Moja droga
nawrócenia rozpoczęła się w 2007 r. podczas pierwszej pielgrzymki do Medjugorie.
Do tego czasu w moim życiu nie można było dostrzec większego zaangażowania w
sprawy Boże. Miałem już rodzinę i dorosłe dzieci, chodziliśmy w każdą niedzielę
na mszę św. lecz byłem na niej obecny tylko ciałem, a mój duch był w zupełnie
innym miejscu. Planował co będzie robił jutro, snuł plany na przyszłość. Jednak
w tych wszystkich staraniach ciągle mi czegoś brakowało, wciąż czegoś szukałem,
lecz nie bardzo wiedziałem czego.
Aż w marcu 2007 r. pewnego
popołudnia, gdy moja żona wróciła z pracy, oznajmiła mi że mamy zaproszenie na pielgrzymkę do Medjugorie. Odpowiedziałem,
że ja raczej nie pojadę ponieważ do wyjazdu został niespełna miesiąc i nikt mi
teraz nie da urlopu bo wszystko już zaplanowane, ale Ty możesz jechać. Bez
ciebie ni pojadę odparła. W ciągu następnych kilku dni, żona zapytała jeszcze
ze dwa razy czy pojadę. Aby wyjaśnić sytuację poszedłem do moich przełożonych i
zapytałem czy mogę pojechać na pielgrzymkę do Medjugorie.
Ku memu zaskoczeniu
otrzymałem odpowiedz. W takim „celu” jak najbardziej, pan jedzie i będzie się
za nas modlił, a my będziemy za pana pracować.
Kiedy byliśmy już na miejscu, codziennie braliśmy udział w Nabożeństwie, które trwało od godziny 17-ej
do 20-ej , a około 21-ej jeszcze rekolekcje. Podczas których, prowadzący je Kapłan wypowiedział takie słowa „ uważajcie
abyście nie przeszli obok Medjugorie” słowa te utkwiły w moim sercu tak głęboko że
towarzyszyły mi wszędzie. Po dwóch dniach będąc w kościele, klęczałem przed
obrazem Matki Bożej, i zacząłem modlić się tymi słowami.” Maryjo nie pozwól, abym przeszedł obojętnie, obok Ciebie i Twojego
Syna”. Kiedy w drodze powrotnej
nadszedł czas dzielenia się własnymi przeżyciami , doświadczeniami ,oczywiście
dobrowolnie, bo taki był zwyczaj, pomyślałem, że
nie pójdę, bo cóż ja mogę powiedzieć? Jednocześnie wiedziałem, że jeżeli
nie pójdę, stracę coś, czego nigdy mogę
już nie odzyskać. Gdy przyszła moja kolej, z duszą na ramieniu i pustką w
głowie poszedłem. Nie pamiętam już dokładnie co wtedy mówiłem, zapamiętałem
jednak ostatnie dwa zdania. Teraz wiem
że nie wracam sam, i przytoczyłem słowa pana Jezusa ,” kto przyzna się do Mnie przed ludźmi, Ja przyznam się do
niego przed Ojcem Moim”.
Kiedy
wróciłem na miejsce ogarnęło mnie ogromne uczucie miłości „Bożej miłości” ,której
słowami opisać się nie da. Miałem ochotę wziąć wszystkich pielgrzymów z
tego autokaru w ramiona, i z radości skakać pod „Niebo „ a przy tym
wielkie pragnienie modlitwy . Po powrocie do kraju kiedy poszliśmy na mszę św.
wtedy już wiedziałem do kogo idę i w jakim celu. Wiedziałem że idę na spotkanie z Bogiem ” Żywym Bogiem” . Po około trzech
latach od tego wydarzenia, będąc na niedzielnej Eucharystii, usłyszeliśmy
ogłoszenie że zawiązuje się w naszej parafii Wspólnota Krwi Chrystusa . Decyzja
była natychmiastowa. Idziemy. Uczęszczaliśmy na spotkania modlitewne przez
dwanaście miesięcy, a w marcu 2012 r, razem z żoną wstąpiliśmy do Wspólnoty.
Teraz pogłębiamy nasze życie duchowe, starając się żyć Słowem Życia, które
wybieramy na cotygodniowym spotkaniu, rozważając Słowo Boże.
Przez długi czas błądziłem, a Pan
Jezu mnie odnalazł i postawił na tej
drodze ,która prowadzi do Niego.
Dziękuję Jezusowi za tę Wspólnotę, za Kapłanów i ludzi, których w niej spotykam i przez których również Jezus, mówi do
mnie. Dziękuję Panu Jezuswi za tę drogę,
której dzisiaj nie zamienił bym na żadna inną , na żadną władzę i bogactwo tego
świata . Proszę Jezusa aby pozwolił mi być narzędziem w Jego dłoniach i
posługiwał się mną według Jego Woli.
Bogdan z Olsztyna.
Świadectwo wygłoszone na misjach w Moniatyczach
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz