Jan Paweł II
MEDYTACJA JANA PAWŁA II NA TEMAT
«BEZINTERESOWNEGO DARU» [1]
W drugą rocznicę śmierci Ojca Świętego Jana Pawła II
publikujemy po raz pierwszy jego medytację poświęconą «bezinteresownemu
darowi», napisaną w 1994 r. Nawiązuje ona do stwierdzenia Soboru Watykańskiego
II, że człowiek jest jedynym w widzialnym świecie stworzeniem, «którego Bóg
chciał dla niego samego», oraz że człowiek «nie może odnaleźć się w pełni
inaczej jak tylko przez bezinteresowny dar z siebie samego» (Gaudium et spes,
24). Tę naukę Sługa Boży rozwijał również w pierwszych latach swego pontyfikatu
w katechezach na temat «Mężczyzną i niewiastą stworzył ich. Odkupienie ciała a
sakramentalność małżeństwa», wygłaszanych podczas środowych audiencji
generalnych.
1. Stworzenie jako obdarowanie
Czy człowiek może powiedzieć drugiemu człowiekowi: «Pan Bóg
mi ciebie dał»? Jako młody duszpasterz usłyszałem od mojego kierownika
duchowego takie słowa: «Może Pan Bóg chce ci dać tego człowieka...» — słowa, w
których zawierała się zachęta do tego, ażeby zaufać Bogu i ażeby przyjąć dar,
jakim człowiek staje się dla drugiego człowieka. Chyba zrazu nie zdawałem sobie
sprawy z tego, jak głęboka zawiera się tutaj prawda o Bogu, o człowieku i o
świecie. Świat bowiem, ten świat, w którym żyjemy, ludzki świat, jest
środowiskiem, w którym wciąż na różne sposoby urzeczywistnia się wymiana darów.
Ludzie nie tylko żyją obok siebie, żyją w wielorakich odniesieniach, żyją dla
siebie, są dla siebie bratem czy siostrą, mężem czy żoną, przyjacielem,
wychowawcą lub wychowywanym. Może się zdawać, że nie ma w tym nic
nadzwyczajnego. Jest to, po prostu, zwyczajny obraz życia ludzkiego. Ten obraz
w pewnych miejscach zagęszcza się i właśnie tam, w punktach tego
«zagęszczenia», urzeczywistnia się ów dar człowieka dla człowieka.
To nie tylko ludzie z sobą się łączą, to Pan Bóg ich sobie
wzajemnie daje. I w tym urzeczywistnia się Jego stwórczy plan. Tak jak czytamy
w Księdze Rodzaju, Pan Bóg stworzył widzialny świat dla człowieka, kazał
mu czynić sobie ziemię poddaną (por. Rdz 1, 28), a cały świat stworzeń niższych od człowieka oddał pod jego władzę. Jednakże ta władza człowieka nad stworzonym światem musi liczyć się także z dobrem poszczególnych stworzeń. Księga Rodzaju przypomina, że Stwórca widział, iż wszystko było dobre. Stworzenie jest dobrem dla człowieka, jeżeli człowiek jest «dobry» dla otaczających go stworzeń: dla zwierząt, roślin, a nawet dla stworzeń nie ożywionych. Jeżeli człowiek jest dla nich «dobry», jeżeli ich nie niszczy niepotrzebnie, nie eksploatuje bezmyślnie. Wówczas stworzenia te tworzą dla niego środowisko naturalne, stają się poniekąd jego «przyjaciółmi». Nie tylko umożliwiają mu przeżycie, ale także możliwości odnajdywania siebie samego.
mu czynić sobie ziemię poddaną (por. Rdz 1, 28), a cały świat stworzeń niższych od człowieka oddał pod jego władzę. Jednakże ta władza człowieka nad stworzonym światem musi liczyć się także z dobrem poszczególnych stworzeń. Księga Rodzaju przypomina, że Stwórca widział, iż wszystko było dobre. Stworzenie jest dobrem dla człowieka, jeżeli człowiek jest «dobry» dla otaczających go stworzeń: dla zwierząt, roślin, a nawet dla stworzeń nie ożywionych. Jeżeli człowiek jest dla nich «dobry», jeżeli ich nie niszczy niepotrzebnie, nie eksploatuje bezmyślnie. Wówczas stworzenia te tworzą dla niego środowisko naturalne, stają się poniekąd jego «przyjaciółmi». Nie tylko umożliwiają mu przeżycie, ale także możliwości odnajdywania siebie samego.
Bóg, stwarzając, objawił swoją Chwałę, a całe bogactwo
stworzonego świata dał człowiekowi, ażeby się nim przede wszystkim radował,
ażeby w nim «odpoczywał» (Norwid: «od-poczywał», to znaczy poczynał się na
nowo), ażeby w nim odnajdował Boga, i żeby w ten sposób znajdował siebie
samego. Współcześnie mówimy często o «ekologii», czyli trosce o środowisko
naturalne. U podstaw tak rozumianej ekologii trwa tajemnica stworzenia, które
jest wielkim i nieustającym obdarowywaniem człowieka dobrami kosmosu — zarówno
tymi, których doświadcza bezpośrednio, jak też tymi, które odkrywa na drodze
poszukiwań i badań przy pomocy metod różnych nauk. Ludzkość coraz więcej wie o
bogactwie kosmosu, choć nie zawsze rozpoznaje, iż bogactwo to pochodzi z rąk
Stwórcy. Jednakże są takie momenty, kiedy ludzie, nawet niewierzący,
dostrzegają prawdę stwórczego obdarowania i zaczynają się modlić, wyznają, że
to wszystko jest darem Stwórcy.
Czytamy w Księdze Rodzaju, że w ostatnim dniu stworzenia Bóg
powołał do istnienia człowieka: mężczyzną i niewiastą stworzył ich (por. Rdz 1,
26-27). Stworzył, to w tym wypadku znaczy jeszcze bardziej: obdarował ich
wzajemnie sobą. Obdarował mężczyznę kobiecością podobnej do niego istoty
ludzkiej, uczynił ją dlań «pomocą», a równocześnie jego dał kobiecie. Tak więc
człowiek od początku jest dany drugiemu człowiekowi przez Boga. Jeśli uważnie
czytamy zapis Księgi Rodzaju, to musimy tam odnaleźć jakby początek tego
obdarowania.
Oto człowiek jako mężczyzna czuje się samotny wśród
stworzeń, które nie są do niego podobne, staje oto wobec istoty, która jest do
niego podobna. Odnajduje w stworzonej przez Boga kobiecie «pomoc» do siebie
podobną (por. Rdz 2, 18), a tę «pomoc» trzeba rozumieć w znaczeniu jak
najbardziej podstawowym. Kobieta dana jest mężczyźnie, ażeby mógł zrozumieć
siebie, i wzajemnie mężczyzna jest dany kobiecie w tym samym celu. Mają
potwierdzać wzajemnie swoje człowieczeństwo, zdumiewając się nad jego dwoistym
bogactwem. I z pewnością wobec tej pierwszej stworzonej przez Boga kobiety
mężczyzna musiał pomyśleć: «Bóg mi ciebie dał». Wyraził to nawet, choć w nieco
innych słowach — ale wyraził to właśnie (por. Rdz 2, 23). Świadomość daru i
obdarowania jest wyraźnie wpisana w biblijny obraz stworzenia. Kobieta stała
się dla mężczyzny przede wszystkim źródłem podziwu. Wraz z jej stworzeniem
objawiło się w świecie to, co Gertruda von Le Fort nazwała «das ewig
Weibliche».
2. Dar i zawierzenie
«Bóg mi ciebie dał». Jak widać, nie były przypadkowe słowa,
które usłyszałem w młodości. Pan Bóg istotnie obdarowuje nas ludźmi, braćmi i
siostrami w człowieczeństwie, poczynając od naszych rodziców. A potem, w miarę
jak dorastamy, stawia na drodze naszego życia coraz to nowych ludzi. I każdy z
nich w jakiś sposób jest dla nas darem, o każdym i każdej można powiedzieć:
«Bóg mi ciebie dał...» — a ta świadomość staje się źródłem wewnętrznego
bogactwa dla każdego z nas. Byłoby groźne, gdybyśmy nie umieli rozpoznać tego
bogactwa, jakim jest każdy człowiek, gdybyśmy zamykali się wyłącznie w swoim
«ja», zatracając ten rozległy horyzont, jaki z biegiem lat otwiera się przed
oczyma naszej duszy.
Kim jest człowiek? Jeżeli Księga Rodzaju na samym początku
stwierdza, że jest on obrazem i podobieństwem Boga, to znaczy, iż jest w nim
szczególna pełnia bytu. Jest on — jak uczy Sobór — «jedynym na ziemi
stworzeniem, którego Bóg chciał dla niego samego» (Gaudium et spes, n.
24). Równocześnie zaś jedynym stworzeniem, które może urzeczywistnić siebie
tylko przez «bezinteresowny dar z siebie samego» (tamże). Tak więc pomiędzy
byciem dla siebie oraz byciem dla drugich zachodzi bardzo głęboka więź. Tylko
ten może stawać się bezinteresownym darem dla drugich, kto sam siebie posiada.
W taki sposób bytuje Bóg w niewysłowionej tajemnicy swego wewnętrznego życia.
Człowiek też został wezwany od początku do podobnego bytowania. Dlatego Bóg
stworzył go mężczyzną i niewiastą. Stwarzając zaś niewiastę, stawiając ją przed
oczyma mężczyzny, wyzwolił w jego sercu świadomość daru. «Ona jest ze mnie i
ona jest dla mnie, i dzięki niej ja mogę stawać się darem, ponieważ ona sama
jest darem dla mnie».
Wielokrotnie zwracałem na to uwagę, że w stworzonej kobiecie
zawiera się jakby ostatnie słowo Boga Stwórcy. Kobiecość bowiem oznacza
przyszłość człowieka. Kobiecość oznacza macierzyństwo, a macierzyństwo jest
pierwszą formą zawierzenia człowieka człowiekowi. To słowo: «zawierzenie», jest
w tym miejscu szczególnie ważne. «Bóg chce ci dać drugiego człowieka, to znaczy
Bóg chce ci tego drugiego człowieka zawierzyć — a zawierzyć to znaczy, że Bóg
tobie wierzy, iż potrafisz przyjąć dar, potrafisz go ogarnąć twoim sercem,
potrafisz na ten dar odpowiedzieć darem z siebie samego». W ten sposób,
stwarzając człowieka mężczyzną i niewiastą, Bóg przenosi w człowieczeństwo
tajemnicę tej komunii, która jest treścią Jego wewnętrznego życia. Człowiek
zostaje wprowadzony w tajemnicę Boga przez to, że jego wolność poddaje się
prawu miłości, a miłość stwarza międzyludzką komunię.
Bóg Stwórca człowieka jest nie tylko wszechmogącym Panem
wszystkiego co istnieje, ale jest Bogiem komunii. Ta właśnie komunia jest
miejscem szczególnego podobieństwa człowieka do Boga. Przez człowieka ma ona
promieniować na całe stworzenie, tak ażeby to stworzenie stawało się
«kosmosem», komunią człowieka ze wszystkim, co stworzone, oraz komunią
stworzenia z człowiekiem. Franciszek z Asyżu jest tą postacią w dziejach, w
której ta prawda o komunii stworzeń znalazła szczególny wyraz. Miejscem
właściwym komunii jest przede wszystkim człowiek — mężczyzna i kobieta, których
od początku Bóg powołał, ażeby stawali się wzajemnie bezinteresownym darem dla
siebie.
3. Wrażliwość na piękno
Miłość ma wiele twarzy. Zdaje się, że pierwszą z nich jest
bezinteresowne upodobanie: amor complacentiae. Bóg, który jest Miłością,
tę nade wszystko postać miłowania przenosi na człowieka — miłość upodobania.
Oczy Stwórcy, które ogarniają cały stworzony wszechświat, koncentrują się
przede wszystkim na człowieku, który jest przedmiotem szczególnego upodobania
Stwórcy. Koncentrują się na nich obojgu: na mężczyźnie i kobiecie, tak jak ich
stworzył. I może tym się tłumaczy, że Księga Rodzaju podkreśla, iż byli oboje
nadzy, a nie doznawali wstydu (por. 2, 25). Gdzie indziej powie Autor Listu do
Hebrajczyków: «wszystko odkryte jest i odsłonięte przed oczami Tego, któremu
musimy zdać rachunek» (4, 13).
Bóg ogarnia mężczyznę i kobietę w całej prawdzie ich
człowieczeństwa. W tej prawdzie On sam znajduje stwórcze i ojcowskie
upodobanie. I to bezinteresowne upodobanie zaszczepia w ich sercu. Czyni ich
zdolnymi do wzajemnego upodobania w sobie: kobieta jawi się w oczach mężczyzny
jako szczególna synteza piękna całego stworzenia, i on jawi się w sposób
podobny w jej oczach. To, że są nadzy, nie staje się w żadnej mierze źródłem
zawstydzenia. Zostaje dogłębnie przetworzone tą miłością, jaką ma dla nich
Stwórca. Można by tutaj mówić o jakiejś szczególnej «absorbcji wstydu przez
miłość», a jest to miłość Boga samego. Ta miłość pozwala im z całą prostotą i
niewinnością obcować z sobą i cieszyć się sobą wzajemnie jako darem, pozwala im
czuć się obdarowanymi swoim człowieczeństwem, które na zawsze ma zachować tę
dwoistą postać męskości i kobiecości.
Warto zwrócić na to uwagę, że słowa, które ustanawiają
małżeństwo, nie są pierwszymi słowami Stwórcy, jakie skierowuje do mężczyzny i
kobiety. Mówią o zjednoczeniu cielesnym mężczyzny i kobiety w małżeństwie jakby
o perspektywie ich przyszłego wyboru: człowiek ma opuszczać swego ojca i matkę
i łączyć się z żoną, stawać się z nią «jednym ciałem», dając początek nowemu
życiu (por. Rdz 2, 24). Perspektywa trwania rodzaju ludzkiego jest od początku
związana z tym stwórczym ustanowieniem Boga. Jednakże sama ta perspektywa już
zakłada miłość upodobania. Muszą znaleźć w sobie wzajemne upodobanie, muszą
odkryć piękno bycia człowiekiem, wówczas w ich sercu zrodzi się potrzeba
obdarzania człowieczeństwem innych istot, którymi w swoim czasie Bóg ich
obdarzy.
Bardzo myliłby się każdy, kto by sądził, że w biblijnym
opisie stworzenia człowieka dominuje biologia. Stwórca mówi: «Bądźcie płodni i
rozmnażajcie się, abyście zaludnili ziemię i uczynili ją sobie poddaną» (Rdz 1,
28), ale przede wszystkim stwarza w ich sercach wewnętrzną przestrzeń miłosnego
upodobania, w której to przestrzeni dominuje przede wszystkim piękno. Można
powiedzieć, że w ten sposób wraz ze stworzeniem kobiety Stwórca wyzwala w
człowieku całe to olbrzymie dążenie do piękna, jakie stanie się treścią ludzkiej
twórczości, twórczości artystycznej, ale nie tylko. W każdej duchowej
twórczości człowieka zawiera się jakieś dążenie do piękna, jakieś szukanie
coraz to nowych jego wcieleń, szukanie nowych źródeł zachwytu, który jest dla
człowieka tak nieodzowny jak pokarm i napój. Napisze kiedyś Norwid: «Piękno na
to jest, by zachwycało do pracy, praca (...), by się zmartwychwstało». Jeżeli
człowiek istotnie zmartwychwstaje przez pracę, przez różne prace, jakie
wykonuje, to właśnie dzięki tej inspiracji, jaką daje mu piękno: piękno świata
widzialnego, a pośród tego w szczególny sposób piękno kobiecości.
Ten wątek przewija się poprzez całe dzieje człowieka, przede
wszystkim poprzez dzieje zbawienia. Punktem szczytowym tych dziejów jest
zmartwychwstanie Chrystusa, a zmartwychwstanie jest objawieniem najwyższego
piękna, objawieniem wcześniej już zapowiedzianym na Górze Tabor. I oczy
Apostołów zachwyciły się tym pięknem, zapragnęły pozostać w jego kręgu, a
piękno Przemienienia dało im moc do przetrwania upokarzającej męki
Przemienionego Chrystusa. Piękno bowiem jest dla człowieka źródłem mocy. Jest
natchnieniem do pracy, jest światłem, które prowadzi pośród mroków ludzkiej
egzystencji, które pozwala wszelkie zło, wszelkie cierpienie zwyciężać dobrem,
albowiem nadzieja zmartwychwstania zawieść nie może. O tym wiedzą już wszyscy
ludzie, każdy mężczyzna i kobieta, od czasów kiedy Chrystus zmartwychwstał.
Zmartwychwstanie Chrystusa daje początek odrodzeniu tego
piękna, które człowiek utracił przez grzech. Św. Paweł mówi o nowym Adamie
(por. Rz 5, 12-21). Gdzie indziej zaś mówi o wielkim oczekiwaniu stworzenia na
objawienie się synów Bożych (por. Rz 8, 19). Istotnie, trwa w ludzkości
pragnienie i tęsknota za tym pięknem, jakim Bóg obdarzył człowieka stwarzając
go mężczyzną i niewiastą. Trwa także poszukiwanie kształtu tego piękna, czego
wyraz znajdujemy w całej ludzkiej twórczości. Jeżeli twórczość jest szczególnym
objawieniem człowieka, to jest również objawieniem tego oczekiwania, o którym
mówi św. Paweł. Oczekiwanie to łączy się zaś z cierpieniem, albowiem «całe
stworzenie aż dotąd jęczy i wzdycha w bólach rodzenia» (Rz 8, 22).
Tęsknota serca ludzkiego za tym pierwotnym pięknem, w jakie
wyposażył człowieka Stwórca, jest równocześnie tęsknotą za komunią, w której
objawiał się bezinteresowny dar. To piękno i ta komunia nie jest bowiem dobrem
utraconym na zawsze — jest dobrem do odzyskania, i w tym znaczeniu każdy
człowiek jest zadany drugiemu człowiekowi, każda kobieta mężczyźnie, a każdy
mężczyzna kobiecie.
4. Odkupienie ciała
Te wysiłki ducha ludzkiego, związane z dążeniem do piękna
osoby i piękna komunii, napotykają jakiś próg. Na tym progu człowiek się
potyka. Zamiast odnajdywać piękno, traci je, stwarza tylko jego namiastki. Tymi
namiastkami piękna człowiek wypełnia swoją cywilizację, która jednak nie jest
cywilizacją piękna, ponieważ nie jest zrodzona z tej odwiecznej miłości, z
której Bóg powołał do bytu człowieka i uczynił go pięknym, tak jak pięknym
uczynił komunię osób: mężczyzny i kobiety. Norwid, który miał ogromną intuicję
tej prawdy, napisał, że piękno jest kształtem miłości. Nie można tworzyć
piękna, jeżeli się nie uczestniczy w tej miłości, jeżeli się nie uczestniczy w
tym spojrzeniu, jakim Bóg od początku ogarnął stworzony przez siebie świat, a w
tym świecie stworzonego przez siebie człowieka.
To wszystko nie oznacza, że epoka nasza jest pozbawiona
ludzi, którzy o to z całą pasją walczą. Nigdy ich nie brakowało. Dlatego ogólny
bilans ludzkiej cywilizacji jest jednak wciąż dodatni. Ten bilans stwarzają
nieliczni, ale wielcy geniusze i święci. Wszyscy oni są świadkami tego, jak
przełamywać krąg przeciętności, a w szczególny sposób, jak zwyciężać zło
dobrem, jak odnajdywać dobro i piękno, pomimo wszystkich degradacji, którym
ulega ludzka cywilizacja. Jak widać, ów próg, na którym potyka się człowiek,
nie jest nieprzekraczalny. Trzeba tylko świadomości, że on istnieje, i odwagi,
aby go stale przekraczać.
W którym kierunku należy przekraczać ów próg? Powiedziałbym
— w kierunku tego przekonania, że «Bóg daje człowieka człowiekowi», w człowieku
zaś daje mu całe stworzenie, cały świat. Kiedy człowiek odkrywa ów
bezinteresowny dar, jakim jest inny człowiek, wówczas odkrywa w nim poniekąd
cały świat. Trzeba zdać sobie sprawę z tego, że ów dar może w sercu ludzkim
przestać być bezinteresowny. Człowiek może stać się dla drugiego przedmiotem
użycia. Tym jest najbardziej zagrożona nasza cywilizacja, zwłaszcza zaś
cywilizacja świata materialnie bogatego. Wówczas miejsce bezinteresownego
upodobania zajmuje w sercu ludzkim chęć przywłaszczenia sobie drugiego oraz
używania go. Chęć taka jest wielkim zagrożeniem nie tylko dla drugiego, ale
przede wszystkim dla tego człowieka, który jej ulega. Człowiek taki niszczy w
sobie samym zdolność bycia darem, niszczy w sobie zdolność bytowania według
reguły: «bardziej być człowiekiem», a natomiast ulega pokusie bytowania wedle
reguły: «więcej mieć» — mieć więcej doznań, więcej wrażeń, więcej przyjemności,
jak najmniej prawdziwych wartości, jak najmniej twórczego cierpienia dla dobra,
jak najmniej gotowości płacenia sobą za dobro i piękno człowieczeństwa, jak
najmniej uczestnictwa w Odkupieniu.
Drugi człowiek, kobieta dla mężczyzny czy też mężczyzna dla
kobiety, dlatego jest tak wielkim i niewypowiedzianym dobrem, ponieważ jest
odkupiony. Odkupienie rozumie się słusznie jako podjęcie wielkiego długu,
którym ludzkość jest obarczona z powodu grzechu. Niemniej jest ono
równocześnie, a może nawet nade wszystko, ponownym obdarowaniem człowieka i
całego stworzenia tym dobrem i pięknem, jakim zostało obdarowane w tajemnicy
stworzenia. W Odkupieniu wszystko staje się nowe (por. Ap 21, 5). Człowiek
zostaje niejako na nowo obdarowany swoim człowieczeństwem — obdarowany w
Tajemnicy Paschalnej przez Chrystusa ukrzyżowanego i zmartwychwstałego.
Człowiek zostaje na nowo obdarowany swoją męskością, swoją kobiecością,
zdolnością bycia dla drugiego, zdolnością wzajemnego bytowania w komunii. W tej
perspektywie zupełnie nowego znaczenia nabierają słowa: «Bóg mi ciebie dał».
Bóg daje człowieka człowiekowi w nowy sposób przez Chrystusa, w którym pełna
wartość człowieka, ta którą miał od początku, jaką miał w tajemnicy stworzenia,
na nowo się objawia i na nowo się urzeczywistnia.
Każdy człowiek nosi w sobie niewypowiedzianą cenę. Otrzymuje
tę cenę od Boga, który sam stał się człowiekiem, objawił Boskość zadaną
poniekąd człowiekowi i stworzył nowy porządek międzyludzkich odniesień. W tym
nowym porządku człowiek jeszcze bardziej jest owym «jedynym na ziemi
stworzeniem, którego Bóg chciał dla niego samego» (Gaudium et spes, n. 24),
a równocześnie ową podobną do Boga istotą osobową, która w pełni może się
urzeczywistnić tylko poprzez «bezinteresowny dar z siebie samego» (tamże).
Odkupienie jest więc otwarciem oczu ludzkich na cały nowy porządek świata,
zbudowany wedle zasady bezinteresownego daru. Jest to porządek dogłębnie
osobowy, a równocześnie sakramentalny. Odkupienie bowiem potwierdza sacrum
całego stworzenia, potwierdza sacrum człowieka stworzonego mężczyzną i
kobietą, a źródło tego sacrum jest w świętości Boga samego, który stał się
człowiekiem. On będąc sakramentem Boga obecnego w świecie, przemienia ten świat
w sakrament dla Boga.
W kontekście Odkupienia, które dokonało się przez Ofiarę z
Ciała i Krwi Chrystusa, staje się bardziej przejrzysta «sakralność» ciała
ludzkiego, nawet wówczas, gdy to ciało jest najbardziej wyniszczone czy
zdeptane — tak jak wyniszczony był Chrystus w czasie swojej męki. Ciało ludzkie
ma swoją godność, która płynie też z tego sacrum. Zarówno ciało mężczyzny jak i
ciało kobiety. Odkupienie dokonane w ciele stwarza jak gdyby szczególny wymiar
świętości ciała ludzkiego. Ta świętość wyklucza, aby mogło się ono stawać
przedmiotem użycia. I każdy człowiek, w szczególności każdy mężczyzna, jest
stróżem tej świętości i tej godności. «Czyż jestem stróżem brata mego?» — pytał
Kain (Rdz 4, 9), dając początek nieszczęsnej cywilizacji śmierci w dziejach
ludzkości. Chrystus staje w pośrodku tej cywilizacji, staje w pośrodku
Kainowego pytania i odpowiada: «Tak, jesteś stróżem — jesteś stróżem świętości,
jesteś stróżem godności człowieka w każdej kobiecie i w każdym mężczyźnie.
Jesteś stróżem świętości jej ciała, ono ma pozostać dla ciebie przedmiotem
czci. Wówczas będziesz się cieszył tym pięknem, jakim Bóg obdarzył ją od
początku, a ona będzie cieszyła się tobą, będzie czuła się bezpieczna wobec
oczu brata, będzie radowała się darem, jakim Stwórca uczynił jej kobiecość».
Wówczas ta «wieczna kobiecość» (das ewig Weibliche) będzie znowu
nienaruszonym darem ludzkiej cywilizacji, natchnieniem twórczości i źródłem
piękna, które na to jest, «aby się zmartwychwstawało» (Norwid). Czyż nie
dlatego źródłem tylu ludzkich zmartwychwstawań stało się piękno kobiety, piękno
macierzyńskie, siostrzane, oblubieńcze — to piękno, które swój szczególny
szczyt znajduje w Bogarodzicy?
5. «Totus Tuus»
«O, jak piękna jesteś, przyjaciółko moja» (Pnp 1, 15).
Jeżeli Pieśń nad Pieśniami jest przede wszystkim poematem o miłości ludzkich
oblubieńców, to równocześnie przy całej swej konkretności jest ona otwarta na
wielką liczbę znaczeń. Kościół posługuje się słowami Pieśni nad Pieśniami w
liturgii, przede wszystkim przy wspomnieniu dziewic oraz kobiet, które poniosły
śmierć męczeńską dla Chrystusa. Przytoczone słowa mówią przede wszystkim o
wielkim olśnieniu pięknem kobiecości, i to nie tylko, a w każdym razie nie
przede wszystkim pięknem zmysłowym, ale bardziej jeszcze pięknem duchowym.
Można nawet dodać, że to drugie raczej warunkuje pierwsze. Samo bowiem piękno
zmysłowe nie wytrzymuje zwykle próby czasu.
Jest to szczególnie ważne dla człowieka, któremu Bóg daje
drugiego człowieka, jak tego mogłem doświadczyć w ciągu mojego życia
wielokrotnie. Bóg dawał mi wielu ludzi, młodych i starych, chłopców i
dziewczęta, ojców i matki, wdowy, ludzi zdrowych i chorych. Zawsze, kiedy mi
ich dawał, to mi ich równocześnie zadawał, a dziś widzę, że o każdym z nich
mógłbym napisać osobną monografię: byłaby to monografia na temat konkretnego
bezinteresownego daru, jakim jest człowiek. Byli wśród nich ludzie prości,
robotnicy w fabryce; byli też studenci, profesorowie uniwersytetu, lekarze i
prawnicy; byli wreszcie kapłani i osoby konsekrowane. Byli wśród nich
oczywiście mężczyźni i kobiety. Długa droga prowadziła mnie do odkrycia
«geniuszu kobiecego», ale Opatrzność sama sprawiła, że przyszedł czas jego
rozpoznania, poniekąd nawet olśnienia nim.
Myślę, że każdy mężczyzna, bez względu na stan i powołanie
życiowe, musi kiedyś usłyszeć te słowa, które kiedyś usłyszał Józef z Nazaretu:
«Nie bój się wziąć do siebie Maryi» (Mt 1, 20). «Nie lękaj się przyjąć», to
znaczy uczyń wszystko, ażeby rozpoznać dar, jakim ona jest dla ciebie. Lękaj
się tylko jednego, ażebyś tego daru sobie nie przywłaszczył. Tego się lękaj.
Jak długo ona pozostanie dla ciebie darem samego Boga, możesz się bezpiecznie
radować tym wszystkim, czym jest ów dar. Więcej — winieneś nawet uczynić
wszystko na co cię stać, ażeby ten dar rozpoznać, ażeby jej samej ukazać to,
jaką jest niepowtarzalną wartością. Każdy człowiek jest niepowtarzalny.
Niepowtarzalność nie jest zacieśnieniem, jest natomiast ukazaniem głębi. Może
Pan Bóg od ciebie chce, ażebyś jej ty właśnie powiedział o tym, na czym polega
jej niepowtarzalna wartość oraz jej szczególne piękno. W takim razie nie lękaj
się twojego upodobania. Miłość upodobania (amor complacentiae) jest, a w
każdym razie może być uczestnictwem w tym odwiecznym upodobaniu, jakie Bóg ma w
stworzonym przez siebie człowieku. Jeżeli słusznie się lękasz, ażeby twoje
upodobanie nie stało się siłą destrukcyjną, to nie obawiaj się go w sposób
uprzedzający. Owoce same ukażą, czy twoje upodobanie jest twórcze.
Wystarczy popatrzeć na wszystkie kobiety, które pojawiają
się w otoczeniu Chrystusa, poczynając od Marii Magdaleny i Samarytanki, poprzez
siostry Łazarza, aż do tej Najświętszej, która pozostała błogosławiona pomiędzy
wszystkimi niewiastami (por. Łk 1, 42). Nie wolno ci nigdy przesądzać o
znaczeniu Bożego daru. Módl się tylko z całą pokorą o to, ażebyś umiał być
stróżem twojej siostry, ażeby w zasięgu promieniowania twojej męskości ona sama
znalazła drogę swojego powołania i świętość, jaka dla niej jest przeznaczona w
Bożych zamiarach. Ogromna jest siła duchowa kobiety. Raz wyzwolona, zdobywa się
na męstwo o wiele większe, na taką gotowość do ofiar, o której trudno nieraz
myśleć mężczyźnie. Właśnie w tym przeświadczeniu Kościół powtarza słowa Pieśni
nad Pieśniami: «O, jak piękna jesteś, przyjaciółko moja...»
Wypada jeszcze na koniec dodać, że w niniejszej medytacji na
temat «bezinteresownego daru» ukryta jest poniekąd długa droga, wewnętrzne itinerarium,
które prowadziło od słów, jakie usłyszałem w młodości z ust mego duchownego
kierownika, do owego Totus Tuus, jakie stale mi towarzyszy od wielu lat.
Odkryłem je w czasie okupacji, pracując jako robotnik w «Solvayu». Odkryłem je
poprzez lekturę Traktatu o doskonałym nabożeństwie do Matki Bożej św.
Ludwika Grignon de Monfort. Był to czas, kiedy już zdecydowałem się na
kapłaństwo, a pracując fizycznie, równocześnie studiowałem filozofię. Zdawałem
sobie sprawę z tego, że powołanie kapłańskie postawi na mej drodze wielu ludzi,
że każdego i każdą z nich Pan Bóg mi w sposób szczególny zawierzy: «da» i
«zada». I wtedy właśnie narosła wielka potrzeba owego Maryjnego zawierzenia
siebie, jakie wyraża się w słowach Totus Tuus. Jest to przede wszystkim
nie tyle deklaracja, oświadczenie, ile prośba, abym nie uległ pożądaniu, nawet
w formie najbardziej zakamuflowanej. Ażebym pozostał czysty, czyli
«przeźroczysty» dla Boga i ludzi. Aby czysty był mój wzrok i słuch, i umysł.
Aby wszystko służyło objawieniu piękna, jakim Bóg obdarowuje ludzi.
Przychodzi mi na pamięć cytat z Fortepianu Szopena
Norwida:
«Byłem u Ciebie w te dni przedostatnie / Nie docieczonego
wątku — / — Pełne, jak Mit, / Blade, jak świt... / — Gdy życia koniec szepce do
początku: / 'Nie stargam Cię ja — nie! — Ja, u-wydatnię!...'»
Nie stargam,... nie zniszczę,... nie pomniejszę,...
uwydatnię... Totus Tuus. Tak. Trzeba całkowicie być darem, darem
bezinteresownym, ażeby w każdym człowieku rozpoznać ten dar, jakim on jest.
Ażeby za ten dar osoby dziękować Dawcy.
Watykan, 8 lutego 1994 r.
opr. mg/mg
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz