I TYDZIEŃ ZWYKŁY – ROK I
HOMILIA – piątek, 13.01.2017
Msza św. na rozpoczęcie Skupienia Animatorów Diecezjalnych i Parafialnych
WKC Podregionu Swarzewskiego w Domu Misyjnym pw. św.
Józefa – Swarzewo
Hbr 4,1-5.11; Mk 2,1-12
Drodzy Bracia i Siostry
w Jezusie Chrystusie.
Kochani Animatorzy WKC.
Raz
jeszcze serdecznie witam Was wszystkich na pierwszym skupieniu rozpoczynającym
nowy rok kalendarzowy, w roku formacyjnym upływającym
na rozważaniu ośmiu Błogosławieństw.
Na
samym początku proszę Was wszystkich, o modlitwę za mnie, aby Bóg pomagał mi sprostać
zadaniu, jakie zostało mi powierzone. Abym też mógł pomagać Wam sprostać
zadaniom, jakie Wam powierzono. Aby Duch Święty nas prowadził i prowadził tych,
do których zostaliśmy posłani. Przypominajcie im, proszę, aby także oni modlili
się za Was, za mnie, kapłanów, opiekunów WKC w waszych parafiach, a także za
wszystkich, którzy ponoszą odpowiedzialność za innych, abyśmy byli godnymi
sługami Chrystusa głoszącymi Ewangelię, szczególnie w tym roku w łączności z
całym Kościołem.
–
Jak pamiętamy jeszcze na świeżo, poprzedni rok przeżyliśmy pod hasłem Miłosierdzia.Ten
zaś rok, powinniśmy przeżyć pod hasłem: Idźcie i głoście.
To
logiczne, aby w ten sposób układały się kolejne lata w Kościele.
–
Doświadczywszy miłosierdzia, nauczywszy się też być miłosiernymi, teraz możemy,
a nawet powinniśmy iść i głosić to, czego doświadczyliśmy i czego się
nauczyliśmy. Głosić można słowem także w szerszym sensie, tzn. słowem
wypowiadanym i całym swoim życiem, jak to było rozumiane w Izraelu między
innymi za czasów Jezusa. W tym sensie jedna z
Ewangelii, na początku okresu
Bożego Narodzenia, a konkretnie prolog ew. wg św. Jana mówi:
Na
początku było Słowo,
a
Słowo było u Boga,
Ono
było na początku u Boga.
W
Nim było życie,
a
życie było światłością ludzi,
a
światłość w ciemności świeci
i
ciemność jej nie ogarnęła.
Pojawił
się człowiek posłany przez Boga –
Jan
mu było na imię.
Przyszedł
on na świadectwo,
aby
zaświadczyć o światłości,
Na
świecie było [Słowo],
a
świat stał się przez Nie,
lecz
świat Go nie poznał.
Przyszło
do swojej własności,
a
swoi Go nie przyjęli.
Wszystkim
tym jednak, którzy Je przyjęli,
dało
moc, aby się stali dziećmi Bożymi,
tym,
którzy wierzą w imię Jego –
A
Słowo stało się ciałem
i
zamieszkało wśród nas.
Jan
daje o Nim świadectwo i głośno woła w słowach: Ten był, o którym powiedziałem:
Ten, który po mnie idzie, przewyższył mnie godnością, gdyż był wcześniej ode
mnie. Z Jego pełności wszyscyśmy otrzymali – łaskę po łasce.
Zatem prośmy o
potrzebne łaski na to Skupienie i na
czas pracy w WKC po powrocie do domów, słowami znanej nam pieśni do Ducha Świętego. Zaśpiewajmy więc razem:
Przyjdź Duchu Święty
Przyjdź Duchu Święty, ja pragnę. O
to dziś błagam Cię.
Przyjdź w swojej mocy i sile.
Radością napełnij mnie.
Przyjdź jako Mądrość do dzieci.
Przyjdź jak ślepemu wzrok.
Przyjdź jako moc w mej słabości.
Weź wszystko, co moje jest.
Przyjdź jako źródło pustyni z mocą
swą do naszych dusz.
O niech Twa moc uzdrowienia
dotknie, uleczy mnie już.
Przyjdź Duchu Święty, ja pragnę. O
to dziś błagam Cię.
Przyjdź w swojej mocy i sile.
Radością napełnij mnie.
Kochani. Jako członkowie Kościoła rzymsko-katolickiego, jesteśmy
zobowiązani do posłuszeństwa papieżowi i uczestniczenia w życiu Kościoła pod
jego przewodnictwem, a więc w zadaniach jakie postawił przed nami na ten rok.
Zatem jak już wspomniałem, mamy iść i głosić. Zatem nie bez powodu na tym Skupieniu będziemy starać się żyć Słowem życia:Żywe jest słowo Boże, skuteczne..., a podczas konferencji
wstępnej powiemy sobie coś o słowie, by łatwiej nam było wypełnić postawione
przed nami zadanie.
Warto
zauważyć, że rozważane w tym roku 8 Błogosławieństw, jest też niczym innym, jak
słowem Jezusa wypowiedzianym w Kazaniu na Górze, a my przez ten cały rok
formacyjny, staramy się zrozumieć i wprowadzać w życie właśnie tamte słowa
wypowiedziane przez Jezusa.
Jeszcze
na wstępie do naszych rozważań, chciałbym dodać, że tak naprawdę całe Pismo
święte dotyczy mocy Bożego Słowa. Na samym początku w Księdze Rodzaju czytamy,
że cały świat został stworzony na Słowo Boga
Ojca, a w NT, Jezus nauczał słowem wypowiadanym, słowem z mocą działał, o czym
też będzie mowa w dzisiejszej Ewangelii, oraz sam był Słowem.– Obserwując Jego życie codzienne, można było się uczyć tak
żyć, aby podobać się Bogu, a w końcu zostać zbawionym – czyli szczęśliwym na
wieki, a więc Błogosławionym.
–
To o Słowie Bożym, ale przecież i my mamy iść i głosić. Zatem i nasze słowo ma
moc, a jaką to zależy od nas i od łaski Bożej oraz od tych, do których
kierujemy słowo. Mamy przecież piękną przypowieść o siewcy, która nam wyjaśnia,
dlaczego zasiane słowo, nie zawsze przynosi najdoskonalszy plon, choć siewca –
Bóg, był, jest, i będzie najdoskonalszy.
Zatem
jakie znaczenie ma nasze słowo? – Czy w ogóle warto mówić? – Jak mówić?
W
tym miejscu chciałbym podzielić się z wami refleksją pewnej wierzącej osoby od
wielu lat chorej na schizofrenię.
Osoba
ta była wielokrotnie hospitalizowana zwykle przynajmniej po kilka tygodni.
Początkowo nie potrafiła się pogodzić ze swą chorobą. Była zamknięta w sobie,
smutna. Starała się ukrywać przed innymi, że jest chora, a co za tym idzie, żyła
w ustawicznym lęku, aby tylko ktoś nie zauważył, że jest z nią coś nie tak, jak
być powinno. Trwało to przez wiele lat i mimo wiary, mimo modlitwy i
systematycznego leczenia, jej stan zdrowia pogarszał się. Kiedyś przy kolejnym
pobycie w szpitalu, zauważyła, że obok niej są osoby podobnie zamknięte i
smutne jak ona, więc zaczęła z nimi rozmawiać o wszystkim, o czym chciały się z
nią podzielić, a także o Bogu, o znaczeniu modlitwy. Od tej pory atmosfera na
jej oddziale szpitalnym całkowicie się zmieniła. Możliwość zwierzenia się,
wspólne przeżywanie trosk, wątpliwości, kłopotów, zacieśniało więź między nimi.
Rodziły się drobne przyjaźnie, które potem przedłużyły się na życie na wolności. W sercach pojawiał
się spokój, a czasem nawet radość. Zaczęto się modlić za siebie nawzajem, a tę osobę nazywano ich aniołem. Po
kolejnych latach, owa osoba nie mogła już dłużej znieść udawania zdrowej wśród
normalnych ludzi, wśród których żyła na co dzień.
Pewnego
razu odważyła się przyznać i ku jej zdziwieniu okazało się, że trafiła na osobę
z podobnymi problemami. Potem spotkała kolejne osoby, przed którymi zwierzała
się ze swych problemów i na ogół spotkała się z akceptacją, zrozumieniem lub
ludźmi podobnymi sobie.
Od
tamtego czasu zaczęła zdrowieć, choć w leczeniu nic się nie zmieniło. Jest
radosna i jako swoje powołanie przyjęła niesienie pomocy osobom, podobnym do
niej sprzed lat i to nie tylko modlitwą, ale także słowem, zrozumieniem,
akceptacją i uśmiechem. Dla niej, jej życie z chorobą nabrało konkretnego sensu
już teraz na tym świecie.
Zauważyła
też, że kontakt z ludźmi nie zawsze jest zbawienny, nie zawsze przynosi ulgę,
wzmacnia chęć życia, ale czasem dobija. – Czasem wystarczy złe spojrzenie, niecierpliwość,
zdenerwowanie słuchacza lub jakiś niemiły gest, aby były znów bezsenne noce, załamanie,
pragnienie śmierci... Zatem ważne są rozmowy, poświęcony czas drugiemu
człowiekowi, ale też przede wszystkim osoba, z którą się kontaktujemy, powinna
czuć się akceptowana i kochana miłością do jakiej wzywa nas Bóg i jakiej uczy
nas Jezus Chrystus.
Kochani.
Po tym dość długim wstępie możemy przejść do dzisiejszej Ewangelii, która
podejmuje właśnie podobny temat choroby, troski o drugiego człowieka i uzdrawiającej
mocy słów Chrystusa.
Kochani!
Cóż dziś mówi do nas
dzisiejsza Ewangelia o paralityku spuszczonym przez dach?
Tyle razy w życiu już
ją słyszeliśmy, a nawet komentowaliśmy, że zdaje się iż już nic oprócz tego, co
wiemy, nie da się wywnioskować. I być może tak jest, ale tym nie mniej
postarajmy się jeszcze raz, głęboko zagłębić się w jej treść uruchamiając wszelkie
zdolności koncentracji na słowie Bożym i oczy wyobraźni. Cóż możemy zobaczyć,
gdy przeniesiemy się w czasie i miejscu do owego domu w którym przebywał Jezus.
Otóż przede wszystkim może nas zadziwić ilość ludzi, którzy chcieli zbliżyć się
do Jezusa i Go słuchać. Czytamy bowiem, że
zebrało się tyle ludzi, że nawet przed drzwiami nie było miejsca, a On głosił im naukę.
Wtem
przyszli do Niego z paralitykiem, którego niosło czterech. Nie mogąc z powodu
tłumu przynieść go do Niego, odkryli dach nad miejscem, gdzie Jezus się
znajdował, i przez otwór spuścili łoże, na którym leżał paralityk. Zapewne
niezwykły to widok. Jezus naucza, a tu nagle ni stąd ni zowąd, coś z góry, spod
sufitu zniża się przed Jezusa. Jest to łoże z paralitykiem. Przerwany został
tok wydarzeń. Ktoś przerwał nauczanie. Zapewne zapadła cisza. Pewnie
zastanawiali się obecni tam ludzie, co dalej będzie się dziać?
A co my dziś myślimy o
tym wydarzeniu?
Jezus, paralityk,
cztery osoby uparte, które koniecznie chcą, aby Jezus dotknął paralityka i go
uzdrowił. Nie wiadomo jak długo szli i ile czasu poświęcili na przeniesienie
chorego człowieka, być może bardzo im bliskiego. Jednak jak wielka musiała być
determinacja owych czterech, skoro nie mogąc dostać się drzwiami, odkryli
kawałek dachu, aby spuścić łoże z paralitykiem. Co nimi powodowało? – Bez
wątpienia współczucie dla chorego,
będące motywem szukania sposobuuzdrowienia. Jak głęboko musieli wierzyć, że
to właśnie Jezus jest tym najlepszym, niezawodnym lekarzem, który może dokonać
cudu uzdrowienia. – A Jezus, widząc ich wiarę, rzekł do paralityka:
Synu, odpuszczają ci się twoje grzechy.– Jezus zauważył ich wiarę,
jednak powiedział coś innego niż się spodziewali. Powiedział coś więcej, ale
czy zrozumieli?
Czytaliśmy, że siedziało tam kilku uczonych w Piśmie,
którzy myśleli w sercach swoich: Czemu On tak mówi? On bluźni. Któż może odpuszczać grzechy, prócz jednego
Boga? Jezus poznał zaraz w swym duchu, że tak myślą, i rzekł do nich: Czemu
nurtują te myśli w waszych sercach? Cóż
jest łatwiej: powiedzieć do paralityka: Odpuszczają ci się twoje grzechy,
czy też powiedzieć: Wstań, weź swoje łoże i chodź?
A co my byśmy odpowiedzieli
Jezusowi?
Być może łatwiej nam
dziś powiedzieć: Odpuszczają ci się twoje grzechy, bo mówimy tak zawsze w
sakramencie pokuty i pojednania. Mówimy tak, bo wierzymy, że Bóg dał nam taką
możliwość, więc z niej korzystamy. Zazwyczaj na zewnątrz nie widać skutków
działania tych słów, bo rzadko widzi się natychmiastową przemianę człowieka po
spowiedzi. Rzadko ktoś przygnębiony przystępujący do sakramentu pokuty, po
otrzymaniu rozgrzeszenia natychmiast zmienia oblicze, napełnia się radością, a
potem zmienia swoje życie. Najczęściej dzieje się to wszystko w świetle wiary w
ludzkich sercach. Zresztą kapłani są tylko szafarzami
łask Bożych, a nie sprawcami cudu
w pełnym znaczeniu tego słowa.
Wtedy, gdy Jezus
wypowiedział słowa: Odpuszczają ci się twoje, dziwili się, a nawet buntowali
uczeni w Piśmie, bo wiedzieli, kto ma władzę odpuszczania grzechów, a przecież
mówił to człowiek, podobny im, a nie Bóg, którego pewnie nawet nie potrafili
sobie wyobrazić. W każdym razie nie przyszło im do głowy, że ten, kto to
powiedział, naprawdę jest Synem Bożym, a więc Bogiem. Gdyby uwierzyli w to, co
usłyszeli, to w tym momencie musieliby przyjąć Jezusa, jako Boga.
Jezus wiedział, że nie
wierzą, więc dodał: Otóż, żebyście
wiedzieli, iż Syn Człowieczy ma na ziemi władzę odpuszczania grzechów – rzekł
do paralityka: Mówię ci: Wstań, weź
swoje łoże i idź do domu! On wstał, wziął zaraz swoje łoże i wyszedł na oczach
wszystkich.
Zdumieli
się wszyscy i wielbili Boga mówiąc: Jeszcze nigdy nie widzieliśmy czegoś
podobnego. No właśnie. Łatwiej uwierzyć, jeśli się
coś widzi. Łatwiej uwierzyć w cud dotykalny, materialny niż w to, co się dzieje
w skrytości serca między Bogiem, a człowiekiem. Nam łatwiej uwierzyć w to, co
możemy rozpoznać za pomocą pięciu zmysłów, niż w to, co mówi nam serce.
Trudniej uwierzyć w Bożą miłość. – Pewnie dlatego przed konfesjonałami tak mało
ludzi, gdy tymczasem mogłoby być jak w domu, w którym był Jezus – tak wielu, że
trudno było wejść drzwiami. Może też nam brak wiary, a więc też odwagi, by
powiedzieć słowa, które odniosą zewnętrzny skutek uzdrowienia, aby także inni
uwierzyli. Jednak tylko w ręce kapłanów, Bóg złożył moc odpuszczania grzechów,
która ma skutek o wiele ważniejszy niż uzdrowienie ciała, bo skutek trwający
wiecznie. Każdy z nas jednak może spełniać rolę owych osób z Ewangelii, które z
wielką determinacją przyniosły paralityka do Jezusa, aby go uzdrowił. – Można
doprowadzać dosłownie, jak też modlitwą. Amen!
JUTRZNIA
Skupienie dla WKC
I tydzień Brewiarza – sobota
Dom Misyjny – Swarzewo – 14.01.2017
2 Kor 13,11
Bracia,
radujcie się, dążcie do doskonałości, pokrzepiajcie się na duchu, jedno
myślcie, pokój zachowujcie, a Bóg miłości i pokoju niech będzie z wami.
Kochani. Piękne słowa i
mądre polecenia kieruje dziś do nas Bóg przez fragment listu św. Pawła.
Jeśli przeczytamy
poprzedzające wersety, to między innymi, można wyłowić powód do radości, jaki
podaje Paweł. Otóż czytamy: Usiłujecie bowiem doświadczyć Chrystusa,
który przeze mnie przemawia, a nie jest słaby wobec was, lecz ukazuje w was moc
swoją. Chociaż bowiem został
ukrzyżowany wskutek słabości, to jednak żyje dzięki mocy Bożej. I my także niemocni jesteśmy w Nim, ale żyć będziemy z Nim
przez moc Bożą względem was.
Myślę, że nie popełnię
większego błędu, jeśli w tym miejscu odwołam się do fragmentu listu św. Jana,
który prostszy sposób określa nasz powód do radości i zobowiązanie do dążenia
do doskonałości.
Otóż św. Jan pisze: Popatrzcie, jaką miłością obdarzył nas
Ojciec: zostaliśmy nazwani dziećmi Bożymi: I RZECZYWIŚCIE NIMI JESTEŚMY.(1J
3,1a.2).
Zatem posłuchajmy Jana
i popatrzmy.
Bóg stworzył świat, a w
tym człowieka. Wszystko, co istnieje jest Jego dziełem, ale żadnego ze swych
dzieł nie nazwał Bóg swoim dzieckiem. Żaden rozsądny człowiek nie nazwie też
swoim dzieckiem np. psa, kota, którymi przecież się opiekuje. – Czasem też zwierzęta
darzy miłością, ale to zupełnie coś innego niż relacja krwi, relacja ojcostwa.
Żadnych też wytworów ludzkiego umysłu lub ludzkich rąk nikt nie nazwie swoim
dzieckiem, bo byłoby to niedorzeczne.
Jeśli ktoś znał sierotę
lub zastanawiał się nad problemem sierot, to wie, jak się oni czują okaleczeni,
jak pragną mieć normalną rodzinę, jak pragną czuć się bezpieczni, jak pragną
poznać swą tożsamość, czuć silne, własne korzenie. Stąd też tak ważna jest choć
ta namiastka normalności przez usynowienie, adopcję. Wówczas w rodzinie,
dziecko choć adoptowane, czuje się dobrze i często rodziców adopcyjnych
traktuje jak własnych, choć czasem wracają pytania o rodziców biologicznych.
Człowiek też zadaje sobie pytanie, kim
jestem? Czyim jestem dzieckiem. Najlepiej by było, aby mieć wspaniałych
przodków, którymi można się chlubić. Szczególnie dawniej, także w naszym kraju,
bardzo mocno liczyło się pochodzenie, a związek osób z różnych warstw
społecznych, uważano za mezalians. W różnych powieściach opisywano tragedię młodych
ludzi, których serca pałały miłością po prostu do człowieka, a nie do tytułów,
majątku, pochodzenia... Miłość zatem nie
od dziś przekracza wszelkie podziały, łamie wszelkie mury między ludźmi.
Działa ponad tym, co wymyślili ludzie. Tym nie mniej trudno było o jej
zwycięstwo w świecie pełnym podziałów, agresji.
Zobaczmy
teraz jak wielką miłością obdarzył nas Bóg pozwalając nazywać się naszym Ojcem,
a nas przyjął jak własne dzieci.
Można ten problem
zrozumieć dopiero wtedy, jeśli zdamy sobie sprawę z różnic między Bogiem, a
człowiekiem, między Jego wielkością, a naszą małością, między Jego mądrością, a
naszą, między Jego doskonałością, a naszą skażoną naturą – słabą, grzeszną, między
naszym majątkiem, a Jego, między Jego Miłością, a naszą...
Te różnice pokazują
nam, jak wielkiej trzeba Miłości, aby kogoś takiego jak maleńki pod każdy
względem człowiek, usynowić. Jak wielkiej trzeba Miłości, aby Bóg nie wstydził
się nazywać człowieka, swoim dzieckiem, a w konsekwencji uczynić godziedzicem. Bóg nas chce obdarzyć swoimi dobrami, które
posiada w niebie, a których wielkości i piękna, nawet nie jesteśmy w stanie
sobie wyobrazić. – Wszelkie skarby, doskonałość, rzesze aniołów i świętych chce
uczynić naszym środowiskiem, naszą wielką Rodziną. Chce dzielić się z nami,
wszystkimi swoimi dobrami, które posiada, swym szczęściem, swoją Miłością.
Jak wielką godność
posiada człowiek, jako Boże Dziecko. Jak też wielkim szacunkiem powinniśmy
darzyć siebie nawzajem, jako Dzieci Boga oraz jako Bracia i Siostry Jezusa
Chrystusa.
Warto się też
zastanowić, kiedy Bóg nas usynowił?
Otóż usynowił nas przez
osobę Jezusa Chrystusa, który przyjmując ludzkie ciało, stał się jednym z nas.
To On nauczył nas modlitwy Ojcze nasz, w której pozwala nam
mówić do Swego Ojca tak, jak On się zwraca. Usynowił nas też w testamencie z
krzyża, kiedy Jezus obdarzył Maryję macierzyństwem dla nas. Potem dalej
usynawia każdego człowieka w sakramencie chrztu świętego, wszczepiając w Kościół
– Mistyczne Ciało Chrystusa i nadając imię, które jest zapisane w niebie. Zatem
każdy, kto przyjął chrzest, jest dzieckiem Boga. Oczywiście to dziecko może
wybrać różne drogi. Może być wierne i posłuszne Ojcu, może Go kochać i darzyć
szacunkiem. Może Go uwielbiać i starać się stawać podobnym do Niego, a może też
odejść, jak ów syn marnotrawny z przypowieści, a potem wrócić. Może też
świadomie wyrzec się swego Ojca i w konsekwencji zostać wyrzucony tam, gdzie będzie
płacz i zgrzytanie zębów, jak mówił Jezus.
Niezależnie od tego,
jacy teraz jesteśmy, nie wiadomo więc kim będziemy.
Dopóki żyjemy, Bóg
Ojciec troszczy się o nas. Stawia przed nami różne doświadczenia, dzięki którym
mamy okazję więcej poznawać, więcej rozumieć i coraz bardziej upodabniać się do
Niego, czyli doskonalić się,
pokrzepiać się na duchu,
jedno myśleć,
pokój zachowywać, jak pisze św. Paweł.
–
Chyba,
że ktoś świadomie i dobrowolnie odrzuca Boga, odrzuca Jego Miłość i w swej
pysze i głupocie stara się brnąć dalej i dalej. Jeśli zamyka się na wszystko,
co mówi Bóg i ludzie wierzący, a więc jeśli popełnia grzech pychy samego
Lucyfera, który uważał, że lepiej rządziłby światem niż Bóg i wypowie Jemu
walkę, to wówczas niestety musi być strącony do piekła, jak Lucyfer.
Jeśli jednak człowiek
popełnia błędy, mimo, że się stara, i jeśli oczyszcza swą duszę w sakramencie
pokuty, to Bóg sam będzie go uświęcał, a po przejściu do wieczności obdarzy go
Swym pięknem, aby był podobny do Niego. – To nasz powód do radości i pokoju
serca, gdyż wszystko co trudne, bolesne w końcu przeminie, a w wieczności
będzie już wszystko dobrze.
U Boga wszystko jest
możliwe, a Jego nieskończona Miłość, może nam nadać niewypowiedziane piękno.
Zatem pamiętając o swej tożsamości dziecka Bożego, trzymajmy się mocno swego
Boga Ojca i naszego umiłowanego Brata Jezusa Chrystusa. Miłujmy się wzajemnie,
jako Bracia i Siostry, Miłością, którą nas obdarzył Bóg Ojciec. Korzystajmy ze
źródła łask, jakie pozostawił nam Chrystus w swoim Kościele, którego jesteśmy
członkami,
a Bóg miłości i pokoju ... będzie z nami. Amen.
I TYDZIEŃ ZWYKŁY – ROK I
HOMILIA – sobota, 14.01.2017
Msza św. w drugim dniu Skupienia Animatorów Diecezjalnych i Parafialnych
WKC Podregionu Swarzewskiego w Domu Misyjnym pw. św.
Józefa – Swarzewo
Hbr 4,12-16; Mk 2,13-17
Kochani. Dzisiejsze rozważania już tradycyjnie
rozpocznijmy pieśnią do Ducha Świętego. Zaśpiewajmy razem:
Przyjdź Duchu Święty
Przyjdź Duchu Święty, ja pragnę. O
to dziś błagam Cię.
Przyjdź w swojej mocy i sile.
Radością napełnij mnie.
Przyjdź jako Mądrość do dzieci.
Przyjdź jak ślepemu wzrok.
Przyjdź jako moc w mej słabości.
Weź wszystko, co moje jest.
Przyjdź jako źródło pustyni z mocą
swą do naszych dusz.
O niech Twa moc uzdrowienia
dotknie, uleczy mnie już.
Przyjdź Duchu Święty, ja pragnę. O
to dziś błagam Cię.
Przyjdź w swojej mocy i sile.
Radością napełnij mnie.
Kochani!
Dziś, w drugim dniu Skupienia,
mamy szczęście do fragmentów NT zgodnie z liturgią słowa. Najpierw z Jutrzni, skierowane są do nas
zachęcające i pełne nadziei słowa św. Pawła wyjęte z jego drugiego listu do
Koryntian:
Bracia, radujcie się, dążcie do
doskonałości, pokrzepiajcie się na duchu, jedno myślcie, pokój zachowujcie, a
Bóg miłości i pokoju niech będzie z wami.
Potem
Ewangelia, która uświadamia nam, że Jezus nie przyszedł powołać sprawiedliwych,
ale grzeszników, więc też nas,
którzy w mniejszym lub większym stopniu, jesteśmy grzesznikami.
W końcu, pełen
optymizmu, kolejny fragment z listu św. Pawła, tym razem do Hebrajczyków
przypomina nam, że:Żywe bowiem jest słowo
Boże, skuteczne i ostrzejsze niż wszelki miecz obosieczny, przenikające aż do
rozdzielenia duszy i ducha, stawów i szpiku, zdolne osądzić pragnienia i myśli serca.…Mając więc arcykapłana
wielkiego, który przeszedł przez niebiosa, Jezusa, Syna Bożego, trwajmy mocno w
wyznawaniu wiary. Przybliżmy się więc z ufnością do tronu łaski, abyśmy
otrzymali miłosierdzie i znaleźli łaskę dla /uzyskania/ pomocy w stosownej
chwili.
Wracając do Ewangelii,
czytamy:Jezus wyszedł znowu nad jezioro.
Cały
lud przychodził do Niego, a On go nauczał. A przechodząc, ujrzał Lewiego, syna
Alfeusza, siedzącego w komorze celnej, i rzekł do niego: Pójdź za Mną! On wstał
i poszedł za Nim. Gdy Jezus siedział w jego domu przy stole, wielu celników i
grzeszników siedziało razem z Jezusem i Jego uczniami.
Dzisiejsza Ewangelia więc mówi przede wszystkim o
powołaniu jednego z apostołów, który był celnikiem, a więc człowiekiem nie
tylko grzesznym, ale też pogardzanym przez rodaków jako: kolaborant, zdrajca,
oszust i złodziej, bo to były takie czasy.
Lewi, (Mateusz) wybrany przez Jezusa na swojego ucznia
wyprawia ucztę dla swojego Mistrza. Na tę ucztę zostają zaproszeni celnicy i
grzesznicy. Taka postawa Jezusa i Jego uczniów zasiadających wraz z
grzesznikami i celnikami przy jednym stole, gorszyła faryzeuszy. Oceniali to
zachowanie w świetle Prawa i nie rozumieli sensu misji Jezusa, który nie
przyszedł dzielić ludzi na czystych i nieczystych, sprawiedliwych i
niesprawiedliwych, ale przyszedł szukać i zbawić to, co zginęło (Łk
19,10).
Faryzeusze mówili o Nim, że to: przyjaciel
celników i grzeszników (Mt 11,19). Jezus bowiem nikogo nie wykluczał ze
swojego towarzystwa, ale był otwarty na wszystkich. Dlatego nie tylko, że nie
unikał kontaktu z grzesznikami i celnikami, z ludźmi z marginesu społecznego,
ale szukał ich, a nawet bywał u nich w gościnie. Taka postawa Jezusa pokazuje,
że nikogo nie spisywał na straty, lecz wszystkim dawał szansę, a spotkania z
Nim kończyły się przebaczeniem grzechów, nawróceniem, przemianą życia.
Jednym z tych, którzy doświadczyli skutków spotkania
z Jezusem był właśnie celnik Lewi – Mateusz.
Był on celnikiem,
a więc należał do najbardziej znienawidzonej grupy ludzi w Izraelu. Celnicy
bowiem pobierali podatki na rzecz Rzymian, stąd oskarżano ich o kolaborację z
okupantem, a także o nadużycia, których się często dopuszczali. Z tej przyczyny
faryzeusze nazywali ich nieczystymi. Twierdzili wręcz, że celnik nie może nawet
pokutować za swe grzechy, gdyż nie jest w stanie wiedzieć dokładnie, ilu ludzi
do tej pory oszukał. Od celników stronili wszyscy żydzi przestrzegający Prawa.
Jezus był tu wyjątkiem. Jemu nie przeszkadzało to,
że ów człowiek był celnikiem, że może też dopuszczał się bezprawia. Jezus
nie tylko wszystko mu przebaczył, ale uczynił jednym ze swoich uczniów.
Ta scena powołania celnika pokazuje nam, że każdy
człowiek może się zmienić. Dopóki człowiek żyje, to nie powinniśmy, go
przekreślać, spisywać na straty, stronić od niego.
Jeśli ktoś choruje na raka i jego rany cuchną to po
prostu zakłada mu się opatrunek. Duchowe rany są bardziej dotkliwe i mają
nieraz negatywny wpływ na innych. Zwykle człowiek poraniony grzechem, rani
innych. Tym nie mniej też powinno się opatrywać jego duchowe rany, rany tak
naprawdę zadane przez szatana, który jest sprawcą grzechu.
Jak to robić?
Przede wszystkim trzeba zauważyć, że wszyscy
jesteśmy dziećmi Bożymi, tylko na dziś jedni wiernymi synami z przypowieści o synu marnotrawnym, a inni owymi synami
marnotrawnymi, na których powrót wciąż czeka Ojciec Bóg.
W każdym człowieku wciąż rozgrywa się walka między
dobrem, a złem, między sprawiedliwością a grzechem. W tej walce jedni częściej
odnoszą zwycięstwo, a inni ulegają pokusie. Jednych bardziej chroni Bóg, a
innych mniej wg swego uznania z Jemu tylko znanych powodów. Zatem warto starać
się dostrzegać w drugim człowieku głównie dobro. To zaś co nie jest doskonałe,
a może nawet ciężki grzech, przyjmować jako coś co przeszkadza komuś na jego
drodze do świętości i powinno się zmienić. Nie wolno jednak nikogo dyskwalifikować,
przypinając mu na stałe łatkę złego człowieka, któremu nie warto poświęcić ani
czasu, ani uwagi, a nawet nie warto się za niego modlić.
Kochani, tak, nam chrześcijanom nie wolno!
Między innymi dzisiejsza Ewangelia pokazuje, że
człowiek staje się naraz pięknym i dobrym, jeżeli spojrzymy na niego oczami
miłości, oczami Boga, niezależnie od tego, co inni o nim myślą. Chrześcijanin,
a tym bardziej animator, czy członek WKC, powinien traktować drugiego człowieka
trochę na kredyt wierząc, że to dobro kiedyś w nim zaowocuje.
Miłość rodzi dobro i pomaga drugiemu wzrastać, jak
rosa i słońce roślinom. Właśnie tak patrzył na człowieka Jezus w przytoczonym
fragmencie Ewangelii. Potrafił wydobyć z celnika Lewiego, to co w nim
najpiękniejsze. Potrafił pokazać, że może być nie tylko dobry, ale może nawet
być Jego uczniem, apostołem, który kiedyś wiernie spisze Ewangelię, od której
rozpoczyna się Pismo Święte NT.
Gdyby Jezus przyjął standardowy sposób postępowania
względem Mateusza i nie zaprosił go do pójścia za sobą, to prawdopodobnie
człowiek ten do końca swego życia prowadziłby życie grzeszne jako celnik. Jednak Jezus zaufał komuś, komu tak
naprawdę nie powinno się ufać, gdyż człowiek ten wyspecjalizował się w
oszustwie, wyrzekł się swej godności Izraelity na rzecz łatwego życia w
dobrobycie.
Dobroć Jezusa i zaufanie na kredyt dla spotkanego
człowieka sprawiały, że tak wielu ludzi doświadczało przemiany życia. Ewangelia
zaś pokazuje w jak naturalny sposób Jezus to robił. Po prostu przychodził do
czyjegoś domu, siadał za stołem i rozmawiał. A ile my dziś mamy takich okazji?
Rozmowa z Jezusem była jednak inna niż z przeciętnym
człowiekiem, gdyż Jezus, Bóg pełen Miłości kocha każdego i właśnie to czuli ci,
którzy mieli szczęście Go spotkać. Szczególnie jednak Jezus umiłował swoich
uczniów, których powołał, aby towarzyszyli Mu na co dzień, aby potem
kontynuowali Jego dzieło, a na przykładzie z dzisiejszej Ewangelii widzimy, że
wprowadzał w życie słowa, które wypowiedział do oburzonych faryzeuszy: Nie
potrzebują lekarza zdrowi, lecz ci, którzy się źle mają. Nie przyszedłem
powołać sprawiedliwych, ale grzeszników.
Warto się zastanowić w jaki sposób Jezus miłował
swych uczniów i dlaczego ich miłował? Na pewno nie mogły Go pociągnąć ich
zalety naturalne; gdyż nieskończona odległość dzieliła Go od nich. On;
Jezus był Wiedzą, Wiekuistą Mądrością, Miłością, Świętością; Nieskończoną Doskonałością,
a oni byli biednymi grzesznikami, ludźmi prostymi i pełnymi przyziemnych trosk
i myśli. Mimo to Jezus nazywaich swymi przyjaciółmi, swymi braćmi.Chce,
ażeby panowali z Nim razem w królestwie Jego Ojca i pragnie umrzeć na krzyżu,
aby im to królestwo otworzyć, ponieważ sam powiedział: Nikt nie ma
większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich (J
15,13). (por. Św. Tereska od Dzieciątka Jezus – Dzieje duszy 10).
Właśnie
tak jest i być powinno, bo gdyby ludzie byli doskonali, to po co byłaby męka
Jezusa, po co by była śmierć na krzyżu? Przecież śmierć taka była wówczas
największą karą, jaką można było wymierzyć przestępcy, a przecież Jezus był
całkowicie niewinny. Zatem swoją karę może ofiarować za wszystkich grzeszników
i za każdego z osobna. Nie ma takiej winy, której nie mógłby Jezus zmyć swoją
krwią. Jeden tylko warunek, aby rzeczywiście chcieć skorzystać z tego cennego
daru łaski przebaczenia, daru, który rozdziela Bóg w sakramencie pokuty.
Wybaczcie
kochani, że może będę trochę okrutny, jeśli powiem, że i każdy z nas przyczynił
się do śmierci Jezusa poprzez swoje grzechy i Jezus o tym wie, a jednak nie
robi nam wymówek, nie odrzuca, a wręcz przeciwnie, przyjmuje nas z ciepłym
sercem, pełnym miłości. Między czystością Jezusa, Jego sprawiedliwością, a
naszą, jest wielka przepaść, a jednak Jezus jest nam bliski; bardzo bliski. My
zatem według zaleceń Chrystusa mamy się wzajemnie miłować, gdyż poprzez Jego
krew, poprzez Eucharystię wszyscy braćmi i siostrami jesteśmy, a jak to często
wygląda w praktyce?
Często
w rodzinach bywa, że jest skłócony mąż z żoną, dzieci z rodzicami, rodzice z
dziećmi, sąsiad z sąsiadem itp. Skłóceni są pracownicy w zakładach pracy i
posłowie w sejmie. Często ludzie jedni na drugich patrzą z pogardą, bo uważają
siebie za trochę lepszych od innych. Na szczęście istnieją też ludzie w pełni
naśladujący Chrystusa i przygarniający ludzi biednych, opuszczonych, chorych.
Natomiast św. Paweł w swoim Liście do Hebrajczyków wyjaśnia, czym jest Słowo Boże. Pisze on:
Żywe bowiem jest Słowo Boże,
skuteczne i ostrzejsze niż wszelki miecz obosieczny, przenikające aż do
rozdzielenia duszy i ducha, stawów i szpiku, zdolne osądzić pragnienia i myśli
serca (Hbr 4,12).
Zatem Słowo Boże jest żywe i skuteczne; żywe tzn.
przede wszystkim ponadczasowe, zawsze aktualne. W praktyce oznacza to, że słowa
Jezusa przekazane nam w Piśmie świętym są ponadczasowe i zawsze aktualne
niezależnie od tego ile wieków już minęło od czasów, gdy były one wypowiedziane
i ile jeszcze wieków minie do skończenia świata.
Tak
być musi, bo Bóg jako doskonały jest niezmienny i Jego Słowa są zawsze
skuteczne jako wzorzec postępowania i wg nich możemy osądzać czyny człowieka,
pod wzgl. moralnym jako dobre lub złe. Warto sobie jeszcze przypomnieć, że
wszyscy jesteśmy powołani do świętości, bo jesteśmy dziećmi Bożymi poprzez
chrzest święty i braterstwo z Jezusem Chrystusem wciąż potwierdzane poprzez
Eucharystię. Wszyscy bowiem karmimy się tym samym Eucharystycznym chlebem, tj.
ciałem Chrystusa. Zatem umacniani takim duchowym pokarmem powinniśmy z miłością
służyć sobie nawzajem podobnie jak On, a wtedy realnie poczujemy rzeczywistość
słów Chrystusa, który kiedyś powiedział do swoich uczniów: Królestwo Boże jest już wśród
was, a kiedyś nasze pragnienie sprawiedliwości będzie zaspokojone na
wieki właśnie w tym Bożym królestwie.
Amen!
II NIEDZIELA ZWYKŁA – ROK A
HOMILIA – 15.01.2017
Msza św. w drugim dniu Skupienia Animatorów Diecezjalnych i Parafialnych
WKC Podregionu Swarzewskiego w Domu Misyjnym pw. św.
Józefa – Swarzewo
Iz 49,3.5-6; 1 Kor 1,1-3; J 1,29-34
Drodzy
Bracia i Siostry we Krwi Chrystusa!
Oto
nadchodzi czas rozstania, bo to już ostatnie spotkanie podczas tych dni
skupienia.
Za
kilka godzin będziecie już wśród swoich, we własnych domach, parafiach,
wspólnotach. Dobrze by było, abyście tam przenieśli też to, czego tutaj
doświadczyliście, zrozumieliście i co Wam przekazał Bóg przez kolejne czytania
liturgiczne, które wcześniej dla nas przygotował Duch Święty. Zatem zanim
posłuchamy komentarza do czytań, zaprośmy Ducha Świętego do nas.
Zaśpiewajmy razem: Przyjdź Duchu Święty
Przyjdź
Duchu Święty, ja pragnę. O to dziś błagam Cię.
Przyjdź
w swojej mocy i sile. Radością napełnij mnie.
Przyjdź
jako Mądrość do dzieci. Przyjdź jak ślepemu wzrok.
Przyjdź
jako moc w mej słabości. Weź wszystko, co moje jest.
Przyjdź
jako źródło pustyni z mocą swą do naszych dusz.
O
niech Twa moc uzdrowienia dotknie, uleczy mnie już.
Przyjdź
Duchu Święty, ja pragnę. O to dziś błagam Cię.
Przyjdź
w swojej mocy i sile. Radością napełnij mnie.
Przyjdź
Duchu Święty i oświecaj nasze serca i umysły nie tylko teraz, ale zawsze,
abyśmy mogli skutecznie głosić prawdę o Chrystusie, o naszym zbawieniu przez
Jego świętą krew.
Duchu
Święty przyjdź.
Warto
zauważyć, że Jan Chrzciciel był ostatnim prorokiem ST. Prorok ten miał okazję
spotkać Jezusa, któremu bezpośrednio przygotowywał drogi, tzn. wzywał do
nawrócenia i chrzcił Izraelitów po to, aby łatwiej mogli przyjąć naukę Jezusa.
Przed
Janem było wielu proroków w Izraelu, a wśród nich był prorok Izajasz żyjący w
VI wieku przed Chrystusem. Prorok ten chyba najwięcej ze wszystkich proroków
mówił właśnie o przyszłym słudze Bożym, o Jezusie Chrystusie. Mówił On w
imieniu Boga Ojca między innymi o tym, że ustanowi Jezusa światłością dla
pogan, aby zbawienie dotarło aż do krańców
ziemi.
Wtedy
jednak jeszcze nie rozumiano dokładnego sensu tych słów.
Jan
Chrzciciel, który miał okazję spotkać Jezusa na swej drodze życia, on również
wypowiadał proroctwa, które częściowo już można było oglądać. Nie dane mu było
zobaczyć ostatecznego sensu tych proroctw, którym jest śmierć i zmartwychwstanie
Jezusa Chrystusa, bo wcześniej król Herod na prośbę
Herodiady kazał go ściąć jeszcze za ziemskiego życia Jezusa.
Natomiast
sytuacja opisana w przeczytanym dziś fragmencie Ewangelii miała miejsce w
Betanii, nad Jordanem, gdzie Jan chrzcił. Pewnego razu Jan zobaczył Jezusa,
który szedł ku niemu i wtedy powiedział: Oto baranek Boży, który gładzi grzech
świata. …Przyszedłem chrzcić
wodą, aby On mógł się objawić Izraelowi.
Jan dał świadectwo:
ujrzałem Ducha, który jak gołębica zstępował z nieba i spoczął nad Nim. …On jest tym, który chrzci Duchem
Świętym.Ja to ujrzałem i daję świadectwo, że On jest Synem Bożym.
Tak,
kochani!
Ten
krótki fragment Pisma Świętego bardzo jasno tłumaczy sens posłannictwa Jezusa
Chrystusa: Oto baranek Boży, który gładzi grzech świata. Zatem podstawowym
celem ziemskiego życia Jezusa było zgładzenie grzechów ludzi, aby i oni mogli
uczestniczyć w życiu wiecznym. Bez tego ostatecznego celu wszystko inne miałoby
tylko połowiczne znaczenie; byłoby krótkim epizodem, o którym dziś jedynie
moglibyśmy się uczyć na lekcjach historii podobnie jak uczymy się o innych
wydarzeniach, które kiedyś miały miejsce i znaczenie tylko dla życia na tej
ziemi. Natomiast zgładzenie grzechów ma sens ponadczasowy, czego nie mógł
dokonać żaden człowiek, a jedynie Bóg. Zatem dalej mówi Jan Chrzciciel o
Jezusie, że On jest Synem Bożym.
Jezus
nie tylko zgładził grzech świata, ale zrobił to jako Baranek Boży tzn. nie
siłą, przekonywaniem, ale przez cichą śmierć porównywalną do śmierci baranka. –
Nie wiem, czy wiecie, że kiedy chce ktoś zabić baranka, to ten baranek
zachowuje się tak, jakby wiedział, co go czeka. Z oczu jego płyną łzy, ale nie
opiera się tylko cicho podąża do miejsca swego przeznaczenia.
Jeżeli
przypomnimy sobie modlitwę Jezusa w Ogrójcu, to jasno możemy zobaczyć, jak
bardzo cierpiał Jezus właśnie dlatego, że dokładnie wiedział co Go czeka przed
śmiercią na krzyżu, a nawet więcej. On wiedział, jak ludzie będą przyjmować
Jego naukę i owoce Jego męki. On wiedział, że wiele milionów ludzi na świecie
poprzez wieki nie będzie chciało przyjąć Jego nauki, stylu życia jaki
proponował. Wiedział też, że, wielu nie
będzie chciało przyjąć łask płynących z krzyża polegających właśnie na
odpuszczeniu grzechów, aby mogli być w niebie pomimo wszystko. To widzenie
przyszłości było chyba największym bólem i ono właśnie wyciskało nie tylko łzy,
ale sprawiało, że Jego pot był jak gęste krople Krwi.
Na
szczęście Jezus też widział rzesze ludzi, które poprzez pokolenia aż do samego
końca świata będą podążały za Nim korzystając z Jego dobrowolnej ofiary z
samego Siebie; wiedział On, że ta ofiara nie będzie daremna.
My
kapłani dzisiaj podczas każdej Eucharystii trzymając hostię w dłoniach
powtarzamy te same słowa, które wypowiedział Jan: Oto baranek Boży, który gładzi
grzech świata. Choć od tamtego czasu minęło już 2000 lat, to wciąż są
te same słowa będące przypomnieniem, kim naprawdę dla człowieka jest Chrystus.
Słowa wypowiadane mają dla nas bardzo konkretne znaczenie, gdyż ten Baranek
Boży ukryty w Eucharystii chce i może być z nami tak blisko, że możemy Go przyjąć
do swego serca i razem z Nim realizować nasze normalne, codzienne życie. Nie
wiem, czy to rozumiecie…
Ja
byłbym bardzo szczęśliwy, gdyby każdy z nas rozumiał Miłość Jezusa do nas
między innymi wyrażoną przez Eucharystię i aby podobnie jak Jan Chrzciciel
zechciał dać świadectwo: Ja zrozumiałem i
doświadczyłem, że Syn Boży jest wśród nas w Eucharystii,oraz żeby dzięki
temu świadectwu choć jedna osoba przybliżyła się do Chrystusa.
Na
zakończenie naszego skupienia, chciałbym jeszcze zwrócić
uwagę na wymowę króciutkiego wstępu do Pierwszego Listu św. Pawła do Koryntian.
Zaczyna się on od słów: Paweł, z woli
Bożej powołany na apostoła Jezusa Chrystusa, i Sostenes, brat, do Kościoła
Bożego w Koryncie.
Czyli Paweł bardzo jasno zdawał sobie
sprawę z tego, kim on jest i do czego został powołany i przez kogo.
Otóż jest on apostołem powołanym przez
Samego Boga. Co do tego nie ma on żadnych wątpliwości, więc w ten sposób się
przedstawia. – Jest apostołem, więc nie może głosić swoich teorii, własnych
myśli, tylko powinien mówić i przekazywać to, do czego i przez kogo został
powołany. Nie wolno mu też być biernym, siedzieć cicho w domu nie robiąc nic,
bo nie na tym polega apostolstwo. W tym przypadku jego apostolstwo dokonuje się
za pomocą słowa pisanego, za pomocą listu do konkretnego Kościoła lokalnego w
Koryncie. Zatem jak każdy list, tak i ten jest kierowany do konkretnego
adresata.
Kochani, a gdyby dziś, teraz zapytał się
każdy z nas samego siebie, to jaka by była odpowiedź?
Kim ja jestem?
Jakie mam zadanie do wykonania?
Jakie daję świadectwo swoim życiem?
Ja np. powiedziałbym, że jestem
Misjonarzem Krwi Chrystusa, ale przede wszystkim jestem kapłanem. Jako
misjonarz mam podobne zadanie, jak niegdyś apostołowie. Winienem głosić
Ewangelię wszystkimi dostępnymi mi środkami. Głosić w kontaktach bezpośrednich
jak np. w tej chwili, rozmawiam z Wami. Rozmawiam na temat konkretnego
fragmentu Pisma świętego, a nie np. o pogodzie, czy jakimś wybranym filmie.
Wiem konkretnie, co jest tematem naszych dzisiejszych rozważań. W te rozważania
wciągam też Was wszystkich razem i każdego z osobna. Przesłanie pierwsze tego
rozważania jest uświadomienie sobie, kim jestem i jakie mam zadanie. Ja
misjonarz, ale też kapłan. Zatem kolejne sprawy, którymi powinienem i chcę się
zajmować, to wszystkie obowiązki wynikające z sakramentu kapłaństwa, a więc
godne sprawowanie sakramentów Kościoła i nauczanie zgodne z nauką Kościoła, a
nie moją własną.
Nauczanie zgodne z Ewangelią i
Katechizmem, oraz z tradycją Kościoła w ogóle, a także Kościoła lokalnego, tzn.
np. z naszą tradycją obchodzenia Świąt Bożego Narodzenia i wszystkich innych.
Świętowanie niedzieli zgodne z planem także nabożeństw.
A wy jakie macie zadanie? W jaki sposób
możecie je realizować zgodnie z przesłaniem nauki Chrystusa, nauki Kościoła?
Muszę też sobie zdawać sprawę z tego, do
kogo mówię, a więc konkretnie do Was tutaj zebranych, Animatorów, członków WKC
podregionu swarzewskiego.
– To formalnie także w świetle
geograficznym. Od tego naturalnego położenia miejscowości na mapie świata,
Paweł przeszedł do tego, kim są adresaci.
Otóż Paweł napisał: do tych, którzy zostali uświęceni w Jezusie Chrystusie i powołani do
świętości wespół ze wszystkimi, którzy na każdym miejscu wzywają imienia Pana
naszego Jezusa Chrystusa…
Słowa: do tych, którzy zostali uświęceni w Jezusie Chrystusie i powołani do
świętości mógłbym bez wątpienia powiedzieć także do Was, bo wszyscy przez
chrzest święty, zostaliście wszczepieni w życie Kościoła, a także przez inne
sakramenty i przynależność do WKC, zostaliście uświęceni przez Jezusa
Chrystusa. Wszyscy też zostaliście powołani do świętości. Ja też zostałem
powołany do świętości tak samo, jak Wy.
Problem tylko w tym, czy o tym pamiętamy
i czy rozumiemy, co to znaczy i do czego to uświęcenie i powołanie nas uzdalnia
i zobowiązuje.
Co wy na to? Jak to widzicie?
Jak rozumiecie?
Na zakończenie naszego spotkania,
kieruję do Was te same słowa, które skierował św. Paweł do swych adresatów:
Łaska
wam i pokój od Boga Ojca naszego, i Pana Jezusa Chrystusa! Amen.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz