej historii, wciąż tak łatwo oddalał się od swego Boga.
Jeśli popatrzeć na to, co aktualnie dzieje się we współczesnym świecie, to ze wstydem trzeba przyznać, że ludzie współcześni są nawet trudniejsi od tamtych sprzed 2000 lat. Wtedy różne klęski żywiołowe, wojny, były powodem refleksji Izraelitów, którzy w tym widzieli karzącą rękę Boga, którzy rozumieli Bożą pedagogikę i wyciągali z niej właściwe wnioski z pokorą wracając do tego, z kim zawarli Przymierze, a wtedy Bóg w swej dobroci znów na nowo darzył ich swymi łaskami. Ludzie współcześni zaś zwykle rozumują podobnie, jak mówi dzisiejsze czytanie ze ST:Albowiem działałem siłą mej ręki i własnym sprytem, bom jest rozumny. Znaczy to tyle, że to, co się wokół nas dzieje człowiek współczesny jest skłonny przypisać jedynie ludzkiej sile, ludzkim planom, ludzkiemu rozumowi; ludzkiej dobroci lub ludzkiemu okrucieństwu. Zatem na tym gruncie o wiele trudniej współczesnemu człowiekowi nawrócić się na skutek znaków, które daje Bóg i na nowo Jemu zaufać oraz prosić Go o pomoc, zamiast bezskutecznie walczyć samemu o własne ocalenie, o własne szczęście. Można by powiedzieć, że często współczesnemu człowiekowi brak mądrości życia i dlatego, brak pokory wzgl. Boga i drugiego człowieka, brak miłości Boga i bliźniego. Dziś na konferencji powiedzieliśmy właśnie o miłości bliźniego, jak wspominałem na początku.
A co z Ewangelią? Dlaczego Jezus wysławia Ojca za objawienie Ewangelii prostaczkom? Co zauważył, a jak wiemy Ewangelia jest ponadczasowa.
Dzisiejszy fragment Ewangelii rozpoczyna się od słów: W tej właśnie chwili Jezus rozradował się w Duchu Świętym...Zatem nasuwa się pytanie, kiedy była ta chwila?
Otóż mogą nam na to pytanie odpowiedzieć wersety NT, poprzedzające ten fragment, więc zacytuję:
Wróciło siedemdziesięciu dwóch z radością mówiąc: Panie, przez wzgląd na Twoje imię, nawet złe duchy nam się poddają... Oto dałem wam władzę stąpania po wężach i skorpionach, i po całej potędze przeciwnika, a nic wam nie zaszkodzi. Jednak nie z tego się cieszcie, że duchy się wam poddają, lecz cieszcie się, że wasze imiona zapisane są w niebie.
Po tych słowach Jezus rozradował się w Duchu Świętym. – Zobaczył bowiem, że władza nad mocami ciemności, którą dał tym, których rozesłał nie tylko została wykorzystana, ale sprawiała radość tym, którzy z niej korzystali. Pewnie byli to ludzie prości, którzy nie zastanawiali się długo nad tym, skąd mają tę moc, jak nią posługiwać, tylko po prostu szli i korzystali, a skutki ich działania były widoczne. Wtedy Jezus rzekł: Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom. Tak, Ojcze, gdyż takie było Twoje upodobanie.  Ojciec mój przekazał Mi wszystko.
Nikt też nie wie, kim jest Syn, tylko Ojciec; ani kim jest Ojciec, tylko Syn i ten, komu Syn zechce objawić.
Kochani! Tak było i jest dzisiaj. Statystyki mówią, że ponad połowa tzw., mądrych tego świata, czyli uczonych, to ludzie niewierzący. Nawet wielki fizyk Einstein twierdził, że Boga nie ma. Nieżyjący już dziś, wielki kardiolog Religa, również twierdził podobnie. Wielu ekonomistów na świecie też tak twierdzi. Można zapytać, dlaczego tak się dzieje?
– Odpowiedź prawdopodobnie brzmi: bo ci ludzie mają swego bożka, którym jest ludzki rozum ukierunkowany ściśle na jakiś mały wycinek rzeczywistości.
Kardiolog głównie w człowieku widział serce, jako niezbędne urządzenie potrzebne do tłoczenia krwi, – do życia. Ekonomiści widzą głównie pieniądze i statystyki, czyli liczby, za którymi kryje się anonimowy człowiek. Jeszcze inni wierzą tylko w to, co powiedzieli inni ludzie, którym kiedyś przydzielono tytuły naukowe na podstawie ludzkiej wiedzy, ludzkich doświadczeń. Ci ludzie zwykle nie są zdolni do przyjęcia czegoś, czego nie dotkną, nie policzą, nie uzasadnią ograniczonym, ludzkim rozumem. Ich zapatrzenie w ludzkie osiągnięcia, zaślepia ich na rzeczy dane nam przez Boga. Brak im pokory, aby przyjąć coś, czego nie potrafią zrozumieć.
Może dary duchowe, zrozumienie rzeczy przyszłych, jeszcze bardziej wbiłoby ich w pychę i być może jeszcze bardziej poniżaliby ludzi biednych, prostych, którzy wiele potrafią przyjąć na wiarę, świadomi swej niewielkiej wiedzy? Może też jak ktoś powiedział: Mało wiedzy, oddala od Boga, dużo – do Niego prowadzi, bo dopiero człowiek świadomy ogromu tajemnic, które jeszcze kryje otaczający nas świat, stawia pytanie o Stwórcę, a potem budzi podziw dla Jego geniuszu.  
Rzeczywistych powodów nie znamy. Jezus zaś, który ma nieskończenie większą wiedzę zarówno o świecie, jak i o człowieku, rozradował się wyborem, jakiego dokonał Jego Ojciec. Radował się też, że Ojciec przekazał Mu wszystko, całą wiedzę o królestwie Bożym. On może przekazywać tę wiedzę i moc komu zechce. A więc stąd wynika, że wiara jest łaską, jest poświadczeniem faktu, że imię danego człowieka wiary, jest zapisane w niebie, więc dla niego przygotowane jest tam miejsce.
My dziś wiemy, że na mocy chrztu świętego, nasze imiona zostały zapisane w niebie, tylko czy wytrwamy w wierze do końca? Można mieć nadzieję, że jeśli tylko świadomie nie będziemy odrzucali nauki Chrystusa, to kiedyś zajmiemy to miejsce, które dla nas przygotował BÓG.
Dziś zaś zgodnie ze wskazówką płynącą z dzisiejszej Ewangelii, stańmy przed Bogiem w prostocie serca, z wiarą i ufnością prosząc Go o uświadomienie wszystkiego co jeszcze nam przeszkadza w naszym życiu wprowadzać Ewangelię w życie codzienne. Potem na zakończenie rekolekcji, oprócz codziennej okazji do spowiedzi, będzie modlitwa o uzdrowienie. Możemy też objąć modlitwą wszystkich naszych bliskich, a nawet cały świat, bo Bogu łask nigdy nie zabraknie i zawsze chętnie ich udziela. Amen!

KONFERENCJA III
REKOLECKJE DLA RODZIN – 19 LIPCA 2018

WYCHOWANIE W RODZINIE CHRZEŚCIJAŃSKIEJ

Kochani. Zgodnie z zapowiedzią, dziś podejmujemy temat wychowania, ale ze szczególnym zwróceniem uwagi na naszą chrześcijańską tożsamość, więc nic dziwnego, że głównie będziemy bazować na Ewangelii, a jeśli starczy nam czasu, także na nauce Kościoła.
Chyba najwięcej informacji na ten temat, niesie nam Ewangelia: Dwunastoletni Jezus w świątyni (Łk 2,41-50), która uchyla nam rąbka tajemnicy z życia Świętej Rodziny. Otóż dowiadujemy się z niej, że: Rodzice Jezusa chodzili co roku do Jerozolimy na Święto Paschy. Gdy miał lat dwanaście, udali się tam zwyczajem świątecznym. Kiedy wracali po skończonych uroczystościach, został Jezus w Jerozolimie, a tego nie zauważyli Jego Rodzice.
Zatem Święta Rodzina była jedną z przykładnych rodzin Izraelskich, wypełniających wiernie obowiązki wskazane przez Prawo. Zauważamy też, że już od wczesnych lat wdrażali w tradycję judaistyczną swego Syna Jezusa. Zatem wniosek dla nas ludzi także XXI wieku, że jeśli ktoś przez chrzest święty został wszczepiony w Kościół, to także ma obowiązek wypełniać tradycję Kościoła, i wychowywać swoje dzieci w wierze. Ma też obowiązek wdrażać w praktyki religijne, podobnie, jak niegdyś czynili to rodzice Jezusa.
Co jeszcze można zauważyć?
Jezus się zagubił w drodze, więc rodzice Go szukali. Zatem 12-letni Jezus musiał mieć pewną swobodę. Rodzice nie trzymali Go kurczowo przy sobie, lecz pozwolili oddalić się. Myśleli, że może poszedł z kimś z krewnych, a więc, aby wychować zdrowego, samodzielnego i odpowiedzialnego człowieka, trzeba mu dać wolność bycia wśród innych, wśród rodziny, aby nauczył się zarówno właściwego dokonywania wyborów, jak i kontaktów społecznych, rodzinnych, aby nie zamykał się w sobie, ale nabywał doświadczeń. Jak widać, takie danie wolności może wiele kosztować. Rodzice Jezusa:
Dopiero po trzech dniach odnaleźli Go w świątyni, gdzie siedział między nauczycielami, przysłuchiwał się im i zadawał pytania. Wszyscy zaś, którzy Go słuchali, byli zdumieni bystrością Jego umysłu i odpowiedziami. Na ten widok zdziwili się bardzo, a Jego Matka rzekła do Niego: Synu, czemuś nam to uczynił? Oto ojciec Twój i ja z bólem serca szukaliśmy Ciebie. Lecz On im odpowiedział: Czemuście Mnie szukali? Czy nie wiedzieliście, że powinienem być w tym, co należy do mego Ojca? Oni jednak nie zrozumieli tego, co im powiedział.
Oprócz lęku o Syna, oprócz niepewności, straty czasu, ból i niepewność rozdzierała serce Józefa i Maryi, a kiedy Go znaleźli, kolejna niespodzianka. On w świątyni... siedział między nauczycielami... Wszyscy zaś, którzy Go słuchali, byli zdumieni bystrością Jego umysłu i odpowiedziami. Zauważyli, że ich Syn był spokojny i mądrzejszy niż się spodziewali, ale to jeszcze nie wszystko. Kiedy Maryja zwróciła Mu uwagę, nie wykazał żadnej skruchy, lecz zrobił im wyrzut, jakby to oni, a nie On zrobili coś niewłaściwego. Czy nie wiedzieliście, że powinienem być w tym, co należy do mego Ojca? Oni jednak nie zrozumieli tego, co im powiedział.Zatem między Jezusem, a Jego rodzicami nie było zrozumienia. Patrząc z boku, każdy z nich miał rację. Jezus, gdyż jako Syn Boży, miał prawo być w świątyni, którą nazwał Domem Swego Ojca. Rodzice zaś martwili się o Niego, stracili wiele czasu i pewnie zdrowia na szukanie Syna. Mogło w tym momencie dojść do ostrej wymiany poglądów. Rodzice mieli też prawo ukarać Jezusa, ale proszę zauważyć, że nic takiego się nie stało. Każda ze stron wyraziła to, co uważała za słuszne i na tym koniec. Po tym łagodnym napomnieniu w formie pytań, obie strony miały nad czym pomyśleć. – Wychowanie metodą skłaniania do refleksji, bez dania konkretnego rozwiązania, bez wymuszania czegokolwiek. – To ideał wychowania wskazany także nam przez Świętą Rodzinę. – Bez krzyków, wrzasków, hałasu, bez kar i nagród, a przede wszystkim bez bólu i łez Jezus poszedł z nimi i wrócił do Nazaretu; i był im poddany. Dokładnie tak, jak być powinno w relacji dziecka do rodziców.A Matka Jego chowała wiernie wszystkie te wspomnienia w swym sercu. Matka zaś uczyła się też od swego Syna, o którym wiedziała że jest Synem Bożym, tylko jeszcze nie wiedziała, jak to ma wyglądać w praktyce. Zatem chowała wiernie wszystkie te wspomnienia w swym sercu. Jezus zaś czynił postępy w mądrości, w latach i w łasce u Boga i u ludzi. Jak widać takie mądre wychowanie daje właściwe efekty także w duchowej rodzinie.
Ale czy tylko mądre?
Wróćmy jeszcze na chwilę do słów ewangelii:
Rodzice Jezusa chodzili co roku do Jerozolimy na Święto Paschy. Oraz: Jego Matka rzekła do Niego: Synu, czemuś nam to uczynił? Oto ojciec Twój i ja z bólem serca szukaliśmy Ciebie.
– O czym to świadczy, kochani?
Otóż po pierwsze o jedności, zarówno w wierze, w wypełnianiu tradycji, jak i w stosunku do Syna. Świadczy o trosce, o wychowywaniu razem, ale jeszcze, uwaga, o miłości do Syna: ojciec Twój i ja z bólem serca szukaliśmy Ciebie.
Oni Go kochali, oboje, mimo, że sprawił im kłopot. To Jego zachowanie, nie wpłynęło na relację miłości. – Nie szukali Go ze strachu, nie szukali ze złością, ale z bólem serca w trosce o ukochanego Syna. Maryję i Józefa łączyła też miłość do Syna i o tej miłości, o swym wspólnym działaniu i odczuwaniu powiedziała Matka Jezusowi. Zatem ani przez chwilę nie było miejsca na wątpliwość, co do troski wynikającej z miłości. Jezus zatem wzrastał w świadomości, że Jego rodzice Go kochają, zawsze i bezwarunkowo. – Nawet wtedy, gdy nie są zadowoleni z Jego zachowania. – To jest podstawowy warunek wychowania z miłości, do miłości. Tego nie zastąpią żadne inne wskazówki, teorie wymyślane przez wieki przez naukowców. One mogą być tylko pomocne, ale jeśli im nie przyświeca rzeczywista miłość wiążąca się także z emocjami, z troski aż do bólu, to efekt będzie mizerny, nietrwały.
To coś podobnego jak przepisy kulinarne na różne smaczne potrawy, ale jeśli się tych potraw nie ugotuje, nie przyrządzi i nie spróbuje, to żołądek będzie nadal pusty i nie zniknie poczucie głodu. Wtedy większy efekt da choćby kromka suchego chleba zjedzona niż najdoskonalsze przepisy.
Warto też dodać, że dzieci są doskonałymi obserwatorami. One uczą się przede wszystkim na tym, co widzą, co czują, a na miłości nie da się ich oszukać. One bardziej czują, co się dzieje w sercu rodziców, otoczeniu niż to co wypowiadają tylko w słowach.
One patrzą na mimikę, patrzą przede wszystkim w oczy. One patrzą jak zwracają się ich rodzice do siebie. Czy z ciepłem głosu, blaskiem miłości w oczach, czy z tonem dyktatora, ze smutkiem lub złością. Tak samo patrzą i czują, w jaki sposób zwracają się do nich.
Niedawno, pewna babcia, podzieliła się ze mną swoim spostrzeżeniem, które ją zszokowało. Otóż jej 2-letni wnuk, wdrażany do wspólnej pracy w rodzinie, codziennie pomagał chować naczynia ze zmywarki. Chłopiec posługiwał się zaledwie kilkoma słowami zrozumiałymi dla wszystkich. Zawsze podając jakieś naczynie, coś mówił. Pewnego razu, babcia zwróciła uwagę, że dziecko podając, mówi w pierwszej osobie, czyje to jest naczynie, bo każdy miał jakby ulubione swoje własne. I np. podając kubek taty, mówił tata, podobnie z talerzykiem, łyżeczką czy czymś innym. Zatem dziecko dokładnie obserwowało, co robią rodzice, czym się posługują, podobnie odpowiadało emocjami na emocje, choć oczywiście jeszcze zdarzały się wyjątki. Było też podobnie z zabawą.
Jeśli rodzice nie zwracali uwagi na jego dzieło, to powtarzał tę samą czynność wielokrotnie, aż skomentują, a najlepiej – pochwalą. Dziecko też miało radość w oczach, gdy dorośli ją mieli w kontaktach z sobą, a więc dziecko uczy się przede wszystkim przez naśladowanie, a na jego emocje, stan psychiczny wpływa przede wszystkim atmosfera panująca wokół niego, atmosfera domu. Jeśli tam jest ciepło, miłość, zadowolenie, wzajemny szacunek i akceptacja, w tym dziecka i jego rodzeństwa, to wzrasta w mądrości i miłości także do innych, do Pana Boga, gdy to widzi u rodziców. Można powiedzieć, że dziecku do szczęścia, do rozwoju potrzebna jest miłość, atmosfera miłości podobnie jak roślinom – woda i słońce, aby mogły wzrastać, zachwycać oczy lub wydawać dobre owoce. – To tyle na podstawie jednej ewangelii, na podstawie wniosków z niej wypływających i obserwacji codziennego życia. Potwierdza to również współczesna nauka Kościoła.
Kochani. Może jednak jeszcze warto zwrócić uwagę na sam początek życia Jezusa, a więc w pewnym sensie życia także naszego, naszych dzieci. Otóż myślę, że w tym gronie osób, które świadomie zdecydowały się uczestniczyć w rekolekcjach dla rodzin, nie muszę dokładnie przytaczać słów każdej Ewangelii, na które się powołuję, gdyż są wam znane. Po pierwsze, jak już wspomniałem, sam początek.
Otóż najpierw sama scena Zwiastowania. Maryja dowiaduje się, że za sprawą Ducha Świętego pocznie i porodzi Syna. Z ewangelii widać, że nie była na to przygotowana. Nawet męża jeszcze nie znała w sensie dosłownym. Miał być nim Józef, ale jeszcze nie doświadczyła, czym jest mąż. W tamtych czasach takie kobiety niejako dopuszczające się zdrady, kamienowano. Zatem decyzja Maryi co do przyjęcia dziecka była bardzo trudna, a jednak wypowiedziała swoje TAK z posłuszeństwa Bogu, z gotowości wypełnienia Jego woli. Zatem i u nas, każde dziecko poczęte, powinno być przyjęte podobnie, jako dziecko z woli Bożej. Przy czym Bóg jest Miłością, a więc domaga się przyjęcia Jego daru z miłością, a nie jako intruz, ciężar, czy materiał do usunięcia… Przy czym trudności, kłopoty, negatywna ludzka opinia innych, nie może zmienić faktu potrzeby przyjęcia dziecka jako od Pana Boga i dla Pana Boga.
Dalej Józef. Z Ewangelii widzimy, że też miał wiele wątpliwości. Postanowił odejść, gdy zauważył, że Maryja jest brzemienna, a jednak postąpił zgodnie z tym, co przekazał mu anioł we śnie. Pozostał, gdyż taka była wola Boża. Później już troszczył się o Maryję, o Jej dziecko. Czytamy też o tym w Ewangelii. Był z Nią, był przy Niej w drodze do Betlejem, gdy musieli wypełnić obowiązek wynikający ze spisu ludności. Szukał dla Niej miejsca w gospodzie, aby mogła urodzić dziecko, a gdy nie było tam miejsca, znalazł dla Niej miejsce w stajence betlejemskiej. Był przy Niej gdy rodziła – nie jego dziecko. Potem znów zgodnie z wolą Bożą objawioną mu we śnie przez anioła, uciekli do Egiptu, by ocalić życie Jezusa.
– Pamiętamy, że Herod postanowił zabić wszystkich chłopców do lat dwóch. Nikt chyba nie wątpi, jak trudna wówczas musiała być podróż, jak trudne wykonanie Bożej woli. Potem życie w Nazarecie. Józef cieśla, świadomy, że to nie jego Syn.
Zatem kochani mężowie, ojcowie, zobaczcie, jak czasem wiele wyrzeczeń i pokory i trudu kosztuje wypełnienie woli Bożej i konsekwencja podjętej decyzji, a w waszym przypadku, sakramentu małżeństwa. – To temat do rozważań, także po zakończeniu tych rekolekcji.
Matka Maryja i krewni.
Wszyscy żyli tak jak już dalej rozważyliśmy na podstawie Ewangelii o znalezieniu 12-letniego Jezusa w świątyni. Tu może jeszcze warto dokładniej rozważyć Ewangelię właśnie o ofiarowaniu Jezusa w świątyni, wracając niejako do początku narodzonego już dziecka.
Pamiętamy też, że kiedy nadszedł dzień ósmy narodzonego Jezusa, należało Je obrzezać zgodnie z Prawem Mojżeszowym no i uczyniono to nadając Mu imię Jezus. Odpowiednikiem ówczesnego obrzezania, mamy dziś chrzest święty i od tego momentu dziecko staje się również dzieckiem Bożym, członkiem Kościoła i zgodnie z obietnicą złożoną przez rodziców, powinno być wychowywane we wierze.
U Żydów za czasów Jezusa, kolejnym krokiem było ofiarowanie w świątyni. Chciałbym dokładnie rozważyć właśnie tę Ewangelię (Łk 2,22-40), bo choć jak wiemy, odbywało się wszystko zgodnie z tradycją, to jednak inaczej.
Zgodnie ze zwyczajem żydowskim, Józef i Maryja przynieśli swego pierworodnego Syna, aby ofiarować Go Bogu. Tak bowiem jest napisane w Prawie Pańskim: „Każde pierworodne dziecko płci męskiej będzie poświęcone Panu” (Łk 2,23). Oprócz tego jako ludzie biedni przynieśli z sobą parę synogarlic, aby je pozostawić w świątyni na ofiarę Bogu.
            Tego dnia w świątyni przebywało dwoje niezwykłych ludzi. Był to starzec Symeon i prorokini Anna. Ci ludzie zapewne byli przyzwyczajeni do obrzędów ofiarowania dzieci.
            Dziecię Jezus zapewne zewnętrznie niczym nie wyróżniało się. – Przyszła zwyczajna para ludzi z dzieciątkiem na ręce, a jednak Symeon pod działaniem Ducha Świętego przyszedł do świątyni, aby spełniła się dana mu obietnica, że nie umrze, zanim nie zobaczy Mesjasza.
            Warto zwrócić uwagę, że w świątyni starzec nie tylko rozpoznał Mesjasza w Dzieciątku Jezus, ale jeszcze wypowiedział słowa proroctwa, które później dokładnie się spełniły.
            Symeon powiedział: ... Moje oczy ujrzały Twoje zbawienie, któreś przygotował wobec wszystkich narodów, światło na oświecenie pogan. Potem dodał: Oto ten przeznaczony jest na upadek i na powstanie wielu w Izraelu, i na znak, któremu sprzeciwiać się będą.
            Do Maryi zaś rzekł: A Twoją duszę miecz przeniknie, aby na jaw wyszły zamysły serc wielu.
            Kochani! Tak niewiele słów, a jakże wiele treści. – Starzec Symeon miał przed sobą maleńkie dziecko, które myśląc po ludzku, jeszcze nie dokonało niczego. Było takie małe, bezradne jak każde inne niemowlę, a jednak Symeon powiedział o Nim, że to zbawienie przygotowane przez Boga dla wszystkich narodów, a nie tylko dla Izraela. Zatem zbawienie także dla Polski; dla każdego z nas.
            Wtedy jeszcze nikt nie wiedział, w jaki sposób Mesjasz miał dokonać dzieła zbawienia, a już słowa wypowiedziane do Maryi sugerowały, że będzie się to wiązało z ogromną raną zadaną Jej matczynemu sercu.
O dzieciństwie Jezusa od tego momentu nie wiemy nic. Dopiero kolejna wzmianka jest właśnie ta, od której zaczęliśmy naszą konferencję, tj. gdy Jezus miał 12 lat. O kolejnych latach Jezusa Ewangelia milczy. Pewnie nie było w tym nic szczególnie ważnego w sensie celu, w jakim przyszedł Jezus na świat, tj. zbawienia świata. Być może Jezus żył jak przykładny wyznawca judaizmu, jako dorastający, dobrze wychowywany Syn swoich rodziców.
Kolejny raz spotykamy Jezusa w życiu dorosłym, gdy miał ok. 30 lat. Przez ok. 3 lata nauczał o królestwie Bożym, o zdrowej moralności, a swoją naukę potwierdzał cudami. Zatem był światłem dla słuchaczy i dla tych, którzy obserwowali Jego życie, jakże inne od życia tych ludzi, których do tej pory spotkali.
Kochani. Tu, zgodnie z tematem tej konferencji, można by zauważyć, że wychowanie nie kończy się z dzieciństwem, pełnoletnością, jak to bywa w naszej tradycji ludzi XXI w, ale proces ten trwa całe życie. Otóż co prawda teraz już nie wychowywano Jezusa, ale On sam wychowywał, ale już nie tylko dzieci, lecz wszystkich. Wychowywał nie tylko dla rodziny, relacji rodzinnych, relacji międzyludzkich, ale poprzez te relacje, do relacji z Bogiem Ojcem, do królestwa Niebieskiego,do życia wiecznego. Krótko mówiąc, poprzez odpowiednie życie na ziemi, wychowywał do życia wiecznego. I znów nie siłą, ale słowem, własnym przykładem, a w końcu cierpieniem i samo ofiarowaniem swego życia za życie świata, tj. za życie wieczne w niebie tych, którzy w Niego uwierzą. Można by powiedzieć – tych, którzy świadomie i dobrowolnie pozwolą się Jemu wychowywać. Zwykle mówi się dziś, tych, którzy podążą za Jezusem i uznają Go za swego Pana i Zbawiciela.
            Czytając o życiu Jezusa w Ewangelii, można bez wątpienia powiedzieć to, co wstępnie zauważyli już na początku Jego rodzice w świątyni, gdy miał 12 lat. Otóż Jezus przewyższał wszystkich dobrocią, miłością, mądrością i mocą czynienia cudów. Na końcu życia Jezusa, spełniły się słowa proroctwa Symeona. Ogromny ból sprawiono Jego Matce, która towarzyszyła Jezusowi podczas drogi krzyżowej, aż po śmierć na krzyżu.
            Oprócz tego Chrystus był i jest znakiem sprzeciwu, bo Jego przykład życia, Jego nauka nie podobała się faryzeuszom i uczonym w Piśmie. Nie podoba się też tym wszystkim, którzy patrzą krótkowzrocznie na chwilowe sukcesy, chwilowe przyjemności lub nawet chcą świadomie przekraczać przykazania Boże. – Bo jakże może podobać się złodziejowi przykazanie: nie kradnij!
            Jak może podobać się przykazanie: nie zabijaj, matce, która chce usunąć tzw. niepożądaną ciążę?
            Jak może podobać się przykazanie: nie cudzołóż, jeśli sprzykrzył się dawny mąż lub żona, a pojawił się ktoś inny; na początku tak uroczy, a może idealny?
            Jak może podobać się droga do zbawienia wiodąca przez krzyż, jeśli w naturze ludzkiej jest lęk przed cierpieniem i tak bardzo by się chciało mieć łatwe i przyjemne życie, bez względu na dobro innych ludzi?
            Jak zachować zdrową moralność chrześcijańską, gdy wokół tyle cierpień, tyle zła przedstawianego również w środkach masowego przekazu?
            Jak można mieć odwagę być innym podobnie jak Jezus, gdy od tamtego czasu minęło 2000 lat?
            Gdzie postęp, gdzie nowoczesność?
            – Zapewne przyjęcie nauki Chrystusa do własnego życia jest trudne, ale tylko pozornie, bo pokój serca, który daje Chrystus tym, którzy starają się żyć wg Jego nauki, cenniejszy jest niż wszelkie, chwilowe dobra tego świata. Potem zbawienie, które jest nieporównywalnie większym skarbem niż szybko przemijające dobra na tej ziemi, niż nawet samo życie doczesne.
            Zatem starzec Symeon rzeczywiście miał wielki dar proroctwa.
            My zaś nie popełnimy błędu, jeśli często będziemy przypominać sobie i innym o tym, jak szybko mija czas i co jest najważniejsze. Szybko przemija wszystko.  Złudne są wartości tego świata. Pozostaje nadzieja na szczęśliwe życie oparte na działaniu łaski Bożej teraz, a potem zbawienie – właśnie dzięki Chrystusowi.
            Pamiętamy też, że oprócz Symeona w świątyni była prorokini Anna.
            Kochani!
            Warto zauważyć, kim byli ludzie, którzy jako pierwsi mieli szczęście spotkać Chrystusa i rozpoznać Go, podczas, gdy nawet jeszcze dziś po 2 tysiącach lat nie wszyscy chcą Go poznać. Nawet, jeśli wiedzą, kim On jest, to nie zawsze chętnie przychodzą na spotkanie z Nim. Przecież wystarczyłoby pójść do kościoła na Eucharystię, korzystać z sakramentów. Bliżej można Go poznać z literatury religijnej, a przede wszystkim z Pisma Świętego. Dlaczego dziś tak mało ludzi jest w kościele na niedzielnych mszach świętych? Co przeszkadza ludziom XXI w przyjaźni z Chrystusem?
            – Symeon był to człowiek sprawiedliwy i pobożny, a Anna była wdową, która często przebywała w świątyni służąc Bogu w postach i modlitwach.
            Zatem zauważyć Boga może tylko ten, kto tego pragnie, a jego życie jest sprawiedliwe, czyli zgodne z moralnością chrześcijańską. Oprócz tego trzeba być człowiekiem modlitwy, aby spotkać Jezusa na swej drodze życia.
            Żeby w pełni móc żyć moralnością chrześcijańską, potrzebni są kapłani, aby oni wypełniali polecenie Jezusa głoszenia Ewangelii. Oni też są potrzebni do sprawowania sakramentów i składania Bogu ofiar za grzeszników, jak również ofiar z samych siebie; ze swego ziemskiego życia.
            Bóg od wieków powołuje pasterzy do swego Bożego stada, aby królestwo Boże mogło wzrastać już tutaj na ziemi, na której wciąż jest obecny Chrystus w Eucharystii. Bóg powołuje, kogo chce i kiedy chce.
I tu kochani, kolejne wyjaśnienie celu przytoczenia tej Ewangelii. Otóż, chociaż podstawowym celem chrześcijańskiego wychowania dzieci i młodzieży jest przygotowanie do życia w rodzinie. Przygotowanie drogą miłości, dla miłości najpierw tej ziemskiej, do najbliższych, do ludzi – do bliźnich, to w ostatecznym celu, do miłości ponadczasowej, do Boga, dla Boga w świadomości, że On nas kocha i wciąż czeka na naszą miłość. – To może być też inne powołanie niż życie w rodzinie w roli męża lub żony. Może być powołanie kapłańskie lub zakonne, by mogło realizować się każde powołanie osoby ludzkiej do świętości. Zatem kiedy wasze dziecko, poczuje, że Bóg je powołuje do kapłaństwa lub zakonu, nie przeszkadzajcie mu w tym, ale pozwólcie. Miłość wychowuje do każdego rodzaju powołania podobnie jak wychowywano Jezusa, który przecież nie założył rodziny w zwykłym tego słowa znaczeniu, ale sam o sobie powiedział: Kto pełni wolę Bożą, ten Mi jest bratem, siostrą i matką, czyli najbliższą rodziną (Łk 3,35). O żonie nie wspomniał, a jak wiemy z Ewangelii, nigdy jej nie miał.
Jest to też zrozumiałe na drodze logicznego rozumowania. Skoro był i jest Synem Bożym, to Jego dzieci byłyby półbogami, więc pomieszałoby się Niebo z Ziemią, a nie taki jest zamysł Boży. Gdyby zaś miał tylko żonę, a nie posiadał dzieci, to u Żydów byłoby to czymś niewłaściwym, gdyż dzieci były uważane za błogosławieństwo, a niepłodność za hańbę.
Kochani. Już wiele słów padło dziś nt. życia Jezusa w Świętej Rodzinie, która także dla nas może i powinna być wzorem wychowania dziecka. Teraz może jeszcze warto trochę dodać w związku z tematem wiodącym naszych rekolekcji: Rodzina Domowym Kościołem. Otóż choć między innymi w poprzednich konferencjach można było o tym wyczytać, że właśnie tak jest, to teraz nareszcie przyszedł czas na pewne usystematyzowanie tego pojęcia w związku z wychowaniem w ramach Kościoła.
Tu też mówiąc o wychowaniu, warto od razu praktycznie skorzystać z tego, z czego my katolicy powinniśmy korzystać, a mianowicie z oficjalnej nauki Kościoła zawartej też w KKK. (https://www.deon.pl/religia/pytania-o-wiare/art,58,dlaczego-rodzine-nazywamy-kosciolem-domowym.html)
Kościół opierając się na nauczaniu świętego Pawła nazywa rodzinę "domowym Kościołem". Więzy jedności i miłości łączące członków rodziny inspirują do poszukiwania, znajdowania oraz otwierania się na Boga. Ta niepowtarzalna właściwość rodziny wyróżnia ją od każdej innej społeczności ludzkiej. Ona też staje się obrazem więzów, którym Bóg przez Jezusa Chrystusa łączy się z ludzkością.
► KKK 1655: Chrystus chciał przyjść na świat i wzrastać w łonie Świętej Rodziny Józefa i Maryi. Kościół jest "rodziną Bożą". Od początku istnienia jego zalążkiem często byli ci, którzy "z całym swoim domem" stawali się ludźmi wierzącymi. Gdy nawracali się, pragnęli, by także "cały ich dom" był zbawiony. Rodziny te, przyjmując wiarę, były oazami życia chrześcijańskiego w niewierzącym świecie.
► KKK 1656: W dzisiejszym świecie, który często jest nieprzychylny, a nawet wrogi wierze, rodziny chrześcijańskie mają ogromne znaczenie jako ogniska żywej i promieniującej wiary. Dlatego też Sobór Watykański II, nawiązując do tradycji, nazywa rodzinę "Kościołem domowym" (Ecclesiadomestica). W rodzinie rodzice przy pomocy słowa i przykładu winni być dla dzieci swoich pierwszymi zwiastunami wiary, pielęgnując właściwe każdemu z nich powołanie, ze szczególną zaś troskliwością powołanie duchowne.
► KKK 1657: W szczególny sposób tu właśnie jest praktykowane kapłaństwo chrzcielne ojca rodziny, matki, dzieci i wszystkich członków wspólnoty rodzinnej przez przyjmowanie sakramentów, modlitwę i dziękczynienie, świadectwo życia świątobliwego, zaparcie się siebie i czynną miłość. Dom rodzinny jest więc pierwszą szkołą życia chrześcijańskiego i szkołą bogatszego człowieczeństwa. W nim dziecko uczy się wytrwałości i radości pracy, miłości braterskiej, wielkodusznego przebaczania, nawet wielokrotnego, a zwłaszcza oddawania czci Bogu przez modlitwę i ofiarę ze swego życia.
► KKK 1658: Należy jeszcze wspomnieć o pewnych osobach, które ze względu na konkretne warunki, w jakich muszą żyć – chociaż często wcale tego nie chciały – są szczególnie bliskie sercu Jezusa, a zatem zasługują na specjalną miłość i troskę Kościoła, a zwłaszcza duszpasterzy. Dotyczy to dużej liczby osób żyjących samotnie. Wiele z nich pozostaje bez ludzkiej rodziny, często z powodu ubóstwa. Są wśród nich tacy, którzy przeżywają swoją sytuację w duchu Błogosławieństw, wzorowo służąc Bogu i bliźniemu. Trzeba przed nimi wszystkimi otworzyć drzwi domów rodzinnych, "Kościołów domowych", i wielkiej rodziny, jaką jest Kościół. Nikt nie jest pozbawiony rodziny na tym świecie: Kościół jest domem i rodziną dla wszystkich, a szczególnie dla «utrudzonych i obciążonych» (Mt 11, 28).
Zatem rodzina to nie tylko mąż i żona. To także dzieci, które są szczęśliwym promykiem w naszym życiu. To, co im przekażemy zaprocentuje później w przyszłości. Warto więc zastanowić się nie tylko nad naszym zachowaniem, postawą, ale przede wszystkim nad naszą wiarą. Jak już wspomniałem, dzieci jako uważni obserwatorzy uczą się od nas życia; codziennych czynności, jak mycie, ubieranie, sprzątanie czy modlitwa. Patrzą na nas wszędzie – w domu, na ulicy, w kościele. Powinniśmy zdać sobie sprawę, że stanowimy dla nich wzór do naśladowania. Kościół zachęca, by już od najmłodszych lat prowadzić dzieci do Świątyni Pana.
„Już od najmłodszych lat powinni oni rozmawiać w domu o Bogu. Istotna jest także wspólna modlitwa. Modlitwy nie wolno oddzielać od życia. Modlitwa to klucz, którym można otworzyć drzwi skarbca łask Bożych. Modlitwa i życie powinny ze sobą harmonizować; stanowić jedną żywą całość.
Jak powiedział Paweł VI: „Wiele dzisiejszych kryzysów duchowych i moralnych powstało z osłabienia i braku modlitwy” Myślę, że warto poświęcić te parę chwil na nauczenie dziecka podstawowych modlitw; takich jak: Ojcze nasz..., Zdrowaś Maryjo..., Aniele Boży.... Sam Jezus zachęca nas do wspólnej modlitwy mówiąc: Gdzie są dwaj albo trzej zebrani w imię moje, tam jestem pośród nich (Mt 18,20). Jeżeli edukację katolicką zaczniemy od młodych lat dziecka, to istnieje szansa, że z wiekiem ono będzie chciało pogłębić swoją wiarę.
W każdym domu powinno znajdować się Pismo Święte. Warto pokazać dziecku, że są tutaj treści ponadczasowe, które mogą pomóc nam rozwiązać problemy burzliwego wieku XXI. Należy pamiętać, że nie można pozostać tylko na słowach. Trzeba przejść do czynu. Kiedy wchodząc do pokoju dziecko zobaczy rodzica czytającego Pismo Św., będzie to znak, że wiara jest czymś istotnym w jego domu.” (https://sciaga.pl/tekst/47338-48-rodzina_kosciolem_domowym)
Św. Jan Paweł II, wspominał o tym, że wzorem dla niego był widok ojca, modlącego się na kolanach. Jak widać ten przykład był dla niego tak ważny, że został kapłanem, papieżem, świętym, mimo, że stracił matkę w wieku 9 lat i wychowywał go sam ojciec.
„Kolejnym ważnym aspektem domowego życia katolickiego jest Różaniec. …. Różaniec nazywany jest często skróconą Ewangelią dla wszystkich: świętych i grzeszników, starych i młodych, uczonych i bez wykształcenia, mężczyzn i kobiet. Warto wyciągnąć te paciorki z szuflady, uklęknąć przed obrazem i wspólnie się pomodlić??? To na pewno umocni naszą wiarę w oczach dziecka… Uważam, że warto poświęcić te parę chwil w domu, by zaszczepić w dziecku miłość do Kościoła, Boga i religii. Są to wartości ponadczasowe, które jak małe nasionko dadzą później piękne drzewo z mocnymi korzeniami. A miejscem, gdzie zasiejemy to nasionko powinien być Nasz Domowy Kościół.”
(https://sciaga.pl/tekst/47338-48-rodzina_kosciolem_domowym)
Kochani. Co jeszcze, choć krótko chciałbym dodać na zakończenie. Najpierw jak w dobrej szkole, powtórka tego, co najistotniejsze. Dziecko uczy się przede wszystkim przez naśladowanie, więc jeśli chcemy, żeby nasze dziecko było wychowane w wierze, najpierw musimy być ludźmi wiary, której się nie wstydzimy, nie traktujemy jej prywatnie, ale dajemy dziecku możliwość obserwowania nas w praktykach religijnych: modlitwa, uczestnictwo we mszach św., czytanie Pisma świętego. Obrazy religijne, krzyż na ścianach mieszkania. Potem potrzebna jest rozmowa z dzieckiem na ten temat. Przy czym nie wolno lekceważyć pytań dziecka i starać się odpowiadać językiem dla niego zrozumiałym, cierpliwie, nie wprowadzając w błąd. Wolno też nam odpowiedzieć, po prostu nie wiem, lub postaram się dowiedzieć, a potem ci odpowiem. W ten sposób uczymy też dziecko pokory, że nie wszystko musimy wiedzieć, nie na wszystkim musimy się znać, że warto też wciąż czegoś się uczyć, poznawać. W końcu możemy też dać dziecku do zrozumienia, że są też tajemnice niepoznawalne jeszcze dla ludzkiego umysłu, więc wciąż droga do rozwoju nauk jest otwarta. Wszystko, co stworzył Wszechmogący BÓG jest doskonałe, działa w harmonii wszechświata, ale żaden człowiek i wszyscy naukowcy razem wzięci jeszcze nie zdołali odkryć i wyjaśnić tego cudu Bożej mądrości. Stąd widać ogromną przewagę Bożej mądrości nad ludzką. Stąd podziw dla Boga i tym większe zaufanie do tego, czego nas nauczył, co nam przekazał jako drogę naszego życia. Stąd mądrość uzasadnia konieczność zachowania dekalogu, w którym jest czwarte przykazanie dotyczące także osób starszych, dziadków, babć, wychowawców. Stąd warto pójść za Jezusem, światłem na naszej drodze życia, stąd warto korzystać ze wszystkich Jego rad i korzystać z darów Jego miłości, sakramentów świętych, które są znakiem widzialnym, niewidzialnej łaski Bożej, z których pierwotnym sakramentem jest sam Kościół, a dla dzieci dotykalnym Kościołem jest właśnie domowy Kościół, ich własna rodzina.
Nie można przekazu wiary pozostawić szkole, katechetom, kapłanom, ale sami powinniśmy wypełnić swój obowiązek wychowania w wierze przyjęty przy chrzcie świętym dziecka.
Żadna instytucja, żadna osoba z zewnątrz nie da się obserwować przez cały czas, a przede wszystkim nie jest w stanie stworzyć klimatu wiary czynnej, wyrażającej się w praktykowaniu miłości wzajemnej wszystkich członków, po której wg słów Jezusa, poznają, że jesteśmy Jego uczniami.
Jak wychowane chcemy mieć dziecko, tak najpierw wychowujmy siebie.
Jest to proces i zadanie na całe życie, jak już mówiłem wcześniej. Jest tak ponieważ niedoścignionym ideałem dla nas jest Jezus i Maryja, do których świętości i także doskonałości wciąż tylko zmierzamy, ale niestety, im nie dorównamy, gdyż oni nie byli obciążeni grzechem pierworodnym, który skaził naszą naturę, ale nie ich.
To na tyle. Jeśli zaś kogoś bardziej jeszcze interesuje problem wychowania i trudności z tym związane w dzisiejszych czasach, to polecam choćby dwa artykuły z Internetu, które też szczególnie zwróciły moją uwagę. Jest to np. WSPÓŁCZESNE WYZWANIA W WYCHOWANIU DO MIŁOŚCI MAŁŻEŃSKIEJ – ks. prof. dr hab. Adam Skreczko (http://www.sympozjum.scj.pl/plik/96c28feb-3937-e811-80b7-984be15f9d7b), oraz: MAŁŻEŃSTWO – NAJWIĘKSZA MIŁOŚĆ NA ZIEMI – ks. Marek Dziewiecki. (https://opoka.org.pl/biblioteka/Z/ZR/niedziela201733-malzenstwo.html)
Teraz zaś, niech Józef i Maryja otoczą swą opieką nasze Polskie rodziny, a także nas, aby nasze dzieci wzrastały w mądrości i łasce u Boga i ludzi. Amen!

XV TYDZIEŃ ZWYKŁY – ROK II
HOMILIA – czwartek, 19.07.2018
Msza św. w czwartym dniu rekolekcji dla Rodzin w Domu Misyjnym pw. św. Józefa – Swarzewo
Temat III dnia: Wychowanie w Rodzinie chrześcijańskiej
Iz 26,7-9.12.16-19; Mt 11,28-30

Kochani!
Po raz kolejny serdecznie witam Was wszystkich, którzy znaleźliście trochę czasu, aby wspólnie zatrzymać się przez chwilę w tym naszym szarym życiu, pełnym różnych doświadczeń. – Zatrzymać się po to, aby w ciszy spojrzeć na życie trochę od innej strony, jak zwykle robią to przeciętni ludzie zaganiani obowiązkami dnia codziennego.
Chcemy po prostu spojrzeć na to, co się wokół nas dzieje przez pryzmat wiary, Kościoła, przez pryzmat Jezusa Chrystusa, który nas Krwią Swoją odkupił.
            Dziś, w dniu, w którym podjęliśmy temat wychowania, Ewangelia zaprasza nas do szukania pomocy i ukojenia w Jezusie Chrystusie, który ukrył się pod postacią małego, kruchego opłatka oddając się nam bez reszty na pokarm na życie wieczne.
Ewangelia przeczytana dzisiaj przypomina nam bardzo istotne dla nas słowa Pana Jezusa: PRZYJDŹCIE DO MNIE WSZYSCY, KTÓRZY UTRUDZENI I OBCIĄŻENI JESTEŚCIE, A JA WAS POKRZEPIĘ, które, jak też zapewne zauważyliście, są Słowem życia na te rekolekcje. Zatem te słowa wciąż nosimy w naszych sercach, by często się do nich odwoływać, oczekując od Chrystusa wsparcia w rozwiązaniu wszystkich trudnych problemów z jakimi się borykamy w naszych rodzinach; problemów, które też sobie uświadomiliśmy podczas tych rekolekcji.
Jak widać Jezus przewidział, że w los człowieka wpisany jest trud, także związany z wychowaniem dzieci, wychowywaniem siebie, zapewnieniem sobie i całej rodzinie godziwych warunków egzystencji, utrzymaniem właściwych, godnych chrześcijanina stosunków międzyludzkich wszędzie tam, gdzie się znajdujemy – w miejscu pracy, szkole, domu i innych miejscach w których trzeba się znaleźć (sklep, ulica, urzędy itp.). Niejednokrotnie dotyka nas cierpienie własne lub najbliższych członków rodziny, a także innych ludzi. Ciągle na nowo doświadczamy ograniczoności ludzkich możliwości i ludzkiego umysłu, który nie na wszystkie pytania potrafi znaleźć odpowiedź, nie wszystkim problemom potrafi zaradzić, nie wszystko potrafi przewidzieć i zapobiec np. katastrofom wywołanym siłami przyrody i nie na wszystkie choroby potrafi znaleźć lekarstwo, choćby nie wiem jak tego pragnął i nie wiem ile wkładał wysiłku w poszukiwanie nowych dróg leczenia, czy opieki.
Obciążenie grzechami, które zakłóca pokój serca jest często powodem większego cierpienia, niż samo cierpienie fizyczne, a co gorsze, na nie już zupełnie nie ma lekarstwa farmakologicznego. Zatem Jezus, który doskonale zna naturę ludzką nie chciał pozostawić nas z tym wszystkim samym sobie, ale w swej wielkiej miłości zaprasza każdego z nas, aby pójść do Niego z tym, co jest dla nas trudne, bolesne lub obciąża nas. – Pójść po to, aby zostać pokrzepionym, aby otrzymać nowe siły, by pójść dalej, często po ciernistej drodze życiatutaj, na tej ziemi.
Jezus jednak nie tylko chce nam pomagać w życiu doczesnym, ale przede wszystkim zależy Mu na naszym zbawieniu, więc dodaje: Weźcie moje jarzmo na siebie i uczcie się ode Mnie, bo jestem cichy i pokorny sercem, a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych.
A Ty drogi bracie, droga siostro, ojcze, matko, dziecko, czy naprawdę wierzysz słowom, które powiedział Jezus w dzisiejszej Ewangelii? Czy wierzysz i pamiętasz, że zawsze możesz pójść do Jezusa ze swoimi troskami, kłopotami, bezsilnością i rzeczywiście doznasz pomocy, pokrzepienia od Niego?
Czy masz tyle zaufania do Pana Boga, aby pójść do Jezusa z wiarą, że znajdziesz ukojenie również dla swej duszy?
Proszę pomyśleć, czyż my, ludzie XXI wieku, którzy już dokładnie wiemy, że Jezus jest Synem Bożym i ma moc uzdrawiania, nie powinniśmy z głęboką wiarą zwracać się do Niego o pomoc dla swych bliskich, jak również dla nas samych?
Chorych wśród nas jest wielu; chorych nie tylko na ciele, ale też na duszy. Często cierpimy razem z nimi lub z ich powodu. Czasem sami jesteśmy chorzy, ale czy pamiętamy, że właśnie do Jezusa możemy zwrócić się o pomoc w chorobie duszy lub ciała? Czy naprawdę wierzymy, że On żyje, chce i może nam pomóc? Jeśli nie, to też możemy prosić Jezusa, jak niegdyśprosili apostołowie: Panie, przemnóż nam wiary.
Myślę, że Panu Bogu miłe są takie prośby, więc chętnie je spełnia, bo zależy Mu na każdym człowieku tak bardzo, że zdecydował się nie tylko przyjść na świat, uzdrawiać, nauczać, ale nawet dobrowolnie umrzeć za wszystkich ludzi wszystkich pokoleń, a w tym za nas.
Zrobił to przede wszystkim z miłości, więc proszę, aby każdy zadał sobie pytanie: Jak ja odpowiem na Jego miłość w życiu codziennym, a także teraz podczas tych rekolekcji? Czy w procesie wychowania uwzględniam wychowanie do miłości Boga, bliźniego, Kościoła?
A Jezus czeka, aby Go zaprosić do swego życia, tak naprawdę realnie, jak kogoś bardzo bliskiego, jak umiłowanego członka rodziny.
Czeka też w konfesjonale, aby poprzez kapłana odpuszczać grzechy, aby usprawiedliwić i obdarzyć łaską. Tutaj w Domu Misyjnym jest spokój, cisza, komfortowe warunki do spowiedzi, duchowej rozmowy. Zawsze też czeka Jezus w Eucharystii, aby zabrać Go z sobą i razem z Nim przez życie iść. Czeka, aby w modlitwie spotkać się z Nim i powierzyć Mu swoje radości, smutki, sukcesy, troski i kłopoty.
Jeśli ktoś jest chory, czuje się słaby, zagubiony, to czeka w sakramencie namaszczenia chorych, aby uzdrowić lub pomóc nieść krzyż cierpienia i nadać mu sensu poprzez złączenie z Jego cierpieniem na krzyżu.
Czeka też, aby w każdej rodzinie, mogły spełnić się Jego słowa: Jeśli dwaj z was na ziemi zgodnie o coś prosić będą, to wszystkiego użyczy im mój Ojciec, który jest w niebie. Bo gdzie są dwaj albo trzej zebrani w imię moje, tam jestem pośród nich. Wzywa też Jezus: Proście, a otrzymacie.
My również odpowiadając na zaproszenie Jezusa, aby pójść do Niego ze swymi problemami, możemy razem wyprosić wiele łask zarówno dla siebie, jak i dla tych, na których nam zależy; których kochamy. Możemy też wyprosić wiele łask dla Kościoła, dla kraju, dla świata. Wokół nas szerzy się wiele zła. Alkoholizm, narkomania, pracoholizm, uzależnienia od gier komputerowych i inne nałogi utrudniające życie nie tylko uzależnionym, ale i ich rodzinom, a nawet całemu społeczeństwu.
Na Bliskim Wschodzie konflikty, emigracje, prześladowanie chrześcijan. Na świecie terroryzm, przelewanie niewinnej krwi, początek rozpadu Unii Europejskiej.
Nawet pogoda rozchwiana źle wpływa na zdrowie, samopoczucie, szczególnie ludzi słabych, chorych. W upalne dni wzrasta liczba zgonów ludzi będących jeszcze w sile wieku. Rolnicy i nie tylko już teraz liczą straty spowodowane anomaliami pogodowymi... Każdy z nas oprócz tego ma swe osobiste problemy często niezawinione, a wobec których czuje się bezradny. Zatem pójdźmy do Jezusa z tym wszystkim, a On nas pokrzepi.
Dzisiejszą homilię chciałbym zakończyć słowami proroka Izajasza: Ścieżka sprawiedliwego jest prosta, Ty równasz prawą drogę sprawiedliwego. Także na ścieżce Twoich sądów, o Panie, my również oczekujemy Ciebie; Dusza moja pożąda Ciebie…; bo gdy Twe sądy jawią się na ziemi, mieszkańcy świata uczą sprawiedliwości. Panie, użyczysz nam pokoju. Amen!

KONFERENCJA IV
REKOLECKJE DLA RODZIN – 20 LIPCA 2018

MAŁŻEŃSTWO WSPÓLNOTĄ LUDZI GRZESZNYCH

Kochani. To już czwarta, przedostatnia konferencja w ramach naszego tematu Rodziny, jako Domowego Kościoła. Zatem nic dziwnego, że z wszystkich problemów dotyczących rodziny, szczególny nacisk kładziemy na wiarę, która wiedzie nas przez życie codzienne na tej ziemi do życia wiecznego w tzw. Kościele triumfującym, ponadczasowym, którego głową wciąż jest Chrystus.
Jeśli ktoś uczestniczył w rekolekcjach w poprzednich latach, to może zauważyć, że co roku niejako podejmujemy tematy coraz trudniejsze, coraz bardziej wykraczające poza szarą codzienność, niewiele różniącą nas od małżeństw, rodzin w sensie ogólnoludzkim. Jest też tak w tym roku, w tych konferencjach, które niejako stopniują trudność podejmowanych tematów odnosząc je coraz bardziej do tego, co daje szczęście nie tylko na tej ziemi, ale przede wszystkim wieczne.
Główną przeszkodą na drodze do tego szczęścia jest grzech, a jednak wciąż aktualna jest miłość małżeńska będąca odzwierciedleniem miłości Chrystusa do Kościoła, co będzie tematem jutrzejszej konferencji.
Właśnie temat wczorajszy wskazuje możliwości pomniejszania działania złego, prowadzące do grzechu. – Wychowanie w rodzinie katolickiej i pozwolenie Bogu na to, aby nas wychowywał jest antidotum na jad węża, szatana, który prowadzi nas do grzechu i docelowo chciałby nas zabić na wieki, czyli tak pogrążyć w grzechu, abyśmy nie byli zbawieni, abyśmy swoim życiem zmierzali nie do nieba, lecz do piekła.
Każdy z nas przyznając się do popełniania grzechu, do tego że jest człowiekiem grzesznym, nie popełnia żadnego błędu. Nie umniejsza też swojej godności dziecka Bożego, ani nie poniża siebie. Nie jest też fałszywie pokornym, bo niestety taka smutna jest prawda o każdym z nas, że jest po prostu człowiekiem ponoszącym wciąż konsekwencje grzechu pierworodnego naszych pierwszych rodziców i wciąż daje się zwieść diabłu, popełniać grzech i dobrze jest, gdy się szybko reflektuje, oczyszcza w sakramencie pokuty i pojednania.
Gorzej jest, gdy jest albo zbyt ślepy, albo zbyt pyszny, by przyznać się do grzechu i pójść do Jezusa po odpuszczenie, po usprawiedliwienie przez dobrą spowiedź z zachowaniem pięciu jej warunków.
Kochani. Gdybyśmy nie byli grzeszni, to po co nam by były sakramenty święte, po co w końcu śmierć Jezusa za nie dla ich odkupienia, po co Krew Chrystusa wylana na krzyżu dla naszego zbawienia?
Bóg wie, że starać się to zbyt mało, że nawet łaska płynąca z sakramentów świętych, uświęcająca nas, nie uświęca nas raz na zawsze i tak, jak codziennie jemy chleb, lub inne potrawy by podtrzymać życie na tej ziemi, tak potrzebne są nam sakramenty święte z których tylko niektóre wystarcza raz przyjąć w ciągu życia. Takimi jednorazowymi są: chrzest, bierzmowanie i powinno być kapłaństwo lub małżeństwo, choć doświadczenie uczy, że niestety, ale nie zawsze tak jest. Są bowiem rozwody, kolejne związki. Są też odejścia od kapłaństwa, ale tak być nie powinno.     W oczach Boga, małżonkowie są nadal małżonkami, choć się rozeszli i żyją w grzesznym innym związku. Podobnie kapłan, który odszedł od kapłaństwa, jest wciąż kapłanem, tylko nie może wypełniać swych obowiązków, gdyż sam z nich zrezygnował z różnych powodów.
Natomiast sakramentami na podtrzymanie stanu łaski uświęcającej, pomagającymi żyć w bliskości i obecności Boga są właśnie sakrament pokuty i pojednania przygotowujący niejako nasze serca na przyjęcie Eucharystii, duchowego pokarmu na życie wieczne, lub inaczej mistycznego Ciała i Krwi Chrystusa, a więc samego Chrystusa, który może nas przemieniać, uświęcać i nam błogosławić.
Godnie przyjmowana Eucharystia umacnia naszą więź z Chrystusem, Bogiem Ojcem, Kościołem, a także z naszymi bliźnimi, z członkami naszych rodzin. Chrystus bowiem w Eucharystii ofiarowuje siebie za nas i dla nas, a to zobowiązuje nas, abyśmy także ofiarowywali siebie dla innych. Ofiarowywali siebie z miłości do Chrystusa, a także z miłości dla najbliższych nam osób w rodzinie, dla nich.
Kochani. Pamiętając o temacie wiodącym naszych rekolekcji, mówimy o małżeństwie, rodzinie właśnie w ramach tego tematu, rodziny jako miniaturki Kościoła, jako domowego Kościoła. Zatem aby nie wyważać otwartych drzwi, jak to się powszechnie mówi, aby też nie tworzyć samemu wszystkiego od początku, co kosztuje też wiele czasu, którego nikt z nas nie ma zbyt wiele, aby też nie być posądzony przez braci i siostry o pychę, pozwoliłem sobie na skorzystanie z Internetu, a konkretnie z artykułu Jana Szkodonia, pt. Święty kościół grzesznych ludzi. (https://opoka.org.pl/biblioteka/T/TA/TAP/petrus_2010_zycie_08.html)
Cytuję:
„Pan Jezus nie został przyjęty w Nazarecie, gdzie się wychował. Gdy nauczał w synagodze, słuchacze"powątpiewali o Nim"(Mk 6,3). A Jezus tak skomentował postawę mieszkańców: "Tylko w swojej ojczyźnie, wśród swoich krewnych i w swoim domu może być prorok tak lekceważony" (w. 4); "Dziwił się też ich niedowiarstwu" (w. 6). W małżeństwie i rodzinie często człowiek godziwy, pobożny, chcący radykalnie służyć Bogu, bywa lekceważony, upokarzany i odrzucany. To prawda, że niekiedy pobożność kogoś z członków rodziny bywa sekciarska, drażniąca, dewocyjna, czyli pełna praktyk zewnętrznych, ale bez miłości bliźniego. Ale jest tak, że autentyczna religijność jest poniżana, bo stanowi dla otoczenia wyrzut sumienia”.
No cóż, kochani, wychodząc od Chrystusa z Nazaretu, Twórcy Kościoła, wielkiego Misjonarza, znów mamy odwołanie się do rodziny, przejście na grunt rodziny, co od razu sugeruje powiązanie Rodziny z Kościołem, Kościoła z Rodziną. Przecież przed formalnym założeniem, lub raczej usankcjonowaniem Kościoła opartym na prymacie Piotra Apostoła, już żył i działał Jego rzeczywisty, prawdziwy założyciel i odkupiciel Jezus, który żyje nadal też teraz, chociaż kolejni członkowie przez wieki odchodzą do wieczności czekając na zmartwychwstanie. Podobnie jest z członkami naszych rodzin. Nawet obecnie w psychologii i nie tylko, jest tworzenie tzw. drzewa genealogicznego, które pomaga, lub pozwala poznać swoje korzenie, co niejednokrotnie ułatwia zrozumienie samego siebie, swych przyzwyczajeń, wad i zalet, talentów, a także złych skłonności. Zwykle zauważa się, że historia się powtarza, Np. są rodziny, w których rozwodów praktycznie nie było i nie ma, a są takie, że trudno się doszukać jednego związku aż do śmierci. Psychologowie, psychoanalitycy pomagają znaleźć przyczynę, aby pomóc przerwać niejako złą passę, złe tradycje.
My, ludzie wierzący, czytający Pismo święte i przyjmujący prawdziwość natchnionego tekstu, więc bez wielkich poszukiwań, moglibyśmy powiedzieć, że przyczyną pierwotną wszelkiego zła, wszelkich poddziałów jest szatan, który kiedyś musiał wkraść się do konkretnej rodziny, by w niej zakorzenił się grzech. Pismo Święte ST mówi, że tylko, a my byśmy powiedzieli, aż do czwartego pokolenia, ponosimy konsekwencje grzechu, jako karę za grzech, ale proszę zauważyć, że aż do 1000 pokolenia, nagrodę za dobro, za świętość życia(zob. Wj 20, 5b-6).
Kiedy już wspomniałem o drzewie genealogicznym, to można by też posłużyć się terminologią biologii. Jeśli np., jakaś roślina została zaszczepiona szlachetną odmianą, to jest piękna, rozwija się, ma dobre owoce. Ale nawet jak sam Jezus mówił, winna latorośl, która nie przynosi owocu, powinna być i jest wycięta, by nie zagłuszała szlachetnych latorośli (zob. Mt 7,16-20). Jeśli zaś jest chora, to sama uschnie. Oczywiście to porównanie przywołuje tylko obraz ogromnie przybliżony, a nie jest dokładnym odzwierciedleniem sytuacji dotyczących przodków naszych i naszych rodzin. W przypadku rodzin rzeczywiście sprawa nie jest aż tak prosta, jak u roślin, gdyż pamiętamy, że małżeństwa łączą zawsze dwie rodziny, ciągnące za sobą bagaż przeszłości, a więc idąc do tyłu w czasie, to można zauważyć, że już w drugim pokoleniu mamy 2 razy dwa, a więc cztery, a potem kolejne razy 2, a więc 8. Zwykle zaś tak Bóg łączy małżeństwa, aby nie było aż tak ogromnych różnic, by nie powstały dwie zupełnie przeciwstawne gruby – jedna ludzi świętych, a druga totalnie złych. Zwykle łącząc rodziny, dąży się do ich uświęcenia, a więc pomocy w wykorzenianiu zła, a rozwijania dobra.
Kochani. Zapewne też będąc w kościele, podczas liturgii mszy świętej zauważyliście, że wśród czytań, jest też rodowód Jezusa (zob. Mt 1,1-17), chociaż tak naprawdę Jezus jest Synem Bożym, ale tym nie mniej przyjął ludzkie ciało w konkretnej ludzkiej rodzinie. Jeśliby ktoś potrudził się o odszukanie tzw., życiorysów wymienionych tam osób, to doszukałby się tam różnych, i to wcale nie tylko doskonałych, nie tylko świętych. Upraszczając drogę doszukiwania się życiorysów przez pokolenia, wystarczy chociaż przywołać do pamięci samego króla Dawida, któremu to właśnie była dana obietnica, że z Niego, kiedyś narodzi się Zbawiciel. Życiorys Dawida pewnie znany jest większości z Was, gdyż co pewien czas emitowany jest serial pt. Król Dawid. W wielkim skrócie można powiedzieć, że był on z jednej strony bardzo szlachetny, ale też dopuścił się grzechu zdrady, posuwając się aż do morderstwa Uriasza, męża ukochanej wybranki Batszeby. Za ten grzech Dawid został dotkliwie ukarany, a Dawidowy wybór kary trwa do dziś.Miecz nie oddali się od domu twojego na wieki…,powiedział Bóg przez proroka (zob. 2 Sm 12,10).A ileż to wieków, a nawet tysięcy lat minęło od tamtego czasu? – Nawet od narodzenia Jezusa już ponad 2000!
Czy jednak potomek Dawida, Jezus dopuścił się zdrady? – Tym nie mniej Jego ścigano, prześladowano, aż w końcu zabito. Jezus nie grzeszył, ale jak wiemy poniósł na krzyż grzechy świata, a także nasze grzechy. Można by też zauważyć, że człowiek jest istotą rozumną, obdarzoną wolną wolą, więc mimo, że ma jakieś obciążenia, ma jakiś bagaż przeszłości, to nie musi się poddawać, nie musi postępować zgodnie z nim, choć mu trudniej niż komuś, kto ma za sobą wspaniałych przodków. Można by powiedzieć, że jest podobnie, jak z odziedziczonymi talentami, zdolnościami. Jeśli np. ktoś ma talent matematyczny, to nauczenie się matematyki z bardzo dobrymi wynikami, nie sprawi mu większego wysiłku. Zaś ktoś, kto tego talentu nie ma, może nie jest w stanie nauczyć się na końcowy wynik bdb., ale jest w stanie osiągać pozytywne wyniki i zdać do następnej klasy.
W przypadku ludzi mówi się też o trudnych charakterach, lub bardzo pozytywnych, o ludziach, z którymi chce się przebywać, bo wprowadzają pokój i radość, oraz o takich, których wolałoby się unikać. Tym nie mniej, zwykle jedni i drudzy mają rodziny, dzieci. Żyją i pracują będąc dziećmi tego samego Boga, członkami tego samego Kościoła. Św. Paweł, w jednym ze swych listów nt., Kościoła, Mistycznego Ciała Chrystusa, mówił o różnych członkach – ręce, nodze, głowie i częściach wstydliwych, z których wszystkie tworzą jedno ciało, i są sobie nawzajem potrzebne, a szczególnie te wstydliwe, wymagające wiele troski (zob. 1 Kor 12,12-26).
Możemy nawet zauważyć, że bez niektórych członków ciała, można żyć, choć są one potrzebne i życie, jest bez nich trudne, ale np. bez niektórych jest niemożliwe. Jak np. można by żyć bez głowy, lub pupy, przez którą wydalane są zużyte pozostałości pokarmowe, lub płyn będący wynikiem przemiany materii?
Zatem choć trudno nam ten fakt zaakceptować, to w zamyśle Bożym jest właśnie takie zestawienie różnorodności. Zobaczmy też np. Judasza. On został potępiony, gdyż odrzucił Boże miłosierdzie, ale sam jego zdradziecki czyn przyczynił się właśnie do naszego odkupienia. Dlaczego właśnie tak, to tylko sam Bóg wie i nie musi się nam z wszystkiego tłumaczyć, podobnie jak rodzice też nie muszą ani pytać dzieci o zezwolenie na każdy czyn, ani tłumaczyć się z niego. Np. sam fakt okoliczności poczęcia dziecka, może zostać tajemnicą.
Gdyby np. wszyscy już na tej ziemi byli doskonali i święci, to po cóż byłoby jeszcze potrzebne niebo? Co mobilizowało nas do pracy, wysiłku? Gdzież by miało miejsce zastosowanie miłości nieprzyjaciół, która kosztuje i wcale nie jest czymś naturalnym w sensie ogólnoludzkim. Za co mielibyśmy dostać nagrodę, jak mówi Jezus, skoro miłowalibyśmy tylko przyjaciół?
Wracając do artykułu, czytamy dalej, że „sprzeciw wobec nauki Chrystusa, głoszonej przez Kościół, dotyczy często Ewangelii życia i miłości. Na ogół wierzący przyjmują zasadę trwałości małżeństwa, ochrony życia poczętego, ale dopuszczają "wyjątki". Mówi się niekiedy, że sytuacje są niepowtarzalne i każdy ma sumienie, którym się kieruje. Subiektywizm i relatywizm są bardzo groźnymi tendencjami, osłabiającymi moc i niezmienność nauki objawionej”.
Zastanówmy się, czy tak naprawdę ma logiczne uzasadnienie subiektywizm i relatywizm. Otóż pamiętamy, że Jezus nauczając często przechodził od rzeczy materialnych, do niematerialnych mówiąc w przypowieściach. Np. o perle odpowiedniku Bożego królestwa w systemie wartości pewnego kupca, o skarbie ukrytym w roli. O siewcy i ziarnie w kontekście Bożego słowa. Podobnie my dziś możemy wyjść od świata materialnego, by odpowiedzieć sobie na przed chwilą postawione pytanie. 
Czy np. można posadzić roślinę do góry korzeniami i oczekiwać by urosła i wydała owoce? Czy subiektywnym jest fakt sadzenia roślin zgodnie z naturą? Czy wszystko jedno, jeśli ktoś wypije kieliszek trucizny zamiast wina, bo akurat spodoba mu się zapach lub wygląd kieliszka?
Czy np. kwestią wyboru jest urodzenie dziecka przez mężczyznę czy kobietę. Czy też jabłka urosną na wierzbie, lub możemy chodzić do góry nogami?
Czy małe dzieci stanowią prawo i utrzymują rodziców, czy odwrotnie i czy w ogóle mogłoby być inaczej? Proszę pomyślcie sami.
Podobnie jest z relacjami praw Bożych i ludzkich. Nie może być odwrócona hierarchia wartości, aby nie była zakłócona harmonia życia i rozwoju ludzi, aby też dojść do ostatecznego celu, jakim jest zbawienie.
Kochani. W praktyce są też tzw. dobre dorosłe dzieci, które zajmują się starymi rodzicami, którzy sobie już sami nie radzą i złe, które pozostawiają ich samych sobie, aby żyli w nędzy i samotności. Ale czy te złe nie są nadal dziećmi swoich rodziców? Czy kiedykolwiek będą miały innego ojca biologicznego lub matkę? I też odwrotnie, czy rodzice na nowo urodzą ich jako inne dzieci? – To tak obrazowo. Podobnie jest z członkami Kościoła. To, że ktoś postępuje źle, grzeszy, odrzuca Kościół, to nigdy nie pozostanie być jego członkiem. To nie znaczy, aby sama przynależność była gwarantem zbawienia, lub żeby nie była potrzebna praca nad sobą i czujność którą zalecał Chrystus. Przeciwnik wasz, diabeł, jak lew ryczący krąży szukając kogo pożreć (1 P 5,8).
Autor artykułu kontynuuje: „Odrzucanie nauki Kościoła w ostatnim czasie wyraziło się np. w sprzeciwie wobec problemu zapłodnienia "in vitro". Do wielu nie przemawia argument, że urodzenie dziecka z pomocą tej "metody" jest połączone ze zniszczeniem przynajmniej kilkunastu zapłodnionych zarodków, a więc – poczętych dzieci”.
Dodam, że jest to też traktowanie dziecka nie jako owocu miłości, ale jako przedmiotu, który można kupić, pomijając już inne aspekty związane z samym procesem zapłodnienia. Ingerencja obcych osób, lekarzy, w ciało kobiety. Przygotowanie do zabiegu często związane jest z deformacją sylwetki – tycie na skutek leków. Inne, to np. duża śmiertelność płodu, mała skuteczność, cena itp.
„Odrzucanie nauki objawionej, przeciwstawianie Kościoła i Chrystusa (Chrystus – tak, Kościół – nie) dotyczy antykoncepcji, która stała się "normalnym" sposobem regulacji poczęć. Odrzuca się zasadę czystości przedmałżeńskiej i wielu młodych daje się uwieść głoszonej zasadzie, że trzeba kilka lat mieszkać ze sobą, aby się lepiej poznać i wtedy można mieć gwarancję, że małżeństwo będzie trwałe. Młodzi są bezradni, nie wiedzą, jak reagować, gdy się ich pytamy, czy życie w grzechu jest dobrym sposobem przygotowania do przyjęcia sakramentu.
Bóg posyła nas, także w rodzinie, "do ludu buntowników, którzy Mi się sprzeciwiali" (Ez 2,3); "Posyłam cię do nich, abyś im powiedział: Tak mówi Pan Bóg" (w. 4).
Opór przed głoszeniem prawdy Ewangelii jest w nas. Wielu pyta: jak mogę innym stawiać wymagania, skoro sam upadam? Głosząc bliźniemu Ewangelię, głosimy sobie i nie udajemy, ale z pokorą dajemy świadectwo: "Moc w słabości się doskonali" (2 Kor 12,9); "Wystarczy ci mojej łaski" (w. 9); "Ilekroć niedomagam, tylekroć jestem mocny" (w. 10)” (Jan Szkodoń – Święty kościół grzesznych ludzi).
Pisał o sobie św. Paweł, niegdyś grzeszny Szaweł, wróg chrześcijan, którego odmienił sam Jezus Chrystus w drodze do Damaszku, dokąd zmierzał kierowany nienawiścią do chrześcijan. A więc dopóki żyjemy, możemy odmieniać swe życie. Możemy np. stać się ze wspomnianego Szawła wroga Kościoła, grzesznika, Pawłem, wielkim świętym, zwolennikiem Kościoła. Tylko zwykle potrzeba łaski Bożej i gotowości współpracy z Bogiem, kiedy już mamy okazję Go spotkać.
Bóg nie tylko wybaczył Szawłowi, ale uczynił go swym gorliwym sługą.
Kochani, małżeństwo katolickie, to jedna z podstawowych dróg do świętości, więc i małżonkowie, i pozostali członkowie rodziny powinny sobie w tym pomagać. Podobnie jak Bóg przebaczył Szawłowi, i przebacza nam w sakramencie pokuty i pojednania, tak i my powinniśmy sobie nawzajem przebaczać. Przecież wszyscy jesteśmy grzeszni, więc i w rodzinach ranimy się nawzajem. Można by wymieniać wiele grzechów jakie są popełniane w małżeństwach, a w tym siedem grzechów głównych, ale wtedy trzeba by nam o wiele, więcej czasu na omówienie. Tym nie mniej można powiedzieć, że ktoś kto nie umie przebaczać, lub nie chce, nigdy sam nie będzie szczęśliwy, ani też nie da szczęścia innym. Jeśli w rodzinach nie będziemy dążyć do przebaczenia, pojednania, jedności wciąż na nowo wzrastając w miłości, to zamiast szczęśliwej rodziny, ciepłego ogniska dobowego będącego Domem Bożym, w którym wszyscy mogą wzrastać, stworzymy piekło, i w końcu może dojść do tragedii, lub rozstania i okaleczenia wszystkich członków rodziny.
„Małżeństwo, będąc szkołą miłości i ofiary z siebie, jest mostem, który codziennie trzeba na nowo od podstaw budować, najlepiej z obydwu stron. Przecież kochać małżonka oznacza wsłuchiwanie się w niego tak, jak samemu by się chciało zostać przez niego wysłuchanym i rozumianym. Gdyby każde małżeństwo stosowało tę zasadę, to adwokaci rozwodowi zostaliby bez pracy. Z badań wynika, że najszczęśliwsze pary to te, które najwięcej ze sobą rozmawiają. Często w małżeństwie pojawia się problem alienacji. Przeciętna para po jednym roku małżeństwa spędza trzydzieści siedem minut tygodniowo na rzeczowej osobistej rozmowie dotyczącej ich związku, a jest to o wiele za mało. Pozytywne nastawienie do takiej rozmowy zawsze stanowiło pomoc w otwarciu się i w zdrowym porozumieniu.
Amerykański sędzia Józef Sabbath z Chicago przez 24 lata pracy w sądzie orzekł 40 tysięcy rozwodów. Mając bogate doświadczenie w tej kwestii napisał on dla małżonków 7 rad w celu uniknięcia niebezpieczeństwa kryzysu i rozwodu:
1. Unikajcie zbyt gwałtownych, wzajemnych do siebie pretensji.
2. Bądźcie szczerymi wobec siebie, a gdy któreś ma zmartwienie lub kłopot niech go nie ukrywa wobec współmałżonka aż do ostatniej chwili, gdy grozi katastrofa.
3. Dzielcie między siebie wszelką odpowiedzialność za wspólne sprawy.
4. Rozpoczynajcie każdy dzień bez kłótni i zwady.
5. Bądźcie cierpliwi i wyrozumiali dla siebie nawzajem.
6. Wspólnie pracujcie i razem korzystajcie z rozrywek.
7. Podtrzymujcie ognisko domowe, ciesząc się, że je posiadacie.
Miłość małżeńska jest dojrzała wtedy, kiedy dana para cieszy się byciem ze sobą bardziej niż byciem z kimkolwiek innym,gdy odkrywa, że cieszy ich robienie wspólnie czegoś, co nie cieszyłoby ich, gdyby robili to osobno.
Złota zasada szczęśliwego małżeństwa brzmi: Jakiekolwiek cechy pragniesz widzieć u współmałżonka, rozwijaj je u siebie. Kluczową cechą szczęśliwych współmałżonków jest to, że są oni wrażliwi na innych ludzi, rozpoznają potrzeby, szanują różnice, wczuwają się w uczucia i stawiają siebie w sytuacji drugiej osoby.” (https://www.kapucyni.pl/czytelnia/kapucyni/kapucyni-pisza/2430-jak-stac-sie-szczesliwym-w-malzenstwie)
A jeśli mimo wszystko mają trudności, to pozostaje jeszcze modlitwa.


XV TYDZIEŃ ZWYKŁY – ROK II
HOMILIA – piątek, 20.07.2019
Msza św. w czwartym dniu rekolekcji dla Rodzin w Domu Misyjnym pw. św. Józefa – Swarzewo
Temat IV dnia: Małżeństwo wspólnotą ludzi grzesznych
Iz 38,1-8; Mt 12,1-8

Kochani!
Tak się pięknie składa, że dzisiejsze czytania ze ST i NT wiążą się z tematem dnia naszych rekolekcji. Można by powiedzieć, że Ewangelia mówi o grzechu, a odpowiedzią na to jest propozycja miłosierdzia zamiast oskarżania, zamiast ofiary, zamiast wyrzutów pod adresem drugiego człowieka. Można by też powiedzieć, że opowiadają o Miłosierdziu. Czytanie z ST mówi o uzdrowieniu na skutek wysłuchanej modlitwy, a my jutro wieczorem będziemy modlić się o uzdrowienie.
Z księgi Izajasza, dowiadujemy się, że król Ezechiasz zachorował śmiertelnie. Prorok Izajasz, ... przyszedł do niego i rzekł mu: Tak mówi Pan: Rozporządź domem twoim, bo umrzesz... Wtedy Ezechiasz odwrócił się od ściany i modlił się do Pana:.. Ach Panie, wspomnij na to, proszę, że postępowałem wobec Ciebie wiernie i z doskonałym sercem, że czyniłem, co miłe oczom Twoim. I płakał Ezechiasz bardzo rzewnie.
Ten krótki fragment pokazuje jak bardzo bliskie były relacje Boga i proroków, a także króla Ezechiasza, który jasno zdawał sobie sprawę ze swego dotychczasowego życia. Chociaż był królem, to przede wszystkim żył tak, aby robić to, co było miłe Bogu. Jakże też wielka musiała być jego wiara skoro mówi do Boga, jak do kogoś żywego, który jest blisko i słyszy. Bóg nie pozostawił króla bez odpowiedzi, ale posłał do niego proroka Izajasza, aby oznajmił Ezechiaszowi, że: Tak mówi Pan,..: Słyszałem twoją modlitwę, widziałem twoje łzy. Uzdrowię cię. Za trzy dni pójdziesz do świątyni. Oto dodam do twego życia piętnaście lat. Wybawię ciebie i to miasto z ręki króla asyryjskiego i roztoczę opiekę nad tym miastem.
Powiedział też Izajasz. Weźcie placek figowy i przyłóżcie do wrzodu, a zdrów będzie! Widać tutaj, że Bóg choć mógł zrobić wszystko na słowo, to jednak żądał od króla choćby drobnej współpracy. Miał ów król konkretnie za 3 dni pójść do świątyni.
Oprócz tego miano też zadziałać po ludzku, przykładając placek figowy do wrzodu. Oprócz tego, BÓG w dialogu z królem poprzez proroka, dopuszcza żądanie znaku i znak ten daje.
Jeśli się dobrze przyjrzeć temu krótkiemu opowiadaniu o chorobie i modlitwie Ezechiasza, to można zauważyć, że i my ludzie współcześni też mamy wiele problemów nie do rozwiązania znanymi nam metodami, ale czy potrafimy wtedy tak prosto zwrócić się z nimi do Pana Boga? Co więcej, widać, że można też wyprosić dla siebie, a chyba też dla innych przedłużenie życia, ale znając cel, którym jest zbawienie, czy warto za wszelką cenę chcieć żyć na tej ziemi ponad BOŻY PLAN? Jeśli jednak czuje ktoś, że chciałby jeszcze coś dobrego zrobić dla innych, np. wychować dzieci, pomóc wychować wnuki, opiekować się kimś, kto tego naprawdę potrzebuje lub oddać się Bogu do dyspozycji, aby przez niego działał itp., to oczywiście zawsze może prosić w nadziei, że zostanie wysłuchany.
Dzisiejsza Ewangelia wprowadza nas w jedno z dość zwykłych wydarzeń z życia Jezusa i Jego uczniów. Czytamy bowiem:
Pewnego razu Jezus przechodził w szabat wśród zbóż. Uczniowie Jego, będąc głodni, zaczęli zrywać kłosy i jeść. Zatem zachowali się bardzo naturalnie. Po prostu byli głodni, a że ziarno jest jadalne, więc zrywali kłosy i jedli. Pewnie nikomu z nas dziś nie przyszłoby do głowy, aby kogokolwiek potępiać za to, że coś podobnego robi w święto, czy w niedzielę, ale przesadni faryzeusze w swym formalizmie: Gdy to ujrzeli ...rzekli Mu: Oto Twoi uczniowie czynią to, czego nie wolno czynić w szabat.
A Jezus im odpowiedział w sposób, który powinien być zrozumiały dla nich, gdyż nadmiernie szczycili się swą znajomością Pisma: Nie czytaliście, co uczynił Dawid, gdy był głodny, on i jego towarzysze? Jak wszedł do domu Bożego i jadł chleby pokładne, których nie wolno było jeść jemu ani jego towarzyszom, tylko samym kapłanom?
Albo nie czytaliście w Prawie, że w dzień szabatu kapłani naruszają w świątyni spoczynek szabatu, a są bez winy? Oto powiadam wam: Tu jest coś większego niż świątynia. Albowiem Syn Człowieczy jest Panem szabatu. Tu warto pamiętać, że Panem szabatu jest tylko Bóg, więc przy okazji Jezus przyznaje, że jest Bogiem.  Oprócz tego mówi: Gdybyście zrozumieli co znaczy: Chcę raczej miłosierdzia niż ofiary, nie potępialibyście niewinnych.
Kochani! W tym miejscu należałoby sprecyzować pojęcie miłosierdzia, choć pewnie pamiętacie. Był przecież niedawno ogłoszony przez Papieża Franciszka, Rok Miłosierdzia.
– Miłosierdzie – pełna miłości troskliwość Boga o wszystkie stworzenia, a zwłaszcza o ludzi, która nas zachęca do okazywania współczucia innym i do niesienia im ulgi. W NT – Miłosierdzie Boże zostało objawione i wyrażone przede wszystkim przez słowa i czyny Jezusa.
Kochani! Co zatem znaczy: Gdybyście zrozumieli co znaczy: Chcę raczej miłosierdzia niż ofiary, nie potępialibyście niewinnych.
Znaczy to tyle, że Jezusowi bardziej zależy na miłosierdziu ludzi wzgl. siebie niż na ofierze składanej Bogu np. poprzez wyrzeczenia się wszelkiej pracy w dzień szabatu. Bóg w swym miłosierdziu nie znajduje winy w człowieku, który w szabat zaspokaja swoje elementarne potrzeby, wśród których ma miejsce jedzenie. Chodzi też o to, co kiedyś powiedział Jezus: Nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni. Od sądzenia jest Bóg, który nie sądzi z pozorów, ale dobrze zna serce człowieka. Niestety, w naturze ludzkiej jest skłonność do potępiania innych nawet za drobiazgi, a usprawiedliwiania siebie nawet za widoczne dla innych zło.
Zatem wciąż trzeba pracować nad sobą i wciąż pamiętać o tym, czego uczy nas Chrystus zarówno słowem, jak i całym swoim życiem. Trzeba też być miłosiernym dla członków rodziny, którzy przecież są tylko ludźmi grzesznymi, podobnie jak my. Trzeba też być miłosiernym dla siebie i nie obwiniać się zbytnio za to, co nam w życiu nie wyszło, lub za nie zawsze właściwe zachowanie wobec najbliższych. Skoro Bóg nam przebacza, to tym bardziej my musimy przebaczać sobie i innym, by mieć siłę iść dalej przez życie, z radością i wdzięcznością Bogu za Jego dar przebaczania, za Jego bezgraniczną, usprawiedliwiającą miłość do nas. Z jednego z Jego darów miłości, skorzystaliśmy właśnie wczoraj przyjmując sakrament namaszczenia chorych. Skoro ktoś przyjął ten sakrament, to warto, aby uświadomić sobie, co się tak naprawdę wydarzyło. Otóż warto przypomnieć słowa, które wypowiada kapłan namaszczając czoło:Przez to święte namaszczenie niech Pan w swoim nieskończonym miłosierdziu wspomoże ciebie łaską Ducha Świętego. Amen. A potem namaszczając olejem dłonie: Pan, który odpuszcza ci grzechy, niech cię wybawi i łaskawie podźwignie. Amen. Zatem ci, którzy wczoraj przyjęli ten sakrament zostali umocnieni łaską Ducha Świętego i otrzymali odpuszczenie grzechów nawet tych nieuświadomionych. Mamy więc wśród siebie świętych nie dla ich zasług, ale poprzez Boże miłosierdzie. Zwykle ci, którzy są tego świadomi, mają większą radość i wdzięczność Bogu za ten kolejny cud Jego miłości. Warto też teraz starać się, aby w tej łasce świętości trwać jak najdłużej. Dobrze by było zawsze, ale niestety, jak rozważamy na konferencji o grzeszności, jest to praktycznie niemożliwe. Możliwe jednak jest, aby wytrwać w łasce bez grzechu śmiertelnego, co też powinno ułatwić Wam wzrastanie w miłości wzajemnej w rodzinie, miłości ofiarnej i takiej, o jakiej mówił św. Paweł w swym pięknym Hymnie o miłości. Amen!

KONFERENCJA V
REKOLECKJE DLA RODZIN – 21 LIPCA 2018

MIŁOŚĆ MAŁŻONKÓW ODZWIERCIEDLENIEM MIŁOŚCI CHRYSTUSA DO KOŚCIOŁA

Kochani. Nasze rekolekcje pt. Rodzina Domowym Kościołem, powoli dobiegają końca. To już nasza ostatnia konferencja, której temat wprowadza nas na sam szczyt świętości w małżeństwie i rodzinie. Domowy Kościół, w którym prawdziwa miłość małżeńska jest tak wielka, że odzwierciedla miłość Chrystusa do Kościoła.
Każdy z nas wie, co to jest zwierciadło, po prostu lustro. Skoro jest ono dobre, z dobrej jakości materiałów, to obraz i odbicie są niemalże takie same. Skoro jednak materiał, z którego zbudowane jest lustro jest nienajlepszej jakości, lub kiepski był wykonawca, to obraz będzie zniekształcony, choć zachowa się jakieś podobieństwo. Choćby odpowiednie elementy będą połączone w podobny sposób. Może jeszcze się zdarzyć, że niestety, ale lustro się rozbije i wówczas w tych kawałkach będą się odzwierciedlały tylko części rozsypanych elementów.
Tak jest też z praktycznym spojrzeniem na ten ostatni nasz temat.
Można powiedzieć, że jasnym odzwierciedleniem miłości Chrystusa do Kościoła, są takie małżeństwa, w których trwa i rozwija się prawdziwa miłość, na wzór miłości Chrystusa. Miłości czystej, świętej, ofiarnej aż po krzyż, aż po całkowity dar z samego siebie.
Kiepskie lustro, a może nawet krzywe zwierciadło obrazu Chrystusowej miłości do Kościoła, to małżeństwa, w których miłość ledwie się tli, to małżeństwa przeżywające kryzysy wzajemnych relacji lub wiary.
Małżeństwa rozbite zaś, to obraz miłości Chrystusa do Kościoła widziany w potłuczonym lustrze. To tak obrazowo tytułem wstępu.
Kochani. W jednym zdaniu można by powiedzieć, że: 
Życie małżonków jest szczęściem, radością, miłością, zrozumieniem i wybaczeniem. I dlatego jest odzwierciedleniem miłości Chrystusa do Kościoła.
Teraz trochę z nauczania Kościoła, skoro w temacie mamy też Kościół. Otóż mam nadzieję, że wielu z nas pamięta, świętego już dziś papieża Jana Pawła II, który między innymi mówił, że przyszłość idzie przez rodzinę. Wiemy, że Rodzina zawsze była w centrum uwagi Jana Pawła II. Jego nauczanie, homilie, przemówienia i encykliki często pośrednio, ale zawsze w pewien sposób dotyczyły rodziny, miłości i małżeństwa. Zdrowa rodzina – to zdrowe społeczeństwo – mawiał, stąd słusznym wydaje się skorzystanie z książki, która jeszcze raz ogarnia całość tematyki w uniwersalnych, ale trudnych do realizacji słowach papieża. Zatem znów skorzystam z wybranych fragmentów z książki Anny Wojciechowskiej – Jan Paweł II, Przyszłość ludzkości idzie przez rodzinę, w której znajdują są słowa papieża zawarte w listach czy adhortacjach apostolskich, które to fragmenty znalazłem w Internecie.
Małżeństwo odzwierciedla miłość Chrystusa do Kościoła
„Kościół wyznaje, że sakrament przymierza małżonków jest „wielką tajemnicą”, gdyż odzwierciedla się w nim oblubieńcza miłość Chrystusa do swego Kościoła.” (List do rodzin „Gratissimamsane”, nr 19, z okazji Roku Rodziny 1994)
„Na mocy sakramentalnego charakteru małżeństwa, wzajemny związek małżonków staje się tym bardziej nierozerwalny. Poprzez sakramentalny znak, ich wzajemna przynależność jest rzeczywistym obrazem samego stosunku Chrystusa do Kościoła.” (Adhortacja apostolska „Familiaris consortio”, nr 13)
I tu kochani między innymi widzimy uzasadnienie nierozerwalności małżeństwa będące niejako powtórzeniem, tylko w innym kontekście tego, co było zapisane w Księdze Rodzaju, a powtórzone przez Jezusa w Jego ziemskim nauczaniu: Dlatego opuści człowiek ojca swego i matkę, złączy się ze swoją żoną, i będą oboje jednym ciałem. A tak już nie są dwoje, lecz jedno ciało. Co więc Bóg złączył, tego człowiek niech nie rozdziela (Mk 10,7-9).
A co z miłością Chrystusa do Kościoła? – Otóż Jezus umarł za Kościół i zmartwychwstał by być w nim i z nim na tym i na tamtym świecie. Obiecał, że pozostanie z apostołami, a w konsekwencji z nami, aż do skończenia świata. Umarł zaś aby ci, co w Niego uwierzą, mieli życie wieczne. Modlił się za przyszły Kościół, aby wszyscy stanowili Jedno, jak On z Ojcem i Duchem Świętym. Trójcę Świętą łączy niezmienna, nierozerwalna miłość tak, że mówi się o Niej jako o Jednym Bogu, Bogu, który JEST i jest MIŁOŚCIĄ.
Chyba też nikt nawet nie wyobraża sobie takiej sytuacji, by Trójca Święta w jakiś sposób się rozpadła, by Osoby Boskie były skłócone, lub aby Kościół Chrystusowy, w którym Jezus wciąż każdego dnia przychodzi na ołtarze świata, miał pozostać bez Chrystusa. Kościół też jest Sakramentem sam w sobie, więc znakiem widzialnym, działania niewidzialnej łaski Bożej. Dopiero w nim, w tym sakramencie Kościoła, mamy pozostałe 7 sakramentów świętych.
„Dar sakramentu jest jednocześnie powołaniem i przykazaniem dla małżonków chrześcijańskich, aby pozostali sobie wierni na zawsze, ponad wszelkie próby i trudności, w wielkodusznym posłuszeństwie świętej woli Pana.” (Adhortacja apostolska „Familiaris consortio”, nr 20)
Wczoraj właśnie mówiliśmy o Kościele, małżeństwie, jako więzi ludzi grzesznych. – Święty Kościół grzesznych ludzi. Miłość małżeńska, miłością grzesznych ludzi, gdyż ten sakrament łączy ludzi, a nie aniołów, ani Bogów. Zatem skoro są to ludzie grzeszni, to nie ma takiej możliwości, aby nie przeżywali chwil trudnych, kryzysów; aby się nawzajem nie ranili i nie ranili innych członków rodziny. Jednak, żeby rzeczywiście ten sakrament dawał dobre owoce, był znakiem Bożej Miłości, to musi być traktowany poważnie przez osoby go przyjmujące. Od samego początku małżonkowie muszą w sercach mieć postanowienie, żeby zawsze być razem, niezależnie od tego, co się będzie działo. Muszą mieć świadomość w obecności Kogo ślubowali i Kto ten sakrament ustanowił. Bóg jest Kimś zbyt wielkim, godnym chwały, posłuszeństwa, zaufania i miłości, aby lekceważyć Jego zalecenia, wymagania, wolę – Miłość. Przy takim postanowieniu wierności Bogu i małżonkowi, małżonce, łatwiej szukać dróg rozwiązywania konfliktów, pojednania, poprawy sytuacji, bo przecież nikt nie chce żyć w gradowej, nieznośnej atmosferze, a tym bardziej w nienawiści. Zatruta atmosfera obejmuje wszystkich członków rodziny, a więc dzieci, dziadków, babcie. W czymś takim żyć się nie da, więc trzeba szukać rozwiązania, trzeba szukać pomocy. Obrazowo można powiedzieć, że tak, jak skaleczonej nogi się nie obcina, lecz ją leczy, tak pokaleczone małżeństwo, pokaleczone serca, nie trzeba rozdzielać, lecz leczyć.
„Oblubieńcze przymierze małżonków „wyjaśnia” oblubieńczy charakter zjednoczenia Chrystusa z Kościołem, równocześnie zaś zjednoczenie to jako „wielki sakrament” stanowi o sakramentalności małżeństwa jako świętego przymierza ludzkich oblubieńców: mężczyzny i kobiety. (...)
Prawdzie tego ustanowienia odpowiada wezwanie: „Mężowie, miłujcie żony wasze”, miłujcie z racji tej szczególnej i wyjątkowej więzi, poprzez którą mężczyzna i kobieta w małżeństwie stają się „jednym ciałem” (por. Rdz 2, 24; Ef 5, 31).
W tej miłości zawiera się podstawowa afirmacja kobiety jako osoby, afirmacja, dzięki której kobieca osobowość może się w pełni rozwijać i ubogacać. (...) Wszelkie racje za „poddaniem” kobiety mężczyźnie w małżeństwie muszą być interpretowane w sensie wzajemnego poddania obojga w bojaźni Chrystusowej. Miara prawdziwej miłości oblubieńczej znajduje swoje najgłębsze źródło w Chrystusie, który jest Oblubieńcem swej Oblubienicy-Kościoła.” (List apostolski „Mulierisdignitatem”, nr 23-24)
„Eucharystia jest samym źródłem małżeństwa chrześcijańskiego. Ofiara eucharystyczna bowiem uobecnia przymierze miłości Chrystusa z Kościołem, przypieczętowane Jego krwią na krzyżu. W tej właśnie ofierze Nowego i Wiecznego Przymierza małżonkowie chrześcijańscy znajdują korzenie, z których wyrasta, stale się odnawia i nieustannie ożywia ich przymierze małżeńskie. (...) Skrucha i wzajemne przebaczenie w łonie rodziny chrześcijańskiej, odgrywające taką rolę w życiu codziennym, znajdują szczególny wyraz sakramentalny w sakramencie pokuty chrześcijańskiej.” (Adhortacja apostolska „Familiaris consortio”, nr 57-58)
„[Małżonkowie] odnajdą w sakramencie [Eucharystii] odwagę potrzebną do otwarcia się na drugiego, do przebaczenia, do dialogu i jedności serc. Będzie on również cenną pomocą w zmaganiu się z trudnościami, które pojawiają się nieuchronnie w życiu każdej rodziny.” (Spotkanie z przedstawicielami międzynarodowego ruchu rodzin katolickich „Equipes Notre-Dame”, 20.01.2003, nr 4)
Kochani. Papież pisze może dla niektórych dość trudnym językiem, ale tak naprawdę sprawa jest prosta. Otóż jeśli ktoś rozumie, czym jest Eucharystia, rozumie czym jest sakrament pokuty, to czując wdzięczność za przebaczenie, za obecność Chrystusa, czując też Jego bliskość, zwraca się o pomoc, o błogosławieństwo i zwykle ją otrzymuje.
„Komunia małżeńska ma swoje korzenie w naturalnym uzupełnianiu się mężczyzny i kobiety, i jest wzmacniana przez osobistą wolę małżonków dzielenia całego programu życia, tego, co mają, i tego, czym są.” (Adhortacja apostolska „Familiaris consortio”, nr 19)
Kochani. W tej wypowiedzi papieża, mamy właśnie odpowiedź na nowy kierunek rozumowania, a mianowicie, czy płeć jest wytworem wychowania, kultury, czy jest po prostu w naturze człowieka jako mężczyzny i kobiety. Powiedziałbym dosadnie, że wystarczy się rozebrać i odpowiedzieć sobie na pytanie, czy ciało jakie ma, jest wytworem kultury, wychowania, myśli, czy wyobraźni, czy też dotykalną rzeczą, dotykalną częścią. Podobnie czy np. mężczyzna ma czym i może wykarmić własnym mlekiem dziecko, czy też nie, czy może pod sercem je nosić i urodzić, czy nie, a jeśli nie, to trzeba nazwać tych, którzy bajki opowiadają, po prostu oszustami, kłamcami, chorymi pyszałkami lub głupcami, a najbardziej adekwatnym określeniem na ich działalność, jest zgorszenie, więc gorszyciele. Jezus zaś mówi ostro o zgorszycielach: Lecz kto by się stał powodem grzechu dla jednego z tych małych, którzy wierzą we Mnie, temu byłoby lepiej kamień młyński zawiesić u szyi i utopić go w głębi morza. Biada światu z powodu zgorszeń! Muszą wprawdzie przyjść zgorszenia, lecz biada człowiekowi, przez którego dokonuje się zgorszenie (Mt, 18,6-7). Takimi najmniejszymi, najbardziej niewinnymi, są właśnie małe dzieci, a trzeba pamiętać, że owi zgorszyciele jeżdżą nawet po przedszkolach, by tam wylewać swą truciznę.
„Duch Święty, udzielony podczas uroczystości sakramentalnej, użycza małżonkom chrześcijańskim daru nowej komunii, komunii miłości, która jest żywym i rzeczywistym obrazem tej najszczególniejszej jedności, która czyni z Kościoła niepodzielne Ciało Mistyczne Chrystusa Pana.” (Adhortacja apostolska „Familiaris consortio”, nr 19)
Tak, to piękne słowa. Małżonkowie coś otrzymali, podobnie jak wszyscy otrzymują siedem darów Ducha Świętego w sakramencie bierzmowania, ale czy u przeciętnego katolika XXI w. jest to widoczne. Pewnie odpowiecie, że nie, poza nielicznymi wyjątkami. Podobnie jest i z tym darem miłości. Gdyby rzeczywiście z niego korzystano, to nie byłoby małżeństw nieszczęśliwych, rozbitych, bo miłość nie wyrządza zła bliźniemu, ale stara się dać szczęście innym, a dając sama czuje się szczęśliwa osoba miłująca.
Zatem ważna jest świadomość, że zarówno z bierzmowania mamy dary Ducha Świętego, jak też z sakramentu małżeństwa – miłość. Nie trzeba więc się lękać, że nie podołam, że nie dam rady, że nie potrafię i dopiero ktoś musi mi podpowiadać, uczyć, ale zwrócić się do Tego, kto nas obdarował i poprosić, by pomógł korzystać z tego, co otrzymał. Z każdym darem jest podobnie jak z drogocennym prezentem, można go używać na co dzień i cieszyć się nim, lub schować gdzieś tak starannie, że można zapomnieć gdzie i wówczas jest tak, jakby go nie było.
„Wszyscy małżonkowie są powołani do świętości w małżeństwie według woli Boga, a to powołanie realizuje się w miarę, jak osoba ludzka potrafi odpowiedzieć na przykazanie Boże, ożywiona spokojną ufnością w łaskę Bożą i we własną wolę.” (Adhortacja apostolska „Familiaris consortio”, nr 34)
W tym miejscu, kochani, warto zwrócić uwagę, jak ważne jest religijne wychowanie dzieci, wychowanie wyniesione z rodzinnego domu, jak ważna jest żywa wiara w Boga, utrzymywanie kontaktu z Nim poprzez modlitwę nie tylko wyuczonymi słowami znanych modlitw, z modlitewników, ale też własnymi słowami tak, jakby rozmawiało się z godnym czci najlepszym przyjacielem, tylko jeszcze takim, który we wszystkich sprawach może nam pomóc. Dla Boga nie ma rzeczy niemożliwych i chętnie daje tym, którzy z wiarą Go o to proszą. Tylko najpierw trzeba z serca przebaczyć wszystkim, którzy zawinili przeciw nam, a w tym sobie. Jeśli komuś trudno przebaczyć, to niech spojrzy na krzyż, na Jezusa, jak bardzo cierpiał, a jednak w męce konania nie zwątpił w Ojca, nie czynił Mu wyrzutów, ale prosił za oprawcami: Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą co czynią (Łk 23,34).
„Jak z sakramentu wypływa dar i zobowiązanie małżonków, ażeby co dzień żyli otrzymanym uświęceniem, tak też z tegoż sakramentu pochodzą łaska i moralny obowiązek przemiany całego ich życia w nieustanną „ofiarę duchową.” (Adhortacja apostolska „Familiaris consortio”, nr 56)
Pewna młoda kobieta stawiała wszystkim znajomym i przyjaciołom za wzór małżeństwo swych rodziców. Oni są zawsze jednomyślni, nigdy się nie kłócą, wszystko robią razem... Przed ślubem wciąż się kłócili, ale od ślubu już nigdy.
Słuchacze trochę się dziwili, bo gdyby naprawdę byli jednomyślni, to byłoby podobnie przed ślubem. Ci, którzy znali to małżeństwo zauważali, że pani jest osobą dominującą, energiczną, rządną władzy, a mąż pokorny, cichy, pracowity i nigdy się nie skarży na nic i na nikogo. Pewnego razu ów małżonek zachorował i znalazł się w szpitalu. Czekały go trudne, bolesne zabiegi. Oświadczył żonie, że się im nie podda, bo chce umrzeć, aby też nie być ciężarem, bo już nigdy nie będzie miał pełnej sprawności, by podołać wszelkim obowiązkom. W rozmowie telefonicznej pewna osoba chciała go przekonać do zmiany decyzji. Mówiła, jak bardzo jest kochany przez rodzinę, wnuków. Jak też sam jest dobrym człowiekiem, dziadkiem. Zawsze serdeczny, ciepły, cichy i pokorny. Na co mężczyzna odpowiedział, że nie tak do końca, często pozory mylą. Na to dopowiedziano mu: No tak, oczywiście, gdyby zawsze postępował zgodnie ze swymi pragnieniami, odczuciami, to by go tu nie było (W szpitalu – zawał serca). Odpowiedział: Masz rację, ale nie można komuś sprawiać przykrości, utrudniać życia swoimi sprawami. Obiecał się leczyć dla tych, którzy go kochają – dla rodziny. Warto dodać, że małżeństwo to trwa już ponad 30 lat i nikt w rodzinie nawet nie zauważył tej jego ofiary z samego siebie i gdyby nie ta choroba, i konkretne pytanie, dalej nikt by się o tym nie dowiedział. Dalej też nikt z rodziny się nie dowie. Pozostanie tajemnicą, między nim, a Bogiem i tą osobą, która przekonała go do dalszego leczenia.
Jak widać coś takiego jest możliwe, dzięki silnej woli uczynienia rodziny szczęśliwą, a przede wszystkim dzięki Bogu i korzystaniu z łask płynących z sakramentu małżeństwa.
Jak widać, ten człowiek zrezygnował z pragnień własnych, własnego ja, dla dobra rodziny. Każdy dzień był dla niego ofiarą z siebie dla dobra najbliższej rodziny.
„To miłość właśnie sprawia, że człowiek urzeczywistnia siebie przez bezinteresowny dar z siebie. Miłość bowiem jest dawaniem i przyjmowaniem daru. Nie można jej kupować ani sprzedawać. Można się nią tylko wzajemnie obdarowywać.” (List do rodzin „Gratissimamsane”, nr 11)
 „Tylko osoba może miłować i tylko osoba może być miłowana. (...) Osoba powinna być miłowana, bowiem tylko miłość odpowiada temu, kim jest osoba. W ten sposób tłumaczy się przykazanie miłości, znane już w Starym Testamencie (por. Pwt 6, 5; Kpł 19, 18), a przez Chrystusa postawione w samym centrum ethosu Ewangelii (por. Mt 22, 36-40; Mk12, 28-34).
Tak też tłumaczy się ów prymat miłości, któremu dają wyraz Pawłowe słowa
z Pierwszego Listu do Koryntian: „z nich zaś największa jest miłość.” (13, 13) (List apostolski „Mulierisdignitatem”, nr 29)
„Prawdziwa zaś miłość małżeńska włącza się w miłość Boga. Dla chrześcijan dodatkowo obrazowi Boga monoteistycznego odpowiada małżeństwo monogamiczne. Małżeństwo oparte na miłości wyłącznej i definitywnej staje się obrazem relacji Boga z Jego ludem, i odwrotnie: sposób, w jaki miłuje Bóg, staje się miarą ludzkiej miłości. Kiedyś papież Paweł VI zachęcał, aby małżonkowie pamiętali, że ich powołanie do życia chrześcijańskiego, zrodzone przez chrzest, zostało rozwinięte i umocnione w sakramencie małżeństwa. Ten sakrament daje moc i konsekruje, by wiernie wypełniali swe obowiązki, by swe powołanie doprowadzili do właściwej mu doskonałości oraz by dawali chrześcijańskie świadectwo wobec świata”.
„Miłość małżeńska – napisał Benedykt XVI – jest znakiem sakramentalnym miłości Chrystusa do swego Kościoła, miłości, która ma swój punkt kulminacyjny w Krzyżu, który jest wyrazem Jego zaślubin z ludzkością, a zarazem źródłem i centrum Eucharystii. Kościół okazuje szczególną bliskość duchową wszystkim, którzy oparli swoją rodzinę na sakramencie małżeństwa”.
„Kiedyś po wielu latach małżeństwa pewne małżeństwo rozeszło się. W poszukiwaniu nowego partnera ex małżonkowie, niezależnie od siebie, zwrócili się do biura matrymonialnego podając swoje cechy i dane. Komputer przeanalizował wszystkie możliwe warianty i zaproponował każdemu z nich jako idealnego partnera, byłego współmałżonka.” (https://www.kapucyni.pl/czytelnia/kapucyni/kapucyni-pisza/2430-jak-stac-sie-szczesliwym-w-malzenstwie)
Na koniec rozważań dzisiejszego tematu, nie sposób nie wspomnieć o tym, co jest najważniejsze, a mianowicie o modlitwie. Jak już wspomniałem, Jezus, miłujący Kościół, modlił się nie tylko za współczesny, ale także za przyszły Kościół. Zatem i małżonkowie powinni modlić się za siebie nawzajem, modlić się za innych, modlić się za rodzinę, a także Kościół. W kościele, jego członkowie zbierają się na wspólnej modlitwie, czytanie i słuchanie słowa Bożego, Eucharystię i inne nabożeństwa. W domu zatem też warto modlić się razem. Jezus obiecał, że gdzie dwaj lub trzej są zgromadzeni w Jego imię, to Jezus jest wśród nich, a gdzie dwaj lub trzej zgodnie o coś proszą, to otrzymają i tak właśnie być powinno (zob. Mt 18,19-20). Rodzina właśnie spełnia ten warunek obecności Chrystusa i wysłuchanej modlitwy, gdy dwaj lub trzej.
Słyszałem wiele świadectw małżeństw, które nawet w obliczu poważnego kryzysu, jeśli udało się im klęknąć do wspólnej, choćby krótkiej modlitwy, to godziły się, pojednały, a później ich życie było jeszcze bardziej szczęśliwe i radosne.
Dziś wieczorem będziemy modlić się o uzdrowienie.
Zwykle mówimy o uzdrowienie duszy i ciała. Dziś zaś w tym gronie dodamy jeszcze modlitwę za rodziny, o uzdrowienie wszelkich relacji członków rodzin. Relacji między nimi, a także relacji do Pana Boga. Zatem już teraz warto uświadomić sobie, co jeszcze nam przeszkadza w szczęściu, w wyrażaniu miłości wzajemnej, a także miłości międzypokoleniowej z rodzicami, teściami i innymi krewnymi. Niech sam Bóg da wam natchnienie, co jeszcze należałoby poprawić i rozwiązać z Bożą pomocą.
Opowiem może trochę z humorem za pewnym kapucynem, który opublikował w Internecie artykuł nt. małżeństwa, rodziny (br. Robert Krawiec OFM – Jak stać się szczęśliwym w małżeństwie? (https://www.kapucyni.pl/czytelnia/kapucyni/kapucyni-pisza/2430-jak-stac-sie-szczesliwym-w-malzenstwie).
„Małżeństwo to zakon bardzo święty – pisał św. Brat Albert Chmielowski – i ma cały szereg świętych obowiązków i wystarcza, aby człowieka dobrej woli do nieba zaprowadzić”. Małżeństwo można nazwać świętym zakonem, ponieważ uświęca rzeszę ludzi i wydaje ogrom cichych i nieznanych „białych męczenników”. Humorystycznie można powiedzieć, że małżonkowie w związku żyją wieloma regułami życia zakonnego. Wszak na początku drogi małżeńskiej stosują się oni ściśle do reguły zakonu benedyktynów, czyli żyjąc pobożnie i pracowicie, radośnie i przyjaźnie. Z upływem czasu małżonkowie traktują siebie według reguły zakonu dominikanów, czyli zakonu kaznodziejskiego – często prawią sobie długie „kazania i uwagi”, i to po kilkakroć razy w ciągu dnia. Zdarzają się małżeństwa według reguły zakonu karmelitów, gdy świadomie sprawiają sobie wiele postów i umartwień. Niekiedy trafi się wśród małżonków i zakon biczowników, gdy nie żałują sobie codziennych językowych cięgów i złośliwych uwag. A stąd już niedaleka droga do reguły zakonu kartuzów, gdzie każde z dwojga małżonków tygodniami milczy i słowa do drugiego nie powie. W końcu pozostaje im tylko reguła pustelników, gdy każde idzie do swoich zajęć i w swoją stronę, żyjąc nie z małżonkiem, ale obok niego.
Chciałbym teraz Was prosić, aby każdy z małżonków, zastanowił się i zadał sobie pytanie: Jaka „reguła zakonna” panuje w moim małżeństwie? A potem wieczorem, oddał problem Panu Bogu w modlitwie o uzdrowienie.
„Osoby rozwiedzione natomiast, które zawarły ponowne związki, nadal, pomimo ich sytuacji, przynależą do Kościoła, który ze szczególną troską im towarzyszy w ich pragnieniu kultywowania, na tyle, na ile to jest możliwe, chrześcijańskiego stylu życia poprzez uczestnictwo we Mszy św., choć bez przyjmowania Komunii św., słuchanie słowa Bożego, adorację eucharystyczną, modlitwę, uczestnictwo w życiu wspólnotowym, szczerą rozmowę z kapłanem czy ojcem duchownym, oddawanie się czynnej miłości, dziełom pokuty oraz zaangażowaniu w wychowanie dzieci.” (Benedykt XVI – Adhortacja „Sacramentumcaritatis” (2007 r.)
Tak, mężczyźni i kobiety naszych czasów rzeczywiście są niekiedy ogołoceni i poranieni, znajdują się na poboczach dróg, którymi idziemy, i często nikt nie słucha ich wołania o pomoc, nie pochyla się nad ich cierpieniem, by im ulżyć i otoczyć opieką. W dyskusjach, często czysto ideologicznych, objęci są oni swoistą zmową milczenia. Tylko postawa miłości miłosiernej pozwala zbliżyć się do ofiar, by się nimi zaopiekować, pomóc im się podnieść i powrócić do normalnego życia. (Benedykt XVI – Otoczmy opieką osoby zranione,5 IV 2008 — Do uczestników kongresu poświęconego pladze aborcji i rozwodów)
Te rodziny też możemy wieczorem objąć modlitwą i wyprosić dla nich wiele potrzebnych łask.

XV TYDZIEŃ ZWYKŁY – ROK II
HOMILIA – sobota, 21.07.2019
Msza św. w piątym dniu rekolekcji dla Rodzin w Domu Misyjnym pw. św. Józefa – Swarzewo
Temat V dnia: Miłość małżonków odzwierciedleniem miłości Chrystusa do Kościoła
Mi 2,1-5; Mt 12,14-21

Kochani!
W Księdze Micheasza znajdują się następujące słowa:
Biada tym, którzy planują nieprawość i obmyślają zło... Przeto tak mówi Pan. Oto Ja zamierzam zesłać na to plemię niedolę, od której nie uchylicie waszych karków i nie będziecie dumnie chodzić, bo będzie to czas nieszczęścia.
Jeśli ktoś z Was prześledziłby historię zbawienia, to mógłby zobaczyć, że rzeczywiście BÓG zesłał na Izraelitów wiele nieszczęść i to nie tylko wtedy. Zawsze kiedy Izraelici sprzeniewierzali się Bogu, to Bóg zsyłał na nich nieszczęścia, bądź to w postaci klęsk żywiołowych, bądź poprzez wojny, wygnania itp. Zwykle Izraelici dość szybko reflektowali i nawracali się do swego Boga Jahwe, a Bóg w swym miłosierdziu darował im winy i na nowo błogosławił. Zatem nieszczęścia były środkiem wychowawczym dla narodu wybranego. Oni rozumieli tę Bożą pedagogię.
Kochani! – A jak jest dzisiaj?
Czyż mało mamy klęsk żywiołowych na świecie? Wichry, huragany, powodzie, a ostatnio susza. Szybkie zmiany temperatury, których nie znosi ludzki organizm. Szerzą się choroby na które jeszcze medycyna nie znalazła lekarstwa. Są katastrofy, akty terroryzmu, wojny, w których giną niewinni ludzie.
Pomyślmy zatem, czy narody, ich władze nie planują zła. Otóż np. ogranicza się produkcję żywności, nakłada kary za nadprodukcję, a nawet topi się żywność, aby utrzymać ceny na dość wysokim poziomie, podczas, gdy rocznie miliony ludzi umierają z głodu. Ziemia jest w stanie ludzi wyżywić, ale wtedy trzeba by ludzkiej solidarności, ludzkiej miłości bliźniego.
Zobaczmy też, jak wygląda stosunek do Boga narodów świata. Jeśli uważnie prześledzicie statystyki, jeśli słuchacie wiadomości w radiu lub TV, śledzicie prasę codzienną, to zapewne zauważyliście, że nie jest z tym dobrze. W niektórych krajach Europy np. powstaje więcej meczetów niż kościołów, które często są zamykane z braku wiernych, z braku nowych kapłanów, a starzy przecież umierają...
Oprócz tego można zauważyć, że wbrew prawu Bożemu w niektórych krajach legalizuje się aborcję, eutanazję, związki osób jednej płci, zezwala się im na adopcję dzieci, a nawet zalegalizowano w Holandii związek pedofilów, już nawet nie mówiąc o rozwodach i kolejnych związkach.
Ewangelia zaś mówi, że: Faryzeusze wyszli i odbyli naradę przeciw Jezusowi, w jaki sposób Go zgładzić. Gdy się Jezus dowiedział o tym, oddalił się stamtąd. A wielu poszło za Nim i uzdrowił ich wszystkich. ...Tak miało się spełnić słowo proroka Izajasza: Oto mój Sługa, którego wybrałem; Umiłowany mój, w którym moje serce ma upodobanie. Położę ducha mojego na Nim, a On zapowie prawo narodom. Nie będzie się spierał ani krzyczał, i nikt nie usłyszy na ulicach Jego głosu. Trzciny zgniecionej nie złamie ani knota tlejącego nie dogasi, aż zwycięsko sąd przeprowadzi. W Jego imieniu narody nadzieję pokładać będą.
Jak widać współcześni faryzeusze też chcą zgładzić Jezusa, poprzez mordowanie Jego wyznawców. Nie dajmy się im zastraszyć i róbmy nadal swoje – jak przystoi na chrześcijan; naśladujmy Jezusa.
A jaki miał być Jezus wg Izajasza?
Jezus miał być cichy i delikatny w swych wypowiedziach, w swym życiu i takim rzeczywiście był. W żadnym miejscu Ewangelii nie przeczytamy o tym, aby Jezus kiedykolwiek krzyczał. Jedyny wyjątek stanowi sytuacja w świątyni, gdy powywracał stoły kupców, gdyż jak mówił: Gorliwość o dom Twój (Ojca) pożera Mnie. Jeśli chodzi o to, że: Nie złamie trzciny nadłamanej, nie zgasi knotka o nikłym płomyku, to mamy na to wiele przykładów w Ewangelii. Np. obrona kobiety cudzołożnej, aby nie została ukamienowana, powołanie celnika Mateusza, spotkania u celników, zezwolenie grzesznicy Magdalenie na mycie włosami Jego nóg, a wreszcie obietnica dana łotrowi na krzyżu: Dziś ze Mną będziesz w raju. Nikomu grzechów nie wypominał, nikogo nie poniżał, a jedynie mówił: Idź w pokoju! Nie grzesz więcej… Nie grzesz więcej, to było jedyne zalecenie, które wielokrotnie się powtarzało z okazji cudów Jezusa. Zatem dla Boga bardzo ważne jest odwrócenie się od grzechów, aby po uzdrowieniu coś gorszego się nie przydarzyło. A Jezus przecież jest w pełni wiarygodny, jako ten, o którym mówi Bóg Ojciec przez usta proroka Izajasza:
Oto mój Sługa, którego podtrzymuję, Wybrany mój, w którym mam upodobanie. Sprawiłem, że Duch mój na Nim spoczął; On przyniesie narodom Prawo… W Jego imieniu narody nadzieję pokładać będą.
My to Prawo mieliśmy okazję poznać. Streszcza się ono w przykazaniach miłości Boga i bliźniego. Zaś po miłości wzajemnej poznają, że jesteśmy Jego uczniami. Wprowadzajmy więc prawo miłości w nasze życie codzienne, a Bóg niech nam w tym Błogosławi nawet już dziś wieczorem podczas modlitwy o uzdrowienie. Amen!

XVI NIEDZIELA ZWYKŁA – ROK B
HOMILIA – 22.07.2018
Msza św. na zakończenie rekolekcji dla Rodzin w Domu Misyjnym pw. św. Józefa – Swarzewo
Jr 23,1-6; Ef 2,13-18; Mk 6,30-34

Kochani.
To już ostatnie chwile naszych rekolekcji. Jakże pragnę, aby przyniosły one dobre owoce w dalszym Waszym pożyciu małżeńskim, w Waszych rodzinach, w Waszym domowym Kościele.
Proszę Pana Boga, aby On sam dokończył dzieła, które zaczął i dalej prowadził Wasze rodziny do zbawienia, drogą miłości, jedności, wzajemnego zrozumienia, zawierzenia Panu Bogu. Aby Wasze dzieci wzrastały w mądrości i łasce u Boga i ludzi, jak 12 – letni Jezus, o którym mówiliśmy bazując na radosnej Ewangelii o odnalezieniu Go w świątyni.
Ta Ewangelia, uchylając rąbka tajemnicy z życia Świętej Rodziny, przypomniała nam jak być powinno w naszych rodzinach, aby i one mogły zmierzać do świętości. Otóż:
1. Wierność tradycji religijnej i wychowanie dzieci w wierze, własnym przykładem.
2. Wspólne wychowywanie dzieci z pewną dozą zaufania i pobudzania do refleksji nad własnym postępowaniem.
3.Dialog i jednak posłuszeństwo.
Na początku przypomnieliśmy sobie, czym jest małżeństwo i rodzina chrześcijańska
Potem zwróciliśmy uwagę na wierność przysiędze małżeńskiej, którą tutaj mieliście możliwość odnowić.
Mam też nadzieję, że wspólna modlitwa, rozważnie Pisma Świętego, konferencje, przebywanie razem, a przede wszystkim Eucharystia przybliżyła nas między sobą i do PANA BOGA: DO JEZUSA CHRYSTUSA. Po dobrej spowiedzi, sakramencie chorych, modlitwie o uzdrowienie, będzie wam łatwiej dochować przyrzeczeń, rozwijać domowy Kościół z Bożym błogosławieństwem.
Kochani! Na początku rekolekcji wspomniałem, że czytania liturgiczne na konkretny czas, na konkretne wydarzenia, są zwykle wybrane przez Ducha Świętego działającego w Kościele. Dziś można to łatwo zobaczyć. Otóż np. fragment Ewangelii wg św. Marka, który przeczytałem jest zatytułowany: Powrót Apostołów.
Wy również wracacie do domu. Skoro ten czas rekolekcji tak wprost niezwykle był wpisany w liturgię Kościoła tak, jakby specjalnie dla nas, warto przyjąć i to, co dziś mówią do nas czytania liturgiczne. Zwykle też przy okazji dłuższych rozstań, pożegnań, przekazuje się to, o jest najbardziej istotne, o czym chcielibyśmy aby pamiętali ci, których opuszczamy.
Apostołowie wrócili do Jezusa i opowiedzieli Mu, co zdziałali i czego nauczali. Wy natomiast; kochani po powrocie do domu możecie opowiadać, czego się nauczyliście, czego doświadczyliście, a pracy jest wiele.
Apostołowie byli zmęczeni, gdyż wielu przychodziło i odchodziło by słuchać ich nauki potwierdzonej mocą Boga, bo jak pamiętamy, kiedy Jezus rozsyłał uczniów, to dał im władzę nad duchami nieczystymi. Zatem w tamtych czasach było duże zapotrzebowanie na taką naukę. Dodatkowo świadczy o tym fakt, że nawet kiedy za radą Jezusa odpłynęli na miejsce pustynne, aby tam odpocząć, to i tak tłum ludzi, którzy widzieli ich odpływających, pośpieszył za nimi. – A co na to Jezus?
Jezus: Zlitował się nad nimi, byli bowiem jak owce nie mający pasterza. I zaczął ich nauczać...
Opisana sytuacja pokazuje nam Jezusa, jako tego, który mimo, że był Bogiem, to potrafił zmienić swój plan i dostosować się do aktualnej sytuacji. Prawdopodobnie był zmęczony podobnie jak apostołowie, ale tym niemniej rozumiał sytuację ludzi, którzy tak bardzo pragnęli spotkania z Nim i chcieli słuchać Jego nauki. Zatem Jezus zrezygnował z zaplanowanego odpoczynku i spełnił pragnienia tłumu, a jak jest z nami?
Współczesny człowiek zwykle chciałby wszystko dokładnie zaplanować i trzymać się tego planu, a kiedy coś nie wychodzi, to przeżywa frustracje lub po prostu złości się zapominając o tym, że zwykle jeśli np. ktoś przychodzi prosić o spotkanie, o pomoc, to warto poświęcić mu trochę czasu, a potem sam Bóg wynagradza za to, że nie odrzucił człowieka potrzebującego pomocy. Inaczej można powiedzieć, że współczesnemu człowiekowi zwykle trudno zrezygnować z własnych planów na rzecz realizacji planów Bożych. W pewnym sensie jest to wielkie nieporozumienie, bo jeśli ktoś jest człowiekiem wierzącym, to często odmawia modlitwę Ojcze nasz..., a właśnie w tej modlitwie są słowa: Bądź wola Twoja. Zatem wola Boga wcale nie musi być taka sama jak wola człowieka, więc planując różne zajęcia, człowiek wierzący powinien być przygotowany na ewentualną zmianę planów własnych, jeśli tego wymaga dobro drugiego człowieka.
Znam kilka osób, które mówią mi, że nie mogą sobie niczego zaplanować, bo i tak nie wyjdzie, ale wcale nie narzekają, bo z doświadczenia wiedzą, że tak naprawdę nic nie tracą. Zaplanowane prace wykonają tylko w trochę innym czasie, a oprócz tego Pan Bóg pomaga.
Myślę, że każdy z was choć czasem zauważył, że jego plany legły w gruzy na rzecz czegoś, co się nie spodziewał. Potem z perspektywy czasu, zauważył, że to, co przygotował Bóg, było lepsze od zamierzonych planów. Kochani. Odnosząc się do tematu naszych rekolekcji, można powiedzieć, że skoro rodzina jest domowym Kościołem, to i w tej miniaturce Kościoła, cegiełce, z jakich składa się Kościół Chrystusowy, działa Duch Święty na bieżąco, a więc niekonieczne Jego plany muszą się pokrywać z naszymi, ludzkimi planami. Bóg wybiera zawsze dla nas to, co najlepsze.
Tu chciałbym się podzielić pewną moją refleksją nt. wydarzenia niemalże z ostatniej chwili, bo z minionego poniedziałku. Otóż pewna osoba z głęboką wiarą i zaufaniem z troską o teścia swojego syna, poprosiła mnie o modlitwę. Znam tę osobę od dawna, więc znam wiele szczegółów z jej życia. Otóż rodzina syna pojechała na kilka dni do jego teściów i właśnie krótko po przyjeździe zauważono, że ów teść jakoś dziwnie się zachowuje, jest słaby, cierpi, od kilku godzin nasila się ból żołądka. Może nawet z tego powodu wybierze się do lekarza, ale jeszcze nie teraz. Może jakieś leki, zioła na żołądek pomogą. Skoro jednak stan ojca synowej się pogarszał, zadzwoniła do mojej rozmówczyni z prośbą o modlitwę, ewentualnie jakąś radę. Wtedy otrzymała odpowiedź, że to nie żołądek, lecz serce. Może stan przedzawałowy lub zawał. Poleciła spokojnie leżeć i wezwać pogotowie. Powiedziała, że z doświadczenia z krótkiej pracy w szpitalu wie, że tak może być, że nawet czasem zdarzały się wypadki śmiertelne właśnie dlatego, że nawet lekarze pogotowia pomylili ból żołądka z zawałem, więc nie ma co zwlekać. Posłuchano ją, ale nie do końca. Chory się położył, a potem zawieziono go do lekarza. Lekarz szybko wezwał karetkę i przewieziono pacjenta do najbliższego szpitala. Tam natychmiast wykonano koronografie. Jedna z 3 żył przy sercu była totalnie zapchana, a dwie pozostałe dość mocno. Pomoc została udzielona w niemalże ostatniej chwili. Chory przeżył i po przepchaniu żył, czuje się lepiej. Zanim przyszła pomoc medyczna, wiele osób się modliło, więc może dlatego zawał go nie zabił? Dziś dzielę ich radość, że mogłem też modlitwą uczestniczyć w tym małym cudzie ocalenia życia. Skądinąd wiadomo, że dobremu człowiekowi, pracowitemu, troszczącemu się o rodzinę ojcu, pokornemu i cichemu mężowi, który zwykle na nic się nie skarżył, chyba że jak teraz już sił brakowało, a ból był zbyt dotkliwy.
Pomyślałem sobie, czy czasem to całe zdarzenie nie było już wcześniej wpisane w plan Boży dla tego człowieka, dla tej rodziny. Otóż moja znajoma w stanie wojennym była wyrzucona z pracy w swym zawodzie informatyka, by wkrótce potem znaleźć pracę w wojewódzkim szpitalu na kierowniczym stanowisku w dokumentacji, gdzie z racji zawodu musiała między innymi przeglądać karty pogotowia, gdzie opisywano dość dokładnie każdy przypadek chorego, objawy i sposób udzielania pomocy. Ona wnikliwie czytała z zaciekawieniem i jak widać zapamiętała coś z tego na wiele lat. Zatem niemalże natychmiast skojarzyła objawy z chorobą i jakiej należy udzielić pomocy. Może już wcześniej Bóg miał plan połączenia tych rodzin i przeprowadzenia ich przez takie, a nie inne doświadczenie. Po co? Na razie nie wiadomo. Dla mojej znajomej, jest to nie tylko radość z powodu uratowanego życia 60-letniego mężczyzny, ale też świadomość uczestnictwa w Bożym planie, który On dla nas przygotowuje o wiele wcześniej, niż poznamy jego cel. Tylko nie trzeba stawiać oporu światłu Ducha Świętego, które rozjaśnia nasze serca i umysły. Nie trzeba się bać próby udzielenia pomocy potrzebującym nawet wtedy, gdy możemy być niezrozumiani, wyśmiani. Nie trzeba wówczas myśleć o sobie, tylko o potrzebie drugiego człowieka, o jego dobru. Jak widać można w ten sposób komuś nawet uratować życie – nawet na odległość, bez bezpośredniego kontaktu z osobą potrzebującą pomocy. Duch Święty działający w tej konkretnej wspólnocie domowego Kościoła, przychodzi z pomocą, posługując się członkami tej wspólnoty jednocząc ich we wspólnej trosce, wspólnym działaniu.
Teraz proszę pomyśleć, co mogłoby się stać, gdyby któraś z osób nie chciała współpracować? Gdyby np. poinformowana moja znajoma wykonała dokładnie tyle, ile od niej chciano – tylko modlitwa. Gdyby zaczęła rozważać, co powiedzą, wyśmieją, obrażą się, że się wtrąca lub diagnoza będzie inna?
Gdyby zaś któraś osób nie przyjęła do wiadomości ostrzeżenia? Gdyby chory się nie położył, nosił wnuków lub zajął się inną pracą na granicy sił? Gdyby nie doprowadzono go do lekarza, lub powiedziano lekarzowi spokojnie tylko o bólu żołądka, lub lekarz nie przyjąłby sugestii i natychmiast nie zareagował? – Nie wiem, ale chyba śmierć by owego biedaka nie ominęła.
Kochani, to wydarzyło się teraz na te rekolekcje, więc posłużyło mi jako przykład; myślę, że jasny przykład obecności Boga w naszym życiu, w życiu konkretnych rodzin. Oczywiście znam wiele przykładów takiego działania, ale ten wydaje mi się bardzo wymowny, jasny. Zwykle jest tak, że to, czego się uczymy, czego doświadczamy, prędzej czy później może być przez nas wykorzystane lub może przydać się komuś innemu. Wszystko, co jest robione zgodnie z Bożym planem, inaczej wypełniając Jego wolę, ma swój głęboki sens i nigdy nie jest bezcelowe, choć czasem ktoś mówi, że uczy się niepotrzebnych rzeczy, lub pyta dlaczego go coś spotyka, czego by nie chciał. Jeśli ktoś zdecyduje się być uczniem Chrystusa, jeśli postanowi pełnić wolę Bożą, to Bóg go przeprowadzi przez życie, choć droga do zbawienia, do świętości nie musi być łatwa, czego przykładem jest życie samego Jezusa, Świętej Rodziny i wielu kanonizowanych świętych.
Kochani. Wracając do liturgii słowa, można też zauważyć, że dzisiejsze czytanie z Listu św. Pawła do Efezjan jest doskonałym uzupełnieniem dzisiejszej Ewangelii, a zarazem wskazówką dla nas na dalsze życie po powrocie do domu. Uzupełnienie to polega na tym, że najpierw św. Paweł przypomina fakt, który również nas dotyczy, a mianowicie: Ale teraz w Chrystusie Jezusie wy, którzy niegdyś byliście daleko; staliście się bliscy przez krew Chrystusa.
Znów aż nieprawdopodobnie zadziwia fakt, że św. Paweł mówijakby o nas. Przecież przed rekolekcjami może nie wszyscy znaliście się od najlepszej strony, może były między wami jakieś urazy, nieporozumienia, a dziś po tych kilku dniach staliśmy się sobie bliscy dokładnie przez Krew Chrystusa, bo właśnie znajdujemy się w Domu Misjonarzy Krwi Chrystusa, którzy jako charyzmat mają właśnie Krew Chrystusa, dzięki której Jezus nas odkupił.
Dalej czytamy: On bowiem jest naszym pokojemi zaraz św. Paweł dodaje: On, który obie części ludzkości uczynił jednością, bo zburzył rozdzielający je mur – wrogość.
Niech te słowa św. Pawła pozostaną nam w pamięci nie tylko na tę niedzielę i na krótki czas po powrocie do domu, ale na całe życie.
Pierwsze zdanie przypomina o tym, że Jezus prawdziwie jest naszym pokojem, o czym też mówiliśmy już podczas naszych rekolekcji, a skoro jest pokojem, to zawsze wtedy, gdy odczuwamy niepokój, lęk, to możemy z tym pójść do Jezusa, aby obdarzył nas pokojem. Oprócz tego, gdy znajdziemy się w środowisku ludzi niespokojnych lub drażniących innych, to również możemy prosić o wprowadzenie pokoju wśród nich, gdyż Jezus obie części ludzkości uczynił jednością, bo zburzył rozdzielający je mur – wrogość.
Szczególnie w tych czasach aktualne są te słowa, bo przecież wiecie, jak wiele jest wrogości we współczesnym święcie. Wystarczy choćby obejrzeć dziennik telewizyjny, czy wysłuchać komunikatów, aby zobaczyć jak często ludzie się nienawidzą. Są wojny, kłótnie, obrażanie się, niezdrowa rywalizacja, rozwody, poranione dzieci, przemoc fizyczna lub psychiczna w rodzinach. – Ok. 30% dzieci doznaje przemocy w rodzinach, a ok. 50 % zawieranych małżeństw rozwodzi się...
Niestety, na wiele spraw nie mamy wpływu, ale też w naszym najbliższym otoczeniu na pewno spotykamy ludzi, którzy się nienawidzą, a może czasem i my sami czujemy wrogość wzgl. innych osób? Zatem na zakończenie tych rekolekcji gorąco proszę Was, abyście byli ludźmi pokoju, którzy zawsze burzą mur wrogości najpierw w sobie, a potem wszędzie, gdzie tylko jest to możliwe, a Jezus, który uczynił to pierwszy, na pewno wam w tym pomoże, o ile tylko Go o to poprosicie. On w modlitwie arcykapłańskiej, prosił za przyszły Kościół, aby wszyscy stanowili jedno, na wzór Trójcy Świętej. Pamiętajmy przy tym, że Trój – Jedyny Bóg jest Miłością. Niech Bóg Wam zawsze błogosławi, darzy radością, miłością i pokojem. Amen!






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz