„Krzyk krwi” jako wezwanie dla WKC do wrażliwości
na potrzeby drugiego człowieka
Statuty Regionu Polskiego Wspólnoty
Krwi Chrystusa w następujący sposób mówią o tym zagadnieniu: Wspólnota otwiera się także na „wołanie
krwi” płynącej w ludzkich zranieniach. Idzie, kochając i służąc przez modlitwę,
przez przykład własnego życia i konkretną pomoc. (s. 22)
Termin „krzyk krwi” lub „wołanie krwi” stanowi pewien
skrót myślowy w naszej duchowości Krwi Chrystusa i ma swoje źródło w tekście
biblijnym, który opowiada o Kainie i Ablu. Jak pamiętamy, kiedy Kain zabił
Abla, to wtedy autor biblijny przekazał nam słowa Boga, który mówi do Kaina: Krew brata twego głośno woła ku mnie z ziemi(Rdz
4, 10).
Papież Benedykt XVI, podczas rozważania na Anioł Pański w
miesiącu lipcu (05.07.2009.), mówiąc o lipcowej tradycji kultu Krwi Chrystusa,
nawiązał do tego w następujących słowach: „Napisane
jest w Księdze Rodzaju, że krew Abla, zabitego przez swego brata Kaina, głośno
woła z ziemi do Boga. Niestety, tak jak w przeszłości, dziś również słychać to
wołanie, bo ludzka krew wciąż jest przelewana na skutek przemocy,
niesprawiedliwości i nienawiści. Kiedy ludzie pojmą, że życie jest święte i
należy wyłącznie do Boga? Kiedy zrozumieją, że wszyscy jesteśmy braćmi? Na
rozlegające się we wszystkich częściach ziemi wołanie, spowodowane przez
przelew krwi, Bóg odpowiada krwią swego Syna, który za nas oddał życie.
Chrystus na zło odpowiedział nie złem, lecz dobrem, swoją nieskończoną
miłością. Krew Chrystusa jest rękojmią wiernej miłości Boga do ludzkości.
Patrząc na rany Ukrzyżowanego, każdy człowiek, nawet w warunkach największej
nędzy moralnej, może powiedzieć: Bóg mnie nie opuścił, kocha mnie, oddał za
mnie życie, i to pozwala mu odzyskać nadzieję. Niech Maryja Dziewica, która pod
krzyżem razem z apostołem Janem otrzymała testament krwi Jezusa, pomoże nam
odkrywać bezcenne bogactwo tej łaski, z poczuciem głębokiej i wiecznej
wdzięczności.
Warto też w tym kontekście przypomnieć te znamienne słowa
papieża Jana Pawła II skierowane do Misjonarzy Krwi Chrystusa z okazji XVII
Zebrania Generalnego Zgromadzenia Misjonarzy Krwi Chrystusa w Rzymie
(10-21.09.2001.): „Gdy św. Kasper del
Bufalo założył wasze Zgromadzenie w roku 1815, mój poprzednik, papież Pius VII,
polecił mu pójść tam, gdzie inni nie poszliby i prowadzić misje, które
wyglądały mało obiecująco. (…) Dwa wieki później inny Papież wzywa synów św.
Kaspra, aby byli nie mniej odważni w swoich decyzjach i dziełach – aby poszli
tam, gdzie inni nie mogą lub nie chcą i podejmować misje, które nie budzą dużej
nadziei na sukces.” (Żyć Ewangelią, Listopad 2001, nr 70).
Odpowiadając na te wyzwania, Misjonarze Krwi Chrystusa, a
wraz z nimi Siostry Adoratorki Krwi Chrystusa oraz świeccy żyjący duchowością
Krwi Chrystusa, starają się słyszeć „krzyk krwi”, który dobiega dzisiaj do nas
z różnych stron i zakątków nie tylko świata, ale i naszych środowisk oraz
społeczeństw. Nie sposób tutaj wymienić wszystkie dzieła tej wielkiej rodziny
duchowej, ale wystarczy wspomnieć choćby o kilku z nich. Misjonarze wraz z
Adoratorkami i świeckimi, żyjącymi tą duchowością, posługują w Tanzanii na rzecz
sierot oraz umierających na trąd; w krajach Ameryki Południowej walczą o prawa
ludności tubylczej do ich własności, odpowiedniej pracy i godziwej zapłaty; w
krajach Ameryki Północnej działają m.in. na rzecz pojednania pomiędzy
zwaśnionymi ludźmi na tle rasowym, kulturowym, narodowym, itp. W naszym kraju
misjonarze posługują w hospicjum dla ludzi chorych i umierających na raka,
podejmują się
apostolstwa ludzi uzależnionych, świeccy z naszej WKC posługują w
szpitalach, więzieniach, domach opieki społecznej, itp.
To wszystko pokazuje nam, w jaki sposób możemy
praktycznie odpowiedzieć na to wezwanie „krzyku krwi”, chciałbym jednak pogłębić
znaczenie tego symbolicznego terminu, opierając się w głównej mierze na książce
byłego Moderatora Generalnego naszego Zgromadzenia, ks. Barry Fishera, CPPS, o
tym samym tytule: „Krzyk Krwi”.
Rozważając fragment przemienienia Pańskiego na górze,
widzimy apostołów, którzy doświadczając przedsionka nieba, nie chcą zejść na ziemię,
w sensie przenośnym i dosłownym, która jest „łez padołem” i doliną cierpienia. Jednakże
to sam Jezus jest Tym, który ich właśnie tam posyła, aby byli apostołami
nadziei i zbawienia pośród cierpiącego i błądzącego w ciemnościach ludu. Podobnie
i każdego z nas Jezus posyła tam, gdzie nie jest wcale „miło i przyjemnie”,
gdzie jest ten nasz lub naszych bliźnich „padół łez” i dolina cierpienia. Może
często wolelibyśmy zostać w ciepłych i przytulnych „kościółkach”, w miejscach i
sytuacjach, gdzie czujemy się dobrze, jak apostołowie na górze, ale to sam
Jezus pragnie, abyśmy byli tymi źródłami światła w świecie, abyśmy nie uciekali
od zwykłych ludzkich problemów i bied, ale abyśmy temu w miarę
możliwości zaradzali.
Czasami mówi się wiele, uczy się i studiuje na temat
naszej duchowości Krwi Chrystusa i to też jest potrzebne, ale z drugiej strony
wielu ludzi nie czyta i nie zna tych pięknych tekstów o naszej duchowości i
wszystkiego tego, co one ze sobąniosą. I to właśnie my, ludzie żyjący tą
duchowością mamy być dla nich takim żywym słowem, które im ukazuje i niesie to
zbawienne przesłanie.
Może niektórzy pamiętają te słynne słowa prezydenta
Kennedy z inauguracyjnego przemówienia do narodu amerykańskiego: „Nie pytajcie,
co wasz kraj może zrobić dla was, ale co wy możecie zrobić dla swojego kraju”.
Możemy te słowa sparafrazować w kontekście naszej wspólnoty. Nie trzeba się
pytać i zastanawiać, co wspólnota może mi dać, co może dla mnie zrobić, ale co
ja mogą zrobić dla wspólnoty, dla bliźniego, dla drugiego człowieka, który może
potrzebuje mojej pomocy. Św. Kasper miał marzenie, aby orędzie krwi Chrystusa
zanieść na cały świat i realizacja tego marzenia całkowicie go pochłaniała. Był
zdolny, aby tym samym pragnieniem zapalić innych kapłanów, aby pociągnąć innych
do tego dzieła i dlatego założył nasze Zgromadzenie, a więc można powiedzieć,
że udało mu się zrealizować to pragnienie.
Często możemy słyszeć w naszych rozmowach, że wspólnota
się starzeje, że nie ma ludzi, nie ma sił, nie ma czasu na to, aby coś więcej
zrobić dla tej wspólnoty. Ks. Barry w swojej książce podaje dwa piękne
przykłady osób, które pomimo wieku i zdrowia miały w sobie jeszcze tyle zapału,
aby działać na rzecz królestwa Bożego. Pisze, że pewien nasz misjonarz, z
prowincji Kansas City, ks. Kilian Dreiling, który umarł w wieku lat 90, do
samego końca posługiwał z zapałem, energią, pasją i zaangażowaniem, aż do tego
momentu, kiedy już jego ciało nie pozwalało mu na jakąkolwiek aktywność. Innym
przykładem była siostra Adoratorka CaterinaGirrens, która w wieku 84 lat (!) pojechała
na misje na Filipiny, aby tam pomagać w założeniu nowej wspólnoty. A więc
dopóki mamy jeszcze jakieś marzenia, jakieś plany, niezależnie od wieku i sił,
dopóty mamy jeszcze jakąś przyszłość, ale kiedy już się poddamy i przestaniemy
mieć marzenia i plany,kiedy już nic nie robimy w tym kierunku, wtedy rzeczywiście
umieramy, wtedy przychodzi stagnacja. Podobnie, jak krew, która dopóki jest
żywa i krąży w organizmie, to organizm żyje, ale kiedy się zatrzymuje, już nie
krąży, to organizm umiera. Nie powinniśmy oglądać się wstecz i rozpamiętywać
czasy „chwały” i „świetności” wspólnoty, które może już przeminęły, ale powinniśmy
patrzeć w przyszłość i zastanawiać się, jaki może i powinien być nasz specyficzny
wkład w życie Kościoła i świata, w którym żyjemy, w kontekście naszej
duchowości Krwi Chrystusa.
Naszym najważniejszym wzorem do naśladowania jest sam
Jezus, który jest pierwszym i największym Misjonarzem. Jego powołanie nas do
życia w tej wspólnocie i w tej duchowości, zachęca nas do tego, aby razem z Nim
dzielić trudy i radości tej posługi w świecie. Jezus powołuje nas nie dlatego,
że na to zasługujemy, ale ze względu na to, że sam tego chce i wybiera kogo
chce do posługi w świecie. W dialogu Jezusa ze św. Piotrem po Jego
zmartwychwstaniu (J 21, 15), widzimy, że prawdziwe apostolstwo rodzi się z
osobowej relacji miłości ucznia do Jezusa. Piotr zostaje posłany, aby paść owce
dopiero po tym, jak wyznał swoją miłość do Mistrza. Oczywiście każdy ma inne
zadanie i inną posługę zleconą przez Pana, ale każdy, kto żyje i poświęca się
misji w duchowości Krwi Chrystusa, jest misjonarzem i misjonarką (obojętnie,
czy jest osobą święcką, czy duchowną) i stanowi ważne „ogniwo”, jest ważną
częścią tej wielkiej rodziny Krwi Chrystusa, która poświęca się misji.
To miłość do przenajdroższej Krwi Chrystusa zgromadziła
nas w tej wielkiej rodzinie duchowej i pod tym sztandarem żyjemy i działamy. Ale
można się spytać dla kogo mamy żyć i działać? W encyklice Evangelium vitae
papież Jan Paweł II mówi,w jaki sposób dzisiaj krew Abla wciąż woła z naszej
ziemi: w dzieciach zagrożonych aborcją; w tych, którzy cierpią prześladowania z
powodu swoich przekonań; w tych, którzy są ofiarami przemocy i wojen; w tych,
którzy cierpią i umierają z powodu głodu; w tych, którzy są marginalizowani z
powodu koloru skóry, wiary, statusu społecznego, czykondycji materialnej.
Kultura śmierci ma wiele twarzy w dzisiejszym świecie. Krew tych wielu
niewinnych osób jest pewną kontynuacją męki Chrystusa, który cierpi w
dzisiejszym świecie w tych ludziach. Ich krew nie przestaje wołać i domaga się
odpowiedzi.
Ks. Barry Fisher pyta w swojej książce, czy właśnie te
słowa Ojca św. nie powinny być dla nas, którzy żyjemy i działamy pod sztandarem
Przenajdroższej Krwi, pewnym wezwaniem do tego, aby być „głosem” ofiar ucisku,
prześladowań i cierpienia, aby być „oczami” i „uszami” dla Kościoła i społeczeństwa,
aby wzrastała świadomość ludu o tej prawdzie, że krzyk krwi wznosi się do nieba
z naszej, tak często skrwawionej, ziemi. Ojciec św. wzywał nas chrześcijan do
tej misji, a czyż to właśnie nie my, w sposób szczególny, jesteśmy do tego
wezwani? My, którzy jesteśmy spod znaku Krwi Chrystusa, powinniśmy być
pociągani do tego, aby ubogacać i wnosić swój wkład w tę misję Kościoła. Jesteśmy
powołani, aby być żywym głosem Krwi Chrystusa, która woła z ziemi, w krwi tych,
którzy dziś cierpią. Powinniśmy stawiać sobie pytania: „Gdzie słyszymy krzyk
krwi w naszej szczególnej sytuacji lub w naszym kontekście społecznym i
kulturowym?”; „W jaki sposób możemy odpowiedzieć na to wołanie krwi w naszej
posłudze?” Te pytania powinny nam towarzyszyć, kiedy zastanawiamy się nad
naszym apostolstwem.
Krzyk krwi powinien być pewnym wyrzutem sumienia dla
naszego społeczeństwa, tak bardzo indywidualistycznego i podzielonego,
pociąganego przez materializm, które jest obojętne na samotność i izolacjeinnych,
na dyskryminację, itp. W tym świecie, który jest często oparty na egocentryzmie
i egoizmie, my powinniśmy odpowiadać mocą Krwi Chrystusa, która „mówi o darze z
siebie samych” w solidarności i współczuciu z innymi. Słuchanie krzyku krwi
może i powinno być dla nas pobudzające do działania. Krzyk krwi powinien burzyć
nasz „święty spokój” i wzywać nas do porzucenia naszego egoistycznego poczucia
komfortu i ludzkich zabezpieczeń. Słuchając wołania krwi jesteśmy wezwani, aby
odpowiedzieć na ten krzyk Krwią Chrystusa, która mówi nam o przymierzu, o krzyżu,
o pojednaniu.
Ks. Barry pisze, że kiedy się podróżuje z
międzynarodowego lotniska w Santiago w Chile w kierunku centrum stolicy, mija
się wiele pięknych placów, ogrodów i willi. Można sobie wtedy pomyśleć, jakie
to wszystko jest piękne. Ale turyści nie spodziewają się wcale, że z tyłu, za
tymi pałacami, ukrywa się bieda i nędza. I podobnie zdarza się często w naszym
życiu, że chcielibyśmy żyć i działać w taki sposób, jakby bieda i nędza obok
nas nie istniały. Zamykamy nasze oczy i uszy, aby nie widzieć i nie słyszeć
krzyku krwi. Jesteśmy powołani do tego, aby być głosem tych, którzy nie mają
głosu, aby być tymi, którzy uświadamiają nasze społeczeństwo i Kościół, aby nie
pozostawali głusi i obojętni na krzyk krwi dzisiaj.
Jesteśmy „naznaczeni Krwią Chrystusa” i tak, jak sam
Jezus identyfikował się z ubogimi tego świata, powinniśmy również my identyfikować
się z tymi, którzy cierpią, z biednymi, z tymi, którzy są marginalizowani, aby
bronić niewinnych i maluczkich w ich walce o lepsze życie.
Największym wyzwaniem dla nas dzisiaj jest walka z
naszymi niedobrymi tendencjami do bycia ludźmi statycznymi i mało elastycznymi.
Wynika to często z naszej zbytniej ostrożności, z naszej wstydliwości, z lęku,
ze zmęczenia, rezygnacji, z pewnego braku kreatywności lub z jakichś
zewnętrznych przeszkód, które ograniczają naszą aktywność apostolską. Tymczasem
to Krew Chrystusa prowadzi nas tam, „dokąd nie chcesz” (J 21, 18). Pozwólmy,
aby to ubodzy byli tymi, których postawimy w centrum naszego apostolstwa i misji, głośmy
ewangelię z myślą o ich potrzebach. To stanowi właśnie życie w posłuszeństwie krzykowi
krwi.To posługa na rzecz ubogich i potrzebujących może się stać głównym kryterium
w wyborze naszego apostolstwa, aby to im dać pierwszeństwo w naszym działaniu i
misji. Bo jesteśmy wszyscy wezwani do odnowienia naszego działania w świetle
naszej duchowości Krwi Chrystusa.
Komentując słowa Jana Pawła II z encykliki Evangelium
Vitae(nr 5 i nr 10), ks. Barry Fischer pisze, że dla nas, którzy nosimy imię
„Krwi Życia”, jest szczególnym wezwaniem to, abyśmy zaangażowali się z całych
sił i z pasją w to, aby odpowiadaćw sposób ciągle nowy i kreatywny na ten krzyk krwi przelewanej przez mężczyzn i
kobiety, która ciągle woła, z pokolenia na pokolenie. Potrzebujemy na nowo
rozważyć, co to znaczy być naznaczonym Krwią. I tak, jak kapłani Starego Prawa
byli konsekrowani podczas rytuału pomazania krwią, tak i my jesteśmy naznaczeni
Krwią, która nas konsekruje do szczególnej misji w Kościele. Tak, jak
naznaczone krwią były odrzwia Izraelitów, która podczas przejścia przez Egipt
Anioła niszczyciela, chroniła ich przed śmiercią, tak nasze życie, które jest
„naznaczone Krwią”, powinno być pewną ochroną dla tych, których życie znajduje
się w niebezpieczeństwie.
Ks. Barry przytacza swoje świadectwo, jak znalazł się kiedyś
w sytuacji, gdy ten krzyk krwi wymagał od niego nawet wyboru poświęcenia życia
dla drugiego człowieka. Otóż w czasie wojny domowej w Chile, za czasów generała
Augusta Pinocheta, kiedy wielu ludzi było prześladowanych i zabijanych, ks.
Barry pewnej nocy odebrał telefon od biskupa z informacją, aby udał się do
pewnego kościoła, gdzie skryła się pewna grupa ludzi, która uciekała przed
wojskiem. Biskup prosił, aby ks. Barry spędził z nimi noc w tym kościele i był
dla nich pewnym umocnieniem i pomocą. Ks. Barry był świadomy, że była już
godzina policyjna, w której wychodząc z domu ryzykował utratę życia, gdyż
żołnierze nie patyczkowali się z nikim i często zabijali człowieka bez sądu i
ostrzeżenia, tylko dlatego, że złamał prawo. Rozważył przez moment całą tą
sytuację i wtedy przypomniał sobie o tym, że krew na odrzwiach chroniła
Izraelitów przed niebezpieczeństwem śmierci. A on przyrzekał przed Bogiem, że chce
być Misjonarzem Przenajdroższej Krwi Chrystusa. Poczuł się wtedy powołany do
tego, aby jako osoba naznaczona Krwią, być pewną ochroną dla tych, którzy bali
się o utratę swojego życia. Poszedł tam i była to noc bardzo długa, ale i
owocna, bo przeżył w sposób dosłowny to, co do tej pory było tylko przedmiotem
jego studiów i rozważań.
Naszą jest ta duchowość, która prowadzi nas bezpośrednio
na pierwszą linię frontu, naktórej bronimy i promujemy życie. Jesteśmy powołani
do tego, aby stać obok ubogich tego świata i towarzyszyć im w ich walce o to,
aby przemienić ich nieludzkie warunki w warunki bardziej ludzkie.
Św. Kasper był człowiekiem zapalonym miłością Boga i ta
gorąca miłość przynaglała go do głoszenia tej miłości innym ludziom. I dlatego
modlił się nieustannie i pragnął nawet umrzeć podczas głoszenia słowa Bożego. „Chciałbym
mieć tysiąc języków, aby mówić wszystkim o Krwi Chrystusa”. Umarł jako „ofiara
miłości bliźniego”. To miłość Chrystusa go ożywiała: był człowiekiem posłanym,
aby przepowiadać wszystkim miłość Boga. Rozpalony tą miłością, która wydawała
się go spalać, Kasper przemierzał wzdłuż i wszerz Państwo Rzymskie, głosząc
miłość Boga potrzebującym i zagubionym grzesznikom.
Pewna siostra Adoratorka Krwi Chrystusa ze Stanów
Zjednoczonych opowiadała swoje doświadczenie, które przeżyła w pewnym szpitalu,
gdzie pracowała. Pewien młody człowiek umierał na chorobę AIDS. Pewnego dnia
przeżywał ogromny kryzys; rzucał się na łóżku i wyrywał, płacząc i chcąc uwolnić
się z tego łoża boleści. Wokół niego zebrali się lekarze i pielęgniarki, którzy
próbowali go uspokoić i przytrzymać na łóżku, jednak bezskutecznie. W pewnym
momencie jedna z pielęgniarek powiedziała: „Czemu nie wezwiemy tutaj siostry do
pomocy, ona będzie wiedziała, co zrobić”. Zawołano ją i kiedy przyszła, to
stanęła w drzwiach jak wryta. To, co zobaczyła, wstrząsnęło niądo głębi:
widziała młodego człowieka, który miał nogi i ręce przywiązane do łóżka, a z
każda część jego ciała była opleciona różnymi przewodami i rurkami,a który
trząsł się i rzucał na łóżku oraz krzyczał zdesperowany. Późnej mówiła, że ten
widok był dla niej, jakby zobaczyła cierpiącego Chrystusa ukrzyżowanego na tym
łóżku. Kiedy ta siostra otrząsnęła się z tego widoku, wszyscy patrzyli na nią,
jakby chcieli powiedzieć: „No, zrób coś wreszcie”. Ona jednak czuła się
bezradna w całej tej sytuacji. Później jednak poczuła potrzebę zbliżenia się do
tego łóżka, usiadła blisko tego młodego człowieka i delikatnie, z czułością
przytuliła go do siebie. Nie powiedziała żadnego słowa, nie było nawet
potrzebne. To przytulenie było uobecnieniem miłości Boga. I wtedy powoli ten
młodzieniec się uspokoił.
Marzeniem św. Kaspra było zebrać wystarczającą ilość misjonarzy,
aby ogłaszać miłość i współczucie Boga wobec każdego człowieka. Pisał do
LucreziiGinnasi: „Miłość jest ogniem, która nie mówi nigdy: dosyć, a my
powinniśmy pozwolić się spalać dla tej miłości zgodnie z wolą Najwyższego.” Jan
Paweł II podczas jednej ze swoich pielgrzymek do Ameryki Łacińskiej mówił do
grupy więźniów w Brazylii: „Najdroższa Krew mówi nam o tej największej naszej
radości, że jesteśmy przekonani o wielkiej miłości Boga do każdego z nas.”
Jesteśmy często wzywani do pozostawienia naszego
wygodnego i dobrze nam znanego świata w imię ewangelii i głoszenia Królestwa
Bożego. To nie oznacza oczywiście tego, że musimy pójść daleko od naszych
domów, w sensie geograficznym. Chodzi o to, abyśmy byli gotowi pozostawić
miejsca i środowiska, w których czujemy się pewni i zadomowieni, aby zrobić
miejsce w naszym życiu i sercu dla drugich i być gotowi na to, aby inni zaprosili
nas do swojego „świata”; swoich różnych trudnych sytuacji życiowych.
Możemy się zastanowić kim są dla nas ci „inni”, ci „drudzy”?
Kiedy spotykamy tych „innych”, wydaje się nam, że reprezentują jakąś inną,
dziwną kulturę, należą do innych grup, nie reprezentują naszych poglądów, nie
dzielą z nami naszej historii, naszych wartości, naszych planów, itp. Mówiąc o
tym nie musimy od razu mieć na myśli jakichś obcokrajowców, ale nawet naszych
rodaków, sąsiadów, ludzi, którzy wydają nam się inni, dziwni, których może
często osądzamy już w myślach, nawet nie znając ich bliżej.
Niestety wiele osób, które wchodzą w jakieś nowe środowisko,
czy kulturę, czynią to „wchodząc z butami w czyjeś życie”. Czyli depczą to,
czego nie rozumieją, niszcząc czyjąś pracę, kulturę, czyjeś życie, poglądy.
Trzeba każdemu z nas zrobić taki rachunek sumienia, czy ja też nie postępuję
podobnie, że jak czegoś, czy kogoś nie rozumiem, to odrzucam to, albo próbuję
na siłę narzucać komuś swoje idee, poglądy, swoją wizję świata, itp.
Ks. Barry opowiadał o pewnej siostrze, która posługiwała
w pewnej dzielnicy w Nowym Yorku, która właściwie była takim współczesnym
gettem, slumsem, gdzie ludzi żyją na granicy ubóstwa i godności ludzkiej. Ta
siostra wiele tam zrobić nie mogła, nie miała żadnego programu
duszpasterskiego, ale starała się dostrzegać obecnego w tych ludziach i w ich
biedzie cierpiącego Chrystusa. Nazywała swoje apostolstwo w tym miejscu
„apostolstwem obecności”, ponieważ poprzez swoją prostą, pokorną obecność,
poprzez przykład ludzkiej, wyrozumiałej i miłosiernej postawy wobec nich, „mówiła”
więcej i komunikowała może bardziej skutecznie, że Bóg ich kocha, że jest z
nimi.
Widzimy, że jest jeszcze dużo do zrobienia we
współczesnym świecie, jest jeszcze wiele przestrzeni do działania i dla naszej
Wspólnoty Krwi Chrystusa, do tego, aby czuć się potrzebnym i pomocnym dla wielu
innych, którzy cierpią i którzy czekają na naszą pomoc. I jak wyżej było
wspomniane, nie musimy nigdzie daleko wyjeżdżać, nie musimy mieć wielkich
planów i projektów apostolskich, wystarczy, że rozglądniemy się dokoła siebie i
usłyszymy to wołanie krwi, na które, jako ludzie żyjący duchowością Krwi
Chrystusa, powinniśmy odpowiedzieć. Wystarczy choćby podjąć owe „apostolstwo
obecności”, które, wbrew pozorom, może dużo dobrego zdziałać w dzisiejszym
świecie, tak egoistycznym, tak materialistycznie nastawionym, tak deprecjonującym
i zaniedbującym ludzką godność i podstawowe potrzeby współczesnego człowieka.
Niech te kilka powyższych myśli i rozważań pobudzą nie
tylko naszą wyobraźnię, ale przede wszystkim naszą miłość do Boga i drugiego
człowieka, co może i powinno pociągnąć za sobą naszą większą aktywność i
zaangażowanie na rzecz ubogich tego świata, poprzez biedę i cierpienie których,
krew naszego brata i siostry woła dzisiaj głośno do Boga.
Ks. Daniel Mokwa CPPS
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz