poniedziałek, 16 stycznia 2017

Homilie Styczniowe

I TYDZIEŃ ZWYKŁY – ROK I
HOMILIA – piątek, 13.01.2017
Msza św. na rozpoczęcie Skupienia Animatorów Diecezjalnych i Parafialnych WKC Podregionu Swarzewskiego w Domu Misyjnym pw. św. Józefa – Swarzewo
Hbr 4,1-5.11; Mk 2,1-12

Drodzy Bracia i Siostry w Jezusie Chrystusie.
Kochani Animatorzy WKC.
Raz jeszcze serdecznie witam Was wszystkich na pierwszym skupieniu rozpoczynającym nowy rok kalendarzowy, w roku formacyjnym upływającym na rozważaniu ośmiu Błogosławieństw.
Na samym początku proszę Was wszystkich, o modlitwę za mnie, aby Bóg pomagał mi sprostać zadaniu, jakie zostało mi powierzone. Abym też mógł pomagać Wam sprostać zadaniom, jakie Wam powierzono. Aby Duch Święty nas prowadził i prowadził tych, do których zostaliśmy posłani. Przypominajcie im, proszę, aby także oni modlili się za Was, za mnie, kapłanów, opiekunów WKC w waszych parafiach, a także za wszystkich, którzy ponoszą odpowiedzialność za innych, abyśmy byli godnymi sługami Chrystusa głoszącymi Ewangelię, szczególnie w tym roku w łączności z całym Kościołem.
– Jak pamiętamy jeszcze na świeżo, poprzedni rok przeżyliśmy pod hasłem Miłosierdzia.Ten zaś rok, powinniśmy przeżyć pod hasłem: Idźcie i głoście.
To logiczne, aby w ten sposób układały się kolejne lata w Kościele.
– Doświadczywszy miłosierdzia, nauczywszy się też być miłosiernymi, teraz możemy, a nawet powinniśmy iść i głosić to, czego doświadczyliśmy i czego się nauczyliśmy. Głosić można słowem także w szerszym sensie, tzn. słowem wypowiadanym i całym swoim życiem, jak to było rozumiane w Izraelu między innymi za czasów Jezusa. W tym sensie jedna z
Ewangelii, na początku okresu Bożego Narodzenia, a konkretnie prolog ew. wg św. Jana mówi:
Na początku było Słowo,
a Słowo było u Boga,
i Bogiem było Słowo.
Ono było na początku u Boga.
Wszystko przez Nie się stało,…
W Nim było życie,
a życie było światłością ludzi,
a światłość w ciemności świeci
i ciemność jej nie ogarnęła.
Pojawił się człowiek posłany przez Boga –
Jan mu było na imię.
Przyszedł on na świadectwo,
aby zaświadczyć o światłości,
by wszyscy uwierzyli przez niego.
Na świecie było [Słowo],
a świat stał się przez Nie,
lecz świat Go nie poznał.
Przyszło do swojej własności,
a swoi Go nie przyjęli.
Wszystkim tym jednak, którzy Je przyjęli,
dało moc, aby się stali dziećmi Bożymi,
tym, którzy wierzą w imię Jego –
A Słowo stało się ciałem
i zamieszkało wśród nas.
Jan daje o Nim świadectwo i głośno woła w słowach: Ten był, o którym powiedziałem: Ten, który po mnie idzie, przewyższył mnie godnością, gdyż był wcześniej ode mnie. Z Jego pełności wszyscyśmy otrzymali – łaskę po łasce.
Zatem prośmy o potrzebne łaski na to Skupienie i na czas pracy w WKC po powrocie do domów, słowami znanej nam pieśni do Ducha Świętego. Zaśpiewajmy więc razem:
Przyjdź Duchu  Święty
Przyjdź Duchu Święty, ja pragnę. O to dziś błagam Cię.
Przyjdź w swojej mocy i sile. Radością napełnij mnie.
Przyjdź jako Mądrość do dzieci. Przyjdź jak ślepemu wzrok.
Przyjdź jako moc w mej słabości. Weź wszystko, co moje jest.
Przyjdź jako źródło pustyni z mocą swą do naszych dusz.
O niech Twa moc uzdrowienia dotknie, uleczy mnie już.
Przyjdź Duchu Święty, ja pragnę. O to dziś błagam Cię.
Przyjdź w swojej mocy i sile. Radością napełnij mnie.
Kochani. Jako członkowie Kościoła rzymsko-katolickiego, jesteśmy zobowiązani do posłuszeństwa papieżowi i uczestniczenia w życiu Kościoła pod jego przewodnictwem, a więc w zadaniach jakie postawił przed nami na ten rok. Zatem jak już wspomniałem, mamy iść i głosić. Zatem nie bez powodu na tym Skupieniu będziemy starać się żyć Słowem życia:Żywe jest słowo Boże, skuteczne..., a podczas konferencji wstępnej powiemy sobie coś o słowie, by łatwiej nam było wypełnić postawione przed nami zadanie.
Warto zauważyć, że rozważane w tym roku 8 Błogosławieństw, jest też niczym innym, jak słowem Jezusa wypowiedzianym w Kazaniu na Górze, a my przez ten cały rok formacyjny, staramy się zrozumieć i wprowadzać w życie właśnie tamte słowa wypowiedziane przez Jezusa.
Jeszcze na wstępie do naszych rozważań, chciałbym dodać, że tak naprawdę całe Pismo święte dotyczy mocy Bożego Słowa. Na samym początku w Księdze Rodzaju czytamy, że cały świat został stworzony na Słowo Boga Ojca, a w NT, Jezus nauczał słowem wypowiadanym, słowem z mocą działał, o czym też będzie mowa w dzisiejszej Ewangelii, oraz sam był Słowem.– Obserwując Jego życie codzienne, można było się uczyć tak żyć, aby podobać się Bogu, a w końcu zostać zbawionym – czyli szczęśliwym na wieki, a więc Błogosławionym.
– To o Słowie Bożym, ale przecież i my mamy iść i głosić. Zatem i nasze słowo ma moc, a jaką to zależy od nas i od łaski Bożej oraz od tych, do których kierujemy słowo. Mamy przecież piękną przypowieść o siewcy, która nam wyjaśnia, dlaczego zasiane słowo, nie zawsze przynosi najdoskonalszy plon, choć siewca – Bóg, był, jest, i będzie najdoskonalszy.
Zatem jakie znaczenie ma nasze słowo? – Czy w ogóle warto mówić? – Jak mówić?
W tym miejscu chciałbym podzielić się z wami refleksją pewnej wierzącej osoby od wielu lat chorej na schizofrenię.
Osoba ta była wielokrotnie hospitalizowana zwykle przynajmniej po kilka tygodni. Początkowo nie potrafiła się pogodzić ze swą chorobą. Była zamknięta w sobie, smutna. Starała się ukrywać przed innymi, że jest chora, a co za tym idzie, żyła w ustawicznym lęku, aby tylko ktoś nie zauważył, że jest z nią coś nie tak, jak być powinno. Trwało to przez wiele lat i mimo wiary, mimo modlitwy i systematycznego leczenia, jej stan zdrowia pogarszał się. Kiedyś przy kolejnym pobycie w szpitalu, zauważyła, że obok niej są osoby podobnie zamknięte i smutne jak ona, więc zaczęła z nimi rozmawiać o wszystkim, o czym chciały się z nią podzielić, a także o Bogu, o znaczeniu modlitwy. Od tej pory atmosfera na jej oddziale szpitalnym całkowicie się zmieniła. Możliwość zwierzenia się, wspólne przeżywanie trosk, wątpliwości, kłopotów, zacieśniało więź między nimi. Rodziły się drobne przyjaźnie, które potem przedłużyły się na życie na wolności. W sercach pojawiał się spokój, a czasem nawet radość. Zaczęto się modlić za siebie nawzajem, a tę osobę nazywano ich aniołem. Po kolejnych latach, owa osoba nie mogła już dłużej znieść udawania zdrowej wśród normalnych ludzi, wśród których żyła na co dzień.
Pewnego razu odważyła się przyznać i ku jej zdziwieniu okazało się, że trafiła na osobę z podobnymi problemami. Potem spotkała kolejne osoby, przed którymi zwierzała się ze swych problemów i na ogół spotkała się z akceptacją, zrozumieniem lub ludźmi podobnymi sobie.
Od tamtego czasu zaczęła zdrowieć, choć w leczeniu nic się nie zmieniło. Jest radosna i jako swoje powołanie przyjęła niesienie pomocy osobom, podobnym do niej sprzed lat i to nie tylko modlitwą, ale także słowem, zrozumieniem, akceptacją i uśmiechem. Dla niej, jej życie z chorobą nabrało konkretnego sensu już teraz na tym świecie.
Zauważyła też, że kontakt z ludźmi nie zawsze jest zbawienny, nie zawsze przynosi ulgę, wzmacnia chęć życia, ale czasem dobija. – Czasem wystarczy złe spojrzenie, niecierpliwość, zdenerwowanie słuchacza lub jakiś niemiły gest, aby były znów bezsenne noce, załamanie, pragnienie śmierci... Zatem ważne są rozmowy, poświęcony czas drugiemu człowiekowi, ale też przede wszystkim osoba, z którą się kontaktujemy, powinna czuć się akceptowana i kochana miłością do jakiej wzywa nas Bóg i jakiej uczy nas Jezus Chrystus.
Kochani. Po tym dość długim wstępie możemy przejść do dzisiejszej Ewangelii, która podejmuje właśnie podobny temat choroby, troski o drugiego człowieka i uzdrawiającej mocy słów Chrystusa.
Kochani!
Cóż dziś mówi do nas dzisiejsza Ewangelia o paralityku spuszczonym przez dach?
Tyle razy w życiu już ją słyszeliśmy, a nawet komentowaliśmy, że zdaje się iż już nic oprócz tego, co wiemy, nie da się wywnioskować. I być może tak jest, ale tym nie mniej postarajmy się jeszcze raz, głęboko zagłębić się w jej treść uruchamiając wszelkie zdolności koncentracji na słowie Bożym i oczy wyobraźni. Cóż możemy zobaczyć, gdy przeniesiemy się w czasie i miejscu do owego domu w którym przebywał Jezus. Otóż przede wszystkim może nas zadziwić ilość ludzi, którzy chcieli zbliżyć się do Jezusa i Go słuchać. Czytamy bowiem, że zebrało się tyle ludzi, że nawet przed drzwiami nie było miejsca, a On głosił im naukę.
Wtem przyszli do Niego z paralitykiem, którego niosło czterech. Nie mogąc z powodu tłumu przynieść go do Niego, odkryli dach nad miejscem, gdzie Jezus się znajdował, i przez otwór spuścili łoże, na którym leżał paralityk. Zapewne niezwykły to widok. Jezus naucza, a tu nagle ni stąd ni zowąd, coś z góry, spod sufitu zniża się przed Jezusa. Jest to łoże z paralitykiem. Przerwany został tok wydarzeń. Ktoś przerwał nauczanie. Zapewne zapadła cisza. Pewnie zastanawiali się obecni tam ludzie, co dalej będzie się dziać?
A co my dziś myślimy o tym wydarzeniu?
Jezus, paralityk, cztery osoby uparte, które koniecznie chcą, aby Jezus dotknął paralityka i go uzdrowił. Nie wiadomo jak długo szli i ile czasu poświęcili na przeniesienie chorego człowieka, być może bardzo im bliskiego. Jednak jak wielka musiała być determinacja owych czterech, skoro nie mogąc dostać się drzwiami, odkryli kawałek dachu, aby spuścić łoże z paralitykiem. Co nimi powodowało? – Bez wątpienia współczucie dla chorego, będące motywem szukania sposobuuzdrowienia. Jak głęboko musieli wierzyć, że to właśnie Jezus jest tym najlepszym, niezawodnym lekarzem, który może dokonać cudu uzdrowienia. – A Jezus, widząc ich wiarę, rzekł do paralityka: Synu, odpuszczają ci się twoje grzechy.– Jezus zauważył ich wiarę, jednak powiedział coś innego niż się spodziewali. Powiedział coś więcej, ale czy zrozumieli?
Czytaliśmy, że siedziało tam kilku uczonych w Piśmie, którzy myśleli w sercach swoich: Czemu On tak mówi? On bluźni. Któż może odpuszczać grzechy, prócz jednego Boga? Jezus poznał zaraz w swym duchu, że tak myślą, i rzekł do nich: Czemu nurtują te myśli w waszych sercach? Cóż jest łatwiej: powiedzieć do paralityka: Odpuszczają ci się twoje grzechy, czy też powiedzieć: Wstań, weź swoje łoże i chodź?
A co my byśmy odpowiedzieli Jezusowi?
Być może łatwiej nam dziś powiedzieć: Odpuszczają ci się twoje grzechy, bo mówimy tak zawsze w sakramencie pokuty i pojednania. Mówimy tak, bo wierzymy, że Bóg dał nam taką możliwość, więc z niej korzystamy. Zazwyczaj na zewnątrz nie widać skutków działania tych słów, bo rzadko widzi się natychmiastową przemianę człowieka po spowiedzi. Rzadko ktoś przygnębiony przystępujący do sakramentu pokuty, po otrzymaniu rozgrzeszenia natychmiast zmienia oblicze, napełnia się radością, a potem zmienia swoje życie. Najczęściej dzieje się to wszystko w świetle wiary w ludzkich sercach. Zresztą kapłani są tylko szafarzami łask Bożych, a nie sprawcami cudu w pełnym znaczeniu tego słowa.
Wtedy, gdy Jezus wypowiedział słowa: Odpuszczają ci się twoje, dziwili się, a nawet buntowali uczeni w Piśmie, bo wiedzieli, kto ma władzę odpuszczania grzechów, a przecież mówił to człowiek, podobny im, a nie Bóg, którego pewnie nawet nie potrafili sobie wyobrazić. W każdym razie nie przyszło im do głowy, że ten, kto to powiedział, naprawdę jest Synem Bożym, a więc Bogiem. Gdyby uwierzyli w to, co usłyszeli, to w tym momencie musieliby przyjąć Jezusa, jako Boga.
Jezus wiedział, że nie wierzą, więc dodał: Otóż, żebyście wiedzieli, iż Syn Człowieczy ma na ziemi władzę odpuszczania grzechów – rzekł do paralityka: Mówię ci: Wstań, weź swoje łoże i idź do domu! On wstał, wziął zaraz swoje łoże i wyszedł na oczach wszystkich.
Zdumieli się wszyscy i wielbili Boga mówiąc: Jeszcze nigdy nie widzieliśmy czegoś podobnego. No właśnie. Łatwiej uwierzyć, jeśli się coś widzi. Łatwiej uwierzyć w cud dotykalny, materialny niż w to, co się dzieje w skrytości serca między Bogiem, a człowiekiem. Nam łatwiej uwierzyć w to, co możemy rozpoznać za pomocą pięciu zmysłów, niż w to, co mówi nam serce. Trudniej uwierzyć w Bożą miłość. – Pewnie dlatego przed konfesjonałami tak mało ludzi, gdy tymczasem mogłoby być jak w domu, w którym był Jezus – tak wielu, że trudno było wejść drzwiami. Może też nam brak wiary, a więc też odwagi, by powiedzieć słowa, które odniosą zewnętrzny skutek uzdrowienia, aby także inni uwierzyli. Jednak tylko w ręce kapłanów, Bóg złożył moc odpuszczania grzechów, która ma skutek o wiele ważniejszy niż uzdrowienie ciała, bo skutek trwający wiecznie. Każdy z nas jednak może spełniać rolę owych osób z Ewangelii, które z wielką determinacją przyniosły paralityka do Jezusa, aby go uzdrowił. – Można doprowadzać dosłownie, jak też modlitwą. Amen!


JUTRZNIA
Skupienie dla WKC
I tydzień Brewiarza – sobota
Dom Misyjny – Swarzewo – 14.01.2017
2 Kor 13,11

Bracia, radujcie się, dążcie do doskonałości, pokrzepiajcie się na duchu, jedno myślcie, pokój zachowujcie, a Bóg miłości i pokoju niech będzie z wami.

Kochani. Piękne słowa i mądre polecenia kieruje dziś do nas Bóg przez fragment listu św. Pawła.
Jeśli przeczytamy poprzedzające wersety, to między innymi, można wyłowić powód do radości, jaki podaje Paweł. Otóż czytamy: Usiłujecie bowiem doświadczyć Chrystusa, który przeze mnie przemawia, a nie jest słaby wobec was, lecz ukazuje w was moc swoją. Chociaż bowiem został ukrzyżowany wskutek słabości, to jednak żyje dzięki mocy Bożej. I my także niemocni jesteśmy w Nim, ale żyć będziemy z Nim przez moc Bożą względem was.
Myślę, że nie popełnię większego błędu, jeśli w tym miejscu odwołam się do fragmentu listu św. Jana, który prostszy sposób określa nasz powód do radości i zobowiązanie do dążenia do doskonałości.
Otóż św. Jan pisze: Popatrzcie, jaką miłością obdarzył nas Ojciec: zostaliśmy nazwani dziećmi Bożymi: I RZECZYWIŚCIE NIMI JESTEŚMY.(1J 3,1a.2).
Zatem posłuchajmy Jana i popatrzmy.
Bóg stworzył świat, a w tym człowieka. Wszystko, co istnieje jest Jego dziełem, ale żadnego ze swych dzieł nie nazwał Bóg swoim dzieckiem. Żaden rozsądny człowiek nie nazwie też swoim dzieckiem np. psa, kota, którymi przecież się opiekuje. – Czasem też zwierzęta darzy miłością, ale to zupełnie coś innego niż relacja krwi, relacja ojcostwa. Żadnych też wytworów ludzkiego umysłu lub ludzkich rąk nikt nie nazwie swoim dzieckiem, bo byłoby to niedorzeczne.
Jeśli ktoś znał sierotę lub zastanawiał się nad problemem sierot, to wie, jak się oni czują okaleczeni, jak pragną mieć normalną rodzinę, jak pragną czuć się bezpieczni, jak pragną poznać swą tożsamość, czuć silne, własne korzenie. Stąd też tak ważna jest choć ta namiastka normalności przez usynowienie, adopcję. Wówczas w rodzinie, dziecko choć adoptowane, czuje się dobrze i często rodziców adopcyjnych traktuje jak własnych, choć czasem wracają pytania o rodziców biologicznych. Człowiek też zadaje sobie pytanie, kim jestem? Czyim jestem dzieckiem. Najlepiej by było, aby mieć wspaniałych przodków, którymi można się chlubić. Szczególnie dawniej, także w naszym kraju, bardzo mocno liczyło się pochodzenie, a związek osób z różnych warstw społecznych, uważano za mezalians. W różnych powieściach opisywano tragedię młodych ludzi, których serca pałały miłością po prostu do człowieka, a nie do tytułów, majątku, pochodzenia... Miłość zatem nie od dziś przekracza wszelkie podziały, łamie wszelkie mury między ludźmi. Działa ponad tym, co wymyślili ludzie. Tym nie mniej trudno było o jej zwycięstwo w świecie pełnym podziałów, agresji.
Zobaczmy teraz jak wielką miłością obdarzył nas Bóg pozwalając nazywać się naszym Ojcem, a nas przyjął jak własne dzieci.
Można ten problem zrozumieć dopiero wtedy, jeśli zdamy sobie sprawę z różnic między Bogiem, a człowiekiem, między Jego wielkością, a naszą małością, między Jego mądrością, a naszą, między Jego doskonałością, a naszą skażoną naturą – słabą, grzeszną, między naszym majątkiem, a Jego, między Jego Miłością, a naszą...
Te różnice pokazują nam, jak wielkiej trzeba Miłości, aby kogoś takiego jak maleńki pod każdy względem człowiek, usynowić. Jak wielkiej trzeba Miłości, aby Bóg nie wstydził się nazywać człowieka, swoim dzieckiem, a w konsekwencji uczynić godziedzicem. Bóg nas chce obdarzyć swoimi dobrami, które posiada w niebie, a których wielkości i piękna, nawet nie jesteśmy w stanie sobie wyobrazić. – Wszelkie skarby, doskonałość, rzesze aniołów i świętych chce uczynić naszym środowiskiem, naszą wielką Rodziną. Chce dzielić się z nami, wszystkimi swoimi dobrami, które posiada, swym szczęściem, swoją Miłością.
Jak wielką godność posiada człowiek, jako Boże Dziecko. Jak też wielkim szacunkiem powinniśmy darzyć siebie nawzajem, jako Dzieci Boga oraz jako Bracia i Siostry Jezusa Chrystusa.
Warto się też zastanowić, kiedy Bóg nas usynowił?
Otóż usynowił nas przez osobę Jezusa Chrystusa, który przyjmując ludzkie ciało, stał się jednym z nas. To On nauczył nas modlitwy Ojcze nasz, w której pozwala nam mówić do Swego Ojca tak, jak On się zwraca. Usynowił nas też w testamencie z krzyża, kiedy Jezus obdarzył Maryję macierzyństwem dla nas. Potem dalej usynawia każdego człowieka w sakramencie chrztu świętego, wszczepiając w Kościół – Mistyczne Ciało Chrystusa i nadając imię, które jest zapisane w niebie. Zatem każdy, kto przyjął chrzest, jest dzieckiem Boga. Oczywiście to dziecko może wybrać różne drogi. Może być wierne i posłuszne Ojcu, może Go kochać i darzyć szacunkiem. Może Go uwielbiać i starać się stawać podobnym do Niego, a może też odejść, jak ów syn marnotrawny z przypowieści, a potem wrócić. Może też świadomie wyrzec się swego Ojca i w konsekwencji zostać wyrzucony tam, gdzie będzie płacz i zgrzytanie zębów, jak mówił Jezus.
Niezależnie od tego, jacy teraz jesteśmy, nie wiadomo więc kim będziemy.
Dopóki żyjemy, Bóg Ojciec troszczy się o nas. Stawia przed nami różne doświadczenia, dzięki którym mamy okazję więcej poznawać, więcej rozumieć i coraz bardziej upodabniać się do Niego, czyli doskonalić się,
pokrzepiać się na duchu,
jedno myśleć,
pokój zachowywać, jak pisze św. Paweł.
Chyba, że ktoś świadomie i dobrowolnie odrzuca Boga, odrzuca Jego Miłość i w swej pysze i głupocie stara się brnąć dalej i dalej. Jeśli zamyka się na wszystko, co mówi Bóg i ludzie wierzący, a więc jeśli popełnia grzech pychy samego Lucyfera, który uważał, że lepiej rządziłby światem niż Bóg i wypowie Jemu walkę, to wówczas niestety musi być strącony do piekła, jak Lucyfer.
Jeśli jednak człowiek popełnia błędy, mimo, że się stara, i jeśli oczyszcza swą duszę w sakramencie pokuty, to Bóg sam będzie go uświęcał, a po przejściu do wieczności obdarzy go Swym pięknem, aby był podobny do Niego. – To nasz powód do radości i pokoju serca, gdyż wszystko co trudne, bolesne w końcu przeminie, a w wieczności będzie już wszystko dobrze.
U Boga wszystko jest możliwe, a Jego nieskończona Miłość, może nam nadać niewypowiedziane piękno. Zatem pamiętając o swej tożsamości dziecka Bożego, trzymajmy się mocno swego Boga Ojca i naszego umiłowanego Brata Jezusa Chrystusa. Miłujmy się wzajemnie, jako Bracia i Siostry, Miłością, którą nas obdarzył Bóg Ojciec. Korzystajmy ze źródła łask, jakie pozostawił nam Chrystus w swoim Kościele, którego jesteśmy członkami, a Bóg miłości i pokoju ... będzie z nami. Amen.

I TYDZIEŃ ZWYKŁY – ROK I
HOMILIA – sobota, 14.01.2017
Msza św. w drugim dniu Skupienia Animatorów Diecezjalnych i Parafialnych WKC Podregionu Swarzewskiego w Domu Misyjnym pw. św. Józefa – Swarzewo
Hbr 4,12-16; Mk 2,13-17

Kochani. Dzisiejsze rozważania już tradycyjnie rozpocznijmy pieśnią do Ducha Świętego. Zaśpiewajmy razem:
Przyjdź Duchu  Święty
Przyjdź Duchu Święty, ja pragnę. O to dziś błagam Cię.
Przyjdź w swojej mocy i sile. Radością napełnij mnie.
Przyjdź jako Mądrość do dzieci. Przyjdź jak ślepemu wzrok.
Przyjdź jako moc w mej słabości. Weź wszystko, co moje jest.
Przyjdź jako źródło pustyni z mocą swą do naszych dusz.
O niech Twa moc uzdrowienia dotknie, uleczy mnie już.
Przyjdź Duchu Święty, ja pragnę. O to dziś błagam Cię.
Przyjdź w swojej mocy i sile. Radością napełnij mnie.
Kochani!
Dziś, w drugim dniu Skupienia, mamy szczęście do fragmentów NT zgodnie z liturgią słowa. Najpierw z Jutrzni, skierowane są do nas zachęcające i pełne nadziei słowa św. Pawła wyjęte z jego drugiego listu do Koryntian:
Bracia, radujcie się, dążcie do doskonałości, pokrzepiajcie się na duchu, jedno myślcie, pokój zachowujcie, a Bóg miłości i pokoju niech będzie z wami.
Potem Ewangelia, która uświadamia nam, że Jezus nie przyszedł powołać sprawiedliwych, ale grzeszników, więc też nas, którzy w mniejszym lub większym stopniu, jesteśmy grzesznikami.
W końcu, pełen optymizmu, kolejny fragment z listu św. Pawła, tym razem do Hebrajczyków przypomina nam, że:Żywe bowiem jest słowo Boże, skuteczne i ostrzejsze niż wszelki miecz obosieczny, przenikające aż do rozdzielenia duszy i ducha, stawów i szpiku, zdolne osądzić pragnienia i myśli serca.…Mając więc arcykapłana wielkiego, który przeszedł przez niebiosa, Jezusa, Syna Bożego, trwajmy mocno w wyznawaniu wiary. Przybliżmy się więc z ufnością do tronu łaski, abyśmy otrzymali miłosierdzie i znaleźli łaskę dla /uzyskania/ pomocy w stosownej chwili.
Wracając do Ewangelii, czytamy:Jezus wyszedł znowu nad jezioro.
Cały lud przychodził do Niego, a On go nauczał. A przechodząc, ujrzał Lewiego, syna Alfeusza, siedzącego w komorze celnej, i rzekł do niego: Pójdź za Mną! On wstał i poszedł za Nim. Gdy Jezus siedział w jego domu przy stole, wielu celników i grzeszników siedziało razem z Jezusem i Jego uczniami.
Dzisiejsza Ewangelia więc mówi przede wszystkim o powołaniu jednego z apostołów, który był celnikiem, a więc człowiekiem nie tylko grzesznym, ale też pogardzanym przez rodaków jako: kolaborant, zdrajca, oszust i złodziej, bo to były takie czasy.
Lewi, (Mateusz) wybrany przez Jezusa na swojego ucznia wyprawia ucztę dla swojego Mistrza. Na tę ucztę zostają zaproszeni celnicy i grzesznicy. Taka postawa Jezusa i Jego uczniów zasiadających wraz z grzesznikami i celnikami przy jednym stole, gorszyła faryzeuszy. Oceniali to zachowanie w świetle Prawa i nie rozumieli sensu misji Jezusa, który nie przyszedł dzielić ludzi na czystych i nieczystych, sprawiedliwych i niesprawiedliwych, ale przyszedł szukać i zbawić to, co zginęło (Łk 19,10).
Faryzeusze mówili o Nim, że to: przyjaciel celników i grzeszników (Mt 11,19). Jezus bowiem nikogo nie wykluczał ze swojego towarzystwa, ale był otwarty na wszystkich. Dlatego nie tylko, że nie unikał kontaktu z grzesznikami i celnikami, z ludźmi z marginesu społecznego, ale szukał ich, a nawet bywał u nich w gościnie. Taka postawa Jezusa pokazuje, że nikogo nie spisywał na straty, lecz wszystkim dawał szansę, a spotkania z Nim kończyły się przebaczeniem grzechów, nawróceniem, przemianą życia.
Jednym z tych, którzy doświadczyli skutków spotkania z Jezusem był właśnie celnik Lewi – Mateusz.
Był on celnikiem, a więc należał do najbardziej znienawidzonej grupy ludzi w Izraelu. Celnicy bowiem pobierali podatki na rzecz Rzymian, stąd oskarżano ich o kolaborację z okupantem, a także o nadużycia, których się często dopuszczali. Z tej przyczyny faryzeusze nazywali ich nieczystymi. Twierdzili wręcz, że celnik nie może nawet pokutować za swe grzechy, gdyż nie jest w stanie wiedzieć dokładnie, ilu ludzi do tej pory oszukał. Od celników stronili wszyscy żydzi przestrzegający Prawa.
Jezus był tu wyjątkiem. Jemu nie przeszkadzało to, że ów człowiek był celnikiem, że może też dopuszczał się bezprawia. Jezus nie tylko wszystko mu przebaczył, ale uczynił jednym ze swoich uczniów.
Ta scena powołania celnika pokazuje nam, że każdy człowiek może się zmienić. Dopóki człowiek żyje, to nie powinniśmy, go przekreślać, spisywać na straty, stronić od niego.
Jeśli ktoś choruje na raka i jego rany cuchną to po prostu zakłada mu się opatrunek. Duchowe rany są bardziej dotkliwe i mają nieraz negatywny wpływ na innych. Zwykle człowiek poraniony grzechem, rani innych. Tym nie mniej też powinno się opatrywać jego duchowe rany, rany tak naprawdę zadane przez szatana, który jest sprawcą grzechu.
Jak to robić?
Przede wszystkim trzeba zauważyć, że wszyscy jesteśmy dziećmi Bożymi, tylko na dziś jedni wiernymi synami z przypowieści o synu marnotrawnym, a inni owymi synami marnotrawnymi, na których powrót wciąż czeka Ojciec Bóg.
W każdym człowieku wciąż rozgrywa się walka między dobrem, a złem, między sprawiedliwością a grzechem. W tej walce jedni częściej odnoszą zwycięstwo, a inni ulegają pokusie. Jednych bardziej chroni Bóg, a innych mniej wg swego uznania z Jemu tylko znanych powodów. Zatem warto starać się dostrzegać w drugim człowieku głównie dobro. To zaś co nie jest doskonałe, a może nawet ciężki grzech, przyjmować jako coś co przeszkadza komuś na jego drodze do świętości i powinno się zmienić. Nie wolno jednak nikogo dyskwalifikować, przypinając mu na stałe łatkę złego człowieka, któremu nie warto poświęcić ani czasu, ani uwagi, a nawet nie warto się za niego modlić.
Kochani, tak, nam chrześcijanom nie wolno!
Między innymi dzisiejsza Ewangelia pokazuje, że człowiek staje się naraz pięknym i dobrym, jeżeli spojrzymy na niego oczami miłości, oczami Boga, niezależnie od tego, co inni o nim myślą. Chrześcijanin, a tym bardziej animator, czy członek WKC, powinien traktować drugiego człowieka trochę na kredyt wierząc, że to dobro kiedyś w nim zaowocuje.
Miłość rodzi dobro i pomaga drugiemu wzrastać, jak rosa i słońce roślinom. Właśnie tak patrzył na człowieka Jezus w przytoczonym fragmencie Ewangelii. Potrafił wydobyć z celnika Lewiego, to co w nim najpiękniejsze. Potrafił pokazać, że może być nie tylko dobry, ale może nawet być Jego uczniem, apostołem, który kiedyś wiernie spisze Ewangelię, od której rozpoczyna się Pismo Święte NT.
Gdyby Jezus przyjął standardowy sposób postępowania względem Mateusza i nie zaprosił go do pójścia za sobą, to prawdopodobnie człowiek ten do końca swego życia prowadziłby życie grzeszne jako celnik. Jednak Jezus zaufał komuś, komu tak naprawdę nie powinno się ufać, gdyż człowiek ten wyspecjalizował się w oszustwie, wyrzekł się swej godności Izraelity na rzecz łatwego życia w dobrobycie.
Dobroć Jezusa i zaufanie na kredyt dla spotkanego człowieka sprawiały, że tak wielu ludzi doświadczało przemiany życia. Ewangelia zaś pokazuje w jak naturalny sposób Jezus to robił. Po prostu przychodził do czyjegoś domu, siadał za stołem i rozmawiał. A ile my dziś mamy takich okazji?
Rozmowa z Jezusem była jednak inna niż z przeciętnym człowiekiem, gdyż Jezus, Bóg pełen Miłości kocha każdego i właśnie to czuli ci, którzy mieli szczęście Go spotkać. Szczególnie jednak Jezus umiłował swoich uczniów, których powołał, aby towarzyszyli Mu na co dzień, aby potem kontynuowali Jego dzieło, a na przykładzie z dzisiejszej Ewangelii widzimy, że wprowadzał w życie słowa, które wypowiedział do oburzonych faryzeuszy: Nie potrzebują lekarza zdrowi, lecz ci, którzy się źle mają. Nie przyszedłem powołać sprawiedliwych, ale grzeszników.
Warto się zastanowić w jaki sposób Jezus miłował swych uczniów i dlaczego ich miłował? Na pewno nie mogły Go pociągnąć ich zalety naturalne; gdyż nieskończona odległość dzieliła Go od nich. On; Jezus był Wiedzą, Wiekuistą Mądrością, Miłością, Świętością; Nieskończoną Doskonałością, a oni byli biednymi grzesznikami, ludźmi prostymi i pełnymi przyziemnych trosk i myśli. Mimo to Jezus nazywaich swymi przyjaciółmi, swymi braćmi.Chce, ażeby panowali z Nim razem w królestwie Jego Ojca i pragnie umrzeć na krzyżu, aby im to królestwo otworzyć, ponieważ sam powiedział: Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich (J 15,13). (por. Św. Tereska od Dzieciątka Jezus – Dzieje duszy 10).
Właśnie tak jest i być powinno, bo gdyby ludzie byli doskonali, to po co byłaby męka Jezusa, po co by była śmierć na krzyżu? Przecież śmierć taka była wówczas największą karą, jaką można było wymierzyć przestępcy, a przecież Jezus był całkowicie niewinny. Zatem swoją karę może ofiarować za wszystkich grzeszników i za każdego z osobna. Nie ma takiej winy, której nie mógłby Jezus zmyć swoją krwią. Jeden tylko warunek, aby rzeczywiście chcieć skorzystać z tego cennego daru łaski przebaczenia, daru, który rozdziela Bóg w sakramencie pokuty.
Wybaczcie kochani, że może będę trochę okrutny, jeśli powiem, że i każdy z nas przyczynił się do śmierci Jezusa poprzez swoje grzechy i Jezus o tym wie, a jednak nie robi nam wymówek, nie odrzuca, a wręcz przeciwnie, przyjmuje nas z ciepłym sercem, pełnym miłości. Między czystością Jezusa, Jego sprawiedliwością, a naszą, jest wielka przepaść, a jednak Jezus jest nam bliski; bardzo bliski. My zatem według zaleceń Chrystusa mamy się wzajemnie miłować, gdyż poprzez Jego krew, poprzez Eucharystię wszyscy braćmi i siostrami jesteśmy, a jak to często wygląda w praktyce?
Często w rodzinach bywa, że jest skłócony mąż z żoną, dzieci z rodzicami, rodzice z dziećmi, sąsiad z sąsiadem itp. Skłóceni są pracownicy w zakładach pracy i posłowie w sejmie. Często ludzie jedni na drugich patrzą z pogardą, bo uważają siebie za trochę lepszych od innych. Na szczęście istnieją też ludzie w pełni naśladujący Chrystusa i przygarniający ludzi biednych, opuszczonych, chorych.
Natomiast św. Paweł w swoim Liście do Hebrajczyków wyjaśnia, czym jest Słowo Boże. Pisze on:
Żywe bowiem jest Słowo Boże, skuteczne i ostrzejsze niż wszelki miecz obosieczny, przenikające aż do rozdzielenia duszy i ducha, stawów i szpiku, zdolne osądzić pragnienia i myśli serca (Hbr 4,12).
Zatem Słowo Boże jest żywe i skuteczne; żywe tzn. przede wszystkim ponadczasowe, zawsze aktualne. W praktyce oznacza to, że słowa Jezusa przekazane nam w Piśmie świętym są ponadczasowe i zawsze aktualne niezależnie od tego ile wieków już minęło od czasów, gdy były one wypowiedziane i ile jeszcze wieków minie do skończenia świata.
Tak być musi, bo Bóg jako doskonały jest niezmienny i Jego Słowa są zawsze skuteczne jako wzorzec postępowania i wg nich możemy osądzać czyny człowieka, pod wzgl. moralnym jako dobre lub złe. Warto sobie jeszcze przypomnieć, że wszyscy jesteśmy powołani do świętości, bo jesteśmy dziećmi Bożymi poprzez chrzest święty i braterstwo z Jezusem Chrystusem wciąż potwierdzane poprzez Eucharystię. Wszyscy bowiem karmimy się tym samym Eucharystycznym chlebem, tj. ciałem Chrystusa. Zatem umacniani takim duchowym pokarmem powinniśmy z miłością służyć sobie nawzajem podobnie jak On, a wtedy realnie poczujemy rzeczywistość słów Chrystusa, który kiedyś powiedział do swoich uczniów: Królestwo Boże jest już wśród was, a kiedyś nasze pragnienie sprawiedliwości będzie zaspokojone na wieki właśnie w tym Bożym królestwie. Amen!


II NIEDZIELA ZWYKŁA – ROK A
HOMILIA – 15.01.2017
Msza św. w drugim dniu Skupienia Animatorów Diecezjalnych i Parafialnych WKC Podregionu Swarzewskiego w Domu Misyjnym pw. św. Józefa – Swarzewo
Iz 49,3.5-6; 1 Kor 1,1-3; J 1,29-34

Drodzy Bracia i Siostry we Krwi Chrystusa!
Oto nadchodzi czas rozstania, bo to już ostatnie spotkanie podczas tych dni skupienia.
Za kilka godzin będziecie już wśród swoich, we własnych domach, parafiach, wspólnotach. Dobrze by było, abyście tam przenieśli też to, czego tutaj doświadczyliście, zrozumieliście i co Wam przekazał Bóg przez kolejne czytania liturgiczne, które wcześniej dla nas przygotował Duch Święty. Zatem zanim posłuchamy komentarza do czytań, zaprośmy Ducha Świętego do nas.
Zaśpiewajmy razem: Przyjdź Duchu  Święty
Przyjdź Duchu Święty, ja pragnę. O to dziś błagam Cię.
Przyjdź w swojej mocy i sile. Radością napełnij mnie.
Przyjdź jako Mądrość do dzieci. Przyjdź jak ślepemu wzrok.
Przyjdź jako moc w mej słabości. Weź wszystko, co moje jest.
Przyjdź jako źródło pustyni z mocą swą do naszych dusz.
O niech Twa moc uzdrowienia dotknie, uleczy mnie już.
Przyjdź Duchu Święty, ja pragnę. O to dziś błagam Cię.
Przyjdź w swojej mocy i sile. Radością napełnij mnie.
Przyjdź Duchu Święty i oświecaj nasze serca i umysły nie tylko teraz, ale zawsze, abyśmy mogli skutecznie głosić prawdę o Chrystusie, o naszym zbawieniu przez Jego świętą krew.
Duchu Święty przyjdź.
Warto zauważyć, że Jan Chrzciciel był ostatnim prorokiem ST. Prorok ten miał okazję spotkać Jezusa, któremu bezpośrednio przygotowywał drogi, tzn. wzywał do nawrócenia i chrzcił Izraelitów po to, aby łatwiej mogli przyjąć naukę Jezusa.
Przed Janem było wielu proroków w Izraelu, a wśród nich był prorok Izajasz żyjący w VI wieku przed Chrystusem. Prorok ten chyba najwięcej ze wszystkich proroków mówił właśnie o przyszłym słudze Bożym, o Jezusie Chrystusie. Mówił On w imieniu Boga Ojca między innymi o tym, że ustanowi Jezusa światłością dla pogan, aby zbawienie dotarło aż do krańców ziemi.
Wtedy jednak jeszcze nie rozumiano dokładnego sensu tych słów.
Jan Chrzciciel, który miał okazję spotkać Jezusa na swej drodze życia, on również wypowiadał proroctwa, które częściowo już można było oglądać. Nie dane mu było zobaczyć ostatecznego sensu tych proroctw, którym jest śmierć i zmartwychwstanie Jezusa Chrystusa, bo wcześniej król Herod na prośbę Herodiady kazał go ściąć jeszcze za ziemskiego życia Jezusa.
Natomiast sytuacja opisana w przeczytanym dziś fragmencie Ewangelii miała miejsce w Betanii, nad Jordanem, gdzie Jan chrzcił. Pewnego razu Jan zobaczył Jezusa, który szedł ku niemu i wtedy powiedział: Oto baranek Boży, który gładzi grzech świata. …Przyszedłem chrzcić wodą, aby On mógł się objawić Izraelowi.
Jan dał świadectwo: ujrzałem Ducha, który jak gołębica zstępował z nieba i spoczął nad Nim. …On jest tym, który chrzci Duchem Świętym.Ja to ujrzałem i daję świadectwo, że On jest Synem Bożym.
Tak, kochani!
Ten krótki fragment Pisma Świętego bardzo jasno tłumaczy sens posłannictwa Jezusa Chrystusa: Oto baranek Boży, który gładzi grzech świata. Zatem podstawowym celem ziemskiego życia Jezusa było zgładzenie grzechów ludzi, aby i oni mogli uczestniczyć w życiu wiecznym. Bez tego ostatecznego celu wszystko inne miałoby tylko połowiczne znaczenie; byłoby krótkim epizodem, o którym dziś jedynie moglibyśmy się uczyć na lekcjach historii podobnie jak uczymy się o innych wydarzeniach, które kiedyś miały miejsce i znaczenie tylko dla życia na tej ziemi. Natomiast zgładzenie grzechów ma sens ponadczasowy, czego nie mógł dokonać żaden człowiek, a jedynie Bóg. Zatem dalej mówi Jan Chrzciciel o Jezusie, że On jest Synem Bożym.
Jezus nie tylko zgładził grzech świata, ale zrobił to jako Baranek Boży tzn. nie siłą, przekonywaniem, ale przez cichą śmierć porównywalną do śmierci baranka. – Nie wiem, czy wiecie, że kiedy chce ktoś zabić baranka, to ten baranek zachowuje się tak, jakby wiedział, co go czeka. Z oczu jego płyną łzy, ale nie opiera się tylko cicho podąża do miejsca swego przeznaczenia.
Jeżeli przypomnimy sobie modlitwę Jezusa w Ogrójcu, to jasno możemy zobaczyć, jak bardzo cierpiał Jezus właśnie dlatego, że dokładnie wiedział co Go czeka przed śmiercią na krzyżu, a nawet więcej. On wiedział, jak ludzie będą przyjmować Jego naukę i owoce Jego męki. On wiedział, że wiele milionów ludzi na świecie poprzez wieki nie będzie chciało przyjąć Jego nauki, stylu życia jaki proponował. Wiedział też, że, wielu nie będzie chciało przyjąć łask płynących z krzyża polegających właśnie na odpuszczeniu grzechów, aby mogli być w niebie pomimo wszystko. To widzenie przyszłości było chyba największym bólem i ono właśnie wyciskało nie tylko łzy, ale sprawiało, że Jego pot był jak gęste krople Krwi.
Na szczęście Jezus też widział rzesze ludzi, które poprzez pokolenia aż do samego końca świata będą podążały za Nim korzystając z Jego dobrowolnej ofiary z samego Siebie; wiedział On, że ta ofiara nie będzie daremna.
My kapłani dzisiaj podczas każdej Eucharystii trzymając hostię w dłoniach powtarzamy te same słowa, które wypowiedział Jan: Oto baranek Boży, który gładzi grzech świata. Choć od tamtego czasu minęło już 2000 lat, to wciąż są te same słowa będące przypomnieniem, kim naprawdę dla człowieka jest Chrystus. Słowa wypowiadane mają dla nas bardzo konkretne znaczenie, gdyż ten Baranek Boży ukryty w Eucharystii chce i może być z nami tak blisko, że możemy Go przyjąć do swego serca i razem z Nim realizować nasze normalne, codzienne życie. Nie wiem, czy to rozumiecie…
Ja byłbym bardzo szczęśliwy, gdyby każdy z nas rozumiał Miłość Jezusa do nas między innymi wyrażoną przez Eucharystię i aby podobnie jak Jan Chrzciciel zechciał dać świadectwo: Ja zrozumiałem i doświadczyłem, że Syn Boży jest wśród nas w Eucharystii,oraz żeby dzięki temu świadectwu choć jedna osoba przybliżyła się do Chrystusa.
Na zakończenie naszego skupienia, chciałbym jeszcze zwrócić uwagę na wymowę króciutkiego wstępu do Pierwszego Listu św. Pawła do Koryntian.
Zaczyna się on od słów: Paweł, z woli Bożej powołany na apostoła Jezusa Chrystusa, i Sostenes, brat, do Kościoła Bożego w Koryncie.
Czyli Paweł bardzo jasno zdawał sobie sprawę z tego, kim on jest i do czego został powołany i przez kogo.
Otóż jest on apostołem powołanym przez Samego Boga. Co do tego nie ma on żadnych wątpliwości, więc w ten sposób się przedstawia. – Jest apostołem, więc nie może głosić swoich teorii, własnych myśli, tylko powinien mówić i przekazywać to, do czego i przez kogo został powołany. Nie wolno mu też być biernym, siedzieć cicho w domu nie robiąc nic, bo nie na tym polega apostolstwo. W tym przypadku jego apostolstwo dokonuje się za pomocą słowa pisanego, za pomocą listu do konkretnego Kościoła lokalnego w Koryncie. Zatem jak każdy list, tak i ten jest kierowany do konkretnego adresata.
Kochani, a gdyby dziś, teraz zapytał się każdy z nas samego siebie, to jaka by była odpowiedź?
Kim ja jestem?
Jakie mam zadanie do wykonania?
Jakie daję świadectwo swoim życiem?
Ja np. powiedziałbym, że jestem Misjonarzem Krwi Chrystusa, ale przede wszystkim jestem kapłanem. Jako misjonarz mam podobne zadanie, jak niegdyś apostołowie. Winienem głosić Ewangelię wszystkimi dostępnymi mi środkami. Głosić w kontaktach bezpośrednich jak np. w tej chwili, rozmawiam z Wami. Rozmawiam na temat konkretnego fragmentu Pisma świętego, a nie np. o pogodzie, czy jakimś wybranym filmie. Wiem konkretnie, co jest tematem naszych dzisiejszych rozważań. W te rozważania wciągam też Was wszystkich razem i każdego z osobna. Przesłanie pierwsze tego rozważania jest uświadomienie sobie, kim jestem i jakie mam zadanie. Ja misjonarz, ale też kapłan. Zatem kolejne sprawy, którymi powinienem i chcę się zajmować, to wszystkie obowiązki wynikające z sakramentu kapłaństwa, a więc godne sprawowanie sakramentów Kościoła i nauczanie zgodne z nauką Kościoła, a nie moją własną.
Nauczanie zgodne z Ewangelią i Katechizmem, oraz z tradycją Kościoła w ogóle, a także Kościoła lokalnego, tzn. np. z naszą tradycją obchodzenia Świąt Bożego Narodzenia i wszystkich innych. Świętowanie niedzieli zgodne z planem także nabożeństw.
A wy jakie macie zadanie? W jaki sposób możecie je realizować zgodnie z przesłaniem nauki Chrystusa, nauki Kościoła?
Muszę też sobie zdawać sprawę z tego, do kogo mówię, a więc konkretnie do Was tutaj zebranych, Animatorów, członków WKC podregionu swarzewskiego.
– To formalnie także w świetle geograficznym. Od tego naturalnego położenia miejscowości na mapie świata, Paweł przeszedł do tego, kim są adresaci.
Otóż Paweł napisał: do tych, którzy zostali uświęceni w Jezusie Chrystusie i powołani do świętości wespół ze wszystkimi, którzy na każdym miejscu wzywają imienia Pana naszego Jezusa Chrystusa…
Słowa: do tych, którzy zostali uświęceni w Jezusie Chrystusie i powołani do świętości mógłbym bez wątpienia powiedzieć także do Was, bo wszyscy przez chrzest święty, zostaliście wszczepieni w życie Kościoła, a także przez inne sakramenty i przynależność do WKC, zostaliście uświęceni przez Jezusa Chrystusa. Wszyscy też zostaliście powołani do świętości. Ja też zostałem powołany do świętości tak samo, jak Wy.
Problem tylko w tym, czy o tym pamiętamy i czy rozumiemy, co to znaczy i do czego to uświęcenie i powołanie nas uzdalnia i zobowiązuje.
Co wy na to? Jak to widzicie?
Jak rozumiecie?
Na zakończenie naszego spotkania, kieruję do Was te same słowa, które skierował św. Paweł do swych adresatów:

Łaska wam i pokój od Boga Ojca naszego, i Pana Jezusa Chrystusa! Amen.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz