czwartek, 19 stycznia 2017

TEMAT V    
Miesiąc: STYCZEŃ 2017

BŁOGOSŁAWIENI, KTÓRZY ŁAKNĄ I PRAGNĄ SPRAWIEDLIWOŚCI, ALBOWIEM ONI BĘDĄ NASYCENI(Mt 5,6)

Co to znaczy pragnąć sprawiedliwości? Znaczy to pragnąć dobra w takim rozumieniu, jak powiedział św. Jan Apostoł:Każdy, kto postępuje sprawiedliwie, pochodzi od Niego (1J 2,29). Zatem człowiek sprawiedliwy, to człowiek, który stara się żyć według zasad naszej wiary i pragnie też on, aby inni żyli podobnie. Doświadczenie jednak uczy, że dopóki żyjemy, to tak do końca nie udaje się być sprawiedliwym, bo zdarzają się różne grzechy w naszym życiu; grzechy, które ranią nie tylko nas, ale także nasze otoczenie. Bóg usprawiedliwia nas w sakramencie pokuty, lub poprzez sakrament namaszczenia chorych, ale niestety upadki się zdarzają.
Po tym życiu już zostaniemy przemienieni do końca na wzór Chrystusa Zmartwychwstałego i zostanie spełnione pragnienie sprawiedliwości tych, którzy rzeczywiście tego pragną.
„Warto przypomnieć, że w języku biblijnym sprawiedliwość to cały porządek zbawczy będący darem Boga, w którym jest miejsce dla każdego i w którym możliwe
jest dobre życie razem z innymi i dla innych. W dążeniu do władzy, posiadania i znaczenia istniejemy tylko dla siebie, przez siebie i z siebie, uznając innych za zbędnych i niepotrzebnych, a w skrajnych przypadkach – za śmiertelne zagrożenie. Sprawiedliwość zaś jest sposobem życia razem z innymi i dla innych, ale zarówno to razem z innymi, jak i dla innych jest niemożliwe bez Jezusa, bez Ewangelii i orędzia o Królestwie. Sprawiedliwość Boża obejmuje wszystkich we wspólnocie zaplanowanej przez Boga, ale dopóki jest choćby jeden nieszczęśliwy człowiek, to nie może być pełnej sprawiedliwości i musi istnieć ciągłe dążenie do niej. Jezus pragnął żarliwie owej sprawiedliwości i nie przeszedł obojętnie wobec żadnego człowieka nieszczęśliwego i będącego w potrzebie”. (Kazanie na Górze – ks. Zdzisław Pawłowski.Wykłady otwarte – Toruń – Seminarium).
„Łaknąć i pragnąć sprawiedliwości oznacza gorące pragnienie życia według wartości ewangelicznych
Cierpienie i głód sprawiedliwości ma w świetle Kazania na Górze wyrażać takie dążenie człowieka, którego zasadniczym motorem życia nie jest stosowanie przemocy, lecz postawa pełna prostoty bez obłudy, postawa poszukująca pokoju bez ucisku i gwałtu, postawa miłości i miłosierdzia. Tylko taki styl życia, który potrafi przemienić je w znak sprzeciwu dla świata, może również przemówić najpotężniejszym głosem – głosem ewangelicznego autentyzmu. Błogosławieństwa w ogóle, a zwłaszcza błogosławieństwo „głodu sprawiedliwości” proponuje z pewnością chrześcijaninowi twardy styl życia, wymagający wiele mocy ducha. Chrześcijanie będą często niewygodni i krytykowani, mimo to mają oni odznaczać się pełnią dobroci, łagodności i autentyczności.
Nie ulega wątpliwości, że biblijne pojęcie sprawiedliwości jest przeciwstawne do świeckiego i prawniczego ujęcia sprawiedliwości. Wyraża ono o wiele głębszą treść niż tylko prawniczą. Ci wszyscy, o których mówi Pan w Kazaniu na Górze, to tacy, którzy łakną i pragną sprawiedliwości nie tylko w sensie dobra naturalnego, lecz w znaczeniu Królestwa Bożego. To tacy, którzy szukają najpierw Królestwa Bożego i Jego sprawiedliwości. Wymagana przez Jezusa „lepsza sprawiedliwość” (Mt 5,20) rezygnuje z własnego „słusznego prawa”. Chce nie tylko zaspokoić słuszne pretensje drugiego, lecz ofiarnie przekracza ramy tego, co drugiemu z „prawa” przysługuje. Postępuje nie według ustaleń prawnych, lecz według przykładu samego Boga, który pełny jest miłości miłosiernej. Sprawiedliwość Boża w świetle Pisma św. nie jest sprawiedliwością karzącą względnie wynagradzającą według zasług, lecz jest ona postępowaniem Boga, działającym ponad winą i zasługą człowieka, Boga, który obdarza człowieka swoją miłością i przebaczeniem.
To nowe Prawo Chrystusowe, które wypełnia sprawiedliwość miłością i miłosierdziem, jest Prawem i Normą Królestwa Bożego, często inną od tej, która kieruje doczesnymi, świeckimi stosunkami między ludźmi”. (Głód sprawiedliwości – ks. Paweł Góralczyk SAC, Communio, 5/59. 1990 r.).
„Można by jednak stwierdzić, iż prawdziwą treścią i samym sednem Błogosławieństwa, które ogłasza szczęśliwymi tych, którzy „łakną i pragną sprawiedliwości”, jest jego odniesienie do realizacji planu Bożego, przy uprzednim skierowaniu się do człowieka z wezwaniem, by był gotów na przyjęcie woli Bożej”. (Błogosławieni, którzy łakną i pragną sprawiedliwości – Joao Lourenco OFM, Communio, 5/59. 1990 r.).Zatem widzimy, że poprzedni rok formacyjny nieprzypadkowo był poświęcony problemom związanym z pełnieniem woli Bożej. 
„Przyjęcie tego błogosławieństwa wymaga zatem od człowieka autentycznego nawrócenia, za pomocą którego spotka on w Jezusie „prawdziwy chleb” i „wodę, która gasi pragnienie na zawsze”.
Wobec tego, tak egzystencjalnego wyzwania, błogosławieństwo to stanowi jednak także propozycję nadziei otwartej na przyszłość. Skoro bowiem „głód” i „pragnienie” Boga są nienasycalne, powinny siłą rzeczy wzrastać ciągle w sercu wierzących, nie mogąc być zaspokojone poprzez starania i zabiegi doczesne, ani tym bardziej przez społeczeństwo, któremu się wydaje, że jest w stanie zaspokoić takie pragnienia za pomocą dóbr materialnych. W tym też sensie możemy stwierdzić, że głód i pragnienie, o których mówi błogosławieństwo, konkretyzują się w stałym niepokoju człowieka i w jego trosce o realizację woli Boga – jako tej pełni, do której został on wezwany. Nie chodzi więc tu o szczęście, które można łatwo i szybko osiągnąć, a także już teraz nim się cieszyć, ale o takie szczęście, które dopiero się zaczyna z chwilą, gdy człowiek angażuje się w budowę Królestwa Bożego. Czuć się szczęśliwym ze wszystkimi, którzy „łakną i pragną sprawiedliwości”, oznacza zatem: utrzymywać żywą w sercach ludzkich nadzieję na świat nowy, zbudowany na Chrystusie zmartwychwstałym”. (Błogosławieni, którzy łakną i pragną sprawiedliwości – Joao Lourenco OFM, Communio, 5/59. 1990 r.).
Św. Augustyn trafnie to wyraził w słowach:
Niespokojne jest serce człowieka, dopóki nie spocznie w Bogu.
Tu znów warto skorzystać z ciekawych opracowań z zamieszczonych w Internecie, aby na siłę nie tworzyć czegoś nowego, jeśli inni już to przemyśleli i podzielili się swymi spostrzeżeniami, aby nie próbować wyważać przysłowiowych otwartych drzwi.
Pragnienie sprawiedliwości, silniejsze od prześladowań(Osiem Błogosławieństw – Jacek Święcicki – mateusz.pl).
„To, że w centrum błogosławieństw znajdujemy właśnie sprawiedliwość, a nie miłość, może być dla nas ogromnym zaskoczeniem. Sprawiedliwość kojarzy się nam z przywróceniem porządku prawnego, którego sednem jest ukaranie winnych, zadośćuczynienie skrzywdzonym i wynagrodzenie zasłużonych – a to nie jest przecież coś, co stanowi istotę naszej więzi z Bogiem!
Tymczasem w języku biblijnym „sprawiedliwość” nie ogranicza się jedynie do wypełniania przepisów Prawa (czyli „litery” Przymierza), ale jest wyrazem zgodności z wolą Bożą. „Sprawiedliwy” (hebr. cadiq) to tyle co „święty”, a nie tylko „wydający słuszne sądy” czy też nawet „postępujący zgodnie z przykazaniami, tak że nie można mu niczego zarzucić”. Natomiast sprawiedliwość Boga oznacza to, że jest On wierny temu, co raz zawarł w porządku stworzenia oraz swoim obietnicom, które zapowiadają to, co zamierza stworzyć. Bóg nigdy nie cofa ani raz ustalonego porządku, ani swoich obietnic i wykonuje je w każdych okolicznościach, nawet tak dramatycznych, jak upadek człowieka.
A zatem zwrot „łaknący i pragnący sprawiedliwości” nie oznacza kogoś, kto gotów jest łapać wszystkich możliwych przestępców, wytaczać im procesy sądowe i karać, ale kogoś, kto w swoim życiu opiera się na Bożym ładzie i Bożych obietnicach oraz oczekuje ich spełnienia nawet wbrew własnemu zdrowemu rozsądkowi. A cóż jest tą obietnicą, jeśli nie dopuszczenie człowieka do życia samego Boga? To właśnie w języku biblijnym nazywane jest „Bożą sprawiedliwością”.  Dlatego biblijny Mędrzec mówi:
„Ciebie znać – oto sprawiedliwość doskonała; pojąć Twą moc – oto źródło nieśmiertelności” (Mdr 15,3).
A umiłowany uczeń Jezusa dodaje:
„A obietnicą tą, daną przez Niego samego, jest życie wieczne” (1 J 2,25).
Jest też oczywiste, że każdy, kto oczekuje z ufnością spełnienia się w jego życiu tak wielkiej obietnicy, gotów jest też znieść bardzo wiele, aby do jej realizacji doprowadzić. W szczególności gotów jest także ponosić wszelkie prześladowania, łącznie z utratą życia. Widać to już w Starym Testamencie, gdy w czasie powstania machabejskiego jeden z męczonych prawowiernych Izraelitów tak mówi do swojego dręczyciela:
„Lepiej jest nam, którzy giniemy z ludzkich rąk, w Bogu pokładać nadzieję, że znów przez Niego będziemy wskrzeszeni. Dla ciebie bowiem nie ma wskrzeszenia do życia” (2 Mch 7,14).
Męczeństwo jest ostatecznym świadectwem tego, że poza obietnicami Bożej sprawiedliwości człowiek po prostu przestaje być człowiekiem: lepiej jest utracić życie niż żyć w niezgodzie z Bożymi obietnicami i przykazaniami, których wypełnianie jest niezbędne, aby te obietnice mogły się spełnić. Wyjaśnia to także paradoksalne zdanie Jezusa wypowiedziane w nieco innych okolicznościach:
„Kto chce znaleźć swe życie, straci je, a kto straci swe życie z mego powodu, znajdzie je” (Mt 10,39).
Pragnienie sprawiedliwości będzie zaspokojone, jak mówi Jezus w czwartym błogosławieństwie. Ważne jednak jest to, aby nie popaść w przesadę. Kiedyś jeden z członków naszego zgromadzenia CPPS wyraził to w prostych słowach: Wszelka przesada od diabła pochodzi.
Tę przesadę piętnował właśnie Jezus u faryzeuszy. Cytowany wcześniej Jacek Święcki zauważa:
„Fałszywa sprawiedliwość, która nienawidzi i zabija.
Wszystko to prowadzi do postawy, która pozornie jest realizacją sprawiedliwości Bożej zawartej w przykazaniach, zaś w rzeczywistości jest jej zaprzeczeniem. Ktoś, kto doszedł do podobnego stanu, praktykuje przykazania nie dlatego, że ma do Boga zaufanie i spodziewa się realizacji Jego obietnic w swym życiu, ale dlatego, że traktuje przykazania jako „grę na punkty”, gdzie można zarówno sporo zyskać jak też sporo stracić w zależności od wywiązywania się z obowiązującego „regulaminu gry”. Faryzeusz wie, że za uiszczenie dziesięciny z ziół polnych z pewnością należy się od Boga jakaś „premia”, wzniesienie pięknego grobowca prorokowi z pewnością będzie policzone jako „zasługa”, ale jak rozliczyć takie „abstrakcje” jak wiara czy miłosierdzie?
Faryzeusz zatem nie łaknie ani nie pragnie sprawiedliwości, bo ufa wyłącznie literze Prawa, a nie żywemu Bogu, który daje obietnice i który niczego w zamian nie żąda od człowieka oprócz ufności. On tylko pragnie „być w porządku” i dostać należną nagrodę, ale nie jest skłonny na narażenie się na prześladowania w imię spełnienia się obietnicy, która nie polegałaby na precyzyjnie spisanej umowie typu „jak ja dam Bogu to, to w zamian Bóg da mi tamto”.
Jest to religijność, która głosi, że nie jest ważne, co się kryje w ludzkim sercu, ważne jest tylko to, czy człowiek czyni wobec Boga i bliźniego to, co zgodnie z Przymierzem ma czynić.Ludzi, którzy ją stosują w swym życiu Jezus nie interesuje, bo przecież sam nie przestrzegał litery Prawa zbyt skrupulatnie – czyż nie zrywał kłosów w szabat i nie lekceważył rytualnych obmyć rąk? – więc jaki tam z Niego może być wzór i pomoc? A Jego zbawienie, którego istotą jest wewnętrzna przemiana serca, nie może budzić zainteresowania kogoś, dla kogo sprowadza się ono do osadzenia w jakimś „raju”, gdzie sączy się przez słomkę smaczne drinki, a usłużny anioł wachluje i odgania insekty.
Ależ po co mi to wszystko – może powiedzieć każdy podobnie myślący „wierzący” – skoro ja tak bardzo wyćwiczyłem się w przestrzeganiu Prawa, że nawet najmniejsze przykazanie nie sprawia mi już problemu? A skoro jestem w tym taki dobry, to Pan Bóg nie będzie miał innego wyjścia, jak tylko wywiązać się z uprzednio zawartego „kontraktu” i wypłacić mi moją „wygraną”, i to bez żadnej Pana Jezusowej łaski!
W efekcie Jezus zaczyna drażnić, bo uzależnia zbawienie nie od tego, co człowiek na zewnątrz czyni, ale od tego, z jakiej wewnętrznej dyspozycji serca te czyny wynikają. A ponieważ nikt nie jest w stanie stać się „sam z siebie” innym niż jest w rzeczywistości, Jezus zaczyna być nienawidzony, podobnie jak ongiś prorocy, którzy jeszcze przed Nim głosili Izraelowi podobne rzeczy.
Po Jezusie zaczyna się nienawidzić ludzi, którzy, mocą Jego łaski, upodobniają się do Niego i kroczą ścieżką Błogosławieństw, bo stanowią oni wyzwanie dla dominującej religijności formalno – kontraktowej. A od nienawiści do morderstwa jest już tylko krok”. (Mt 10,39) (Osiem Błogosławieństw – Jacek Święcicki – mateusz.pl).
Zapewne z nami nie jest aż tak źle byśmy mieli dopuścić się morderstwa odbierając mu życie. Czy jednak nigdy nie byliśmy powodem innej, duchowej śmierci kogoś, kto jeszcze nie był ugruntowany w wierze?
Czy nigdy nie byliśmy powodem zniechęcenia kogoś, kto nawracając się szukał wspólnoty np. Wspólnoty Krwi Chrystusa, aby razem kształtować siebie na wzór Chrystusa ku świętości?
Czy nie popadamy w zbytni formalizm zapominając o ostatecznym celu do jakiego zmierzamy zmotywowani przykładem św. Kaspra del Bufalo, aby żadna kropla Krwi Chrystusa nie była przelana daremnie; tzn. aby jak najwięcej ludzi było zbawionych dzięki odkupieńczej Krwi Chrystusa przelanej dla naszego zbawienia?



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz